Skocz do zawartości

Tichy

Użytkownik
  • Postów

    1062
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    2

Odpowiedzi opublikowane przez Tichy

  1. 13 godzin temu, DEXiu napisał:

    Drugie zdanie to Twoja teza i nijak nie wynika ze stwierdzenia zawartego w pytaniu.

    A jak może przy ruchu prawostronnym nie być prawego pasa? Z jakiego przepisu miałaby wynikać owa nieobecność? Mam więc do Ciebie (i do JB) pytanie, skąd (z jakiego PRZEPISU) wynika, że pas lewy jest zawsze, a pas prawy może zanikać/pojawiać się?

  2. 21 godzin temu, hak64 napisał:

    Owszem chodzi o warunki uśrednione, ale nie może być żadnej tolerancji. Jeśli jest ograniczenie do 50, to jedziemy 50, a nie 100, bo dziś słonecznie i mały ruch. Te 50 km/h będzie z kolei prędkością zbyt dużą, jeśli na łuku drogi pojawi się woda, lub co gorsze lód. Czy Pańskim zdaniem w takich miejscach ma stać człowieczek wyposażony w komplet znaków i zmieniający je w zależności od pogody? W samochodach mamy obecnie systemy rozpoznawania znaków,  więc może znaki wyposażyć w system rozpoznawania samochodów i na widok sportowego bolidu, znak wyświetli dopuszczalną prędkość pomnożoną dwukrotnie?

    Na Forum śmiało może być bez "Pan", tylko "Ty" ;-)  Ależ ja nie kwestionowałem konieczności dostosowania prędkości jazdy W DÓŁ, czyli do pogorszonych warunków - gdzie tak wyczytałeś? Mnie chodzi o to, jakie są kryteria ustawiania tych ograniczeń. Weźmy np. łuk drogi: czy ktoś bada max. prędkość, przy której jeszcze nie traci się - jadąc przeciętnym nowym autem, na nowych oponach - przyczepności na tym łuku w suchy, ciepły (pow. 15 st.) dzień, potem dzieli to przez jakiś współczynnik (bo np. nie każdy ma fabrycznie nowe opony) i stawia znak np. 70 km/h? Wtedy wiadomo, że 70-tką w pogodny, ciepły dzień, przy suchej nawierzchni i autem w dobrym stanie tech. spokojnie ten łuk przejadę, a w razie np. deszczu mam odpowiednio (zgodnie z własnym doświadczeniem, znajomością auta itp.) zwolnić. Odnosimy z kolegami z pracy wrażenie, że ograniczenia są takie, jakbyśmy nadal jeździli autami z lat max. 80-tych, tylnonapędowymi, na łysych oponach, w dodatku zawsze w deszczu :-( Ciekawe jest zatem, jakie są kryteria i standardy stawiania ograniczeń? Bo jeśli jest to średnia z różnych warunków pogodowych, to by oznaczało, że w zasadzie przekraczanie dopuszcz. prędkości powinno być dopuszczalne przy idealnych warunkach przyczepności.

     

    Tak, mamy zaawansowany XXI wiek, kamery rejestrują każdy nasz krok i rozpoznają nie tylko tablice rej., ale i twarze. Wszędzie narąbanych jest mnóstwo wyświetlających bezsensowne informacje tablic świetlnych, często dublujących znaki poziome/pionowe. Czujniki wilgoci, temp., zachmurzenia itp. oraz prognozy meteo też są standardem już od wielu lat. "Eter" przenika niesamowita ilość fal elektromagnetycznych, wszędzie światłowody, sieci komórkowe, 3G, 5G, zaraz pewnie 83G... Czyli w zasadzie wszystko już mamy.To problem zrobić system ustawiający prędkość max. w zależności od możliwości bolidu?

  3. 14 godzin temu, dako napisał:

    Polskie drogi, polscy kierowcy i stop cham to mój cotygodniowy, obowiązkowy seans przy piwku. Działa na wyobraźnię.

    W pracy jest nas 3 facetów w pokoju i w piątek po robocie zawsze zasiadamy do dokładnie tego samego seansu, co wymieniłeś (ale bez piwka) :-) Dopiero potem udajemy się do domów.

