Zeznaj prawdę na policji, że nie wiesz, czy to Ty doprowadziłeś do tej rzekomej kolizji lub, że nie jesteś w stanie potwierdzić, czy to Ty prowadziłeś. Mógł to zrobić ktokolwiek, znajomy, rodzina, potencjalny kupiec - każdy użytkownik pojazdu. Być może jechałeś tą drogą ze świadkiem feralnego dnia, który potwierdzi, że nie zauważył niczego, co mogło stworzyć zagrożenie.
Nie ma żadnej gwarancji, ze do zdarzenia nie doszło np. na skutek Twojego hamowania awaryjnego, a poszkodowany nie zachował po prostu należytej ostrożności.
Wystąp o prawdziwe dowody! Świadków kłamiących pod przysięgą, to można sobie dowolnie ustawić.
Gdyby było prawdą to, co świadkowie zeznali, to by znaczyło, że zbiegłeś z miejsca kolizji i dziwne w tym wszystkim jest to, że Policja dopiero teraz po 3 miesiącach wzywa do podpisania mandatu, a nie interesowało ich np. sprawdzenie Twojej trzeźwości bezpośrednio po zdarzeniu.
Śmierdzi to wszystko niestety znajomościami w Policji. Wglądnij do akt sprawy, przyjrzyj się datom, kiedy było zgłoszenie, kiedy telefon od świadka. Nie bój się Sądu. Uzasadnij, że nie przyjąłeś mandatu, ponieważ nie przypominasz sobie, żebyś wykonał jakikolwiek, niebezpieczny manewr.
Wystąp o dowody i wskaż Twoich Świadków, którzy tego dnia jechali z Tobą, obok Ciebie, czy przed Tobą. Na pewno ktoś znajomy przechodził obok, albo jechał samochodem i mógł również nic nie widzieć.
Krętaczy nie brakuje. Każdy głupi może spisać nr rejestracyjne, a pierwszy lepszy żul spod sklepu za flaszkę potwierdzi, że widział.
PS. Ale jeśli szalałeś z pasa na pas, to nie pajacuj i przyjmuj mandat na klatę.