Skocz do zawartości

Pieprzona sesja (czyli wątek dla studentów)


adaś

Rekomendowane odpowiedzi

marcin@klubsubaru.pl, chodziło mi o to, że nie muszę iść za wszelką cenę na studia państwowe, gdzie student wszystko musi wyszarpać zębami, tracąc czas i nerwy ( z tego co mi powtarzają koledzy z innych uczelni, np. masakra w dziekanacie, dyżury wykładowców trwające równo godzinkę i ani minuty dłużej, plany zajęć z wielogodzinnymi okienkami itp). z wyścigiem szczurów miałem na myśli niezdrową atmosferę wiecznej rywalizacji, traktowanie drugiego studenta jako potencjalnego konkurenta do gorącej posadki w korporacji. niestety ale teraźniejszy świat to wieczny wyścig do służbowego dyszla :roll: .

 

prześliznąć się przez studia można i tu i tu, a wydaje mi się że jeżeli ktoś jest ambitny to ma naprawdę ogromne możliwości na WSPiZ (mnóstwo wymian, oferty praktyk, stypendia, MBA, indywidualny tok studiów, łączenie kierunków).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 434
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

lemon prince, aby oddać i Tobie część racji: znam parę osób z WSPiZ - niezwykle inteligentne osoby, którym z takich, czy innych przyczyn, wygodniej było studiować prywatnie, a i koszt tego nie przerażał ich rodziców. Jedna z tych osób dostała taką pracę na wejściu, że niejeden absolwent SGH oblizał się smakiem... :twisted:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że to trochę stereotyp z tymi zaocznymi i prywatnymi uczelniami. Fakt, że okresie kiedy takie szkoły powstawały na pęczki, poziom wiedzy był żenujący i zapewne właśnie wtedy utarła się opinia.

 

Znam wiele osób po studiach niekoniecznie dziennych, którzy są świetnymi specjalistami w swoich dziedzinach i czeszą kawiorowe wynagrodzenie robiąc jednocześnie bardzo ciekawe merytorycznie rzeczy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

marcin@klubsubaru.pl, chodziło mi o to, że nie muszę iść za wszelką cenę na studia państwowe, gdzie student wszystko musi wyszarpać zębami, tracąc czas i nerwy ( z tego co mi powtarzają koledzy z innych uczelni, np. masakra w dziekanacie, dyżury wykładowców trwające równo godzinkę i ani minuty dłużej, plany zajęć z wielogodzinnymi okienkami itp). z wyścigiem szczurów miałem na myśli niezdrową atmosferę wiecznej rywalizacji, traktowanie drugiego studenta jako potencjalnego konkurenta do gorącej posadki w korporacji. niestety ale teraźniejszy świat to wieczny wyścig do służbowego dyszla :roll: .

 

prześliznąć się przez studia można i tu i tu, a wydaje mi się że jeżeli ktoś jest ambitny to ma naprawdę ogromne możliwości na WSPiZ (mnóstwo wymian, oferty praktyk, stypendia, MBA, indywidualny tok studiów, łączenie kierunków).

 

Kurcze, przestrasza mnie dzisiejsza młodzież ;)

Faktem jest, że czasem trzeba się było trochę nagiąć, ale to i na jednej uczelni i na drugiej. Tego o wyścigu szczurów kompletnie nie rozumiem - ani za bardzo koncepcji (choć to pewnie sobie potrafię wyobrazić) ani tym bardziej dorozumianej sugestii, że na prywatnych go nie ma a na państwowych studiach jest??

 

Zgadzam się z tezą, że głąb będzie głąbem gdzie by nie studiował, a osoba inteligentna i ambitna osiągnie dużo zarówno studiując prywatnie jak i państwowo. I tu i tu zdarzają się jednostki wybitne, przeciętne i słabe, to normalne. Mój poprzedni post był jedynie obserwacją życiową, mówiącą o postrzeganiu tego przez kogoś, kto był jednocześnie w obydwu tych miejscach.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ani tym bardziej dorozumianej sugestii, że na prywatnych go nie ma a na państwowych studiach jest??

u mnie na kierunku nie ma. z tego co mi mówią znajomi, na niektórych wydziałach stosunki między studentami są "napięte" :wink:

z moją grupą spotykamy się przed zaliczeniami i razem ogarniamy niektóre przedmioty, osoby bardziej biegłe w danym przedmiocie pomagają. nie ma problemu, żeby pożyczyć/skserować od kogoś notatki.