  4. W dniu 22.04.2020 o 13:16, hak64 napisał:

    Nie zmienia to jednak faktu istnienia fachowców w przedmiotowych dziedzinach. 

    Słuchaj, pracowałeś kiedyś w policji, tak? Proszę, wyjaśnij mi coś takiego, bo nawet z kolegami z pracy ucięliśmy sobie kiedyś o tym dyskusję, ale nic z niej nie wyniknęło (znaczy wg nas przepisy są chore i dalej nie rozumiemy). Napisałem nawet kiedyś do "Jedź bezpiecznie", ale bez odzewu.

     

    Dlaczego ulubione hasło policji i wspaniały wprost pretekst do wystawiania mandatów i do uznawania ludzi za winnych kolizji, czyli "niedostosowanie prędkości do warunków jazdy", działa tylko w dół, nigdy w górę? Dlaczego zasada ta nie działa, gdy ze względu na świetne warunki atmosferyczne, nowy asfalt, porządny samochód i dobrą widoczność uznam, że warunki na drodze są lepsze od oczekiwanych i dostosuję prędkość poprzez jej zwiększenie? Policja nie uzna takiego tłumaczenia, prawda? Zaznaczam, że ostatni (i zaledwie drugi w życiu, pierwszy w 1994) mandat otrzymałem w 2000 r., a jeżdżę codziennie, więc nie jestem piratem drogowym. Ograniczenia prędkości są przecież określane dla jakichś uśrednionych warunków, czyli powinna być tolerancja w górę i w dół? A może się mylę, może ograniczenia prędkości ustalane są dla warunków najlepszych z możliwych? Ale jeśli tak, to do jakich parametrów samochodu, tj. czy dla sportowego, czy ciężarowego, z jakimi oponami, czy z ABS, kontrolą trakcji itp. czy bez? Jest gdzieś jakaś norma czy przepis, który to określa, czy totalna uznaniówka urzędników? Bez problemu znajdę w Krakowie i okolicach kilka lub kilkanaście przypadków takich ograniczeń prędkości, że w deszczu, a może i po śniegu mogę spokojnie i BEZPIECZNIE, bez żadnego piractwa i obgryzania paznokci, pojechać szybciej o 20-30 km/h. Ograniczenia prędkości mamy takie, jakbyśmy nadal jeździli Fiatami 125p, 126p i Polonezami, a to przepaść motoryzacyjna...

  5. W dniu 22.04.2020 o 15:55, Jaca68 napisał:

    Kierowca / właściciel ma obowiązek utrzymywać pojazd w dobrym stanie technicznym

    Jeżdżę na obowiązkowe przeglądy (prawdziwe, nie załatwiane po koleżeńsku czy za łapówkę), jeżdżę dodatkowo do zaufanego mechanika, ale awarie zdarzają się nawet w nowych autach! Bym zaryzykował stwierdzenie, że częściej niż w zadbanych starszych... ;-) Dam Ci przykład "awarii" bardzo dziwnej i nie wynikającej ze stanu technicznego pojazdu. Wsiadam kiedyś do auta (w centrum miasta), ruszam, jadę 2 przecznice, nagle czuję, że nie mogę wciskać sprzęgła, normalnie bardzo ciężko idzie, nie mogę wysprzęglać. Zatrzymuję się "awaryjnie", zjechałem tylko do krawężnika, gaszę silnik. Co się okazało? Przechodziłem koło jakiegoś remontu i załapałem jakąś smołę czy inny syf na buta. Do chodnika się nie kleił (pył + zimno), za to w aucie się podgrzał, "rozrobił" i zaklajstrował mi pedał sprzęgła i buta tak, że w zasadzie skleił mi buta z pedałem ;-) Dobrze, że to tylko sprzęgło, a nie hamulec+gaz, bo mogłoby być groźnie.

  6. W dniu 22.04.2020 o 15:55, Jaca68 napisał:

    Nie ma obowiązku posiadania i jazdy samochodem

    Ale niby czemu bogacz ma mieć, a inni nie?! Każdy chce. Poza tym samochód to w zaawansowanym XXI wieku nie jest żaden przywilej ani luksus, tylko normalność (tak przynajmniej powinno być i tak jest w cywilizowanych krajach Zachodu), często narzędzie pracy i każdy powinien go mieć (chyba że bardzo nie chce - nic na siłę). BTW: ciekawe, jak np. mam podczas epidemii bezpiecznie przemieszczać się do pracy, skoro MPK praktycznie nie kursuje, a tak czy inaczej nie jest niebezpieczne?

