Skocz do zawartości

cham na drodze


GregorBa

Rekomendowane odpowiedzi

A ja właśnie napiszę, że po terenie zabudowanym jeżdżę przepisowo (chyba że się zagapię ;) i w nosie mam jak ktoś mi błyska światłami, trąbi itp., jego sprawa (choć nie specjalnie zauważam takie reakcję).

Kiedyś jeździłem jak wszyscy, ale ok 2 lata temu zmieniłem praktyki, i porównując oba sposoby poruszania się po drodze, stwierdzam że drugi jest po prostu lepszy.

Jazda jest bardziej płynna, spokojniejsza, łatwiej się innym pojazdom włączyć do ruchu, jest po prostu bezpieczniej, a jak się komuś spieszy to niech wyjdzie z domu po prostu 5 min wcześniej.

  • Lajk 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiadomo, że biegli konstruują swoje opinie najczęsciej, na podstawie notatek sporządzonych przez policjantów, które mogą być wątpliwej jakości. 

 Wiadome jest tylko, to że kiedyś umrzesz ; podobnie jak ja. Nie wiem skąd u Ciebie taka wiedza o biegłych, ale opinia sporządzona li tylko w oparciu o ustalenia policji zwykle jest ostatnią oipinią danego biegłego. Dletego proszę zastanów się co piszerz, bo obrażasz tych fachowców i ich zawód.

 

A biegły w sądzie już swoje doda..

Czyżbyś sugerował, że można zrobić ekspertyzę w oparciu o widzimisię. Praktycznie każda opinia zawiera hipotezy (tworzy się je aby uzasadnić tezę główną i ustalić najbardziej prawdopodobny przebieg zdarzenia. Nie są to jednak domysły, a badania. Czasem okoliczności wskazują na coś zupełnie innego niż to przedstawiają strony postępowania (sprawca będzie kłamał, pokrzywdzony także może "wybielić" swój udział). Od tego właśnie są hipotezy (różne wersje tego samego zdarzenia, a sąd ma zdecydować, która z nich najbardziej odpowiada prawdzie. Biegły nigdy nie wskazuje kto jest winien, on ustala przyczynę zaistnienia zdarzenia i potwierdza, lub wyklucza jego możliwy przebieg..

Edytowane przez hak64
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chciałbym tylko szanownych Panów zapytać, który z was jeździ 50km/h po Warszawie?

 

Ja...  :coffee:

 

A jak ktoś chce w odpowiedzi napisać, że zawsze jeździ przepisowo, to niech tego nie robi...chyba, że ma prawo jazdy od wtorku.

 

Zdecydowana większość z nas jeździ najczęściej zgodnie z prędkością narzuconą przez większość uczestników ruchu. I najczęściej jest to prędkość wyższa niż dozwolona - może nie drastycznie wyższa, ale o 10-20 wyższa.

 

Oczywiście, też nie jestem święty i nierzadko ulegam "presji otoczenia", ale staram się, żeby normą było jednak te 45-55. Szczególnie w takim miejscu jak Targowa: skrzyżowanie, przejście dla pieszych, liczni piesi na chodniku, na innych pasach samochody ograniczające widoczność. O ile jeszcze mogę zrozumieć 70 (czyli licznikowe 75-80!) na pustym wiadukcie bez chodników, to w takim miejscu to już trochę przeginka, a gość na oko mógł mieć więcej, nawet jeśli nie dowierzać tym 89 z szacunków biegłego. Zresztą jestem przekonany, że - jak sam piszesz - zadecydowała tu uporczywa recydywa (i zapewne też styl wcześniejszej jazdy), a nie chwilowa wartość prędkości.

 

Mieszkam na Bielanach w okolicach skrzyżowania Kasprowicza z Sokratesa. Otóż jazda ulicą Sokratesa, lewym pasem z prędkością 50km/h naraża kierowcę na trąbienie, obrzucanie mięsem, nienawistne spojrzenia a w najlepszym wypadku, że jakiś mądry Pan jedzie ci w bagażniku i błyska. 

