Sytuacja zasłyszana od znajomka.
Parking pod większym marketem, znajomy stoi i czeka, aż ten przed nim zaparkuje. Ale kierowca przed nim miał inny pomysł, zaczął cofać i doprowadził do kolizji. Obaj wyszli z aut i sprawca, który cofał bez namysłu pyta: "dogadujemy się czy wzywamy policje". Coś się poprzepychali słownie, że to słowo przeciwko słowu, że to nie uczciwe, dodatkowo z samochodu sprawcy wychodzi szanowna Pani Karyna i ofen mówi, że widziała, że to znajomy im wjechał w przysłowiową dupę...
Widząc, że sytuacja jest beznadziejna, znajomek chciał z nimi spisać oświadczenie, że ok, jego wina i zamknąć temat... aleee, żeby nie było kolorowo, to sprawca (Sebix) mówi, że "dogadać się" oznacza u niego, że daje im 1000zł to nie wzywają policji, spisują oświadczenie i tyle. Swoje argumenty podpiera, że 1000zł to rekompensata, a jak przyjdzie policja to będzie 1500zł za spowodowanie kolizji i punkty. Znajomek się zagotował z lekka i mówi, że ma to gdzieś, że woli zapłacić mandata, niż typowej patologii dać nieczuciwie zarobić. Wezwali policję i tutaj akcja się zaczyna. Sebix sie zgrywa, że sa poszkodowani itd., Dżesiczka roztrzęsiona i już by wszystko było ok, gdyby nie trzeba było dmuchać. Znajomy dmuchnał, alkomat 0,0. Sebuś dmuchnął i alkomat pokazał 0,5 - tak, też byłem ciekaw jego miny. Podobno Karynka też coś wydmuchała. Finisz sprawy był taki, że znajomemu te lekkie uszkodzenia pokrył fundusz gwarancyjny, a Seba wpakował się w poważne problemy. Chociaż przyznaje, że czasami pomysłowość polskiej "dej mi-patologii" zaskakuje.
Tak, znajomy po tej akcji zainwestował w kamerę.