Skocz do zawartości

Tichy

Użytkownik
  • Postów

    1062
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    2

Odpowiedzi opublikowane przez Tichy

  1.  

    Nic na to nie poradzę, nie mogę się z tym pogodzić, całe życie tak mam.

     

    Wcześniej pisałeś, że po 35 Ci się zmieniło. Czy mi się wydaje?

     

     

     

    (np. kumpel wyskoczył na agresywnego łebka z siekierą)

     

    A ta agresja "łebka" to na czym polegała? I co Twój kolega zyskał? Coś zaspokoił? Chociaż użył tej siekiery? To ma sens w ogóle?

     

    Zmieniło mi się zachowanie, stałem się bardziej asertywny i szczery, do 35 r.ż. nie ujawniałem się ze swoimi negatywnymi emocjami wobec zła i niesprawiedliwości świata tego.

    Łebek mu zajechał, po czym oczywiście wyskoczył z auta i chciał się bić. Jak na niego wyszedł gość z siekierą, to grzecznie w tył zwrot, wsiadł do auta i odjechał :)  Sądzę, że kolega nie użyłby siekierki, to miał być tylko efekt psychologiczny.

     

     

    Czy my tu rozmawiamy o znieczulicy i pochwale robienia krzywdy innym ludziom?

    Tak, odniosłem wrażenie, że wielu do tego właśnie namawia: zignoruj to, olej, uśmiechnij się, puść muzyczkę, zluzuj pory, świata nie zmienisz, nie ucz tak dzieci, nie gestykuluj, nie migaj światłami, nie trąb - to tylko wybrane cytaty. Ekstrapoluję to na "nie reaguj, gdy biją słabszego", "pozwalaj sobie zabrać obiad", "wpuszczaj wszystkich przed siebie do kolejki". Jak można to inaczej zinterpretować?

  2.  

     

    trzeba zwolnić, a nawet się zatrzymać przed taką grupką

    Tak, tak, zawsze tak robię, jeszcze z czarującym uśmiechem na ustach - ludzie fajnie się zachowują :biglol:  Lepszy patent ma mój teść, ale nie polecam, choć jest to wesoły sposób ;)  Teść jest wielkości średniego dębu, czyli ok. 2m. wzrostu, szeroki w barach (dawniej kulturysta) i twarz ponura jak cmentarny nagrobek z lastriko :biglol:  Ostatnio jak szła panna i gadała przez telefon, nie patrząc przed siebie, to oczywiście nie zszedł jej z drogi, tylko ją chwycił (no oczywiście nie mocno, tylko tak za ramiona) i po prostu przesunął na bok, mówiąc: "chodnik nie jest do rozmów przez telefon" :biglol:  Myślałem, że padnę, panna była tak zaskoczona, że nic nie powiedziała, tylko po chwili refleksji poszła dalej :)


     

     

    mignijcie mu kierunkami, czy przeciwmgielnym

    Ja używam tego drugiego, tym bardziej, że mam tylko jedno tylne przeciwmgielne, więc mniejsza szansa, że ze stopem pomylą.


     

     

    Jeszcze raz, żeby była jasność - wyprzedzam. Kończę manewr. Dla mnie sprawa jest zamknięta. W tym momencie gość (bezpośrednio za mną) zaczyna swoje "budowanie męskości" - trąbiąc i oślepiając mnie długimi - tak, potrafię się odszczeknąć ;)

    Widzisz, ale może tylko w Twojej głowie nie zrobiłeś niczego niebezpiecznego, może inni oceniliby to inaczej? Mnie krytykujesz, ale nie zastanowiło Cię, że zdarzają Ci się takie sytuacje, jak opisałeś? Bo z kolei ja tego nigdy nie doświadczyłem. Czy to czasem nie świadczy o tym, że coś z Twoją jazdą jest nie tak, że inni użytkownicy dróg uważają Cię za pirata? NAPRAWDĘ CIĘ TO NIE ZASTANAWIA? Wg Ciebie to ONI popełniają błąd? Ja wiem, wiem, wg Ciebie jeździsz świetnie, setki tys. km itd., manewry super precyzyjne, 100% bezpieczne, zawsze masz rację, ale pamiętaj - to może być szalenie subiektywne.


     

     

    Może jednak inni nie są tacy źli?

    Na pewno tak jest, wiem o tym, tylko nie zawsze się trafia na "tych dobrych". Na wszelki wypadek zachowuję daleko idącą ostrożność i zakładam, że ktoś mnie może skrzywdzić. Jeśli okazuje się, że to spoko człowiek, to oczywiście może liczyć na moją pełną sympatię.

  3.  

     

    SCENARIUSZ "B" Zakładam, że jesteś tylko popapranym frustratem, bez siły przebicia i musisz oszukiwac sam siebie, że jestes w stanie zareagowac, na ewentualne sytuacje zmuszajace do konfrontacji. Pomimo posiadania wszystkich gazów, pałek, sekatorów, kastetów - najzwyczajniej w świecie w chwili odpowiedniej do reakcji, zfajdoliłbyś sie w gacie i potulnie "oddalił sie na z gory upatrzone pozycje strategiczne"

    Pominąłeś cały szereg scenariuszy pośrednich. Masz rację w jednym: nie mam pojęcia, jak zareagowałbym w sytuacji całkiem drastycznej, tego nigdy nie wiesz, póki się nie zdarzy. Widziałem (lub słyszałem) o naprawdę twardzielach, którzy załamywali się w sytuacjach krytycznych (np. w obliczu wypadku czy czyjejś śmierci) i widziałem "leszczy", którzy okazywali się bohaterami sytuacji.

    Wszystkie te gazy, sekatory itp. skądś się wzięły. Miałem w życiu trzy krytyczne sytuacje, opiszę w naprawdę super-hasłowym skrócie. Z góry zaznaczam, że za każdym razem ja byłem "poszkodowany", tj. np. zostałem zepchnięty z pasa ruchu, wjechano mi na czerwonym i inne.

