Skocz do zawartości

Czy da się wyżyć na studiach bez pomocy rodziców?


Jachu93

Rekomendowane odpowiedzi

Nie wiem jak cenowo wygląda Toruń jeśli chodzi o koszty utrzymania- tj najbardziej o ceny najmu mieszkań, bo biedronka ceny ma wszędzie te same :)

 

Da się utrzymać studiując dziennie. Mam znajomego, który dostaje stypendium naukowe (fakt, od II roku), $ za kierunek zamawiany na polibudzie + stypendium socjalne. Stać go na opłacenie jeszcze całkiem niezłego samochodu studiując dziennie w Poznaniu i w ogóle nie pracując.

 

Jeśli koniecznie chcesz się wyprowadzić, to może do innego, tańszego miasta? Nie brałeś tego pod uwagę? Bo opcję wyprowadzenia się z rodzinnego domu i studiowania w tym samym płacąc za najem widzę jako zupełnie bezsensowną.

 

Co do kosztów utrzymania:

Ja studiując w Szczecinie (który jest jednak pod względem cen mieszkań chyba tańszy) płacę miesięcznie 1100zł za (po połowie z dziewczyną) za połowę domu z ogrodem, tarasem i własnym parkingiem. - ale dałoby się za 300zł w akademiku.(chodź pewnie już siedziałbym za zabójstwo, jak bym zobaczył, że ktoś mi jedzenie podpier***ala albo hałasuje jak się uczę). Co do wyżywienia- ja i tak wole jeść to co sam ugotuję, więc dochodzi tu kwestia zrobienia zaopatrzenia w sławetnej biedronce (której będę bronił jak niepodległości:) ) i..to wszystko. Oczywiście i tu jest różnie, bo jeden przeżyje o gorącym kubku knorra na bogato i zapiekance dziennie a inny, tak jak ja musi zjeść 5-6 razy dziennie porządny posiłek. Książki się kseruje (oczywiście w ramach dozwolonego użytku własnego...) i.. tyle. Nie piję, nie palę. Nie imprezuję a koszty treningów sportowych opłaca mi klub.

Dochodzi kwestia paliwa, ale to moja fanaberia, mógłbym jeździć MZK.

Podsumowując- te 1100zł musiałbyś co miesiąc mieć.

IMO- rodzice i tak i tak Ci pomogą, mimo, że teraz mogą mówić coś innego.

Praca: Pracę da się znaleźć - choćby jak u mnie - dorabianie w biurach rachunkowych i...na bramce w klubie.. (fakt, dziwne połączenie..) Do tego w ciągu 3 mies wakacji(a po maturze będziesz miał więcej niż 3 mies), jeśli się postarasz to jesteś w stanie zarobić na grubo ponad 1 semestr a pracując przez 3 mies za granicą- na cały rok. Praca w trakcie I roku studiów- może być Ci ciężko.

Kredyt studencki - owszem. Ale trzeba liczyć się z tym, że jeśli coś się nie powiedzie na studiach i tak trzeba go będzie spłacać.

 

Podsumowując: moim zdaniem zarobić na studia możesz tylko w wakacje. Potem starać się o stypendium (naukowe, sportowe itp). Na dorabianie na I roku bym się nie odważył.

 

pisał to student dzienny IV roku, uczelni państwowej, kierunku uznawanego powszechnie za wymagający.

 

 

edit: po wysłani i przeczytaniu posta widzę chaos w mojej wypowiedzi. Trudno, poprawiać nie mam czasu. I tak powinienem się uczyć na jutrzejszy egzamin zamiast siedzieć na forum :twisted:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 90
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

Jachu93, śmiech śmiechem ale nie skreślaj mac`a. Moja żona na studiach (dziennych - 4 rok) pracowała tam przez ok 4 miesiące na 3/4 etatu.