 

Pozdrowienia z drugiego końca Kasprowicza  :hi:

Edytowane przez bvb
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Czyżbyś sugerował, że można zrobić ekspertyzę w oparciu o widzimisię. Praktycznie każda opinia zawiera hipotezy (tworzy się je aby uzasadnić tezę główną i ustalić najbardziej prawdopodobny przebieg zdarzenia. Nie są to jednak domysły, a badania. Czasem okoliczności wskazują na coś zupełnie innego niż to przedstawiają strony postępowania (sprawca będzie kłamał, pokrzywdzony także może "wybielić" swój udział). Od tego właśnie są hipotezy (różne wersje tego samego zdarzenia, a sąd ma zdecydować, która z nich najbardziej odpowiada prawdzie. Biegły nigdy nie wskazuje kto jest winien, on ustala przyczynę zaistnienia zdarzenia i potwierdza, lub wyklucza jego możliwy przebieg..

 

Jak bym Macierewicza czytał

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Ja... 
razem ze świstakiem jeździcie chyba  :D

 

 

 

Oczywiścnie, też nie jestem święty i nierzadko ulegam "presji otoczenia", ale staram się, żeby normą było jednak te 45-55. Szczególnie w takim miejscu jak Targowa - skrzyżowanie, przejście dla pieszych, liczni piesi na chodniku, samochody zasłaniające widoczność. O ile jeszcze mogę zrozumieć 70 (czyli licznikowe 75-80!) na pustym wiadukcie bez chodników, to w takim miejscu to już trochę przeginka, a gość na oko mógł mieć więcej, nawet jeśli nie dowierzać tym 89 z szacunków biegłego. Zresztą jestem przekonany, że - jak sam piszesz - zadecydowała tu uporczywa recydywa (i zapewne też styl wcześniejszej jazdy), a nie chwilowa wartość prędkości.
 

 

otóż chodzi o coś innego - mianowicie uznanie przez sąd, że kierowca przekraczający prędkość, jest winny - a nie przechodzień, który przebiega na czerwonym!  

 

Rozumiem, że jest to sytuacja okropna, bo chodzi o dziewczynkę, czyjeś dziecko...dlatego z moim stoję ZAWSZE na czerwonym i czekam grzecznie na zielone zanim wejdę na pasy. 

 

Jednak chodzi o fakt, w którym sąd potwierdza, a media propagują wiedzę, że pomimo przechodzenia na czerwonym to jednak kierowca jest winny, bo przekroczył. 

A każdy z nas przekracza. Dojdzie do tego, ze ktoś wyjedzie z boku choć miał czerwone - powie, że ten Pan przekroczył, biegły wyliczy i po herbacie....

 

 

 

Czyżbyś sugerował, że można zrobić ekspertyzę w oparciu o widzimisię.

mam taką...co ciekawe biegły zatrudniony przeze mnie miał absolutnie odwrotne zdanie  

  • Lajk 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Jednak chodzi o fakt, w którym sąd potwierdza, a media propagują wiedzę, że pomimo przechodzenia na czerwonym to jednak kierowca jest winny, bo przekroczył.
   Media bardzo często piszą głupoty. Ale również sprawy nie są zawsze jednoznaczne. Biegły ocenia, czy złamanie danego przepisu przez kierującego miało DECYDUJĄCY WPŁYW NA FAKT DOJŚCIA DO ZDARZENIA. Jeśli uzna, że tak, ocena sprawy bardzo się komplikuje.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trzeba jednak jednoznacznie przyznać. Kultura jazdy w Polsce niestety w dalszym ciągu przypomina bardziej styl Kirgiskiego Dżygita, niż Europejczyka z zachodu kontynentu. Mam okazję często jeździć po Belgii i obserwować tutejsze zwyczaje na drodze. Bogaci Panowie tutaj lubią Maserati i jest ich sporo. Są też Astony, Porszawki i inne. Najbardziej mi się podoba jak Pan z rykiem ośmiu cylindrów wyrywa spod świateł, żeby z prędkością błyskawicy rozpędzić się do 50-60km/h i już mrucząc cichutko, grzecznie dojechać do kolejnych świateł. 