    1. Wjazd na czerwonym, hamuję awaryjnie i odbijam na sąsiedni pas ruchu, bo bym nie wyhamował. Zatrąbiłem, nie ukrywam. Facet wysiada, WYCIĄGA MNIE Z AUTA i chce bić! Udało mi się wyrwać. Od tego czasu jeżdżę z zablokowanymi drzwiami. I dobrze, bo innym razem...
    2. Wymuszenie pierwszeństwa przy zmianie pasa ruchu, zostałem zepchnięty na kończący się pas i prawie wpadłem na wysepkę. Zatrąbiłem i odjechałem. Facet gonił mnie przez kilka skrzyżowań, w końcu kiedyś trafiłem na czerwone - zdążyłem tylko krzyknąć do jadącej ze mną ciotki: zamknij drzwi! Facet wybiegł, biegał dookoła, szarpał za klamki, wołał: "wysiadaj, k..., to Ci pokażę!", w końcu skopał mi błotnik (auto sprzedałem jakiś czas później nadal z lekką wgniotką). Odjechałem, ale trzeba było widzieć minę ciotki... :rolleyes: Od tego czasu doposażyłem się w gaz.
    3. Wyjechanie z podporządkowanej - nie wyhamowałem, odbiłem na chodnik, szczęściem niski krawężnik. Zatrąbiłem - nie zauważyłem niestety (ciemno było no i lekki szok), że to nowe BMW... Dresiarz-mafioso gonił mnie przez ok. 4 km, robił tak: wyprzedzał, zajeżdżał na prawy pas i hamulce do oporu - on z ABS, mokro na drodze, a mnie Malucha w poprzek stawiało... Nie wiem, jakim cudem się wtedy nie rozbiłem, bo robił tak non-stop przez tę trasę. Jak się inni kierowcy po drodze patrzyli, uciekali na boki... Konsekwentnie dojechałem pod dom, on za mną. Wybiegłem z auta nie zamykając drzwi na klucz, złapał mnie w wejściu do klatki, ale udało mi się wyrwać (chyba naderwałem sobie wtedy kurtkę) i ogień po schodach - on był, typowo, łysy, w dresie, ze złotymi łańcuchami i dużym brzuchem, więc po schodach pościgu nie podjął ;)  Stał pod klatką ok. 5 min. i krzyczał, a ja patrzyłem przez okno, czy mi auto podpali. Ku mojemu zdziwieniu nawet nie skopał go ani nie otworzył, powrzeszczał, powyklinał i pojechał. Od tego czasu doszła pała zomowca i drugi gaz w kieszeń.

    Na szczęście od tego czasu nie miałem już aż tak ostrych zajść, całe szczęście, bo nast. krokiem byłoby chyba ubieganie się o pozwolenie na broń :D  Spoko, żartuję, nie toleruję broni palnej.

    Jak jesteś taki mądry, to powiedz mi, jak Ty byś zareagował, bo sądząc z Twoich wypowiedzi, to do łagodnych i spolegliwych nie należysz ;)

  4.  

     

    A skąd takie wnioski? Jeśli nie "pokażesz" komuś na drodze to uczysz dzieci bycia pierdołami? Nie. Droga nie jest dobrym miejscem uczenia dzieci asertywności. - Najpierw naucz dzieci bycia ponad to wszystko, naucz tolerancji, naucz, co stanowi o prawdziwej wartości człowieka. Bo na pewno nie jest tym, czy ktoś jedzie szybciej, lepiej od Ciebie czy lepszym samochodem.

    Ależ mnie spłyciłeś - ja właśnie nie pisałem tylko o szosie, ale ogólnie o życiu! I tak, mnie uczono tak, jak mówisz i uważam, że wyrosłem na pierdołę. A "prawdziwą wartość człowieka" doceniają tylko ludzie na poziomie, reszta ma gdzieś Twój intelekt, edukację czy system wartości, liczą się tylko łokcie i pięści. To jest smutne, ale prawdziwe.

    To taki przykład i powiedz, jak byś postąpił: czekasz sobie w kolejce na stacji benzynowej, przed Tobą 2 osoby, żadnych szaleństw czy zamieszania. Gdy już jestem pierwszy i zwalnia się kasa, nagle przede mnie (że aż musiałem się cofnąć) wchodzi facet w wieku ok. 45 lat i zaczyna załatwiać swoje tankowanie. Na moje grzeczne zwrócenie uwagi (naprawdę spokojnie powiedziane: "proszę pana, ale jest kolejka, teraz moja kolej") zareagował w bardzo agresywny sposób (chodzi o ton wypowiedzi, więc tego tu nie oddam) mówiąc: "spadaj, nie widziałem Cię". No to wtedy ja się wypowiedziałem, nie przekleństwami, ale mam taki system ciętych tekstów, że ludziom w pięty czasem idzie ;)  Oczywiście zero jakiejkolwiek agresji fizycznej, machania rękami czy coś, wbrew Waszym obawom nie dążę do fizycznej konfrontacji, bo jestem raczej mizerny z postury i generalnie nie uznaję przemocy fizycznej - ale mam za to niezłe "gadane". Facet zareagował tak, że aż interweniowała ochrona stacji :)  Wg Ciebie powinienem go jeszcze po głowie pogłaskać? Jeżeli każdy mu ustąpi, to gość się tak prześlizgnie przez życie na cudzych garbach, łatwo i przyjemnie - nie to, że życzę innym źle, niech mają dobrze, ale nie moim kosztem! Jak Ty postępujesz w takich sytuacjach? Tylko nie wymyślaj pięknych bajek, tylko postaw się na moim miejscu i powiedz uczciwie, co byś zrobił.


     

     

    Ja pierdziele, ale Ty popaprany jesteś....

    I wzajemnie - z mojego punktu widzenia :)


     

     

    Ty użyjesz jednego z atrybutów posiadanych a aucie

    Wszystkich tych rzeczy ewentualnie użyłbym (na szczęście nie było takiej potrzeby) TYLKO w samoobronie, gdyby ktoś mnie zaatakował FIZYCZNIE (słowne ataki olewam, słyszałem już w życiu o sobie takie rzeczy, że mnie to nie rusza).


     

     

    Twoja "krucjata" skonczy się na zarzutach prokuratorskich, powaznych problemach, karach finansowych lub pozbawienia wolności

    To byłaby obrona konieczna, zresztą trudno - życie :)

  5.  

     

    Na tym sprawa się skończy, a kiedyś i on trafi na mocniejszego - czyt. pana w białej czapce :)

    Bogaczy i "ustosunkowanych" to nie dotyczy - uwierz mi na słowo, do niedawna jeszcze pracowałem w instytucji związanej z wymiarem sprawiedliwości, więc wiem, jak to działa. A Frogowi coś zrobili? Poza tym pewni ludzie mają "kapusiów" w pewnych służbach, zdobywają adresik i potem możesz źle skończyć, jak Cię pod domem napadną. Możesz uznać, że to spiskowa teoria dziejów, ja swoje wiem. I też: doświadczenie życiowe, nie moje urojenia.


     

     

    No właśnie - do czego używasz klaksonu? Jako ostrzeżenie

    Wyłącznie. Nigdy nie trąbię dłużej niż 1 sek., zazwyczaj tylko naciskam i od razu puszczam.


     

     

    pokaz z gatunku światła i dźwięku

    Tak nie robię.


     

     

    Mleko się rozlało i należy przejść nad tym do porządku dziennego, a nie rozpamiętywać a tym bardziej wymierzać sprawiedliwość na własną rękę.

    Jak pobili w autobusie niewidomego, bo zwrócił uwagę rozrabiającym małolatom, to właśnie wszyscy przeszli do porządku dziennego i nikt nie zareagował. Nie chcę żyć w Twoim świecie "olewania zła". I tak, jestem za samosądami, bo organy powołane do ścigania nie sprawdzają się.


     

     

    Akurat z moich obserwacji wynika coś odwrotnego - to ci gorzej sytuowani, którzy często czują się w życiu przegranymi prowokują groźne sytuacje, choćby w sposób opisany powyżej. Poza jednostkowymi przypadkami dresów, chyba nigdy nie spotkałem się z agresywnym zachowaniem kogoś w drogim samochodzie.

