kasa z emerging rynkow plynie do USA na umorzenia, splaty, pokrycie tego monstrualnego kolektora sciekowego, ktory ma swoj poczatek na Wall Street. niewazne, czy w stracie, czy w zysku, najwazniejsza jest dzis na swiecie plynnosc i gdzie tylko sie da, odzyskuje sie kase. cash, baby, cash.
zloty byl od dawna przepricowany, bo jak zwykle w Polsce miala miejsce paranoja:
- traderzy od obligacji grali na konwergencje, czyli zawezenie spreadu pomiedzy krzywa polska a benchmarkowymi Bundami i stad kupowali polski papier,
- traderzy walutowi grali na wzmocnienie zlotego, bo RPP miala podwyzszac jeszcze w sierpniu stopy. prosty mechanizm, wyzej oprocentowane aktywo, wyzszy zysk. to oczywiscie stoi w sprzecznosci ze zdrowym rozsadkiem, bo jak stopy i rentownosci rynkowe ida do gory, to ceny papieru spadaja, ale miala byc przeciez konwergencja. paranoja, jakas nowa ekonomia.
- carry traderzy grali na ujemnym koszcie finansowania pozycji w PLN, czyli kupowali PLN za USD i EUR, lokowali w fx swapach i mniej placili za pozyczona walute, niz uzyskiwali za depo w PLN.
w zyciu jeszcze nie widzialem, zeby wszystkie 3 glowne zrodla plynnosci i volatility na rynku jednoczesnie graly na wzmocnienie PLN.
a teraz sie wszystko wypierdzielilo. pod noz poszly carry trades, pozniej brak plynnosci zmusil do oddawania po kazdej cenie papieru i jeszcze zapowiedzi obnizek stop o 100bps. w 2009. poza tym mamy ksiazkowa panike