 

Mój poprzedni post był jedynie obserwacją życiową, mówiącą o postrzeganiu tego przez kogoś, kto był jednocześnie w obydwu tych miejscach.

:smile: ja staram się nie spinać warkoczyków, kompleksów że studiuje prywatnie też nie mam :wink: . a moje wypowiedzi na ogół są mocno chaotyczne i ciężko je zrozumieć, ale staram się to zwalczyć m.in. poprzez wypowiedzi na the forum :mrgreen:.

gdybym miał wybrać między Zarządzaniem na UW i WSPiZ to pewnie zdecydowałbym się na Uniwersytet, ale znalazłem bardziej odpowiadający mi kierunek na "koźminie" i jestem zadowolony :cool:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dodam tylko tyle, że te historie o napiętych stosunkach między studentami czy też tzw. wyścigu szczurów pojawiały się i za moich czasów i ponoć na SGH coś takiego istniało. Ja tego nie zauważyłem i w ogóle jestem święcie przekonany, że wszelkie nieprawdopodobne historie na temat pewnych kierunków rozsyłają głównie ci, którzy z takich, czy innych powodów, sobie na nich nie radzą, lub są sfrustrowani z innego powodu :twisted:.

 

Dotyczy to zresztą również innych dziedzin - moim pierwszym pracodawcą była firma audytorsko-doradcza z ówczesnej "Wielkiej Piątki" (dziś czwórki) i też się nasłuchałem, że tam ludzie się podpieprzają i robią sobie psikusy, żeby zajść wyżej. Oczywiście niczego takiego nie było, a te niestworzone historie to były wymysły frustratów - zazwyczaj tych, którzy byli blisko wylania z roboty, albo tuż po tym fakce :twisted:.

 

Tak więc do tego, co napisał Marcin@

 

I tu i tu zdarzają się jednostki wybitne, przeciętne i słabe, to normalne

 

dodałby czwartą grupę, ew. podgrupę każdej z tych trzech - na każdych studiach znajdą się sfrustrowani i marudni, którym nic nie będzie pasować. I jeśli swoje opinie będziemy bazować na tym, co usłyszymy od nich, to faktycznie obraz uczelni tak państwowych, jak i prywatnych może być mocno skrzywiony 8).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

wydaje mi się(odbiegnę trochę od tematu), ze to, czy sie dostanie prace w swoim zawodzie, czy nie, to tez zalezy nie tylko od ukonczonej uczelni, ale glownie od wewnetrznej motywacji absolwenta. np. moja kumpela z roku, ktora miala swietne wyniki w nauce, stypendium naukowe itd., po obronie nie szukala pracy w zawodzie, gdzie by miala dosc porzadna pensje (mimo tego, ze z budżetówki), tylko przestawiała skrzynki w warzywniaku za doslowne grosze :cry:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trochę z moich doświadczeń: wyścig szczurów - myślę tu o UW - zaczął się podobno w połowie lat 90.

 

Zdałem z dość dobrym wynikiem na studia dzienne w 1995r. i już na pierwszym roku doznałem szoku - otóż wytworzyła się grupka studentek (ani miłych, ani mądrych, ani urodziwych), która zmonopolizowała korzystanie z biblioteki Wydziału i BUWu - a notatki (z wykładów, lektur) odsprzedawały!!! :roll: Innych świnstw nie było. Prawdziwy wyścig szczurów zaczął się na atrakcyjnych ścieżkach specjalizacyjnych, ale największym draniem okazał się - z pozoru miły - wykładowca, który kasował co zdolniejszych konkurentów w swojej specjalizacji.

 

Przemeq, a ja słyszałem różne historie o SGH, ale bardziej w konwencji nadętych, przemądrzałych i napompowanych studenciaków o dobrym zapleczu materialnym.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przemeq, a ja słyszałem różne historie o SGH, ale bardziej w konwencji nadętych, przemądrzałych i napompowanych studenciaków o dobrym zapleczu materialnym.

 

mistee zgadzam sie z toba bo tez slyszalam duzo niezbyt pochlebnych uwag o SGH i jej studentach.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przemeq, a ja słyszałem różne historie o SGH, ale bardziej w konwencji nadętych, przemądrzałych i napompowanych studenciaków o dobrym zapleczu materialnym.

 

No to się zmieniło - za "moich czasów" byli to w dużej większości ludzie głodni sukcesu, 80% spoza W-wy, dla których poradzenie sobie tutaj to było "być, albo nie być". W przeciwnym razie musieliby pakować manatki i wracać tam, skąd przybyli. Kwintesencją takich zachowań były laski, które z płaczem wychodziły z egzaminu, gdy dostawały czwórkę. I potem poprawiały się dotąd, aż była piątka, bo wierzyły, że to dla nich przepustka do kariery :twisted:.