 

aaa i zauważyłem jeszcze jedno - mój OBK 2.5 w Antwerpii pali dużo mniej niż niż w Warszawie - jak to możliwe? 

 

Od kilku lat staram się jeździć w mieście przepisowo. Nie zawsze mi się udaje, bo życie to życie. Jednak uważam, że da się to zrobić, a 50 na zwykłych ulicach i 80 na przelotówkach to odpowiednie, wystarczające prędkości (i pali mniej)  :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

otóż chodzi o coś innego - mianowicie uznanie przez sąd, że kierowca przekraczający prędkość, jest winny - a nie przechodzień, który przebiega na czerwonym!
 
 
Nie chcę teraz zaczynać długiej dyskusji światopoglądowej ;-) bo ogólnie uważam, że zielone światło i pierwszeństwo nie może mieć absolutnego priorytetu, inaczej skutki są opłakane. Pod tym względem całkowicie się zgadzam z wyrokiem i uważam, że jeśli dzięki niemu kilka osób się opamięta, to bezpieczeństwo wzrośnie. Natomiast oczywiście moje poglądy nie mają nic wspólnego z obowiązującym porządkiem prawnym i tu już nie czuję się kompetentny do oceny, czy sędzia nie naciągnął hierarchii przepisów drogowych.
 

 

Od kilku lat staram się jeździć w mieście przepisowo. Nie zawsze mi się udaje, bo życie to życie. Jednak uważam, że da się to zrobić, a 50 na zwykłych ulicach i 80 na przelotówkach to odpowiednie, wystarczające prędkości (i pali mniej)  
 
No i o to chodzi :-) Ja też się z tym nie urodziłem ;-)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Ojciec Założyciel

 

 

otóż chodzi o coś innego - mianowicie uznanie przez sąd, że kierowca przekraczający prędkość, jest winny - a nie przechodzień, który przebiega na czerwonym!

Ja to odczytałem inaczej. Kierowca został obarczony współwiną za zaistniałe zdarzenie ( w/g mnie, uwzględniając prędkość, z którą jechał jak i ogólne warunki ruchu w tym miejscu - słusznie )

 

Pozdrowienia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

otóż chodzi o coś innego - mianowicie uznanie przez sąd, że kierowca przekraczający prędkość, jest winny - a nie przechodzień, który przebiega na czerwonym!

Ja to odczytałem inaczej. Kierowca został obarczony współwiną za zaistniałe zdarzenie ( w/g mnie, uwzględniając prędkość, z którą jechał jak i ogólne warunki ruchu w tym miejscu - słusznie )

 

Pozdrowienia

Ja też tak to odczytałem. Wymiar kary natomiast jest wynikiem recydywy i braku zmiany sposobu jazdy mimo poprzednich kar, które okazały się nieskuteczne.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

mam taką...co ciekawe biegły zatrudniony przeze mnie miał absolutnie odwrotne zdanie  

 