Plusy

- dość łatwo się tam załapać do pracy bo jest duża rotacja pracowników

- byli niesamowicie elastycznie w kwestii godzin pracy

- niezłe zarobki. Dostawała jeśli mnie pamięć nie myli ok tysiaka, a było to chyba 4 lata temu - dziś może być więcej. No i to był Olsztyn więc stawka godzinowa zapewne mniejsza niż w dużym mieście

- po 3 miesiącach dostała umowę na czas nieokreślony :idea:

- przy 3/4 etatu można było tak ustawić grafik żeby nie przychodzić w weekendy (przy pełnym to niemożliwe - przynajmniej wtedy)

- karta zniżkowa na żarcie z maka :twisted: Swego czasu srogo się tam obżarłem bo nagle się tanio zrobiło :)

 

Minusy

- kilka razy się poparzyła olejem... taki urok pracy przy żarciu

- ostry zapierdziel (zwłaszcza jak wpadała wycieczka z podstawówki)

- na samym początku robiła za "czarnucha". Trochę ją starsi wykorzystywali do czarnej roboty ale zmieniło się to wraz z przyjściem kolejnych żółtodziobów :lol:

 

W jej przypadku (dojeżdżała) jedyną alternatywą było stanie na promocjach w supermarketach. Niestety 90% czasu pracy to były weekendy. Zarabiała odrobinę więcej niż w maku ale z perspektywy czasu stwierdza, że sterczenie po 12 godzin przy lodówkach z jogurtami czy namawianie ludzi na ekspresy do kawy było bardziej parszywą robotą niż mak.

 

 

Natomiast co do głównego pytania o mieszkanie poza "gniazdem" to podobnie jak przedmówcy uważam za bezsens płacenie komuś za 3 metry kwadratowe studiując w tym samym co dom rodzinny mieście.

Pracuj i odkładaj kasę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Da sie i to godnie :lol: , ja w latach 90 tych mieszkałem w akademikach w Krakowie na Czyżynach, to był najpiękniejszy okres w moim życiu :lol: , wykładów prawie zero, non stop imprezy, a kasę miałem z kilku rzeczy :

grałem na kase w bilarda i snookera :twisted:

miałem z kolegami melinę w akademiku :mrgreen:

kasyno w hotelu forum :twisted:

poker i karty w akademiku :mrgreen:

jeżdziełem do berlina z fajkami :roll:

jeżdziełem do wiednia po gumy turbo , banany, radio jamniki, kawe alvorada

jezdziłem do Neapolu po rowery górskie :twisted:

 

to tak po krótce :mrgreen:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Padło coś o dilerce... nie dokonuje tu oceny osoby, która się tym zajmuje, tylko wskazuje na fakt, że zjawisko to jest dosc popularne wśród młodych ludzi i to zupełnie różnych. Łatwa, szybka kasa. Ryzyko też duże ale nie na tyle, żeby się nie opłacało. Uważam, że bezpośrednią winę za taki stan rzeczy ponosi państwo i prawo.

 

A wg mnie winę nie ponosi państwo i prawo, tylko nadmierne aspiracje finansowe częsci młodziezy, przy absolutnej niecheci do jakiegokolwiek wysiłku.... nie chce sie pracowac, to sie diluje

 

gdyby narkotyki były legalne, to zamiast dilowania np. by kradli albo dawali dupy

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

hah:) da się, sam od niedawna tak ciągnę, co prawda raz na jakiś czas zjeżdzam do domu i jakieś jedzenie wyciągnę :D ale tak to wszystko na swój rachunek, pracuję weekendami, dodatkowo łapię się wszystkiego co się da:) a w międzyczasie tak jak carfit:

 

wykładów prawie zero, non stop imprezy

 

i oczywiście poker musi być:)

 

Bardzo pomocne były oszczędności (równocześnie z technikum, zacząłem pracę, a ze mieszkałem z rodzicami, to co nie co można było odłożyc)

 

EDIT:

 

ale z pracą za 600zł nie ma szans, no chyba ze 600zł tygodniowo 8)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Padło coś o dilerce... nie dokonuje tu oceny osoby, która się tym zajmuje, tylko wskazuje na fakt, że zjawisko to jest dosc popularne wśród młodych ludzi i to zupełnie różnych. Łatwa, szybka kasa. Ryzyko też duże ale nie na tyle, żeby się nie opłacało. Uważam, że bezpośrednią winę za taki stan rzeczy ponosi państwo i prawo.

