W poprzedniej robocie miałem taki epizod, w końcowym efekcie trochę mało dla mnie zabawny. Pracowałem w centrali w Gdyni, zarząd był z desantu z wawy i czasem zaszczycał nas obecnością. Ktoregoś takiego dnia poszedłem do kibla, otwieram drzwi od kabiny. Poczułem lekki opór po delikatnym uchyleniu więc szarpnąłem trochę mocniej. Na kiblu siedział prezes, gacie w dole... no łamał się chłopak . Wydusiłem jakies przepraszam i wyszedłem z kibla dusząc się ze śmiechu.
Dwa tygodnie później - poważna rozmowa w kadrach, redukcje, przenosiny centrali firmy do Wawy, tralala... ja i tak wiedziałem o co chodzi. :?