    Ciekawe, może w Twojej okolicy jest inaczej? Interesujące - bo zakładam, że mówisz prawdę, a z kolei ja zaobserwowałem coś przeciwnego. Właściciele aut raczej pospolitych i nie pierwszej młodości (i jakości) są zazwyczaj bardzo porządni na drodze, za to bogacze... Ech, szkoda słów.

  6.  

     

    Musisz. Nie robi tego, aby zrobić Ci na złość. W ogóle o tym nie myśli

    Nic na to nie poradzę, nie mogę się z tym pogodzić, całe życie tak mam. Zdziwisz się, ale jest sporo osób, którzy się z tym nie godzą (większość mojej rodziny i znajomych na przykład). Jedni walczą z tym ostro (np. kumpel wyskoczył na agresywnego łebka z siekierą), inni tylko przeklinają pod nosem. Mnie bliżej do tych przeklinających, tylko czasem robię to przy otwartej szybie ;)


     

     

    Stawiam dolary przeciw orzechom, że wielu z nas jeździ więcej od Ciebie (ja niewiele poniżej 100 kkm rocznie), a kilkudziesięciu takich przypadków razem do kupy nie będziemy w stanie nazbierać (osobiście coś takiego widzę raz, może dwa w roku). Może więc problem nie leży po stronie innych, tylko w Twojej psychice, nastawieniu i przez to prowokowaniu do takich a nie innych zachowań?

    Stary, ale jak mogę Cię przekonać, jeżeli nawet nie wierzysz w zapis video takich przypadków? Dobrze, w ten weekend może będę miał chwilę luzu, to specjalnie dla Ciebie stworzę w chmurze pakiet filmików i prześlę Ci linka, OK? Jeździsz więcej ode mnie, ale może w innej części Polski? Przyznaję, że od kilku miesięcy nawet już nie zachowuję sobie takich filmików, zwyczajnie nie mam czasu na ich zgrywanie itp. Ale ze starszych zbioró coś Ci wrzucę. Nie mogę niestety na Forum zapodać, bo miałbym problemy prawne.

  7.  

     

    Jak stoisz w godzinnym korku to to czy Ci sie wepchnie jeden z drugim nie robi zadnej roznicy, po co sie stresowac, trabic, migac swiatlami, rzucac ujami na prawo i lewo?

    "Zwykłe" wpychanie w korkach już dawno olewam, mieszkam w Krakowie, które wg. badań jest najbardziej zakorkowanym miastem w Polsce. Ja mówiłem o EKSTREMALNYCH przypadkach,totalnym cwaniactwie połączonym z niebezpiecznym (dla mnie) łamaniem przepisów.


     

     

    lepiej posluchac dobrej muzyki te minute dluzej

    Tak robię, podczas stania w korkach "obrabiam" płyty (tj. robię sobie swoje kompilacje), na co ciągle nie mam czasu w domu.


     

     

    pokaż mu fakalca jak i on Ci pokazał

    Nawet wtedy tego nie robię, chyba tego gestu jeszcze nigdy na serio nikomu nie pokazałem. Mam trochę kultury (jeszcze) ;)


     

     

    wszyscy dookoła są źli, mają złą wolę, są cwaniakami itp.

    Ale co powiesz, jeżeli tego mnie nauczyło ŻYCIE? Skąd wiesz, co w życiu przeszedłem? Powiem Ci tak: mam podstawy do takiego mniemania o ludziach i kropka. Może miałem w życiu pecha, ale tego nie zmienisz już ani Ty, ani ja.


     

     

    Zamknięci w puszcze jesteśmy bardzo anonimowi. Trzeba zdać sobie z tego sprawę, bo odbieranie, że każdy przytyk jest personalnie do mnie i ktoś w ten sposób pomiata moją osobą ... no to rzeczywiście, ale zwariować nie trudno.

    Oraz reszta wywodu Szanownego Kolegi, której nie przytaczam, bo długaśna:

    Wiem, wiem, tak się składa, że moja Żona wie coś niecoś o psychologii, a ja hobbystycznie interesuję się filozofią, więc znam te mechanizmy itp. Ja po prostu tylko chcę być RÓWNY z innymi, mnie też się spieszy, ja też chcę spokojnie dotrzeć do domu. Wkurza mnie, że ktoś ma innych za nic, że uważa się za pana szosy (kolejki, autobusu, sklepu, bloku itp.) i nie zauważa innych, a raczej ma ich głęboko w d... Nie ma to jak wiercić w żelbecie o 22:30, to nieważne, że w połowie mieszkań zaczęły wyć obudzone dzieciaki, on i tak nie słyszy tego przez huk wiertarki, prawda?

  8.  

     

    Zluzuj pory :)

    Nie wiem, czemu twierdzisz, że nie jestem wyluzowany. Chyba masz obraz jakiegoś mianiaka, śliniącego się i przeklinającego, napiętego i z wytrzeszczonymi oczami podczas pisania tych postów ;)  Zapewniam Cię, że jestem wyluzowany, zresztą równolegle naprawiam drugi komputer, a no moim licytuję sobie różne rzeczy na Allegro. Że poglądy mam kontrowersyjne, to nie znaczy, że się spinam, wbrew pozorom nawet za kierownicą jestem zazwyczaj spokojny, a Wy tworzycie obraz jakiegoś potwora :biglol:


     

     

    ludzie sa z natury zli i kazdy lub raczej prawie kazdy chce mi tylko dokopac to juz lepiej nie wstawac z lozka ;)

    Tak uważam, bo tego mnie nauczyło życiowe doświadczenie, zaznałem od ludzi (obcych, nie dotyczy to rodziny i przyjaciół) głównie dużo złego i to bez winy z mojej strony, bo zazwyczaj ludzi unikam i nie chcę mieć z nimi do czynienia. Pozazdrościć, że masz lepsze doświadczenia, ale nie przekonasz mnie: moje doświadczenie zaprzecza Twoim słowom.


     

     

    wyzywajacych sie na kasjerkach ktore wcale fajnie nie maja, itd itp)

    Nigdy tak nie postępuję, choćbym miał nie wiem jak zły dzień, na mnie się też w życiu wyżywano, choć byłem "niewinny", więc wiem, jak to jest, poza tym moja kuzynka pracuje na kasie. Byłbym niemiły WYŁĄCZNIE wtedy, gdyby np. kasjerka mnie zwyzywała lub złośliwie rzuciła kupione jajka na ziemię.

