Minęło wiele godzin odkąd dowiedziałam się o tej tragedii, ale nadal w pełni nie przyjęłam tego do wiadomości. Ciężko mi uwierzyć, że nie zobaczę już jego uśmiechniętej twarzy, że nie przytuli na powitanie i nie powie "co słychać Werka?" Zawsze gdy sie pojawiał robiło sie jakoś jaśniej, cieplej, milej...
Wiele razy wspólnie imprezowaliśmy, jeździliśmy na różne pojeżdżawki, spędzaliśmy razem z Agą i Krzychem całe dnie. To z nim jechałam pierwszy raz "do odcięcia" (testowaliśmy WRXa w drodze na Tor Kielce). Tak strasznie cieszyłam się jak wygrał pierwszą w swoim życiu Cynę...
Któregoś razu, gdy nocowałam u Państwa Blue pod nieobecność Krzycha i zjadłyśmy mu cały obiad na następny dzień, to później wypominał mi to na kilku kolejnych spotach. Szkoda, że już więcej się to nie powtórzy. Takie głupie momenty mi się teraz przypominają i rozwalają chyba najbardziej...
Zawsze mogłam zadzwonić, pogadać, liczyć na niego. I nagle zrobiło się pusto.
Tak to już jest, że ten tam na górze zabiera do siebie najlepszych...
Wiem, że Aga jest Wam wszystkim wdzięczna za wsparcie i za wczorajszy wieczór. Krzychu też zapewne Nas obserwował...