Skocz do zawartości

25 lat wolnej Polski - jak było i jak jest według Was szanowni forumowicze


OWOC

Rekomendowane odpowiedzi

Wysłałem taką prośbę do Porsche i byłem silnie zdziwiony jak dostałem od nich jakieś prospekty i dwa plakaty z 944. To jest dopiero dbałość o ewentualnego przyszłego klienta. Może kiedyś się odwdzięczę i kupię jakąś 911:)

 

Sent from my SM-N9005 using Tapatalk

Edytowane przez matros1
  • Lajk 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo Wam dziękuje za wasze głosy, opinie i wspomnienia  :)

 

Naprawdę bardzo fajnie się to czyta, czasami z uśmiecham na twarzy który skrywa we mnie nutkę przerażenia na samą myśl jak to było :huh:  Jestem pełen podziwu dla Was i ogólnie tamtego pokolenia  :yahoo:

 

I bardzo proszę o więcej tego typu wspominek bo to naprawdę uświadamia, że teraz mamy i tak dobrze :)

 

Życzę Wam miłego piątku weekendu początku ;)

Edytowane przez OWOC
  • Lajk 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trochę przerysowane są, ale w większości prawdziwe. Te filmy po prostu trochę wyolbrzymiały rzeczywistość. Ciecia w garniturze to ja nie pamiętam, ale sprzedawczyni w mięsnym to był KTOŚ. W jednym z pierwszych odcinków Zmienników ekipa pojechała na grzyby służbowym Żukiem. Takie "wycieczki" zakładowe to była norma.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

A czy filmy z tamtego okresu typu zmiennicy czy alternatywy 4 oddają pełni klimat tamtych lat czy jednak są troszkę przejaskrawione?

Jestem dziwnym przypadkiem... gdyż nie lubię tego typu filmów, przy całym szacunku dla komediowego kunsztu Barei. Wiele scen oddaje naprawdę trafnie realia ówczesnych absurdów, ale rzeczywistość nie była ani trochę zabawna. Unikam oglądania kolejnych emisji, może to i śmieszne, ale tak naprawdę powinien być to śmiech przez łzy... tym większe, że powoli kierujemy się znowu do tej samej rzeki. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przypomniały mi się jeszcze dwie historie pokazujące jak wtedy funkcjonowała gospodarka.

 

Czasy największego kryzysu. Mięso na kartki w ilościach minimalnych. Szef jednego z dość sporych zakładów mechanicznych produkujących głównie osprzęt hydrauliczny, nie mogąc poradzić sobie z zaopatrzeniem zakładowej stołówki, na tyłach zakładu założył hodowlę świń:-) W firmie pracowało masę rolników z okolicznych wiosek i kilku oddelegował do obsługi tuczarni, bo to i tak lepiej im wychodziło niż praca na tokarce. Jakie było zdziwienie jakiejś delegacji z zaprzyjaźnionego zakładu, gdy zaprowadzeni na stołówkę dostali schabowe na pół talerza, a nikt nie chciał od nich kartek.

 

Firma budowlana - ma zbudować jakąś drogę w Bieszczadach. Do budowy potrzebny jest tłuczeń, czy jak to się nazywa. Tłuczeń dostępny od ręki w kamieniołomie gdzieś w świętokrzyskim. Problem - jak ten kamień przywieźć. Zero szans na wybłaganie paru wagonów na kolei. W końcu po kilku wizytach w PKP i mocnym nadpsuciu wątroby, udało się wyrwać kilka wagonów skierowanych do remontu. Z dziurami w podłogach, w ścianach. Załadowane po korek wagony na miejsce dowiozły jedną trzecią pierwotnej ilości. Jak się udało zrobić drogę? Ano podbudowa jest o 2/3 cieńsza.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

mój ojciec miał Zaporożca.

 

Ja pierdziele, "Zemsta Stalina"!! To był sprzęt dopiero! Widlasta 4-ka o klangu niczym Boxer z  Käfer-a, do tego dewasto na benzynę, które pochłonęło polowe populacji tego jakże zajebistego auta. Pół biedy jeśli tylko auta... Pamiętam jak sąsiad miał takiego(z tymi skrzelami po boku) i w zasadzie nigdzie nim nie jexdzil, tylko leżal pod nim! :biglol:

 

 

 

 

Nie wiem ile warstw lakieru poczciwy Zaporożec przyjął, ale przytył o dobre paręnaście kilo zanim napis zniknął.

 

Przynajmniej nie zruściał do końca swoich dni.