  9. A ja nadal uważam, że te agresywne zachowania to jakieś wychodzące frustracje itp. na co wskazują chociażby posty Tichego... Sorry ale słabo wygląda to co piszesz i nie chcę spotykać takich ludzi na drodze  :(

    Tak, masz rację - w moim przypadku frustracje wynikające z tego, że nie godzę się z bycia "tym gorszym", tym pomiatanym, uważam bowiem, że wszyscy jesteśmy RÓWNI i nie mogę się pogodzić z tym, że ktoś się ma "ponad" i robi na drodze, co chce. A co spotkania mnie na drodze, to bez obaw: moje (czasami) negatywne zachowania są WYŁĄCZNIE REAKCJĄ (w takiej samej formie i ilości) na bezpośrednie złe zachowanie innych, i to nie chodzi o banał typu wjazd na mój pas bez migacza, tylko o rzeczy zagrażające już bezpośrednio mnie lub mojemu pojazdowi. Zapewniam Cię, że jeżeli nie wymusisz na mnie brutalnie pierwszeństwa, nie siądziesz mi 2 m. za zderzakiem czy nie zepchniesz na pobocze, to absolutnie nic Ci nie grozi :)  Chętnie wpuszczam na swój pas (o ile ktoś sygnalizuje taką chęć migaczem, bo wróżem nie jestem), wpuszczam z podporządkowanych, jeżdżę na zamek, stosuję się do ograniczeń prędkości i przepuszczam pieszych/rowerzystów na pasach, a czasem nawet poza nimi ;)

     

     

    Czyli, idąc zacytowanym na wstępie twierdzeniem, większość wypadków byłaby powodowana złą wolą . Społeczeństwo samobójców :question::facepalm:

    I tak, i nie - z mojego punktu widzenia samobójców, ale tu trzeba spojrzeć ich oczami: dla nich to nie jest ryzyko, bo w razie czego zajadą drogę (ówdzie zepchną na pobocze) tych zwykłych, "potulnych" kierowców. Liczą na to, że nikt nie chce uszkodzić swojego samochodu, więc przeklnie, potrąbi, pomiga, ale hamulec wciśnie. Często po chamsku jeżdżą ludzie zamożni, posiadający )nie bez powodu) wielkie i solidne fury - oni WIEDZĄ, czym jeżdżą, wiedzą, że większość aut osobowych nie ma szans z nimi w zderzeniu i raczej ucieknie z drogi na łąkę, niż zaryzykuje jazdę na stłuczkę. Zazwyczaj tak to się odbywa.

     

     

    Jest od dawna udowodnione, że najwięcej wypadków jest powodowane przez błędy ludzkie ( kierowców , pieszych , rowerzystów ).

    Taaaak??? Czyli "błąd ludzki" to w pełni świadome wyprzedzanie na zakręcie i podwójnej ciągłej, a gdy nadjedzie auto z przeciwka - brutalne wciśnięcie się przede mnie na milimetry, po czym od razu wyciągnięcie środkowego palca? Albo wyjazd na czerwonym świetle prosto pod moje auto, że zdążyłem tylko odbić, żeby uniknąć stłuczki - reakcją na pisk opon i klakson była próba nakłonienia mnie do zjechania na pobocze i bicia się: to też "błąd"? Jak wg pewnego idioty w Częstochowie jechałem za wolno (bo zgodnie z ograniczeniem) PRAWYM PASEM, to mnie wyprzedził i wcisnął hamulec do oporu, aż do zatrzymania - powaga, zablokował ruch na jednym pasie obwodnicy - to jest "błąd"? Bez kitu. Nie przekonacie mnie, gdyż... Mam kilkadziesiąt filmów z pokładowej kamery z takimi przypadkami, nie mogę ich jednak udostępnić, bo w tym popapranym kraju mogę mieć z tego powodu nieprzyjemności karne + cywilne, a czasu na zamazywanie twarzy/rejestracji nie mam. Co ciekawe, w przypadku błędów ludzkich (także moich) zazwyczaj po ostrzegawczym klaksonie są eleganckie przeprosiny i finał. Za to ci robiący to z premedytacją (nadal twierdzę, że ok. 95%) zawsze dostają piany, gestykulują, zatrzymują się, chcą się bić, nawet potrafią gonić - prawda w oczy kole :)

     

     

    Współczuję i podziwiam jednocześnie. Serio i bez żadnej złośliwości. Ja nie potrafiłbym tak żyć, nie potrafiłbym takich wartości przekazać swoim dzieciom ...

     

     

    Uważam tak samo ;)

     

    To jak: powiedzieć dzieciom, żeby dawały się lżyć, poniżać, szturchać, spychać na margines, wyprzedzać w kolejce, oddawać zamówiony w restauracji obiad czy drugie śniadanie w szkole, a telefon/laptopa dać każdemu, który powie: "daj mi to"? Żeby pozwalały idiotom na szarogęszenie się, żeby opanowała ich znieczulica jak 80% tego społeczeństwa? Jakie widzicie wyjście? Bo ja to widzę tak: nie walczyć do upadłego o pierdoły, bo nie warto, świata w pojedynkę nie zmieniać, bo się nie da, życiem też nie ryzykować, ale opór (nie myślę tu tylko o sprawach fizycznych), choćby symboliczny, dawać trzeba. I trzymać się w małej, ale zaufanej grupie, bo w grupie siła, a jednostka jest nikim (chyba że ma władzę, siłę, broń lub inną formę przewagi - np. 1 człowiek z karabinem maszynowym podoła nawet sporej grupie uzbrojonej w pięści, a premier/wódz/król/dyktator/prezydent może na nawet sporą grupę uzbrojonych w pałki wysłać dywizję armijną z czołgami).

  10. Ta akcja jest z góry bez sensu, bo przyjmuje błędne założenia. Zakłada bowiem DOBRĄ WOLĘ innych uczestników ruchu, tymczasem w 95% przypadków prawdą jest ich ZŁA WOLA! To nie tak, że ktoś się zagapił, że miał problemy w pracy i jest zmęczony, dlatego niechcący mi zajechał. 95% kierowców robi to z pełną premedytacją, licząc na nasze pobłażanie, po prostu cwaniakują, uważają, że są "ponad", że im się należy, że droga należy do nich, to ONI nie myślą o innych! Jeżeli nie będziemy stawiali chociaż małego oporu, to będzie im się udawało jak po maśle, będą coraz bardziej zuchwali. Oni olewają akcje siemanko i inne, mają wszystko i wszystkich gdzieś, po prostu "po trupach do celu", bo inni się ugną, bo się przestraszą, bo nie zechcą zawalczyć. 35 lat popuszczałem, od 5 lat stawiam lekki opór i przewiduję eskalację ;-) Na wszelki wypadek jeżdżę zawsze z 2 pojemnikami gazu pod ręką i zomowską pałą pod siedzeniem :D  Po głowie chodzi mi jeszcze maczeta lub mała siekierka :biglol:  Inni (tj. kibole) mogą, to co, ja nie mogę? Jak równość, to równość.

    @@Tichy, przywołujesz mi na myśl Michaela Gouglasa w filmie pt. "Upadek" ;)

    Trafiony-zatopiony, to mój (i mojej Żony) idol! :yahoo:  Skąd wiedziałeś? :D  Tak, to jeden z moich ulubionych filmów, ile razy marzyłem, żeby dać taki wycisk idiotom jak on dał! Amerykańska poprawność kazała na końcu zrobić z niego wariata, w Europie ten film by miał inne zakończenie, u mnie na pewno :)

  11.  

