Skocz do zawartości

cham na drodze


GregorBa

Rekomendowane odpowiedzi

Zauważ, że sam nabór do policji, to selekcja ludzi o określonych cechach. Nie ma tam miejsca dla tych, którzy obawiają się własnego cienia. Za to preferowane są jednostki odporne na stres, skłonne do poświęceń i reagujące na agresję innych. Tych cech nie da się stosować wyłącznie w życiu zawodowym.

Pomijając to, że trochę (a nawet mocno) to podkoloryzowałeś, to chyba mylisz "stosowanie danych cech" ze zwykłym kozaczeniem.

 

 

Nie widzę w tym żadnej mojej winy. A cytowany przez sjak art p.r.d. nie ma tu praktycznego zastosowania, bowiem to kierujący mercedesem miał "zajęty" pas ruchu, a skoro tak, to on powinien zachować szczególną ostrożność i dostosować prędkość do warunków na drodze, by nie powodując zagrożenia dla innych uczestników ruchu zjechać na lewy pas.

 

 

Wg Ciebie, jeśli on złamał przepis, to upoważnia innych również do analogicznego zachowania, z tworzeniem zagrożenia włącznie.

 

Wiesz, kiedyś miałem epizod w życiu szkolenia policjantów w Legionowie. Zawsze łapaliśmy się za głowę, jak w dyskusjach któryś używał takich argumentów i ... wnioskowaliśmy o przesunięcie go na krawężnika. 

 

 

       

 

Zakładając (hipotetycznie) sytuację, w której ja hamuję robiąc miejsce dla owego narwańca, co by się stało, gdyby i on zaczął hamować? Ano to, że obaj mogliśmy wylądować na krawężnikach. To samo dotyczy przypadków, gdy z przeciwnego kierunku ruchu ktoś podejmuje manewr wyprzedzania pchając się na czołówkę. Jaką masz gwarancję, że zjeżdżając na pobocze, czy w pole unikniesz zderzenia. Przecież ten kierowca może podjąć taki sam manewr i jeszcze będzie cię oskarżał, że gdybyś kontynuował jazdę swoim pasem, to do zdarzenia by nie doszło.

 

Ty naprawdę wierzysz w to co piszesz? :o Rzadko nie wiem, jak coś skomentować. Chyba tylko, że nikt Ci  nie udowodni, że białe jest białe ...

Edytowane przez sjak
  • Lajk 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Czyli to z troski o innych sprowokowałeś wypadek jakiegoś pajaca,
 Nie ja spowodowałem, a on sam. chciałem także zauważyć, że wypadek to czyn z art 177 kk (z ofiarami w ludziach). Tu skończyło się na kolizji z krawężnikami. Ponadto stojąc na skrzyżowaniu facet widział, że jego pas ruchu jest rozkopany i prowadzone są tam roboty drogowe. Miał wystarczająco dużo czasu by zwolnić i zmienić pas ruchu. Nie widzę w tym żadnej mojej winy. A cytowany przez sjak art p.r.d. nie ma tu praktycznego zastosowania, bowiem to kierujący mercedesem miał "zajęty" pas ruchu, a skoro tak, to on powinien zachować szczególną ostrożność i dostosować prędkość do warunków na drodze, by nie powodując zagrożenia dla innych uczestników ruchu zjechać na lewy pas. Co niektórym tu się jednak wydaje, ze na drodze obowiązuje zasada "dostałeś w pysk, to nadstaw drugi policzek"

 

1. Napisałem, że sprowokowałeś, a nie spowodowałeś, to istotna różnica

 

2. W jaki to sposób "dostałeś w pysk", że musiałeś reagować ścigając się spod świateł z kolesiem? Tym, że przygazował stojąc obok? A jeżeli chodziło o wspomnianą troskę o innych, to naprawdę pracując w drogówce nie ma lepszych sposobów na załatwienie takiej sytuacji?? 

  • Lajk 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

A jeżeli chodziło o wspomnianą troskę o innych, to naprawdę pracując w drogówce nie ma lepszych sposobów na załatwienie takiej sytuacji
  No, wtedy nie było.

 

jeśli on złamał przepis, to upoważnia innych również do analogicznego zachowania, z tworzeniem zagrożenia włącznie.  
A który przepis złamałem? To że dałem się podpuścić, nie ulega wątpliwości i nawet przyznaję, że można to nazwać "kozaczeniem", ale nie złamałem żadnego przepisu, a tym bardziej nie wytworzyłem zagrożenia ( o tym można by mówić, gdybym to ja wpakował się przed jego maskę, zmuszając do zmiany pasa ruchu, czy podjęcia innego, ryzykownego manewru).
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A który przepis złamałem? To że dałem się podpuścić, nie ulega wątpliwości i nawet przyznaję, że można to nazwać "kozaczeniem", ale nie złamałem żadnego przepisu

I Ty byłeś stróżem prawa na drodze? :o

Przepis Ci przytoczyłem. Przeczytaj i zastanów się nad jego sensem i po co jest taki zapis w prd.

