Odgrzewam bo mam nietypową sytuację dość delikatną :). Może ktoś pomoże bo przyznam nie wiem co robić.
2.5 miesiąca temu miałem telefon od klienta ( zupełnie nieznajomy ) że ma problem z autem i czy mu pomogę. Zaznaczam że musiał ktoś mu dać mój prywatny numer tel. który generalnie nigdzie nie jest wyświetlany w necie. Oczywiście z chęcią mu pomogę więc auto z ASO Subaru przyjechało do mnie lawetą i zaczęliśmy diagnozę. Uzgodniłem telefonicznie że musimy wyjąć silnik i koszt rozbiórki to 1500 zł brutto, klient się zgodził, wypisałem zlecenie w systemie, rozebraliśmy silnik, po czym natychmiast skontaktowałem się z klientem aby uzgodnić dalszy proces naprawy. Standartowa procedura, nie mamy nic do ukrycia, klient przyjechał, zobaczył , mechanik dokładnie wytłumaczył co trzeba zrobić aby było dobrze, wyceniłem, zadzwoniłem, poinformowałem klienta, wyszło sporo bo ok 15 tys. auto warte może 30k. Klient grzecznie przyjął do wiadomości ale kwota mu się wydawała wysoka, więc zapytał o inne tańsze możliwości. Został wyraźnie pouczony że może kupić na własne ryzyko silnik lub głowice, ale my w takim przypadku nie dajemy żadnej gwarancji. Jest to chyba jasne dla każdej ze stron. W między czasie dowiadujemy się iż owe auto to przywiózł brat pewnego mega znanego polityka z pierwszych stron gazet i TV tylko pod innym nazwiskiem zlecenie....... Przed świętami wysłałem SMS z informacją i grzeczną prośbą o dalsze kroki, niestety bez odzewu. Auto stoi rozebrane u nas od 2 miesięcy, klient nie odzywa się, generalnie słabo. Z jednej strony wiem jakie mogę kroki poczynić, wysłać wezwanie, itp. itd, z drugiej czy warto się kopać z koniem za 1500zł ..... i mieć na głowie nie daj Boże aparat Państwa polskiego.... myśle że wiecie o co chodzi, może ktoś coś doradzi, dziękuje