Miałem ostatnio dyskusję na podobny temat z policjantem. Rzecz była o nielegalnych wyścigach na drogach publicznych. Prezentował podobny do Twojego punkt widzenia.
Ostatecznie - dla świętego spokoju - zakończyliśmy względną zgodą, że do czasu powstania wystarczającej liczby miejsc (torów itp.), na których amatorzy mogliby legalnie poszaleć, to nasza dyskusja jest co najwyżej akademicka (w potocznym rozumieniu) i żaden z nas nie ma możliwości udowodnienia słuszności swoich argumentów. Jeden ciągle będzie uważał, że tory nic nie zmienią, a drugi - że jedynie one dają jakąś szansę na wyprowadzenie ścigantów i drifterów z ulic (bo samymi zakazami i karami, bez zaoferowania alternatywy, tego się nie ogarnie).