Ech... dzisiaj po 10 dniach męczarni w francuskim produkcie samochodowym typu peugeot partner (ta nazwa modelu "partner" to przez złośliwośc, czy może chodzi o partnera w trudzie i znoju?), wsiadłem wreszcie do swojego forka.
Nic nie odda tego uczucia. Tego dźwięku odpalanego silnika, wkręcania się na obroty, przyspieszenia, znikających tak po prostu od niechcenia innych samochodów. Nie chciałem nikogo wyprzedzac. To się po prostu stawało samo przez się. Padający śnieg? Jaki padający śnieg? Nic nie miało znaczenia.
Zaprawdę, powiadam Wam. Jeśli któryś z Was, choc przez moment zwątpił, niech przez 10 dni pojeździ jakimś samochodem, potem wsiądzie do Subaru, a pozna czym grzeszył. A banan na jego twarzy będzie świadectwem.