Moje zdanie jest takie, żeby nie dać się zwariować.
Pomagać trzeba, bo to jest człowieczeństwo i miłość do bliźniego, z resztą sam jestem zapisany jako wolontariusz na granicę.
Nie zmienia to jednak faktu, że pewne rzeczy tak jak koledzy wyżej napisali nie są sprawami pierwszej potrzeby. Nie zaglądam nikomu do portfela, ani nie mam zamiaru patrzeć kto jakim autem jeździ, ale generalnie gdybym ja był na ich miejscu i uciekał przed wojną, to wziąłbym z rzeczy materialnych wszystkie swoje oszczędności i jeżeli się da to też samochód. Wiem, że mając odłożone troszkę grosza, to poza granicami kraju człowiek jest w stanie jakoś rozpocząć "nowe" życie, czyli wynająć mieszkanie, kupić coś do jedzenia, jak trzeba to zatankować auto, ewentualnie załatwić jakiś tani serwis (chociażby wymiana oleju). Pomaganie jest świetną sprawą, ale ogarnianie komuś rzeczy zbędnych za free - wydaje mi się, że powinno być kwestią indywidualną. Chcesz, to stawiasz komuś serwis samochodu z własnej kieszeni, albo z kieszeni grupy która w taki sposób chce pomóc, ale nie powinno się takich rzeczy przerzucać na społeczeństwo.
Wg mnie to lipa wrzucać wszystkich do jednego worka. Mi akurat normalnych Rosjan i Białorusinów jest po prostu żal, bo odczują skutki wojny której nie chcieli. Pisząc "normalnych" mam na myśli ludzi, którzy żyli jak my, chodzili do pracy, mieli swoje hobby, marzenia, plany na wakacje, mieli przyjaciół z którymi spędzali czas, cieszyli się życiem i do nikogo nic nie mieli i nie chcieli żadnej wojny. Nakładanie "społecznego embarga" na takich ludzi tylko dlatego, że pochodzą z takiego, a nie innego kraju jest nie fair.