 

a tym bardziej nie wytworzyłem zagrożenia

Ale widząc stworzone przez kogoś innego zagrożenie, MAJĄC taką możliwość, nie uczyniłeś nic, aby to temu zagrożeniu zapobiec czy je zminimalizować. Właśnie o tym mówi końcowa część cytowanego przeze mnie przepisu.

Odrębną sprawą jest, że nawet jadąc swoim pasem, widząc tę konkretną sytuację i znając "plany" dalszej jazdy kierowcy obok, wymuszone chociażby infrastrukturą drogową,  zdawałeś sobie sprawę z tego, że "dając w pedał" spowodujesz, że w końcu dojdzie do sytuacji niebezpiecznej. Co więcej -  działałeś nawet z takim zamiarem. Dla mnie jest to popełnieniem wykroczenia z cytowanego zapisu.

Edytowane przez sjak
  • Lajk 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

A który przepis złamałem? To że dałem się podpuścić, nie ulega wątpliwości i nawet przyznaję, że można to nazwać "kozaczeniem", ale nie złamałem żadnego przepisu, a tym bardziej nie wytworzyłem zagrożenia
I takich zachowań uczą na szkoleniach w policji?
  • Lajk 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@@sjak, a co tu komentować ;) Zresztą już na początku lipca kolega @@hak64 dał się poznać od tej strony, w innym wątku co prawda.

 

 


I możecie mi wierzyć, lub nie, kto choć raz miał ze mną do czynienia na drodze, nigdy nie wątpił, że i tak mu się udało.

 

 

Obyś nie trafił na tych, których ja uczyłem roboty!

 

Nie mam pytań :)

 

@@hak64, gdybyś wówczas odpuścił temu Mercedesowi, to wykazałbyś się dojrzałością, kulturą osobistą i mógłbyś się wpisać do konfesjonału. A tak, wyszedłeś na "nauczyciela" i chama na drodze. O przepisach już nawet nie wspomnę ;) Sorry ...

 

Rzeczywiście, nauczyłeś tamtego kierowcę szacunku :facepalm:

  • Lajk 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

MAJĄC taką możliwość, nie uczyniłeś nic, aby to temu zagrożeniu zapobiec czy je zminimalizować.

 Mając, na uwadze, że tamten może podjąć manewr hamowania, lub jakiś inny, nie zmieniałem ani toru jazdy, ani prędkości. Ponadto  

 

już po kolejnych 10-20 m mam jego przedni zderzak na wysokości mojego tylnego.

podjęcie hamowania przeze mnie w takiej sytuacji wręcz uniemożliwiło by gościowi zmianę pasa ruchu (gdyby oczywiście zechciał to zrobić). Jego wybór był jednak inny. Inna rzecz, że jak widać wcale nie jestem dumny z końcowego efektu.

 

z drugiej jednak (o tym pomyślałem znacznie później), zastanawiałem się, co by było, gdyby ten zawodnik nie hamował, tylko zepchnął mnie na przeciwległy pas, na czołówkę!?
Aga, wyjęte z kontekstu zdanie nie są i nie mogą być miarodajne!
Edytowane przez hak64
  • Do kitu 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mając, na uwadze, że tamten może podjąć manewr hamowania, lub jakiś inny, nie zmieniałem ani toru jazdy, ani prędkości.

 

@@hak64, ale komu i co usiłujesz wciskać?  Widzisz szalejącego gościa, gul Ci podskakuje, ustawia się na kończącym pasie i prowokuje do wyścigów, Tobie testosteron wylewa się nosem i dajesz w pedał, byle go tylko przed siebie nie wpuścić. Dodatkowym "bonusem" jest szansa, że gość nie da rady i przydzwoni. Jakiekolwiek dorabianie sobie teorii jest bez sensu. Było to działanie z wiedzą, że wyścigi w tym miejscu będą niosły ze sobą duże prawdopodobieństwo wystąpienia sytuacji kolizyjnej. Działałeś z taką wiedzą, więc ryzyko tego było  w nie wkalkulowane. CO więcej, miałeś nadzieję, że tak się to skończy, powiem więcej - działałeś z bezpośrednim zamiarem doprowadzenia do takiego zdarzenia. A, że potem na chłodno przemyślałeś i sam doszedłeś do wniosku, że mądre to nie było, to zacząłeś sobie dorabiać teorie mające Cię usprawiedliwić głównie przed samym sobą ...

