W zeszły piątek wracam z zakupami do samochodu. Parking Kauflandu w Dzierżoniowie. Otwieram tylną klapę. Zatrzymuje się samochód, otwiera szyba i słyszę pytanie "To twoje?". Odpowiadam, że tak, poznając, że to akurat moja koleżanka z klasy szkoły podstawowej. Mówi mi, że przed chwilą jakieś zielone auto walnęło w mój tył, aż się buda zatrzęsła i uciekło. Chciała wyskoczyć, ale odjechało szybko. Gdyby nie ona, pewnie zauważyłbym po czasie, bo nie przyszło mi do głowy oglądać samochód dookoła po każdym postoju. Nie wiedziała jaka marka, model, a jedynie, że zielone i prawdopodobnie kobieta za kierownicą, dodając, żebym pokręcił się po parkingu.
Tak też zrobiłem. Jakieś 200 metrów dalej widzę zaparkowane zielone Audi A3 ze srebrnym lakierem na drzwiach. No to czekam, czekam, ale przecież nie będę czekał nie wiadomo, ile, więc po jakichś 25 minutach poszedłem do sklepu zapytać o monitoring, a następnie zadzwoniłem na policję, opisując zdarzenie. Wysłano patrol, ale w międzyczasie znalazł się właściciel. No kurde - książkowy model "Blondi za kierownicą". Rozmowa przebiegła nad wyraz spokojnie i kulturalnie, ale to zapewne dlatego, że od razu się przyznała, tłumacząc, że dziecko ją zagadało, ale chciała zaczekać na właściciela, lecz nie było żadnego wolnego miejsca parkingowego. Przerwałem jej, że to już jest nieistotne, pytając, co robimy - czekamy na policję, czy załatwiamy sprawę między sobą, spisując oświadczenie. Od razu przystała na rozwiązanie z pominięciem policji.
I teraz do czego zmierzam - mógłbym narobić jej problemów, bo spowodowała stłuczkę, oddalając się z miejsca zdarzenia (pomijając wybitną logikę całej tej sytuacji, z parkowaniem 200 metrów dalej), jednak odpuściłem, bo sprawczyni nie brnęła, przeprosiła, chciałem oszczędzić dziecku w foteliku całej sytuacji z przyjazdem policji, itd., jednak kilku moich znajomych było zdania, że powinienem nie darować, żeby miała lekcję na przyszłość.
Jak Wy byście zareagowali w tej sytuacji?