W głośnej sprawie wypadku naszej pływaczki było kilkanaście różnych opinii w tym i takie które się praktycznie wzajemnie wykluczały. Istotą rzeczy jest fakt, że opinia biegłego ma odpowiadać na pytania postawione przez organ procesowy. Jeśli zatem policjant, prokurator, czy sędzia raczy zapytać, czy "zaćmienie słońca na półkuli południowej miało wpływ na czas rekacji kierującego", to na takie właśnie pytanie będzie musiał odpowiedzieć biegły. Po drugie - strona postępowania  (czy to sprawca, czy poszkodowany) znają rzeczywisty przebieg zdarzenia i swoje wnioski wyciągają na podstawie własnych zapamiętanych faktów. Natomiast biegły musi poskładać opinię z ustaleń policji, własnych pomiarów, zeznań świadków oraz opowieści (celowo piszę opowieści), bo z rzeczywistością często niewiele ma to wspólnego stron postępowania. Nie powinno więc dziwić, że ekspertyza może się różnić od indywidualnego odczucia jednej ze stron. Nawet tu na forum można znaleźć taki przypadek, choćby tu:  https://forum.subaru.pl/index.php?/topic/62068-prosba-o-ocene-uszkodzen-i-podpowiedz-co-dalej-robic/

Edytowane przez hak64
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja to odczytałem inaczej. Kierowca został obarczony współwiną za zaistniałe zdarzenie ( w/g mnie, uwzględniając prędkość, z którą jechał jak i ogólne warunki ruchu w tym miejscu - słusznie )

 

Ja też tak to odczytałem. Wymiar kary natomiast jest wynikiem recydywy i braku zmiany sposobu jazdy mimo poprzednich kar, które okazały się nieskuteczne.

 

 

Współwiną - dość rozsądnie. Jednak, nie znaczy to chyba, że Pan jest winny przekroczenia prędkości, a dziewczynka wtargnięcia co w efekcie pozbawiło ją życia. Tylko jednak obarczyli gościa w jakiś sposób winą za pobawienie życia dziecka. Może nie wprost, ale jednak. 

 

Sama kara jest dla mnie nieważna, bo Pan najwyraźniej święty nie był i zapewne stąd dostał 4,5 roku mamra. 

 

Ciekawe jaki wyrok usłyszałby przeciętny kierowca bez wcześniejszych wyroków. 

 

@@hak64 z mooch doświadczeń wynika, że ekspertyza produkowana przez biegłego - to nie jest nauka ścisła. 

W sprawie którą mam na myśli, na podstawie tych samych danych, dotyczących tego samego zdarzenia i pochodzących z tego samego źródła, jeden biegły wyliczył, że byłem w stanie się zatrzymać, a inny że nie miałem najmniejszych szans. Zatem należy wziąć pod uwagę, że ekspertyzy biegłych są dalekie od doskonałości i często obarczone błędem, który trudno uznać, że mieści się w zakresie błędu pomiaru - a mogą być decydujące dla być albo nie być zainteresowanego.

 

Pomijam już sytuacje jak niedawno oglądany przeze mnie program o biegłym grafologu, bodajże z Legnicy, który był takim grafologiem jak ja baletnicą. I będąc w spisie biegłych sądowych, spieprzył kilkunastu osobom życie.   

Edytowane przez bardzozlymisio
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czyli z góry zakładasz, że ktoś Cię wnerwi, sprowokuje, cholera wie co jeszcze. Z takim nastawieniem to faktycznie

Uważasz, że w ten sposób ktoś może myślami wpływać na rzeczywistość, na to, co zrobią inni??? O, to już ocieramy się o doznania religijne. Proszę o naukowy dowód, że można w ten sposób wpływać na to, czy mi np. ktoś zajedzie drogę czy nie. Mogłoby to być bardzo użyteczne.

Najbardziej wkurzające jest to, że 70 % uwagi poświęcam na uniknięcie wypadku, potencjalnie spowodowanego przez współużytkowników, a 30 % na własną jazdę. Kiedyś było inaczej.

