Przy okazji wiadomej sprawy, tak mnie naszla zagwozdka...
Na ile jestesmy odpowiedzialni za to, co piszemy w internecie? I czy w ogole jestesmy? Juz nie mowie o jakichs skrajnych przypadkach przypadkach zakładania stron w celu oczernienia kogos, ale chocby ostatnia sytuacja z wiadomym ASO. Niestety jestem przekonany, ze co by sie teraz nie napisało, cała sprawa trwała tak dlugo, ze wiele osób bedzie miało w głowie tak:
- cześć, musiałem niestety naprawić blacharke po stluczce
- uuu, a gdzie?
- u Zdanowicza
- ooojjj stary, to na komornika uważaj.
Po prostu jak to w kawale - niesmak pozostał... Bóg wie ile osób opowiedziało znajomym opisywana sytuacje, a zakonczenia mogli juz nie usłyszeć. Sam napisałem wiele, jak sie teraz okazuje, głupot, tylko co z tego, ze ja teraz o tym wiem, gdy to wszystko poszło wczesniej w eter.
Macie jakies przemyślenia? Jestesmy na tyle anonimowi, ze wolno nam wszystko?