Skocz do zawartości

Pieprzona sesja (czyli wątek dla studentów)


adaś

Rekomendowane odpowiedzi

bushwalker, janapisałem być może to nie Twój przypadek, ale często się spotykałem z tym. W Liceum tez tak miałem ja i koleżanka mieliśmy 6 reszta 1 i tak kilka lat z rzędu z kilku przedmiotów :-/ i niby z nauczycielami coś nie tak było.

 

 

BTW: często takie sytuacje nie są objawami tępowy studentów/uczniów a np. tym że ich tak wychowano/wykształcono żeby nie myśleli, albo uważali że nie wiedzą. Np. większośc tzw. "humanistów" jak zobaczy 2+2 a tablicy to wyłącza korę mózgową.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 434
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

a powiedzcie mi jedno (ci, którzy są na zaocznych), jezeli jest na roku ogromne zroznicowanie wieku wsrod studentow, to czy zaobserwowaliscie niesamowity wyscig szczurow? (np. po aktywnosc na zajeciach, klocenie sie z wykladowca o podniesienie ocenty o 0,1 punkta)

 

niestety, u mnie to jest koszmar pod tym wzgledem :evil:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Az, to sokoro jestes filozofem, to potrafisz stworzyc "cos" z "niczego"??

 

 

Creatio ex nihilo to domena kogoś innego. Filozofowie dawniej uważali ze wielki demiurg to mógł coś z uformowac z materii, substacji - oussija po grecku ;) a z niczego to dopiero chrześcijaństwo.

 

 

aaaa, widze,ze to dluzsza historia :mrgreen::mrgreen::mrgreen:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

aaaa, widze,ze to dluzsza historia

 

 

najdłuższa historia świata - historia stworzenia. Jak Cię interesuje jak to się robi to polecam lekturę Genesis ;) tam się fachowcy wypowiadają ;) Ale ponoc przemilczeli, że 8 dnia stwierdził ze czegoś brakuje i stworzył Subaru LOL

 

 

 

 

 

 

 

:mrgreen:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Studia... Hmmm... Ja tego okresu nie wspominam jakoś szczególnie rewelacyjnie, głównie dlatego, że potrzeby już miałem kawiorowe, a budżet na mocnym pasztecie i wiłem się jak piskorz, nie wiedząc, co z tym fantem zrobić :mrgreen:.

 

 

 

No, co to ukrywać - na tym samym etapie jestem :mrgreen:.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

powinienem już pisać magisterkę :mrgreen:

niektórzy właśnie piszą :mrgreen:

mnie się studia przestały podobać 2 października :mrgreen:

bo 1 października pewnie akurat była niedziela :mrgreen:

a ja na wydział wracam jak Jordan do NBA :twisted:

znaczy, że co? na krótko czy jak :?: :roll:

nie dostał by bez znajomości

teraz niestety sensowna praca często jest tylko taką metodą osiągalna, bo nawet jam masz sensowne CV i coś sobą prezentujesz to znajdzie się taki co ma właśnie znajomości i to on dostanie stanowisko :/

z Akademii Ekonomicznej

chciałeś powiedzieć z Uniwersytetu Ekonomicznego :lol:

poziom jak i przykręcanie śruby jest podobne jak nie takie samo

czasami mam wrażenie, że na AE (znaczy się UE) to niektórym się nie chce bo na KSW mają lepszą kasę i tam się jakoś przykładają a tu nie :|

od kilku lat z roku na rok studenci coraz mniej umieją i są coraz bardizej tępi i po prostu nie możńa mieć takcih wymagań jak kiedys :-/

zgadzam się w stu procentach, porównywaliśmy na IV roku nasz program i nasze umiejętności po pewnych przedmiotach z tym co wyprawiały ówczesne I i II, załamka, albo ludzie z łapanki na ulicy tam trafiali, albo faktycznie co rocznik to bardziej ograniczony :shock:

Mądrzy ludzie nauczą Cię więcej niż głupi

od głupich to często sami więcej umiemy, więc nie mają czego uczyć...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Magda studiuje na KSW (Krakowska Szkoła Wyższa chociaż równie popularne jest rozwinięcie skrótu Kup Se Wykształcenie) i wcale nie jest tak cacy, że płaci i może olać naukę. Większość wykładowców (na jej kierunku) jest z Akademii Ekonomicznej, więc zarówno poziom jak i przykręcanie śruby jest podobne jak nie takie samo.

 

Ja studiuję Prawo na KSW .

 

Nie wiem jak jest na innych uczelniach niepublicznych*, poziom ocenie po ukończeniu studiów.

Dla mnie ważne jest to, że szkoła nie stworzyła sobie "własnych" profesorków i robi co chce.

Profesorowie, którzy na moim kierunku wykładają pochodzą z UJ-tu czy też Uniwersytetu Śląskiego. Także wydaję mi się, że powinni prowadzić podobnie zajęcia. :wink:

Poza tym jestem po 2 roku i jak na razie nie mieliśmy jakiś "nieodbytych" zajęć :shock:

Tzn. Nie było sytuacji, w której przepadł nam wykład czy ćwiczenia. Jeżeli nie odbył się w danym terminie, zaraz został odrobiony.