Dokładnie tak. W Krakowie ostatnio trzeba jeszcze co do centymetra patrzeć na boki (a nie do przodu) w okolicach przejść dla pieszych, bo jest łapanka policji. I o ile chamskiego i na pełnej prędkości wyprzedzania na przejściu nie toleruję, o tyle niektóre z pokazywanych w TV "wyprzedzań" są tak naciągane, że w życiu bym mandatu nie przyjął i szedł do sądu. Naprawdę centymetry... W końcu kogoś rozjadę, bo będę patrzył wyłącznie w bok, czy się wysuwam przed pojazd obok czy nie. Pytanie od kolegi z pracy: co by było w takiej sytuacji: jadę dwupasmówką równo z policją. Dojeżdżamy do przejścia. Ja nagle po hamplach tuż przed przejściem i policja "przelatuje" obok mnie. Tracą od razu prawko i wywalają ich z pracy? ;-) Co ciekawe, jest nawet film pokazujący, jak policja celowo zwalnia przed pustym przejściem dla pieszych, żeby potem ukarać kogoś mandatem. Dla mnie naciągane.

 

 

A kiedy ostatnio Tichy czy mz56 wybraliście się po prostu na przejażdżkę?

Uwielbiam jeżdżenie samochodem i wbrew Twoim insynuacjom robię częste (na ile czas pozwala) wypady autem tylko po to, żeby "się przejechać". Faktycznie jednak wybieram wtedy trasy, dni i godziny tak, żeby jak najmniej aut spotkać po drodze. Istnieje wtedy mniejsza szansa, że ktoś mi wyjedzie bez patrzenia z podporządkowanej, że zmieni pas metr przede mną i dopiero POTEM mignie kierunkowskazem, że pod koła wejdzie człowiek... Widzisz, mówimy tu o codziennym ruchu w zatłoczonym mieście, w dodatku mieszkańcy Małopolski, hmmm, nie są uznawani za mistrzów kierownicy i intelektu, więc bywa różnie ;-)

 

 

"mistyczny promień śmierci" zamontowany w samochodzie...

O YES! :yahoo:

 

 

ja jakiś czas temu podjąłem decyzję, że widzę w ludziach tylko dobre rzeczy i tylko takie zauważam, nie myślę o negatywach

Widzisz, Ty wypracowałeś sobie taką metodę, ja inną. Byłem do niedawna mniej więcej taki, jak opisałeś, ale doświadczenia wielu lat życia pomału, ale definitywnie przekonały mnie do czegoś innego. Powtarzam, czysty empiryzm, nie żadne wydumane teorie czy filozofie. Nie dziwi mnie to, to wcale nie oznacza, że Ty masz coś z głową albo że to ja jestem głupi: często ludzie w podobnych sytuacjach wypracowują sobie zupełnie inne reakcje i metody zachowań - takie, które IM się sprawdzają. Dość drastycznym, ale w 100% prawdziwym przykładem niech będą dwie osoby znane mi osobiście, które przeszły przez piekło obozów koncentracyjnych. Jedna osoba stała się po tym wszystkim zagorzałą ateistką, druga - maniakiem religijnym. Obie osoby twierdziły, że tylko taka postawa pomogła im przetrwać.

 

 

Tylko, że to wątek o chamstwie na drodze i może dlatego wydaje się, że mz56 i Tichy spotykają na drodze samych chamów i wariatów? ;)

