a nie wydaje wam sie, ze wiekszosci wypadkow mozna by uniknac, ale jak juz sie cos dzieje to jest za pozno?
walicie te paka piecdziesiat, zmieniacie pas, a tu na waszym pasie stoi traktor - ulamek sekundy i jeb.
Jedziecie nieznana droga, zakret wyglada na szybki a jest wolny. I jeb - przestrzelacie zakret
Suniecie paczke po miescie, przejezdzacie przez skrzyzowanie, a tu jeb - czinkłeczento postanowilo zatarasowac dwa pasy.
wjezdzacie szybko w slepy zakret - przejezdzaliscie go tysiac razy nawet szybciej, ale tym razem okazuje sie, ze grupka pijanej mlodziezy idzie srodkiem drogi. Macie do wyboru: rozpizdzyc towarzycho w drobny mak, ale probowac wyhamowac. Wybieracie to drugie, zaczynacie spinowac i walicie do rowu.
Oczywiscie uwazam, ze nalezy sie szkoli i szkolic i szkolic, ale na otwartej drodze czesto probleme nie jest umiejetnosc wyprowadzania auta z poslizgu, hamowania lewa noga, czy suniecia bokiem po rondzie. Wiara we wlasnie mozliwosci moze zabic.