    Zachowania agresywne rodzą się według mnie z pośpiechu.
    O takiej teorii jeszcze nie słyszałem.

    Weźmy pierwsze z brzegu próby dookreślenia:

     

    http://www.nauki-spoleczne.info/kilka-definicji-agresji

     

    No więc potwierdzam, że u mnie na pewno zachowania agresywne biorą się z pośpiechu, przeciążenia, zagonienia i "wyciśnięcia" przez kapitalistyczny system. Po prostu JA TEŻ chcę kiedyś dojechać wreszcie do domu, zobaczyć się z rodziną, JA TEŻ chcę mieć więcej czasu dla siebie, a nie tylko tyrać na kapitalistów w robocie, a np. przez panią, która koniecznie musiała wyjechać Yarisem na śnieg i wlecze się spanikowana 20 km/h, gdy można (tą samą Yariską) spokojnie 40,  ja grzęznę w kilometrowych korkach - przyznaje, że wtedy chcę wyjść i kogoś walnąć z okrzykiem: "po cholerę wsiadasz do samochodu, skoro nie jedziesz?!".

  12. Ja już kiedyś pisałem w tym wątku, że moim zdaniem agresja na drodze jest tylko jednym z przejawów agresji i cwaniactwa, jakie toczą nas powszechnie na codzień... Każda sytuacja jest dobra, żeby pokazać, kto rządzi. W sklepie jak jest kolejka i otwierają dodatkową kasę to nawet emeryci i renciści łokcie uruchamiają :huh: A w samochodzie to już każdy może pokazać, jaki z niego kozak... To chyba ciągle spadek po komunie, gdzie człowiek musiał ciągle walczyć o wszystko z innymi albo sam już nie wiem co. Nie wiem, czy to się kiedykolwiek u nas zmieni :mellow:  Może z czasem, jak się ludzie nauczą, że warto się zachowywać mniej chamsko i trochę samoograniczać dla dobra wspólnego...

    Problem w tym, że gdy ja się "samoograniczałem", to tylko inni (cwaniaki, chamy itp.) na tym zyskiwali. Czyli im było coraz lepiej, a mnie wcale nie, wręcz gorzej. Stawianie oporu ma tę zaletę, że im jest trudniej (bo jednak jakiś opór odczuwają, nie idzie im jak po maśle), a co ciekawe, co któryś raz ja wychodzę na swoje. Więc generalnie jest bardziej "równo" i "sprawiedliwie" przy opcji nr 2 i od ukończenia 35 r.ż., co nastąpiło już kilka lat temu, taką opcję stosuję. Pewne hamulce mam, ale nie takie jak dawniej (powiedzmy, że dawniej tarczowe bez ABS, a teraz bębnowe z Malucha w porywach do ręcznego) :D

    Mam odmienne przeczucia - roszczeniowe pokolenie, wychowane bezstresowo, dorasta, robi prawa jazdy, kupuje pierwsze samochody, wyjezdza na drogi i ulice...

    100% racji. Poza tym coraz bardziej zgnębieni i wyciśnięci przez pracodawców ludzie w wieku 35-50 lat, też nerwy w końcu puszczają, każdy by chciał mieć kasę, super-furę i na luzie żyć. Jak zajedzie drogę taki młody cham w nowiutkim SUV-ie BMW czy Audi, to mało komu ciśnienie nie skoczy.

  13. Kraków, ok. 7:20, okolice Tandety: pozdrawiam "bliźniaczego" czarnego Forka II gen. ze świnką po stronie kierowcy, którego miałem przyjemność wpuścić przed siebie w korku :)  Gdzieś tam w międzyczasie wmieszał się między nas srebrny Legacy lub OBK (nie zauważyłem), ale bez świnek. Uciekłeś mi potem, bo mi się zachciało zmienić pas na inny - zawsze ten lewy szedł szybciej, ale widzę, że po wakacjach coś się zmieniło i teraz prawy jest szybszy :angry:  Ale w sumie nieczęsto tamtędy teraz jeżdżę.

  14. Pozdrowienia dla kierownika oświniaczonego Forka, widzianego dziś (03.10) w Krakowie na Żmujdzkiej około 16:30 :)

    Miejsce i godzina się zgadzają, więc pewnie chodzi o mnie - dzięki i odpozdrawiam! :)  Ale jakoś nie kojarzę, żeby ktoś mi mrugał czy trąbił... Inna sprawa, że w piątek po pracy to mocno zadżumiony bywam ;)

  15.  

    Kraków, ul. Cegielniana, piątek, ok. 18:00: pozdrawiam obtrąbionego i obmachanego (ze wzajemnością) Forumowicza ze świnką na srebrnym lusterku :)

    Lusterko jest czarne, ale auto srebrne ;)

    Wracałeś może od gazowników z m-Gas???

    Nie mam gazu, ale pracuję w pobliżu.

     

    Ooooo, sam Wielki Moderator Aflinta mi się "trafił"! :bowdown:  Dobrze, dobrze, znajomości trzeba mieć wszędzie ;)

    A istotnie, nie pamiętałem koloru lusterka, ale auto na pewno srebrne, więc ekstrapolowałem - jak widać błędnie.

    Skoro pracujesz w pobliżu, to będziemy się zapewne często widywać, bo ja w pobliżu mieszkam :) 

    Na szczęście wyglądasz sympatyczniej niż Beavis z Twojego awatara, nie widziałem też żadnej broni automatycznej, auto też bez granatnika na dachu, więc może Aflinta nie taki straszny, jak się maluje :biglol:

  16. Czy Subaru schodzi na psy - to nie tak. Dostosowuje się do rynku. Większe skomplikowanie to lepsze parametry, ale i większe ryzyko awarii. Jak myślisz, ile osób by kupiło samochód z techniką z lat 80 - tych, tylko dlatego, że będzie bardziej niezawodny?

    Wiem, wiem, jestem w mniejszości :(  Ja bym chciał auto bez elektroniki, z ręcznie opuszczanymi szybami, z mechanicznym licznikiem, może być nawet bez zegarka ;)  Za to żeby łożyska wytrzymywały, jak w niemieckich czy szwedzkich wozach z lat 90-tych, 150 tys. km, silnik 400 tys. km bez remontu, karoseria bez korozji na 15 lat, zawieszenie minimum 10 lat, a skrzynia biegów "dożywotnia". Technologia na to pozwala, tylko że szpikuje się auta bajerami, za to jakość schodzi na psy.

     

     

    ja tak nie uważam momo że niektóre naprawy kosztowały mnie tyle co niektórzy przeznaczają na zakup samochodu.