Gratuluję używania intelektu, serio :-) No właśnie, rozmawiamy o chamstwie. Gdyby był wątek o najfajniej jadących, to na pewno nie raz bym tam napisał - całkiem sporo kierowców mijanych na co dzień wykazuje się wysokimi umiejętnościami, a niektórzy to wręcz widać, że umieją myśleć za siebie i 10 naokoło. Tu jednak wykazujemy przypadki mniej ciekawe :-( A marudzę, bo ostatnio chamstwo i bezmyślność się nasiliły. Powiem tak: codziennie robię 20-25 km po mieście w godzinach szczytu. Nie ma dnia bez sytuacji, gdy byłem od włos o stłuczki i tylko MOJA reakcja pozwoliła jej uniknąć. Pracuję z dwoma kolegami, też codziennie dojeżdżają do pracy i CODZIENNIE wymieniamy się rano informacjami, jaka to sytuacja nam się przydarzyła. WSZYSCY mamy to samo! Co ciekawe, jeden z kolegów jeździ BMW, a takich aut zazwyczaj się ludzie boją i nie wyjeżdżali jeszcze do niedawna pod maskę BMW, wiadomo, czemu ;-) Wkurzam się wtedy tylko, gdy taka sytuacja mogła realnie zagrozić mnie lub pasażerom, tylko że niestety jest to coraz częstsze. Mam rejestrator i dawniej nawet kolekcjonowałem takie filmy, ale teraz już mi się nie chce tracić na to czasu, poza tym jest ich tyle, że nie ma szans na robienie archiwum. No właśnie, dawniej miałem taki film raz na tydzień, teraz - raz na dzień... A czy to czyjaś głupota, brak umiejętności czy celowość, to mnie nie interesuje i nie będę różnicował: wyjechałeś autem, to masz myśleć i umieć. Jak nie, to traktuję to jako celowe działanie. Jak byłem żółtodziobem, to jeździłem prawym pasem, na jednopasmówkach przepuszczałem ludzi zwalniając i migając prawym migaczem, grzecznie czekałem, aż mnie ktoś wpuści z podporządkowanej, a nie szalałem z przekraczaniem prędkości slalomem między autami i nie ryłem się nikomu pod maskę. Mogłem ja, mogą i inni, nikt ich nie zwolnił.

 

 

W moim odczuciu ogólnie na drogach jest kulturalniej, niż kilka lat temu.

Mam DOWODY z rejestratora, które temu przeczą. Jest zdecydowanie gorzej.

Edytowane przez Tichy
  • Do kitu 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Widzisz, Ty wypracowałeś sobie taką metodę, ja inną. Byłem do niedawna mniej więcej taki, jak opisałeś, ale doświadczenia wielu lat życia pomału, ale definitywnie przekonały mnie do czegoś innego. Powtarzam, czysty empiryzm, nie żadne wydumane teorie czy filozofie. Nie dziwi mnie to, to wcale nie oznacza, że Ty masz coś z głową albo że to ja jestem głupi: często ludzie w podobnych sytuacjach wypracowują sobie zupełnie inne reakcje i metody zachowań - takie, które IM się sprawdzają. Dość drastycznym, ale w 100% prawdziwym przykładem niech będą dwie osoby znane mi osobiście, które przeszły przez piekło obozów koncentracyjnych. Jedna osoba stała się po tym wszystkim zagorzałą ateistką, druga - maniakiem religijnym. Obie osoby twierdziły, że tylko taka postawa pomogła im przetrwać.

 

 

NIe wiem czy tylko ja to zauważam, ale cały ten post to jedno wielkie "JA", z obozowiczami też że musieli po swojemu przetrwać - zgoda w 100 %, po swojemu musieli poradzić sobie z sytuacją ale czy wyładowują się na ludziach? obwiniają wszystkich za Hitlera? 

A weź teraz zastanów się nad tym co napisałeś wcześniej jak "napadasz" na ludzi agresją, obrazami, textami o używaniu mózgu itd. Czy tak samo postępujesz z innymi ludźmi? albo np. z podwładnymi? A może z własnymi dziećmi? NIe żebym się wtrącał ale dzieci będą postępować nie jak Ty im MÓWISZ tylko jak Ty sam POSTĘPUJESZ. Bo jakoś nie wierzę że tu piszesz o takiej agresji, po prostu piana i żółć a poza samochodem jesteś aniołem i przykładnym człowiekiem sukcesu... Od lat dużo pracuję z ludźmi i zauważam dziesiątki powtarzających się schematów, w skali ostatniego roku przeczytałem kilkadziesiąt książek o rozwoju osobistym takich autorów jak Brian Tracy, Dale Carnegie, John Maxwell, Zig Ziglar, Jack Canfield, Napoleon Hill + kupę fajnych biografii i tam również powtarzają się dziesiątki tych samych uniwersalnych schematów czy to w życiu osobistym, zawodowym, w wychowaniu dzieci czy w sporcie - nie musisz wierzyć ale opierdzielanie ludzi i agresja nie przynosi ŻADNYCH POZYTYWNYCH skutków.

