Ten post nie jest inspirowany medykami ogólnie, ale konkretną sytuacją, a dokładniej jej kumulacją, które mnie spotkały.
Miało to miejsce 2 tygodnie temu, więc już mocno ochłonąłem i mogę pisać na zimno.
Właśnie 2 tygodnie temu moja partnerka przechodziła z moją (niepełnosprawną) córką w wózku przez pasy na swoim osiedlu. Taksówkarz miał ważniejsze sprawy niż szczególna uwaga (ustawiał nawigację, wg pasażera/świadka) i skosił wózek z moją córką. Wózek został wyrwany z rąk matki i poleciał wiele metrów dalej, całe szczęście córka była przypięta.
Później wiadomo, płacz, krew, dziesiątki gapiów, wśród nich całe szczęście małżeństwo lekarzy (dziękuję im bardzo za pomoc), oni do mnie powiadomili, matka nie była w stanie, trzymała dziecko i czekała na pogotowie. Scena z horroru, takie rzeczy dzieją się gdzieś....a tu stały się rzeczywistością.
Ale do rzeczy, nie chcę wiele tu o wypadku, bo to sprawa ewidentna, ale o "opiece" jaką nas otoczono.
1. Karetka. Przyjazd szybki...i tyle plusów. Córka była przenoszona bez szczególnej uwagi, była przytomna, mocno płacząca. Została obejrzana i w drogę. Bez znieczulenia, bez...niczego.
I rzecz nie do wiary, medyk, widząc dziecko z zakrwawioną głową, przerażoną matką, która prosi o ostrożność, wskazując jednocześnie, że dziecko jest niepełnosprawne, pyta się: "Czy Państwo w zaistniałej sytuacji będą się starali o następne dziecko?" Cooo?
2. SOR, tu już się zaczyna ostrzej.
Liczne obrażenia głowy, wybite zęby, prześwietlenie bez pęknięć....opatrzona podłączona do kroplówki, kilka godzin obserwacji.
Dojeżdżam po 2,5 godzinie (podczas wypadku byłem w Katowicach), Nie chcą mnie wpuścić (covid) ale dziękuję za zrozumienie...wpuszczają.
Nela śpi, popłakuje przez sen. Wygląda źle, łzy płyną same. Lekarz przychodzi i mówi coś o wypisie. Pytam, czy to jest bezpieczne w takim stanie. On twierdzi, że dokładnie przebadali córkę i podczas obserwacji nic nie wskazuje, żeby miała zostać. Ale stwierdził na odchodne, że jeszcze z godzinę poczekają.
Mnie oczywiście wypraszają.
Rozmawiam z partnerką przez telefon i mówi mi, że Nela nie daje się dotknąć w prawą nóżkę, mówię jej, żeby natychmiast wołała lekarza.
Przypomnę, moje dziecko nie wywróciło się na hulajnodze, tylko zostało potrącone przez samochód.
Prześwietlenie.... złamanie kości udowej z przemieszczeniem!!!!! A oni chcieli nas wypuścić nie badając dziecka po wypadku!!!! TRECI ŚWIAT
3. Ortopedia.
Przez obserwację zrobiło się na tyle późno, że operację zaplanowano na ranek następnego dnia.
I tu coś, w co nie mogę do teraz uwierzyć, że to usłyszałem.
Rozmawiam z lekarzem o zakresie operacji. Powiedział: " Zrobiliśmy rozpoznanie, przy niepełnosprawności Państwa córki istnieje duża szansa, że będzie chodzić, w związku z tym planujemy operację prostowania przemieszczenia i umocnienia złamania drutami" i dodał to!!!!: " Gdyby nie było wyraźnej szansy na chodzenie, pominęlibyśmy operację i tylko zagipsowalibyśmy nogę, by zrosła w obecnej formie"
Co?!!!!!!
Niepełnosprawnego, niechodzącego...na śmietnik, po co mu prosta noga, jak nie używa do chodzenia!!!
A jak będzie skok medycyny/technologii i będzie możliwość chodzenia w przyszłości, to co? łamanie nogi i prostowanie? TRZECI ŚWIAT!!!
Jeszcze z nim rozmawiałem, że w związku z tym, że na SORze nie stwierdzili złamania nogi, tylko jak im palcem pokazaliśmy to dopiero zauważyli, proszę go o dokładne zbadanie mojego dziecka. Proszę o dokładne prześwietlenie, włącznie z tomografem, bo uderzenie było bardzo mocne.
Zapewniał, mnie, że dokładnie przebadali i dziecko jest w dobrych rękach.....nie ufałem mu
4. Tu już spokojniej. Operacja się udała. Ale, nie właśnie...."my już skończyliśmy, do widzenia". Noga w gipsie i finish. A gdzie kompleksowość, reszta badań. Po dosłownie kilkunastu prośbach, odwołaniach, niemal groźbach przyszedł neurolog na badania po wypadku. Przypomnę, dziecko jest niepełnosprawne, pod stałą opieką neurologa.
Oczywiście zalecił tomograf i szczegółowe badania.
Nikt nie przebadał matki, nie zapytał się, jak się czuje, nie zaproponował opieki psychologa (a jest źle)
To, tyle. Napisałem to by uczulić na to co mamy, trochę przed tym przestrzec, a jednocześnie mieć tego świadomość i próbować temu zaradzić.
Nie życzę nikomu nawet ułamka tego co nam się przydarzyło.