kiedyś się taksiarzowi coś paliło pod autem, znaczy widać tylko dymy, stoi, prosi o gaśnice przejeżdżających, a był spory ruch na alejach w okolicy M1, a swoją już zużył - i nagle wszyscy kierowcy nie mają, nie, no zniknęły im gaśnice, jadą dalej. no żesz kuwa..
zjeżdżam na bok, dałem gaśnice, spychamy auto na bok. pytam czy po straż dzwonić, to dzwonię ale już dogaslo.
gość mi jeszcze kupił gaśnicę choć nic nie chciałem.
nie wiem co w takiej sytuacji miał zróbic - położyć się, żeby ktoś się zatrzymał?