​A może po prostu musisz kogoś opierdzielić na drodze żeby poczuć się lepiej?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

cały ten post to jedno wielkie "JA"

Wszyscy wokół są ostatnio egoistami, młodzi gniewni, bezstresowo wychowani, to co, ja nie mogę? ;-)

Czy tak samo postępujesz z innymi ludźmi?

Od kilku lat tak.

albo np. z podwładnymi?

Nie mam podwładnych ;-)

A może z własnymi dziećmi?

Zwracam im uwagę, że mają przede wszystkim myśleć.

a poza samochodem jesteś aniołem i przykładnym człowiekiem sukcesu

Nie jestem aniołem, ale wytrzymać się da - może nie Ty, ale są tacy, co dają radę ;-) Nie jestem człowiekiem sukcesu, jeżeli taki jesteś ciekawy. Nie ten typ charakteru - za mało przebojowości i pewności siebie.

opierdzielanie ludzi i agresja nie przynosi ŻADNYCH POZYTYWNYCH skutków.

Mnie się sprawdza co innego - sorry, życie mnie nauczyło, przez większość życia byłem inny. Jak mnie chcesz przekonać słowami czy książkami, skoro PRAKTYKA pokazała mi, że obecne podejście sprawdza mi się lepiej niż dotychczasowe, wpojone przez rodziców, dziadków, szkołę itp.?

A może po prostu musisz kogoś opierdzielić na drodze żeby poczuć się lepiej?

Zdecydowanie nie. Mam problemy sercowe i jeżeli tylko mogę, to unikam nerwów. Napisałem: tylko gdy ktoś spowoduje zagrożenie dla mnie lub rodziny, olewam tych, co "zwyczajnie" zajechali (ale nie zepchnęli mnie np. na pobocze). Wolałbym, żeby inni kierowcy w ogóle nie istnieli, wtedy nigdy bym nikogo nie ochrzanił. Zresztą ja nie wyklinam ani nic z tych rzeczy. Owszem, dwie ostatnie sytuacje nie były zagrożeniem, ale zwyczajnie mi nerwy puściły. 2 na 30 przypadków, w pozostałych ani ręką nie machnąłem przez szybę, uważam, że nie jest źle.

Edytowane przez Tichy
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajne tematy poruszacie więc może dal rozluźnienia dorzucę 3 grosze....

Od ponad roku przez 5 dni w tygodniu poruszam się po stolicy i po mały zaczynam się przyzwyczajać do "specyficznej kultury" drogowej :)

Nie przejmuję się tym, że jestem notorycznie opierniczany, że za wolno tankuje ( nigdy do tej pory mi się to nie zdarzyło) i że nikt nie dziękuje światłami za wpuszczenie do ruchu. Widać takie zasady ale wczoraj nastąpiło przełom. Pierwszy raz ktoś podziękował i kto to był? Kierowca OBK SBD MY10 :)

Moja wiara została odbudowana :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

i że nikt nie dziękuje światłami za wpuszczenie do ruchu. Widać takie zasady

 

Ciekawe, jak różne mamy odczucia. Ja mam wrażenie, że dziękuje zdecydowana większość, nawet w takich wypadkach, gdy niewpuszcznie byłoby sprzeczne z przepisami/rozsądkiem/przyzwoitością (typu zamek błyskawiczny czy powstrzymanie się od wjechania na skrzyżowanie, za którym nie ma miejsca). Szczerze mówiąc, tego migania jest dla mnie nawet za dużo i wolałbym, żebyśmy się wzajemnie wpuszczali bez takich ceregieli :) Sam migam często wbrew sobie, zobligowany tylko przyjętymi zwyczajami ;)

  • Lajk 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale co macie do migania?