 

Co do przemądrzałości, to ok - jak się zdało na SGH, to faktycznie niektórym może sodówka uderzyć do łba. Ale to chyba domena każdej popularnej uczelni, na którą trzeba zdać egzaminy - studentom wydaje się, że są "lepsi", niż ci, którzy "tylko zapłacili".

 

Co do nadętości natomiast, to już jest cecha osobista i uczelnia nie ma tu znaczenia 8).

 

I jeszcze jedno: jestem przekonany, że z tym SGH, jest tak, jak z emigracją do UK/IRL do pracy - przecież nikt nie powie, że popełnił błąd i że coś jest nie tak - wszyscy mówią, jak jest super i jakie to super miejsca :twisted:.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do przemądrzałości, to ok - jak się zdało na SGH, to faktycznie niektórym może sodówka uderzyć do łba. Ale to chyba domena każdej popularnej uczelni, na którą trzeba zdać egzaminy - studentom wydaje się, że są "lepsi", niż ci, którzy "tylko zapłacili".

 

 

Zgadzam się, że dzienne studia różnią się od zaocznych. Zarówno poziomem, zdawaniem egzaminów, itp.

 

Nie ma różnicy (przynajmniej na medycynie) między studiami wieczorowymi, a dziennymi. Tylko te pierwsze kosztują 18k rocznie :mrgreen:. Pierwszy rok byłem na wieczorowych, potem ponowna rekrutacja - i dostałem się na dzienne. Zajęcia te same, ta sama ilość, te same egzaminy - nawet w tym samym czasie, na tych samych salach.

 

 

Ale jak mój ojciec (prawnik) słyszy, że ktoś studiuje prawo (zaocznie), jeszcze na KSW - to się mu to w głowie nie mieści :mrgreen: .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja dziewczyna studiuje weterynarie na SGGW, pierwsze 2 lata na wieczorowych, też wszystko bez różnicy oprócz kasy (3.5tys/semestr) a grupy były alfabetycznie podzielone razem z dziennymi, wiec nie wiadomo nawet było kto płaci a kto nie! Bez możliwości zdawania na normalne dzienne po roku.

 

Ale jak mój ojciec (prawnik) słyszy, że ktoś studiuje prawo (zaocznie), jeszcze na KSW - to się mu to w głowie nie mieści :mrgreen:

 

w głowie się nie mieściło nikomu (przynajmniej jak byłem w tym mieście) że ktoś może studiować prawo na Uniwersytecie Rzeszowskim, w dodatku zaocznie. :shock: niektórzy pracodawcy z góry przekreślają takich, choćby był nawet bardzo wybitny

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja dziewczyna studiuje weterynarie na SGGW, pierwsze 2 lata na wieczorowych, też wszystko bez różnicy oprócz kasy (3.5tys/semestr) a grupy były alfabetycznie podzielone razem z dziennymi, wiec nie wiadomo nawet było kto płaci a kto nie! Bez możliwości zdawania na normalne dzienne po roku.

 

 

3,5 tys. za semestr to jest rozboj w bialy dzien :!: ja obecnie place 2700zl za caly rok!

ale w tym kraju coraz mniej mnie zadziwia :roll:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

w głowie się nie mieściło nikomu (przynajmniej jak byłem w tym mieście) że ktoś może studiować prawo na Uniwersytecie Rzeszowskim, w dodatku zaocznie. :shock: niektórzy pracodawcy z góry przekreślają takich, choćby był nawet bardzo wybitny

 

 

To było. Ojciec mi opowiadał, że się śmiali, że ktoś studiuje na BUL-u.

 

 

Bieszczadzkim Uniwersytecie Ludowym :mrgreen:.

 

 

Bez możliwości zdawania na normalne dzienne po roku.

 

Tu też tego nie ma. Trzeba się po prostu jeszcze raz, w normalnej rekrutacji dostać. I zaliczają przedmioty.

 

 

3,5 tys. za semestr to jest rozboj w bialy dzien :!: ja obecnie place 2700zl za caly rok!

ale w tym kraju coraz mniej mnie zadziwia :roll:

 

 

Medycyna - 9000 za semestr, stomatologia 10000 :mrgreen:.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

adam.str napisał/a:

Bez możliwości zdawania na normalne dzienne po roku.

