Dwa lata temu motałem się z zakupem ekspresu, bo pomimo, że kawę pijam rzadko, to jak już, to chciałem smaczną. Właściwie to stanęło wtedy na którymś z modeli Jura, za coś ponad cztery tysiące, ale w międzyczasie u znajomego Włocha zobaczyłem "kawiarkę" - nie wiem, jak to się fachowo nazywa. Kawa z tego była przepyszna, a sam sposób parzenia też ciekawy - to było coś w stylu klepsydry - woda sie zagotowała, pyk do góry nogami i po chwili kawa. Coś na zasadzie "przelewowy ekspres ciśnieniowy". Stwierdziłem, że takiego poszukam na próbę, ale nic z tego - dostępne chyba tylko we Włoszech, a nawet więcej - w Neapolu. Trochę szkoda, ale okazało się, że ten kumpel ma gdzieś taki drugi i mi obiecał w prezencie, ale niestety - po przeprowadzce nie mógł go za cholerę znaleźć, więc zacząłem drążyć temat i kupiłem finalnie, kurdę, jak on się zwie... Na pewno Bialetti, ale zaraz zobaczę dokładnie.
Mam - Bialetti Brikka:
...i dla mnie to był strzał w dziesiątkę!
Dokupiłem do tego w jakiejś graciarni czterdziestoletni młynek ręczny, wyczyściłem, wyregulowałem metodą testów grubość mielenia i mnie tam więcej nie potrzeba, jeśli chodzi o smak kawy.
Jak ktoś pije cztery kawy dziennie, to raczej odpada, bo po zaparzeniu kawy trzeba cały sprzęt rozkręcić, wymyć i wysuszyć.
Zaleta jest taka, że kosztował mnie niecałe dwie stówki, a nie cztery koła, jak planowałem wcześniej.
Ważne, zeby tego wariactwa żadnym płynem nie myć - ciepła, bieżąca woda w zupełności styka.
No i ważna rzecz - ten Włoch, o którym wspominałem, to nie robił tej kawy; to był raczej rutuał - wszystko z taką gracją i uwielbieniem - zaparzanie, nalewanie do filiżaneczek. Po prostu ją wyczarowywał.
Z drugiej strony mam widok mojego innego kumpla, zalewającego kopiec cukrzano-kawowy w jakiejś szklance...