Szkoda, że Sądy Cywilne mają w d.... uchwały SN. Moja sprawa leży już ponad 2 lata i bardzo ciężko Sędziemu klepnąć młotkiem, żeby oddali należną kasę.
U mnie było tak, że dałem samochód na naprawę bezgotówkową do ASO (kosztorys na 12 tys przesłany do weryfikacji ubezpieczyciela - od tego czasu kontakt się urwał).
2 miesiące samochód postał - ubezpieczyciel zrobił jedynie oględziny. Wiedziałem, że GNOJOM chodzi o to, żebym samodzielnie zlecił naprawę, którą później zakwestionują będą chcieli oddać jakieś ochłapy. A więc pojazd zabrałem (jako dowód), kupiłem nowy i nie pozostało nic innego jak szykować się do złożenia pozwu.
Ponaglenie i bezsporna propozycja wypłaty na ok 9tys - zignorowana (TO MNIEJ NIŻ WYCENA ASO - podszedłem do sprawy racjonalnie)
Wezwanie przedsądowe na ok 20 tys ze wszystkimi stratami - zignorowane.
A zatem sprawa do Sądu.
Jako dowód pokazałem biling telefonicznych zgłoszeń na infolinię oraz prywatne numery placówki ubezpieczyciela - zgłosiłem to jako dowód (nagrywają podobno dla naszego bezpieczenstwa) - Sąd nie dopuścił roszczenia odsłuchania nagrań. Dziwne, gdyż ubezpieczyciel w odpowiedzi na pozew wyparł się wielu rzeczy - oczywiście wszystko obaliłem dowodami w postaci wydruków emaili, notatni policyjnej, oświadczenia sprawcy....
Powołali biegłego - wycena na 7500zł, ale nie uwzględnił 2 pozycji za ok 1900zł, na które na ich nieszczęście również miałem fakturę i dysponowałem starymi częściami, gdyby mieli wątpliwość.
Po ponad roku na jedną z rozpraw ubezpieczyciel podrzucił kosztorys na kwotę ok 430zł (pomijając fakt, że jednym z ok 10 elementów kwalifikującym się do wymiany była felga, która katalogowo kosztuje 1800zł i na którą miałem fakturę - zakupiona zaledwie miesiąc przed szkodą). Podobnie z oponami, które miały przebieg 300km, ubezpieczyciel potraktował jak sliki.
Ostatnio Sędzia powołał kolejny raz biegłego, aby wycenił wartość pojazdu. Tym razem wycena była imponująca - uwzględniała szereg pozycji, których w przypadku standardowej likwidacji szkody nigdy nie ujrzymy, tj. korekta wartości pojazdu za bezwypadkowość stwierdzoną po badaniu grubości lakieru, korekty za książkę serwisową, korekty za wyposażenie dodatkowe typu hamulce, opony, symulacja przebiegu, ustalenie jego wiarygodności itd....
Co na to ubezpieczyciel?
Wynajął prawnika i "oddala powództwo w całości" roszcząc jednocześnie zwrot kosztów stawiennictwa procesowego, na początek 3000zł, natomiast złożenie pozwu kosztowało trochę ponad 1000zł......
Tak więc idą na grubo!