Moim zdaniem to nie jest rozwiązanie. Być może mam zboczenie zawodowe, bo przez ponad 30 lat pracowałem z trudną młodzieżą, ale dla mnie jest to uczenie - myślcie co chcecie - młodego zagubionego człowieka, że siłowe metody są skuteczne w rozwiązywaniu problemów. Ja bym poszedł do dzielnicowego, poprosił go o wywiad rodzinny i od tego zaczął analizę sytuacji. Już samo takie zainteresowanie często skutkuje złagodzeniem postawy młodego człowieka, a potem jest realna szansa mu pomóc. 90% późniejszych bandziorów bierze się stąd, że już na początku "drogi" społeczeństwo spisało ich na straty i odepchnęło, zamiast zaproponować coś w zamian