    Luksus majętnych ludzi, niedostępny dla większości tego społeczeństwa, gdzie każdy rypie się w robocie od rana do nocy i patrzy, czy budżet domowy na koniec miesiąca się zamknie :angry:

  17. Kraków, ul. Cegielniana, piątek, ok. 18:00: pozdrawiam obtrąbionego i obmachanego (ze wzajemnością) Forumowicza ze świnką na srebrnym lusterku :)  Kto zagląda w moje rejony, przyznać się! :P Twarz wydała mi się znajoma, ale z moją (nie)pamięcią do twarzy to różne "zwidy" można mieć  :unsure:   Wracałeś może od gazowników z m-Gas???

  18. co powiesz na padnięty silnik w foresterze po ok 60 tys km spokojnej jazdy i po mniej więcej kolejnych 60 tys kolejny remont w związku z panewkami, padające samopoziomujące amortyzatory które wymieniałem 3 krotnie, czy Twój przykład łączników stabilizatora które potrafiłem wymieniać co jakiś czas po kilka razy w odstępach nawet nie miesięcznych. Czy wymienianej 2 krotnie kolumnie kierowniczej w innym Subaru które posiadałem? Czyli w związku z tym mam uważać że Subaru to jakaś tandeta?

    Powiem, że to przerażające: widać Subaru też schodzi na psy! :facepalm:  Weź mnie nie strasz, kupiłem Subaru, bo wg zgodnej opinii kilku zaufanych ludzi z branży to mój rocznik i ten silnik to jeszcze w miarę bezawaryjne zestawienie. Czas pokaże. W każdym razie zawsze warto spróbować czegoś innego, bo po Golfie i Fabii mam grupy VW serdecznie dość. Fabia to i tak postęp, ani razu nie stanęła w trasie przez 8 lat jeżdżenia, czego o Golfie powiedzieć nie mogę... Ale dla mnie przeciekające auto to coś strasznego, ostatni raz miałem tak w 25-letnim Maluchu na pocz. lat 90-tych i kojarzy mi się to z totalnym rzęchem po 5 stłuczkach i przeżartym korozją na wylot :mrgreen:

    Co więc trzeba kupić, żeby się nie psuło? Znam odpowiedź: nic, zamierzona nietrwałość produktu nas załatwiła.

    Nie uważam tak samo że Skoda to jakaś tandeta, po prostu zwyczajny samochód bez emocji i dla kogoś kto szuka sodka transportu żeby przemieszczać się z punktu A do B jak najbardziej ciekawy.

    Z perspektywy czasu to ocenimy. Ale masz rację, woziła nas bezpiecznie (i niezbyt wygodnie - zawieszenie chyba z betonu było, o fotelach nie wspomnę) tam, gdzie chcieliśmy. Gdy ja kupowałem Skodę, było to auto niedrogie (teraz wszystko stanęło na głowie, wtedy od nowej Fabii tańszy był tylko Logan i jakieś indyjskie wynalazki bodajże), wg mnie jakościowo takie sobie. Powiem tak: gdy ja przez 6 lat w Skodzie nie raz odwiedziłem serwis, mój Tato Dacią Sandero miał tylko wymianę sprzęgła, w dodatku niedrogą. Wychodzi mi na to, że Skoda to większa tandeta od Dacii, ale trzeba by było mieć większą próbkę niż po jednym wozie z danej marki ;)  Przy okazji Dacia była lepiej wyposażona (zwłaszcza w zakresie bezpieczeństwa - 2 poduszki i ABS) i pojemniejsza w środku, zwłaszcza bagażnik (co już było dla mnie dość ważne).

  19. Na forum Skody kolega napisal ze skody sa dosyc glosne w srodku. Glosniejsze od VW. Jezeli tak to ta marka dla mnie umarla. Pozostalo sie przejechac i przekonac.

    Jeśli chodzi o słyszalność silnika, to kilkuletnia Octavia służbowa jest głośniejsza niż mój Forek :-) Za to przy prędkościach powyżej 120 km/h opływ powietrza wokół tejże Octavii jest cichszy niż w Forku.

    Porównując moją (no, już nie moją) Fabię z 2005 r. a Forka z 2007 r. to w Foresterze można usnąć - czasem na światłach sprawdzam, czy silnik nie zgasł! W Fabii silnik dawał się mocno we znaki od 3000 obr., świst powietrza przy 90-110 km/h był większy niż w Forku, od 110-135 km/h porównywalny, ale przy tych prędkościach w Fabii i tak nie dawało się normalnie rozmawiać, o słuchaniu radia nie wspomnę (chyba że ktoś by dał na full). Powyżej 135 km/h Skodą nie jeździłem :-) Byłem zadziwiony po kupnie Forka, że auto z silnikiem 2.0 może być tak cichutkie!

    Przed Fabią miałem Golfa III - faktycznie dużo cichszy (silnikowo i opływowo)!

     

    Mówię cały czas o tandetnych samochodach

     

    A ile nimi przejechałeś, że wydajesz taką opinię ?

     

    Co do mnie, to dla mnie auto, w którym po niemorderczej eksploatacji prywatnej (nie firmowej!) pada silnik po 71 tys. km, a od 4 roku "życia" auto przecieka różnymi drogami (norma w Fabiach i Octaviach I gen.), zasługuje na miano tandety.

     

     

    Masz jakieś traumatyczne przeżycia albo kompleks na tym punkcie?

    Nie wiem, jak On, ale ja mam troszkę...

     

    Dostarczam części i podzespoły do tego czegoś , wystarczy?

     

    Nie. Żeby coś o samochodzie powiedzieć, trzeba nim trochę pojeździć. Moje Skody (i te "prywatne" i firmowe) zrobiły w sumie ponad 3 mln km, najwięcej jedna z nich 430 kkm i zapewniam Cię, że życzyłbym sobie takiego zaufania do Subaru, jak mam do tej - jak nazywasz - tandety ;)

     

    Nie zgadzam się, patrząc na jakość części i podzespołów też dobry fachowiec może wyrobić sobie opinię. Co powiesz np. na oryginalne tarcze hamulcowe, które padły po 40 tys. km spokojnej jazdy? Albo na łączniki drążka stabilizatora, które bywało, że wytrzymywały max. 6 m-cy? I nie kupowałem najtańszych. Części mówią wszystko o aucie, bo auto składa się z tychże części.

     

     

    Nie przyszloby mi do glowy kupic Dacie (juz ze wzglede np. na bezpieczenstwo ale jako wol roboczy to owszem)

    He, he, to zależy, z czego się przesiadasz do tej Dacii :D  Bo jak np. z rozsypującego się Poloneza z 1992 r. to chyba sam przyznasz, że nowa Dacia (np. Duster) to jednak postęp w rodzinie ;)  W rodzinie i wsród znajomych mamy 2 Dacie: Sandero i Dustera i powiem tak: bardzo fajne autka jak za te pieniądze. Co ciekawe, mało awaryjne!