 

A wg mnie winę nie ponosi państwo i prawo, tylko nadmierne aspiracje finansowe częsci młodziezy, przy absolutnej niecheci do jakiegokolwiek wysiłku.... nie chce sie pracowac, to sie diluje

 

gdyby narkotyki były legalne, to zamiast dilowania np. by kradli albo dawali dupy

 

Część może i tak ale nie zgodzę się z Tobą. Obecne prawo wspomaga przestępczość narkotykową. Skoro nie można sobie wyhodować drzewka marihuany, to skądś trzeba ją kupić. I tu pojawiają się ludzie, którzy ją sprzedają. Bardzo prosty mechanizm. Nikt nie będzie ryzykował hodowli drzewka, bo można za to solidnie beknąć, łatwiej i bezpieczniej umówić się z typkiem, który biega po 1g, czy ile komu trzeba. Gdyby hodowla na własny użytek byłaby legalna, skończyłby się problem handlu narkotykami, a na pewno zmniejszyłaby się jego skala. Ale oczywiście, ze Donaldu Tusku ma inne sprawy na głowie i legalizacji nie będzie ! Przecież w TV trzeba co jakiś czas pokazać jak sprawnie działa polska policja, robiąc pokazówy z likwidacją hodowli etc. Zaścianek drodzy państwo, zaścianek.

 

I jeszcze na temat moralnej klasyfikacji czynu. Nie uważam, że dilowanie jest złe na równi z kradzieżą. Ba, w zasadzie w ogóle nie myślę, że diler powininien miec wyrzuty sumienia. Czy ktoś zmusza do brania narkotyków, jest jakiś przymus? Volenti non fit iniura i tego się trzymajmy. A jeżeli ktoś uważa inaczej, to do jednego wora niech wrzuci wszystkich, którzy sprzedają wóde w sklepie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Buncol555, prosze... może nie w tym temacie. Średnio się z Tobą zgadzam, pewnie jest część osób która jest po mojej stronie, jest też część po Twojej i zaraz rozpęta się wojna.

 

Wydaje mi się, że większość "za" i "przeciw" na temat głównego wątku zostało już napisane, więc chyba można zamykać. Jeszcze raz dziękuje wszystkim, którzy pomogli!

 

aflinta, pewnie, że zrobie po swojemu, ale te po "swojemu" będzie po gruntownym przemysleniu wszystkiego i wzięciu pod uwage rad "starszych" kolegów z forum :D:twisted:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja prosto po ogólniaku pojechałem do Niemclandu, popracowałem rok, przy okazji zrobiłem szkołę językową u Goethe'go i 2 dyplomy. Z tego wystarczyło na 1,5 roku studiowania u Koźmińskiego w stolicy. Na resztę wziąłem kredyt studencki. Przez czas studiów dorabiałem weekendami w wykończeniówce i kręcąc rowery w serwisie, a potem skorzystałem ze znajomości j. niemieckiego i poszedłem do call center* jako technik IT (Niemcy zawsze dają szkolenie zatrudniając). Nie powiem żeby to była przyjemna praca, ale jeśli znasz jakiś język płynnie to prawie 100% pewne zatrudnienie no i godziny pracy elastyczne (praca w ruchu ciągłym), plus taki bonus, że czym bardziej egzotyczny język znasz tym lepszy zarobek - angielski oczywiście najmniej płatny. Jak mi się call center we znaki dał, to znalazłem ogło. w niemieckiej prasie o możliwości pracy przy wdrażaniu systemu Toll w Niemczech (2005 rok), założyłem własną działalność (jeden papierek w urzędzie i 2 tyg. czekania na numer podatkowy) i tam sobie przez pół roku naprawdę poważną kasę zarobiłem. Po skończonych studiach natomiast skoczyłem do Eng-landu (z niem. wąski kraj :)) i spłaciłem cały kredyt w pół roku. Na imprezowanie niestety czasu nie miałem ;(

 

*pracy w CC masz najwięcej w Krakowie, Wrocławiu i Stolicy, od biedy teraz to i w Niemclandzie bez problemu ale to chyba dla zaoczniaków raczej już opcja.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...