A nie lepiej po prostu stwierdzić, że dałeś się podpuścić jak szczeniak, że przegrałeś walkę z własnym testosteronem i wyciągnąć wnioski na przyszłość?

Stawiam dolary przeciwko orzechom, że prawie, jeśli nie każdy z nas tu ma w swojej historii kierowcy bardzo niechlubne epizody, ale nie staramy się robić z tego atrybutów naszej męskości. Dla dojrzałego faceta jest to raczej powód do wstydu (i przede wszystkim bolesna psychicznie lekcja)  niż i dumy i obnoszenia się z tym  ...

Edytowane przez sjak
  • Lajk 11
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Mając, na uwadze, że tamten może podjąć manewr hamowania, lub jakiś inny, nie zmieniałem ani toru jazdy, ani prędkości.

 

@@hak64, ale komu i co usiłujesz wciskać?  Widzisz szalejącego gościa, gul Ci podskakuje, ustawia się na kończącym pasie i prowokuje do wyścigów, Tobie testosteron wylewa się nosem i dajesz w pedał, byle go tylko przed siebie nie wpuścić. Dodatkowym "bonusem" jest szansa, że gość nie da rady i przydzwoni. Jakiekolwiek dorabianie sobie teorii jest bez sensu. Było to działanie z wiedzą, że wyścigi w tym miejscu będą niosły ze sobą duże prawdopodobieństwo wystąpienia sytuacji kolizyjnej. Działałeś z taką wiedzą, więc ryzyko tego było  w nie wkalkulowane. CO więcej, miałeś nadzieję, że tak się to skończy, powiem więcej - działałeś z bezpośrednim zamiarem doprowadzenia do takiego zdarzenia. A, że potem na chłodno przemyślałeś i sam doszedłeś do wniosku, że mądre to nie było, to zacząłeś sobie dorabiać teorie mające Cię usprawiedliwić głównie przed samym sobą ...

A nie lepiej po prostu stwierdzić, że dałeś się podpuścić jak szczeniak, że przegrałeś walkę z własnym testosteronem i wyciągnąć wnioski na przyszłość?

Stawiam dolary przeciwko orzechom, że prawie, jeśli nie każdy z nas tu ma w swojej historii kierowcy bardzo niechlubne epizody, ale nie staramy się robić z tego atrybutów naszej męskości. Dla dojrzałego faceta jest to raczej powód do wstydu (i przede wszystkim bolesna psychicznie lekcja)  niż i dumy i obnoszenia się z tym  ...

 

+1.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

już po kolejnych 10-20 m mam jego przedni zderzak na wysokości mojego tylnego. podjęcie hamowania przeze mnie w takiej sytuacji wręcz uniemożliwiło by gościowi zmianę pasa ruchu (gdyby oczywiście zechciał to zrobić). Jego wybór był jednak inny. Inna rzecz, że jak widać wcale nie jestem dumny z końcowego efektu.
Gdybyś wiedział, że się przewrócisz, to byś sobie usiadł. Ja gdybym wiedział, że gościu będzie cisnął do upadłego, pewnie bym nie podejmował walki. Stało się inaczej, a w pewnym momencie nie było już możliwości zrobić inaczej, bo faktycznie moje hamowanie mogło tylko pogorszyć sytuację (za rufą miałem przecież inne auta).  
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Mając, na uwadze, że tamten może podjąć manewr hamowania, lub jakiś inny, nie zmieniałem ani toru jazdy, ani prędkości.

@@hak64, ale komu i co usiłujesz wciskać? Widzisz szalejącego gościa, gul Ci podskakuje, ustawia się na kończącym pasie i prowokuje do wyścigów, Tobie testosteron wylewa się nosem i dajesz w pedał, byle go tylko przed siebie nie wpuścić. Dodatkowym "bonusem" jest szansa, że gość nie da rady i przydzwoni. Jakiekolwiek dorabianie sobie teorii jest bez sensu. Było to działanie z wiedzą, że wyścigi w tym miejscu będą niosły ze sobą duże prawdopodobieństwo wystąpienia sytuacji kolizyjnej. Działałeś z taką wiedzą, więc ryzyko tego było w nie wkalkulowane. CO więcej, miałeś nadzieję, że tak się to skończy, powiem więcej - działałeś z bezpośrednim zamiarem doprowadzenia do takiego zdarzenia. A, że potem na chłodno przemyślałeś i sam doszedłeś do wniosku, że mądre to nie było, to zacząłeś sobie dorabiać teorie mające Cię usprawiedliwić głównie przed samym sobą ...

A nie lepiej po prostu stwierdzić, że dałeś się podpuścić jak szczeniak, że przegrałeś walkę z własnym testosteronem i wyciągnąć wnioski na przyszłość?

