@@hak64, ale komu i co usiłujesz wciskać? Widzisz szalejącego gościa, gul Ci podskakuje, ustawia się na kończącym pasie i prowokuje do wyścigów, Tobie testosteron wylewa się nosem i dajesz w pedał, byle go tylko przed siebie nie wpuścić. Dodatkowym "bonusem" jest szansa, że gość nie da rady i przydzwoni. Jakiekolwiek dorabianie sobie teorii jest bez sensu. Było to działanie z wiedzą, że wyścigi w tym miejscu będą niosły ze sobą duże prawdopodobieństwo wystąpienia sytuacji kolizyjnej. Działałeś z taką wiedzą, więc ryzyko tego było w nie wkalkulowane. CO więcej, miałeś nadzieję, że tak się to skończy, powiem więcej - działałeś z bezpośrednim zamiarem doprowadzenia do takiego zdarzenia. A, że potem na chłodno przemyślałeś i sam doszedłeś do wniosku, że mądre to nie było, to zacząłeś sobie dorabiać teorie mające Cię usprawiedliwić głównie przed samym sobą ...
A nie lepiej po prostu stwierdzić, że dałeś się podpuścić jak szczeniak, że przegrałeś walkę z własnym testosteronem i wyciągnąć wnioski na przyszłość?
Stawiam dolary przeciwko orzechom, że prawie, jeśli nie każdy z nas tu ma w swojej historii kierowcy bardzo niechlubne epizody, ale nie staramy się robić z tego atrybutów naszej męskości. Dla dojrzałego faceta jest to raczej powód do wstydu (i przede wszystkim bolesna psychicznie lekcja) niż i dumy i obnoszenia się z tym ...
+1.