  20. Problem w tym, że ten facet nikomu z oczekujących na wjazd/wyjazd "przepraszam" nie powiedział. Po drugie zacząłem naprawdę z humorem i uśmiechem na ustach, zapytałem po prostu o coś, o co chyba wszyscy chcieli zapytać: dlaczego tak stanął? Gdyby powiedział, że był bardzo zdenerwowany, bo przywiózł chorą osobę i się zagapił czy coś, albo że mu auto nawaliło i szukał telefonu w ośrodku, to bym tematu nie ciągnął. Ale że zaczął wymyślać niesamowite i nielogiczne rzeczy, to ja (cały czas spokojnie i rzeczowo, zero agresji w tonie i w słowach) zacząłem mu wykazywać absurdy tego, co mówił. Ostrzej (choć jak na mnie to nie było ani 20% mojej "ostrości" standardowej) pojechałem dopiero, gdy zaczął mieć do mnie pretensje, a to przecież on zaczął "zło". Nawet jak mnie zwymyślał od palantów, to się uśmiechnąłem (gorzej mnie w życiu zwyzywano i żyję). Tak że nie muszę, jak tu wcześniej pisano, "luzować porów", ja się nawet nie zdenerwowałem. A opowieść przytoczyłem dlatego, że nie była jakaś "straszna", tylko jej absurdalność i teksty faceta mnie powaliły - to tak, jakbym zablokował skrzyżowanie i argumentował: "nie zauważyłem, że te drogi gdzieś dalej prowadzą" :)

  21. Ale mam HIT!!! :)

    Jak zwykle podjechałem pod przychodnię i grzecznie zaparkowałem na wyznaczonym miejscu postojowym. Żadna nowość, przychodnia jest w tym miejscu odkąd pamiętam, a i ja się tam leczę od dzieciństwa, choć nie od dzieciństwa przyjeżdżam tam własnym autem ;)  Wychodzę od lekarza godzinę później, a tu niespodzianka: wjazd na parking zastawiony przez 2 samochody, w których nikogo nie ma! Wokół chodzą zdezorientowani ludzie, którzy też chcieli wyjechać/wjechać. Szybka ocena sytuacji: widzę "lukę" między autami, dałoby się wjechać na trawnik, a potem zjechać na drogę, w końcu po to mam Forka (już kilka razy tak musiałem robić, a mam go dopiero rok!), ale musiałbym wcześniej złamać kilka dorodnych gałęzi drzewa, które jak na złość akurat w tej "luce" ma gałęzie do ziemi i to nie takie delikatne, tylko całkie konkretne, które porysowałyby karoserię do blachy. Już wykręciłem numer na policję, gdy nagle widzę, że do jednego z tych aut blokujących (auto dalece odległe od Subaru, nie popatrzyłem na markę, ale wyglądał jak Ford Fiesta, pamiętający czasy II w.św.) podchodzi starszy gość. Z uśmiechem mu mówię: "no dobrze, że pan przyszedł, bo właśnie wykręcałem numer na policję". Facet na to, że ktoś mu zwrócił uwagę i przyszedł przestawić. Jednak nie wytrzymałem i zapytałem: "niech mi pan powie, jakim cudem można tak stanąć? Skąd taki pomysł, żeby zastawić wjazd?". Co ciekawe, facet oświadczył, że zaraz mi to powie i wypunktował następujące rzeczy:

    1. tu stało auto z facetem w środku, on wyjechał, więc ja wjechałem na jego miejsce (he, he, tylko że jest różnica, bo ten "facet" siedział w aucie, pewnie kogoś podwiózł, wysadził i odjechał).
    2. nie wiedziałem, że stąd nie ma innego wyjazdu (a więc jednak wiedział, że stoi na wyjeździe... ;) )
    3. to powinno być jakoś oznaczone, zakaz parkowania, uwaga wjazd - nie zastawiać, jakiś znak powinien być.

     

    Kolejno odpowiedziałem mu tak:

    ad 1). zignorowałem

    ad 2). no właśnie, NIE WIEDZIAŁ PAN, więc może należało się jednak upewnić? Zwłaszcza że wystarczyło zrobić 3 kroki! (żeby nie było: facet był w pełni sprawny, przynajmniej ruchowo, co do umysłu, to wątpię).

    ad 3). jak ma być oznaczony wjazd na parking czy skrzyżowanie? Nie umie pan rozpoznać wjazdu? Nie widzi pan stojących aut? Nie widzi pan znaku "parking"? To może nie powinien pan prowadzić samochodu, jeżeli nie umie pan zidentyfikować tak elementarnych rzeczy?

     

    Po punkcie 3 gościu dostał chyba 200/150 ciśnienia i zaczęło się: kłócił się, w końcu powiedział, że z palantami nie rozmawia, czym mnie naprawdę rozbawił :)  Zacząłem się już o niego martwić, bo zaczął jednocześnie wyjeżdżać i myślałem, że w tych nerwach w kogoś wydzwoni :biglol:  Na pożegnanie powiedziałem mu jeszcze, żeby czasem używał mózgu, bo to się przydaje w jeździe samochodem i że to skandal, że on NA MNIE krzyczy, skoro to ON zrobił źle. Odwróciłem się i odszedłem, żeby się delikwent na zawał nie przekręcił :D  Ja zachowałem kamienny spokój.

     

    A poniżej linki z Google, żebyście zobaczyli, o jakim to "rozległym" parkingu była mowa. Na fotce z góry widać, że też ktoś białym autem stoi na wjeździe, ale właściciel stoi najwyraźniej obok, poza tym obok niego da się przejechać. Widać, że wyjazd w kierunku wschodnim nie jest możliwy: zastawione autami (tam jest tak zawsze), poza tym tam jest chodnik, teoretycznie da się sforsować, no ale jeżdżenie po chodniku dozwolone nie jest. Ja kombinowałem, żeby przejechać przez to zielsko w kier. północnym, ale to drzewo... Na południe przez zieleń pojechać się nie da, bo jest tam solidna siatka ogrodzeniowa.

    https://www.google.pl/maps/@50.0458007,19.9251826,43m/data=!3m1!1e3

     

    A tu StreetView i ów wjazd, przy czym teraz JEST tam na wlocie znak "parking". Ja stałem tak jak to białe auto w głębi za znakiem:

    https://www.google.pl/maps/@50.0457217,19.9248113,3a,75y,48.94h,66.96t/data=!3m4!1e1!3m2!1sU4I4e0LF1R9bAnhnwCGc8g!2e0

  22. @ Tichy - Trochę dziwna dla mnie jest ta logika - taka pełna zgorzknienia i frustracji. A nie lepiej spojrzeć na świat trochę życzliwszym okiem? - wbrew temu co bije z Twoich wypowiedzi - świat to odwzajemni :)

    Owszem, zgorzknienie i frustracja, masz rację. Po prostu doświadczenie życiowe mnie tego nauczyło. Patrzyłem na świat życzliwszym okiem przez 35 lat, ale gdy kilka lat temu osiągnąłem ten wiek i zrobiłem małe podsumowanie półmetka, doszedłem do wniosku, że świat wcale tego nie odwzajemnia, tylko WYKORZYSTUJE :(  Odkryłem też, że świat jest nam z gruntu nieprzychylny i ogólnie zły, a ludzie patrzą tylko na to, żeby im samym było dobrze. Dlatego postanowiłem przez drugą połowę życia walczyć o swoje i nie pałać miłością do bliźnich tak po prostu. Nie dotyczy to rodziny, znajomych itp., no i oczywiście jak ktoś jest miły wobec mnie, to z mojej strony spotka go sama słodycz :)