  7. W dniu 22.04.2020 o 10:42, LosioDriver napisał:

    Jakie macie zdanie w sporze Marka Dworaka z "Jedź Bezpiecznie" z całą resztą (Ministerstwem Infrastruktury, Policją i innymi mediami) odnośnie pierwszeństwa w sytuacji zanikającego niewyznaczonego pasa ruchu?

    Oto mój mail do Jedź Bezpiecznie - zaraz po tym, jak zaczęli „lansować” swoją interpretację „zanikających pasów”. Nic nie straciło na aktualności. Wklejam praktycznie bez zmian, nie chce mi się edytować ;-)

     

    Okolice skrzyżowania Kalwaryjska-Smolki, kierunek w stronę Korony (ilustracja 1). Teraz tam jest inaczej, ale mój opis (jak i odcinek JB temu poświęcony) dotyczył poprzedniego wymalowania pasów.


    Byłem w szoku, gdy usłyszałem, że jadąc tam prawym pasem mam ustępować tym z lewej! Zacytowaliście wtedy jednego z telewidzów, który argumentował, iż uczono go, że pasy liczy się od prawej strony - Was to dziwi, ale mnie też tak uczono! Zresztą jak inaczej, skoro mamy ruch prawostronny? Prawy pas jest ZAWSZE, tylko raz występuje tylko on, a raz ma "dołożony" lewy. Wg Was głównym pasem w Polsce jest lewy? No bo skąd inaczej wniosek, że na Kalwaryjskiej znika pas prawy, a pozostaje lewy? Czyli gdy z jednego pasa robią się dwa, to "pojawia się" pas prawy? Bo wg mnie to pas lewy zawsze dochodzi jako coś "ekstra", a prawy sobie jest cały czas. Wg mnie to Wasza INTERPRETACJA, a nie pewnik i chciałbym usłyszeć, z jakich przepisów to wywodzicie (nigdy tego nie powiedzieli!). Moja interpretacja jest inna, bardziej intuicyjna, wywodzę ją przede wszystkim z dwóch żelaznych zasad: ruchu prawostronnego i reguły prawej ręki. Otóż wg mnie prawy pas nie znika w tym przypadku, bo to nie jest tak, że jest remont i został zagrodzony lub jest zablokowany, tylko po prostu taki jest PRZEBIEG DROGI. Wg Was pasy idą zawsze geometrycznie na wprost? Wg tej zasady zakręt w lewo byłby... szybkim tworzeniem się szeregu pasów lewych i zanikaniem prawych, jak to trochę satyrycznie zilustrowałem na ilustracji 2. Wg mnie przebieg pasa prawego wyznacza krawężnik, tak samo jak przebieg zakrętu. Moją tezę potwierdza linia przerywana, wymalowana na przedłużeniu prawego krawężnika - proszę zwrócić uwagę, iż wyznacza ona przebieg drogi! Gdyby to Wasza interpretacja była poprawna, linia ta byłaby narysowana tak jak zaznaczyłem linią "2" (ilustracja 1) i pas kończyłby się odpowiednim znakiem drogowym oznaczającym koniec pasa. Wg mnie (i najwyraźniej organizatora ruchu, co udowadnia owa wymalowana linia przerywana) przebieg pasa lewego jest taki, jak wyznaczony na ilustracji 1 linią nr 1, czyli on się kończy, a nie pas prawy.