Stawiam dolary przeciwko orzechom, że prawie, jeśli nie każdy z nas tu ma w swojej historii kierowcy bardzo niechlubne epizody, ale nie staramy się robić z tego atrybutów naszej męskości. Dla dojrzałego faceta jest to raczej powód do wstydu (i przede wszystkim bolesna psychicznie lekcja) niż i dumy i obnoszenia się z tym ...

Na jaki adres wyslac flachę? :) Edytowane przez damians
  • Lajk 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[...]

Stawiam dolary przeciwko orzechom, że prawie, jeśli nie każdy z nas tu ma w swojej historii kierowcy bardzo niechlubne epizody, ale nie staramy się robić z tego atrybutów naszej męskości. Dla dojrzałego faceta jest to raczej powód do wstydu (i przede wszystkim bolesna psychicznie lekcja) niż i dumy i obnoszenia się z tym ...

A M E N !
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To też się tu nadaje.

Miałem kiedyś Tipo z najmocniejszym fiatowskim silnikiem 1,8 z dwoma wałkami, generujący moc 135 KM. Tym niepozornym autkiem jadę sobie ulicami Katowic i w pewnym momencie widzę we wstecznym lusterku, uprawiającego slalom między autami czarnego "A" ze znaczkiem gwiazdy. Dojeżdżam do skrzyżowania ze światłami i zatrzymuję się na lewym pasie (jadący prawym poleciał na czerwonym). Młodzik w mercedesie zatrzymał się obok mnie na prawym i oczekując na zmianę świateł wciska co chwilę but w podłogę. W odległości 100 m za skrzyżowaniem widzę fragment rozkopanej drogi i leżące na prawym pasie krawężniki. Zapala się zielone i mercedes z piskiem odskakuje na dwa metry do przodu (tamten ruszył jeszcze na żółtym), ale już po kolejnych 10-20 m mam jego przedni zderzak na wysokości mojego tylnego. Wycie silnika mercedesa świadczy ,że gościu nie odpuści, ale ja też nie odpuściłem i w połowie dystansu do krawężników młodzik zdał sobie sprawę, że nie podoła... zabrakło mu drogi hamowania i wpakował się na krawężniki rozwalając miskę olejową i łamiąc dwie alufelgi... 

Z jednej strony cieszyło mnie, że nauczyłem gościa szacunku, dla niepozornego Fiata, z drugiej jednak (o tym pomyślałem znacznie później), zastanawiałem się, co by było, gdyby ten zawodnik nie hamował, tylko zepchnął mnie na przeciwległy pas, na czołówkę!?

 

 

Nauczyłeś szacunku? Moim zdaniem pokazałeś że z myśleniem u Ciebie bardzo słabo wręcz Cię boli.Co chciałeś udowodnić? Że masz większego ... buta? Czy może leczyłeś kompleksy że Ty masz Fiacika a młodzik Merca? Jest taka zasada nigdy nie kłóć się z debilem bo ludzie mogą nie zauważyć różnicy. Czyli nie ścigaj się z debilem po drogach publicznych bo sam nim się stajesz.

  • Lajk 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jadę sobie w piątek w kierunku Radomia. W Głuchowie pod Grójcem zaczyna się ekspresówka, ale najpierw stoję na światłach a za mną ciężarówka. Zapalają się zielone, więc startuję, ale spokojnie, bo mi turbina szwankuje. Po przejechaniu ok 300m mam liczniku 90km/h, ale słyszę jak kierowca ciężarówki trąbi i spycha mnie na barierę. Przez CB słyszę wyzwiska pod swoim adresem, że zbyt wolno przyspieszam i uniemożliwiam mu wyprzedzanie :huh: . Ja przyspieszałem jednostajnie na prawym pasie. Facet się zniecierpliwił, a potem nie dał rady bo ma "kaganiec" w ciężarówce. Zastanawiałem się co zrobiłem nie tak, bo droga ma dwa pasy w tym samym kierunku.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak Cię wyprzedzał to nie powinineneś przyspieszać tylko pozwolić mu się wyprzedzić. Wiadomo że osobówkę ew. by się zlało bo pojedzie 110 km/h i Cię wyprzedzi, ale ciężarówka czy autobus jak dojdzie do ogranicznika to pupa zbita.

Edytowane przez Paweł_P
  • Lajk 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak Cię wyprzedzał to nie powinineneś przyspieszać tylko pozwolić mu się wyprzedzić. Wiadomo że osobówkę ew. by się zlało bo pojedzie 110 km/h i Cię wyprzedzi, ale ciężarówka czy autobus jak dojdzie do ogranicznika to pupa zbita.

 

Ale po co próbował? :biglol:

Liczył na to, że do samego Radomia będę jechał wolniej niż jego 88km/h?

  • Lajk 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...