Bierze się to z tego, że płacimy :wink:

Ja osobiście nie obraziłbym się jakby przepadł jakiś wykład czy ćwiczenia, ale dotychczas tak nie było. :smile:

 

Uczę się z takich samych podręczników i korzystam z takich samych książek jak wszyscy studenci prawa. Nie ma specjalnych książek dla studentów szkół niepublicznych :wink:

 

I jak ma egzamin np. z prawa karnego to jest to egzamin z prawa karnego z całego materiału, a nie 30 artykułów :grin: "bo płace i ma być light" :roll:

 

 

Pozdrawiam

 

 

* W Polsce nie istnieją szkoły prywatne. :cool:

Są to szkoły niepubliczne. Ich założyciele chcieliby, aby były to szkoły prywatne.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obecnie skończyłem zaocznie drugi fakultet (a zaczynam trzeci :mrgreen: ). Z 80 ludzi na roku do obrony dotarły dwie. Z ludźmi twierdzącymi, że studia niestacjonarne kończy się, płacąc czesne, jest tak samo jak z użytkownikami samochodów z manualną skrzynią biegów, którzy nigdy nie jechali automatem, albo tymi, co nigdy nie próbowali dżemu z serem (albo masłem orzechowym) - negacja bez żadnego doświadczenia w temacie :twisted:

 

Co do tego, co tutaj napisali Bushwalker i Az, to podobna dyskusja toczyła się niedawno na p.r.trojmiasto. Wyprodukowałem w niej posta, w którym przypomniałem ludzi, z którymi miałem przyjemność (?) studiować na kierunku Elektronika i Telekomunikacja. Pomijając meandry historii, które spowodowały pojawienie się tychże zagubionych istot na kierunku traktującym o skomplikowanym przepływie elektronów w małych elementach poupychanych w komputerach, telewizorach i innych jakże potrzebnych nam przedmiotach, wartym odnotowania jest fakt, że ludzie Ci zjawili się na tym kierunku z przypadku. Nie kierowała nimi żądza wiedzy, dlaczego kondensatory elektrolityczne wybuchają a diody LED nie należy podłączać do płaskiej bateryjki żeby zobaczyć "jak świeci", ani też nie chcieli - jak inni - ze swojej młodzieńczej pasji uczynić pracy zawodowej. I uwierzcie mi, że wielu spośród tych elektronicznych nieudaczników, którzy na bezpiecznik topikowy mówili "żaróweczka" a komputer który brzydko zapachniał i nie chciał się włączyć zanosili do serwisu, odbierało stypendia naukowe i zaliczali egzaminy w terminach zerowych. Podczas gdy ich koledzy, postrzegani przez szanowne Ciało Pedagogiczne jako miernoty, nie warci zaliczenia poprawki, przesiadywali po nocach w kołach naukowych i akademikach, przed radiostacjami, programatorami i oscyloskopami, wdychając opary kalafonii i przepaląc kolejną "atmegę". Potem, prześlizgując się jakoś przez sesje wrześniowe i "płatne powtarzania przedmiotu" znajdowali zatrudnienie tam, gdzie ktoś doceniał ich wiedzę praktyczną i wiedział, że poradzą sobie z problemami konstrukcyjnymi, jakie duże - dobrze płacące firmy stawiają przed swoimi inżynierami.

 

Natomiast Ci, którzy do elektroniki mieli dwie lewe ręce, ale przez to wkuli na blachę - zupełnie jej nie rozumiejąc - nie tylko "Układy elektroniczne" Goldego, ale też i wszelkie "Modulacje i detekcje", "Cyfrowe przetwarzania sygnałów" i inne podstawki pod krótszą nogę stołu warsztatowego a następnie odpowiedzieli melorecytacją na pytania ucieszonego Pana Profesora, który doceniwszy, że jakże miła pani studentka nie tylko ma ładne piersi, ale też zna całe twierdzenie o próbkowaniu, proponował jej etat asystentki w swojej katedrze.

 

Nic dziwnego, że ta sama pani studentka (lub student, co za różnica), stając się panią asystent, a potem panią adiunkt i panią profesor, której wiedzę o elektronice wciąż stanowiły jedynie suche urywki z akademickich "cegieł", jedyny sposób na weryfikację wiedzy egzaminowanych widziała w wypytywaniu z zaleconych rok wcześniej lektur. Historia zatoczyła koło - ten, którego wykucie bardziej się pani podobało, zdawał na lepszą ocenę. Pal sześć, że nie miał pojęcia o tym, co mówi...

 

Czasem, gdy myślę o tym, jak chory system edukacji mamy w naszym nieszczęsnym kraju, zastanawiam się, co to będzie, gdy moje dzieci pójdą do szkoły. Szkoły, w której nie chodzi o to, aby rozumieć to co się mówi, tylko o to, co się mówi, pokrywało się z tym, co zapamiętał wykładowca. A ponieważ istnieje u nas patologia, że im definicja bardziej zawiła i trudna do zrozumienia, tym lepiej świadczy to o jej autorze, nic dziwnego, że podręczniki pisane przez rodzimych "naukowców" bardziej nadają się na podstawki pod stół niż do "bycia pod ręką".

