U mnie też bieganie to niestety nie nawyk a zrywy. W zeszłym roku, ku mojemu zdziwieniu, po kilku biegach doszedłem do 10km, za trzecim razem w 57 minut..... i tu mój zapał umarł . Ale wczoraj, po kolejnej szpili wbitej przez żonę, włożyłem buty i pobiegłem , nie był to wyczyn na miarę "run Forest, run", ale po 13 miesiącach pracy ( specyfika pracy to min. 2 litry czystego alko w weekend i dodatki w tygodniu) skończyło się na 4 km w tempie 6.05 min/km i czerwono-czarnej zasłonie w oczach . Potem kilometr spacerkiem do domu, teraz weekend, pracuję , ale w poniedziałek walczę dalej.