     

     

    bezbronny pieszy

    He, he, nie taki całkiem bezbronny, bo ma oczy, uszy i ROZUM ;)  Niezależnie od pasów, świateł itp. ZAWSZE patrzę, gdy wchodzę na jezdnię. Widziałem już bowiem (nawet mam nagrania) wariatów przejeżdżających na swoim czerwonym pieszym prawie po butach, przelatujących obok tramwaju, z którego już zaczynali wysiadać ludzie itp. Tylko dzięki temu jeszcze żyję. Wyprzedzanie na przejściu mądre nie jest, ale jak ktoś wchodzi na pasy bez patrzenia (mam sporo filmików to dokumentujących), to sorry, selekcja naturalna :biglol:  Nie zawsze kierowcy to ci źli, od dłuższego czasu walczę (np. pisząc do programu Jedź Bezpiecznie i wysyłając im filmiki) z gloryfikowaniem pieszych i rowerzystów, bo rozpuścili się przez to totalnie i robią, co chcą. Mam filmy z pieszymi idącymi w nocy w mieście ŚRODKIEM PASA, w dzień to samo, rowery jeżdżące pod prąd środkiem jednokierunkowej drogi, rowerzystów, którzy mimo oblodzenia i 10 cm świeżego śniegu blokowali ruch na ruchliwych drogach w mieście, bo oni koniecznie muszą akurat wtedy wyciągać rowery i popieprzać nimi po ulicy, ledwie utrzymując równowagę, pieszych wchodzących na pasy i poza nimi prosto pod koła bez patrzenia, itd., itp. Dla mnie ten film rowerzysty z Łodzi to skandal, ja bym gościa najchętniej na Księżyc wystrzelił, tam by miał drogi tylko dla siebie. Żeby nie było: rowerem jeździłem dawniej po 40-50 km dziennie, obecnie nie ma tygodnia, żebym gdzieś na rowerze nie popychał.

  23.  

     

    Dla mnie EOT, bo zdaję sobie sprawę, że niektórzy mają inne pojęcie życia w społeczeństwie i nie mam zamiaru nikogo przekonywać do swoich przekonań.

    Totalnie aspołecznym zachowaniem jest właśnie "rezerwowanie" czy "zajmowanie" sobie czy komuś miejsca na PUBLICZNYM parkingu, gdzie KAŻDY ma prawo parkować! Bo wtedy właśnie nie ma sprawiedliwości, znów są "równiejsi", bardziej cwani, kombinatorzy itp. Wspomniane przez Ciebie "życie w społeczeństwie" oznacza w tym przypadku, że ktoś, komu po głowie chodzi pomysł "zajmowania" miejsca, pomyśli przez chwilę (dla kontrastu z myśleniem tylko o swoich interesach) o innych i powie sobie: "cóż, jak nikt nie przyjedzie, to miejsce będzie wolne, jak przyjedzie, to trudno, ma prawo tu stanąć, nie mogę mu zabronić, kto pierwszy, ten lepszy". Dlaczego? Bo jest w tym przypadku pewna umowa społeczna, że skoro jest to parking dla wszystkich, to wszyscy mogą zaparkować, więc zachowanie typu "rezerwowanie" miesca jest z tą normą sprzeczne (pan tu nie może zaparkować, bo ktoś inny chce tu stanąć - w domyśle ktoś lepszyi bardziej uprzywilejowany od pana), a więc aspołeczne.

    Oczywiście społecznym zachowaniem jest próba dogadania się, ale jeden warunek: "rezerwujący" miejsce musi sobie zdawać sprawę, że jego pozycja jest "gorsza" w negocjacjach, bo nie ma PRAWA do żadnej "rezerwacji" miejsca, więc może tylko ładnie prosić, a nie oczekiwać czy żądać.

  24. No to co widzisz złego w tym, że ktoś zajmuje komuś miejsce?

     

    Tak, robiłem sam tak kilkakrotnie i na pewno nie pozwoliłbym, żeby ktoś tam wpakował się samochodem jak nasz dumny z tego forumowicz.

    Ludzie, co Wy, pogięło Was??? Jakie trzymanie miejsca? Co to w ogóle za pomysły? Rodem z PRL-u, ale czasy się zmieniły! Nie ma cwaniakowania, dość tego! Może jeszcze zapisy i listy kolejkowe oraz kolejkowi "stacze"? Nie zapominajmy też o miejscu wolnym dla MM (młodych małżeństw - jeśli ktoś czasów komuny nie pamięta). Jest wolne miejsce, można zaparkować auto zgodnie z przepisami, zmieści się - parkuję i tyle. Jak nie ma miejsca, to się zastanawiam, gdzie zaparkować. Raz trafi na tę "koleżankę", raz na mnie, takie życie. Kto wie, czy to faktycznie dla koleżanki, czy kolegi - łysego "karka"? Nie wiadomo, jak długo to miejsce już "trzymał" i kiedy owa koleżanka niby miała się zjawić - bo może za godzinę i miejsce by się marnowało? A pas ruchu też sobie mogę zarezerwować, żeby wolny był (bez korków), gdy pojadę do pracy? Jak by ten gość zareagował, gdyby to nasz Forumowicz stał przy parkingu i przeganiał auta z np. 5 miejsc, bo "trzyma dla sąsiadów, którzy tu niebawem z pracy pozjeżdżają do domów"? :)  Kibel też można zarezerwować - "panie, nie wchodź pan, bo tu niedługo mój kolega przyjdzie i musi mieć od razu wolne" - a ja co, mam siusiać po murach w tym czasie? Każdy by tak chciał, żeby mu ktoś gdzieś coś "rezerwował": parking, posadę, kibelek, wygraną w totka. Ale smutno się robi, gdy się na takie "zarezerwowane" miejsca/lokale trafia, prawda?

     

    Jeżeli ktoś podchodzi, tłumaczy grzecznie, że jest taka a taka sprawa (np. zaraz przyjedzie tu koleżanka wioząca chorą osobę, bardzo proszę, czy mógłby pan zaparkować wyjątkowo w innym miejscu?), to oczywiście mogą się dogadać. Ale frajera nie dam z siebie robić, JUŻ NIE - od kilku lat NIE. Pół życia dawałem się r...ać i popuszczałem innym, teraz zacząłem walczyć o swoje. Równość i sprawiedliwość, nie ma lepszych czy bardziej cwanych - ja też potrafię cwaniakować, tylko czy tak do czegokolwiek dojdziemy? Inni się rozpychają łokciami, to ja też będę, proste. Nigdy nie zaczynam się pierwszy "rozpychać", jeżeli to kogoś ciekawi, jeżeli już, to tylko w reakcji na czyjeś "rozpychanie" ;)

×
×
  • Dodaj nową pozycję...