 

Przykładem może być tu "Wprowadzenie do cyfrowego przetwarzania sygnałów" Richarda Lyonsa. Książka, w swojej oryginalnej anglojęzycznej wersji, jest lekturą łatwą, lekką i przyjemną, w bezbolesny sposób tłumaczącą wszelkie arkana tematu o jakim traktuje, tak polski tłumacz - do czego bezczelnie przyznaje się we wstępie - skądinąd z tytułem profesora, uznaje, że autor "zbyt lekko" potraktował temat i jego obowiązkiem, jako tłumacza, jest treść książki zagmatwać - wszak ma to być podręcznik akademicki, a nie jakieś tam czytadło do ludu. Ale czemu tu się dziwić, przecież noblesse oblige i jeśli chcemy mieć dyplom, zatem musimy znosić cierpienia od tych, co już ten dyplom zdobyli.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bergen, Rzumiem i doceniam Twoje cierpienia ze strony idiotów z tytułami to niestety często i smutne, ale też jest wiele osób z tytułami które są naprawdę mądre i można się od nich dużo dowiedzieć. Ja spotkałem kilku naukowców z różnch dziedzin z mózgami o wiele sprawniejszymi niż mój i wiele razy poczułem się bardzo malutki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Azrael, akurat jeśli o mnie chodzi, to cierpień stosunkowo mało było, a osoby które bardzo cenię i szanuję, są z reguły "z tytułami".

 

Chodzi mi zasadniczo o coś innego - piszesz, że studenci z roku na rok "tępieją". Organ nieużywany zanika. Jeśli rutynowy wykładowca nie wymaga od studenta myślenia, a jedynie "zakuwania z kserówek" (jak to już padło w tym wątku), to nic dziwnego, że kora mózgowa się wyłącza.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

czas najwyższy zakończyć go i jednocześnie stać się licencjatem... aby od stycznia 2008 rozpocząć męki na studiach magisterskich

 

To teraz na SGH jest taki wyraźny podział? Za moich czasów punkty były... :roll:

 

na dziennych nadal są punkty :wink:

ja wybrałam opcję "zaoczne plus praca" (a raczej "praca plus zaoczne") - aby nie narzekać na wieczną dziurę budżetową na koncie - i nie żałuję :twisted:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

na dziennych nadal są punkty :wink:

 

Ja zmieniłem uczelnię, na taką, przynajmniej jest komfort psychiczny, że jak sie lekko noga pośliźnie to nic sie nie stanie, parę stówek i zda się za rok :) teraz jest większa szansa że rok w plecy był pierwszy i ostatni raz. Koledzy "pouciekali" właśnie na zaoczne, zadowoleni są bo lżej w porównaniu z dziennymi, a efekt końcowy ten sam.

 

W zawodzie który mogę wykonywać po skończeniu studiów wiedzę potrzebną do jego wykonywania mogę zdobyć dopiero pracując, więc studiuje właściwie dla samego papieru :roll: ale mimo wszystko chcę się czegoś nauczyć, żeby potem mieć lepsze podstawy, niż lekko się prześliznąć przez 5 lat a potem zaczynać od zera.

 

Siedzę właśnie nad mechaniką budowli, (linie wpływu, przemieszczenia, metoda sił, metoda przemieszczeń - jeśli komuś coś mówi) - rzeczy właściwie teraz nie trudne, a chodzi o wyćwiczenie szybkiego i bezbłędnego rozwiązywania zadań.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a powiedzcie mi jedno (ci, którzy są na zaocznych), jezeli jest na roku ogromne zroznicowanie wieku wsrod studentow, to czy zaobserwowaliscie niesamowity wyscig szczurow? (np. po aktywnosc na zajeciach, klocenie sie z wykladowca o podniesienie ocenty o 0,1 punkta)

 

U mnie na roku to była norma...nadgorliwych tam było po dziurki w nosie. Ja stałem z boku i z nich zlewałem. W sumie chyba za mną nie przepadały bo zdarzało się, że dostawałem lepsze oceny od nich nie ucząc się nic (taką taktykę obrałem, bo studia, jak słusznie zauważył Charlie, nie podobały mi się od pierwszego dnia), a one zakuwały na nonstopie.

 

chciałeś powiedzieć z Uniwersytetu Ekonomicznego :lol:

 

Pardon ! :mrgreen:

 

 

Gadasz, opierdalacie się na tym KSW równo :mrgreen: .

 

Mam podesłać Magdzie linka do tego tematu ? :mrgreen:

 

 

Jednakowoż wydaje mnie się, że ewentualny pracodawaca inaczej patrzy na dyplom ze studiów zaocznych, a dziennych. O ile chce się pracować w zawodzie...

 

Raczej nie na wszystkich kierunkach. To jest tak jak z maturą - przed maturą wszyscy się stresowali, żeby jak najlepszą ocene mieć na maturze, bo się przyda w przyszłości. Przyszło co do czego, to nikt nie patrzy na ocenę na maturze, tylko czy w ogóle matura jest i kropka.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...