    Zresztą w kolejnym pokazywanym przez Was przykładzie sami zaprzeczacie swojej tezie: na skrzyżowaniu Czarnowiejska-Nawojki-Kijowska twierdzicie również, że zanika pas prawy, a kontynuację ma pas lewy - nieprawda! Ilustracja 3, na której pokazałem przedłużenia pasów, pokazuje wyraźnie, że kontynuację ma pas prawy (linia nr 1), a lewy celuje dokładnie w pas do skrętu w lewo dla przeciwnego kierunku (linia nr 2)! To pokazuje, że nie kierujecie się żadną sensowną zasadą, tylko własną interpretacją i odczuciami. Dlaczego Wasze odczucia mają być lepsze niż moje i wielu innych kierowców? Nawet jeśli uznacie, że nie mam racji (a pewnie będziecie to udowadniać w najbardziej karkołomne sposoby, jak zwykle, gdy ktoś z Wami polemizuje), to i tak w którymś z tych przypadków się mylicie, bo uzasadnienie, że kończy się prawy pas, może być ew. prawdziwe na Kalwaryjskiej, ale już na Czarnowiejskiej na pewno nie.

    Kwestia druga: jakim cudem mam ustępować komuś po mojej lewej? Wg mnie zasada prawej ręki jasno i w 100% określa pierwszeństwo w sytuacjach, gdy tory jazdy dwóch pojazdów spotykają się, a oba pojazdy są równorzędne wobec siebie, tj. oznakowanie pionowe ani poziome nie mówi, kto z nich ma pierwszeństwo. Coś źle rozumiem? Na przykład na stacji benzynowej, przejeżdżając pomiędzy dystrybutorami, gdy potem trzeba się "spotkać" na jednym pasie przy wyjeździe, zawsze przepuszczam tych po mojej prawej i pcham się przed tych po lewej - robię źle? Ale jeśli tak, to po co w ogóle zasada prawej ręki? Przykład drugi: znajoma została uznana winną kolizji na parkingu pod marketem, bo choć wydawało się jej, że jest na "główniejszej" drodze, to Policja stwierdziła, że przy braku oznakowania pierwszeństwo miało auto z jej prawej strony, niezależnie od tego, która trasa na parkingu wydaje się szersza czy ważniejsza.
    Kwestia rzekomego wyprzedzania po prawej, co przy braku wyznaczonych pasów ruchu jest zabronione: pomijając kwestię bzdurności tego przepisu (powinno być prosto: albo można wyprzedzać ZAWSZE po prawej, albo nie można wcale), nie zgadzam się, że dochodzi tu do wyprzedzania po prawej, tylko do omijania. Wyobraźmy sobie taką sytuację (która ma tam zresztą miejsce codziennie): jadę po prawej, obok (nie z tyłu czy z przodu, ale dokładnie OBOK) jedzie po lewej inne auto, z TĄ SAMĄ prędkością. Gdy dojeżdżamy do zwężenia i żaden z nas nie zamierza ustąpić, czyli nie zwalniamy, któryś z nas musi się w krytycznym momencie, tuż przed zderzeniem, ZATRZYMAĆ, nie mógłby pojechać ani pół metra dalej, bo już by drugiego zahaczył. Do tej chwili jechaliśmy "łeb w łeb", ale skoro się zatrzymał, to ja go nie wyprzedzam, tylko OMIJAM po prawej stronie. A wg mnie właśnie ci na lewym pasie powinni się zatrzymać, przepuścić tych na prawym i dopiero wtedy jechać. Oczywiście można się umówić, że raz na zwężkę rusza lewy, raz prawy pas.

    Pytanie za 100 punktów: jeżeli prawdą byłaby Wasza teza, to przy lewostronnym zwężeniu drogi prawy pas cały czas by stał, a lewy jechał, a przecież ustąpić powinien ten, którego pas się kończy. W ogóle po Waszych tłumaczeniach (z kilku programów) odnoszę wrażenie, jakby do sytuacji, gdy nie ma wyznaczonych pasów ruchu, odnosiły się ZUPEŁNIE INNE przepisy o ruchu drogowym! Z drugiej strony Pan Marek ciągle powtarza, że to tak samo jakby te pasy były wymalowane, tylko z różnych przyczyn ich nie wymalowano - robicie mętlik w głowie! To jak, w końcu tak samo czy nie tak samo? Czy prawo nie powinno być spójne i logiczne? A może jest, tylko Wy dowolnie przepisy interpretujecie?