 

 

Tu też tego nie ma. Trzeba się po prostu jeszcze raz, w normalnej rekrutacji dostać. I zaliczają przedmioty.

 

nie ma takiej opcji na WMW jak ktoś zdał za rok to miał problemy z przepisaniem ocen, musiał jechać od początku

 

Z kolei na wieczorowej medycynie w Lublinie, 3 lata są płatne, można zdawać po 1, ale dostaje się zazwyczaj 1-2 osoby z wieczorowych

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z kolei na wieczorowej medycynie w Lublinie, 3 lata są płatne, można zdawać po 1, ale dostaje się zazwyczaj 1-2 osoby z wieczorowych

 

 

Bo poziom z roku na rok coraz wyższy.

 

 

Słyszałem, że teraz dzieci od początku liceum chodzą na prywatne lekcje przygotowujące do matury (czyli, w chwili obecnej, egzaminu na studia).

 

 

BTW - nie ma podstawy prawnej, dla której nie mogą przepisać przedmiotów z wieczorowych, na dzienne. Bo co - inny program? Tzn. inny będzie lekarz, który ukończył wieczorowe, niż dzienne?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

naprawde, nie wiem dokad zmierza to nasze szkolnictwo wyzsze :?:

 

no bo w koncu o co tu chodzi? o zdobycie porzadnej wiedzy specjalistycznej czy dofinansowywanie budżetu rektora?

 

bo niby z czyich pieniedzy powstaja filie wiekszych uczelni?

z czyich pieniedzy co roku sa poodnawiane elewacje, polozona kostka i parkingi strzezone na terenach uczelni dla pracownikow?

 

w zamian tego wszystkiego mogliby zrobic jakies dofinansowanie czy do skryptow czy do coraz drozszych podrecznikow akademickich.

 

co o tym sadzicie?

 

takie jest moje zdanie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Za moich czasów, na początku liceum to się na wino chodziło a nie na dodatkowe lekcje :) w 1-2 klasie jeszcze nikt nie myślał gdzie chce studiować, dopiero w 3 powoli sie ukierunkowywało, stara matura taka sama dla wszystkich + normalne egzaminy na każde studia, a żeby do nich się przygotować trzeba było posiąść trochę innej wiedzy niż ta potrzebna do matury

 

BTW - nie ma podstawy prawnej, dla której nie mogą przepisać przedmiotów z wieczorowych, na dzienne. Bo co - inny program? Tzn. inny będzie lekarz, który ukończył wieczorowe, niż dzienne?

 

nie ma podstawy prawnej, ale w rzeczywistości problem jest, ja miałem problemy w przepisaniu ocen jak się przenosiłem z dziennych-na dzienne na inną polibudę. Na kilka przedmiotów musiałem chodzić jeszcze raz, bo sie uparli że nie przepiszą!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

w gruncie rzeczy placi sie kupe kasy (czy za semestr, czy za rok) a i tak potrafia cie udupic na egzaminie, doliczycz sobie czlowieku jeszcze kase za warunek :mad:

 

a poza tym z tego co zauwazylam na swojej alma mater, to na zaocznych odwalaja wyklady tak na "odczep sie", nie realizuja w pelni planu zajec, a co niektorzy wykladowcy potrafia sobie nie przyjsc kilka razy z rzedu na wyklad bez zadnego poinformowania studentow i dziekanatu, a zjawiaja sie copiewrow dzien planowego egzaminu.

 

i co to ma byc??

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nie ma podstawy prawnej, ale w rzeczywistości problem jest, ja miałem problemy w przepisaniu ocen jak się przenosiłem z dziennych-na dzienne na inną polibudę. Na kilka przedmiotów musiałem chodzić jeszcze raz, bo sie uparli że nie przepiszą!

 

 

Wiem. Swego czasu nie przepisywali poniżej 4.0. Teraz zmienił się regulamin (na który się załapałem) i każdy egzamin jest ważny 5 lat. Niezależnie od tego, jaka ocena.

 

 

Ale ten sam regulamin uwalił trzecie terminy egzaminów (warunki), a egzamin komisyjny jest przyznawany tylko i wyłącznie w oparciu o unieważnienie egzaminu, np:

- pijany egzaminator,

- nieczytelny test,

- złe warunki pisania.

 

Ale trzeba to udowodnić. A mam wrażenie, że po takim "procesie" raczej na tej samej uczelni (o ile w Polsce) już się zbyt długo nie będzie studiowało. Pomijam zdanie tego komisa, co też jest pobożnym życzeniem :mrgreen: .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...