Ktoś kogoś wpuszcza, ten mu dziękuje - to wydaje mi się najnormalniejsze w świecie. Jak kupuję gazetę w kiosku, to też najpierw mówię dzień dobry, a na koniec mowię dziękuję. Chociaż mógłbym położyć 10 na ladzie, powiedzieć: gazetę wyborczą! wziąć gazetę, resztę i odejść bez słowa. Z punktu widzenia prawa transakcja przebiegła legalnie. 

 

Jadę autem w nocy, dojeżdżam do ciężarówki, nic z przeciwka nie jedzie, włączam migacz i zaczynam wyprzedzać, w tym momencie kierowca włącza długie i kiedy się z nim zrównuję - wyłącza je. Ja kończę manewr, zjeżdżam na swój pas, migam awaryjnymi, on 'odmiguje' długimi. Wydaje mi się bardzo w porządku. 

 

Jadę lwym pasem, który się kończy - o na przykład w Wawie zjeżdżam z mostu północnego w lewo na Modlińską. Tam się kończy pas równo po lewej, jak i po prawej - jedzie tylko środkowy. Kierowcy się tam wpuszczają, bo inaczej zrobi się korek na pół mostu. I większość sobie dziękuje miganiem - to źle? Dużo większy problem to to ,że średnia prędkość na tym moście większości aut przekracza 100km/h. Spróbujcie kiedyś przejechać most północny lewym pasem 80km/h (czyli maksymalną dozwoloną prędkością na środkowym odcinku mostu) :D  

 

W Polsce kultura jazdy jest w dalszym ciągu pod zdechłym Azorkiem. Zdecydowanie nam bliżej do Ukraińców niż Niemców. Dziękowanie i uprzejmość na drodze edukuje uczestników ruchu. Przynajmniej taką mam nadzieję. To, że na zachodzie się nie miga, lub rzadko miga to żaden argument - u nich kultura jazdy jest na dużo wyższym poziomie. 

  • Lajk 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chodziło mi o różnice w postrzeganiu - Adam dziś pierwszy raz od roku zaobserwował dziękowanie, a mi co chwila ktoś miga, nawet wtedy, gdy jest to przysłowiowa gazeta z Twojego kiosku. Może jestem bardziej zarośnięty i ludzie się nie spodziewają ludzkich odruchów ;-)

 

Natomiast jeśli chodzi o Modlińską, to miganie co drugiego samochodu w każdym miejscu, gdzie kończy się jakiś pas (a jazda na suwak jest dla mnie całkowicie naturalnym rozwiązaniem, niezależnie od długości korka) osobiście uważam za przesadę. Jeśli w moim polu widzenia ktoś włącza światła awaryjne co kilka sekund, to jednak trochę rozprasza i odciąga uwagę od kierunkowskazów :) Do tego zmniejsza płynność ruchu, bo mignięcie koliduje ze zmianą biegu. Oczywiście to są drobiazgi, więc przystosowuję się do przyjętych reguł, ale zdanie mam, jakie mam. Do przykładu z kioskiem bardziej pasuje gest głową lub ręka. W końcu kioskarz nie sięga po wyłącznik i nie mruga lampką na pożegnanie każdego klienta :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

jazda na suwak jest dla mnie całkowicie naturalnym rozwiązaniem
 

mam nadzieję, że z czasem będzie naturalna dla większości, bo w tej chwili nie jest. Naturalne za to jest jest blokowanie kończącego się pasa np. przez Panów w tirach. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja też uważam, że z tym dziękowaniem to przesada zresztą zgodnie z literą prawa światła do czego innego służą - jak już to podniesienie ręki co też bywa widoczne. Rozumiem taką potrzebę bo bywa, że mały gest uprzejmości jest dość niespotykany. Na szczęście to się zmienia i złośliwość pomału jest w odwrocie. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...