    Na razie nie czuję się przekonany przez Was, argumenty przedstawione w programie obaliłem, będę jeździł wg mojej oceny, najwyżej w razie kolizji będę się procesował - chyba że przedstawicie mocniejsze argumenty. Wychodzi wg Was na to, że najlepiej jest tam jechać cały czas lewym pasem, bo wtedy święty spokój i ma się pierwszeństwo - ale znów ciągle mówicie o konieczności zjeżdżania na prawo, poza tym chyba nie chcemy tam blokować torowiska! Ale dlaczego mam na prawym pasie jak frajer czekać i czekać (jeżeli to Wy macie rację)? W którym miejscu można już zjechać na lewy pas, żeby Pan Marek nie uznał, że to jest niepotrzebna jazda lewym pasem? To ja wolę zablokować torowisko, ale od razu jechać lewym. Namieszaliście.

    Jeżeli już poruszyłem temat skrzyżowania Czarnowiejska-Nawojki-Kijowska: Pan Marek nakłania do zbliżania się do osi jezdni - świetnie, ale z drugiej strony tępicie okrutnie za jazdę lewym pasem i nie trzymanie się prawej strony - to jak w końcu ma być? Są jakieś zasady czy możemy wszyscy jeździć "uznaniowo"? Oczywiście możemy się umówić, my - Krakusy, że na tym konkretnym skrzyżowaniu jeździmy tak, jak pokazywał Pan Marek, ale po pierwsze chciałbym jednak wiedzieć, z jakich przepisów to wynika, po drugie: nie miejmy pretensji do zamiejscowych, że nie będą tam zjeżdżali do osi jezdni, po trzecie wreszcie: absolutnie nie lewy pas ma tam pierwszeństwo, tylko prawy.

    ilustracja_1.jpg

    ilustracja_2.jpg

    ilustracja_3.jpg

  8. Pozdrowienia dla niebieskiej Subaryny (chyba Imprezy) ze świnkami, którą od kilku dni (w tym na pewno we wtorek) mijam na trasie Kraków - Skawina - Radziszów. Raz minęliśmy się w Radziszowie (nie zdążyłem pomachać), raz w Skawinie (tym razem machałem, ale nie zostałem zauważony). Będę kursował na tej trasie jeszcze do weekendu, więc mnie tam wypatruj i jakby co, dawaj po klaksonie ;-)

  9. W dniu 19.04.2020 o 16:41, hak64 napisał:

    Pytanie do Ciebie:

    - przedstawić zarzut spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym,

    - nałożyć mandat za wykroczenie z art 46 pkt 5 Ustawy prd,

    - uniewinnić, bo przecież nawet gościa nie było w aucie, nie miał więc wpływu na tor jazdy swojego bolidu.

    Nie płacą mi za roztrząsanie tego typu przypadków, więc nie będę sobie nad tym łamał głowy, ale tak na szybko powiem Ci, co by mnie w tej sprawie interesowało, co byłoby kluczowe w rozwiązywaniu podobnych spraw: czy owo działanie było celowe, czy przypadkowe? Jeżeli nawet przypadkowe, to czy delikwent starał się (życiowo, tak ogólnie, nie nawet w tym konkretnym przypadku) ograniczać podobne zdarzenia czy raczej był typem lekkoducha? Jako "ograniczanie" mam np. na myśli to, że dbał o stan pojazdu (w tym sprawność hamulca ręcznego), nie oszukiwał przy przeglądach okresowych, zawsze zaciągał ręczny na postoju na pochyłości i tylko ten jeden raz w życiu mu się zdarzyło zapomnieć itp., itd. Czym innym jest, gdy taka sprawa zdarzy się osobie, o której wszyscy krewni i znajomi mogą powiedzieć, że zawsze był solidny, uważny, a w ten dzień np. z racji choroby kogoś z rodziny był roztargniony, a czym innym - gdy mamy olewusa, jeżdżącego gruchotem, w którym nawet wycieraczki nie działają, a co dopiero wypadające na postoju biegi, przeglądy przechodził za łapówki, a auta zawsze parkował jak popadnie. To koniecznie trzeba rozważyć przed wydaniem wyroku.

  10. W dniu 19.04.2020 o 16:41, hak64 napisał:

    Przecież nikomu nie zabraniam mieć swojego zdania. Problem w tym, czy to zdanie będzie podzielał pan prokurator.