 

 

Co do prospektów z Reichu, to często mi rodzina przysyłała takowe, zaś bratu kolorowego Kickera, bo interesowal się piłką. Do dziś większość egzemplarzy mam zachowanych. 

Edytowane przez Markus
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Był taki okres, kiedy do Berlina Zachodniego można było wjeżdżać "na paszport" a do Niemiec jeszcze trzeba było mieć wizę. 

Pojechałem tam między innymi po to aby wreszcie kupić upragnioną harmonijkę Blues Harp.

Wiecie ile kosztowała ... w przeliczeniu dokładnie połowę mojej ówczesnej pensji ... 

Nie miałem takiej kasy ;-) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pamiętam. Rozgłośnia Harcerska się to nazywało? Programy emitowano wieczorem. Każdy trzask w radio dyskwalifikował nagranie. Więc profilaktycznie wyłączałem wszystkie lodówki, zamrażarki żeby przypadkiem się nie włączyły w trakcie nagrania. Raz niestety zapomniałem włączyć, a matka była chyba na wczasach. Po jej powrocie cała zamrażarka mięsa poszła do ziemi:-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

mój ojciec miał Zaporożca.

 

Ja pierdziele, "Zemsta Stalina"!! To był sprzęt dopiero! Widlasta 4-ka o klangu niczym Boxer z  Käfer-a, do tego dewasto na benzynę, które pochłonęło polowe populacji tego jakże zajebistego auta. Pół biedy jeśli tylko auta... Pamiętam jak sąsiad miał takiego(z tymi skrzelami po boku) i w zasadzie nigdzie nim nie jexdzil, tylko leżal pod nim! :biglol:

 

 

też miałem ZaZ'a :D mój pierwszy wehikuł, kupiłem go w 94' od dziadka który trzymał go pod kocem (autentycznie!!!), był w idealnym stanie blacharskim, grama rdzy, startowałem nim nawet w rajdzie terenowym, śmigał po polach i strumykach, webasto grzało super, tylko raz urwało mi się koło :P  

barwa cappucino, mój kumpel miał błękitnego, okleiliśmy napisy, u mnie RUDY102, u kumpla MO 007 i zjechaliśmy wybrzeże od Świnoujścia do Gdańska wszystkie miejscowości, ZaZ'y były wielką atrakcją, ludzie foty przy nich robili :)

 

Wracając do tematu:

mój ojciec (pewnie jak większość) kombinował różne tematy m.in. transport węgla ze Śląska, zaliczyłem z dwa razy taką wyprawę Lublinem z przyczepą, dzień drogi na Śląsk, 2 dni w kolejce pod kopalnią, oczywiście spanie w Lublinie i powrót, jak nas zatrzymała milicja ojciec musiał trochę węgla zrzucić u milicjanta na podwórku :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moje pierwsze zetknięcie z zachodem to lot na święta Wielkanocne do Rzymu(pielgrzymka) w 84 roku.(I klasa liceum-obecnie II),zabrałe mnie Mama,bo trochę działała przy organizacji.

 

Fiumicino,Zielono,kolorowo,pachnąco....połowa Pielgrzymki została w obozach dla uchodźców.

Byłem w szoku,że tak może wyglądać świat.Że ludzie na ulicy i w sklepie mogą się do siebie uśmiechać i być życzliwi.Bardzo chciałem kiedyś móc żyć w takim świecie.Wtedy nie miałem pojęcia,że to taka ładna obwoluta pod którą też zapewne były realne problemy,ale wtedy kompletnie mnie to nie interesowało.

 

Puszki które tak pieczołowicie zbierałem walały się po trotuarze,a jak jedną niechcący kopnąłem i okazało się że było w niej jeszcze sporo fanty to zbaraniałem.Jak można było zostawić!

Ten wyjazd zmienił moje postrzeganie świata,dał nadzieję,że jest po co żyć i do czegoś dążyć,że można osiągnąć jakieś lepsze życie niż to w którym tkwiłem.

  • Lajk 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pamiętam z opowieści jak mój ojciec załatwiał podłączenie prądu do domu. Warunkiem było spotkanie z dyrektorem elektrowni i "wytrzymanie jego tempa w piciu wódki". Tato podobno tydzień to odchorowywał, ale prąd był.

Teraz najlepsze. Jak tato wrócił do domu i "stanął" w drzwiach to pierwsze pytanie mojej mamy:

- no i jak, podpisał? :D

Edytowane przez przemekka
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...