    Ależ oczywiście że to, co wymyślają prokuratorzy czy policja, ma się zazwyczaj nijak do logiki czy sprawiedliwości społecznej i zdrowego rozsądku, co nie oznacza, że mam się z tym faktem godzić czy że ma mi się to podobać. Ja analizuję zdarzenia z punktu widzenia wyłącznie prawdy i sprawiedliwości, nie przepisów. Pracowałem trochę w kontakcie z prokuratorami i wiem, jakie są ich interpretacje - było to tak frustrujące, że musiałem zmienić pracę :-(

  11. W dniu 19.04.2020 o 15:54, Jaca68 napisał:

    A jeśli to nie byłby BOGACZ tylko biedny Janusz w swoim rozklekotanym Passacie w  którym ze starości i rdzy urwałoby się koło i też wjechałby w wiatę. To byłby przypadek czy celowe działanie według Ciebie? :yahoo:

    Już tłumaczę. Otóż bogatym (wiadomo, nie wszystkim, ale w większości) wydaje się, że wszystko im wolno, często łamią przepisy, gdyż - w porównaniu z przeciętnym Kowalskim - dla nich koszt mandatu jest pomijalny (podobnie jak np. koszt naprawy wiaty przystankowej). W tym konkretnym przypadku obstawiam, że nie było tak, że kierowca jechał zgodnie z przepisami (w tym zgodnie z ograniczeniem prędkości), ostrożnie i nagle przestała mu działać przekładnia kierownicy (w wypasionej furze raczej się to nie zdarza), tylko jechał jak szatan "bo tak", "bo mnie stać", "bo mam super-furę". A więc to celowe działanie. W opisanym przez Ciebie przykładzie starego Passata: naprawdę uważasz, że ludzie jeżdżą starymi i rozklekotanymi, skorodowanymi autami, bo to lubią?! Nie, jeżdżą tym, na co ich stać. Wiem, bo mnie też to dotyczy. Więc urwane koło w tym przypadku to PRZYPADEK, a NIE celowe działanie: to nie wina "Janusza", że go nie stać na nowe czy też lepsze technicznie auto. Chyba że jest menelem, który od razu całą wypłatę przepija lub w inny sposób marnuje i potem nie ma na naprawę auta, ale to są wyjątki, zdarzenia statystycznie brzegowe, a ja mówię o "statystycznej większości".

  12. 17 godzin temu, hak64 napisał:

    Wyobraź sobie taką sytuację. Jest noc tankowałeś na stacji paliwo, wyjeżdżasz na drogę zapominając włączyć światła. Kilometr dalej zatrzymują Cię mundurowi i płacisz mandacik za swój czyn. Ale teraz druga wersja. Kilometr dalej auto jadące z przeciwnego kierunku jazdy - nie widząc cię - wyprzedza rowerzystę i wali w ciebie czołowo, a wrak auta wgniata rowerzystę w asfalt...

    Zapewne też wolałbyś mandacik, ale pan prokurator mówi NIE! 

    Czy teraz szanowny pan dostrzega różnicę pomiędzy czynem i skutkiem?  

    Moim zdaniem przykład jest nieprawidłowy dla zilustrowania sytuacji - już tłumaczę. Sam napisałeś, że "zapominając włączyć światła". Nawet maszyny się mylą, człowiek tym bardziej - to nie było CELOWE, z premedytacją wyłączenie świateł, tylko przypadek, zły los, pech, jak by to nie nazwać. Choćbyśmy nie wiem jak się starali, takie rzeczy po prostu muszą się co jakiś czas zdarzać, nawet przy max. dobrej woli sprawcy. Można (ja tak robię w każdym moim aucie) dorabiać sobie różne kontrolki, które pomogą nam dowiedzieć się, że coś jest nie tak (kontrolka świateł mijania, świateł stopu, cofania, czujniki zbliżeniowe przód-tył, kamerki przód-tył itp.), a i tak czasem coś pójdzie nie tak - chodzi o ZMINIMALIZOWANIE prawdopodobieństwa. Dodatkowo takie niewłączenie świateł statystycznie bardzo rzadko kończy się aż tak strasznymi konsekwencjami, jak opisałeś, to już naprawdę scenka jak z "Efektu motyla" czy "Oszukać przeznaczenie" ;-)  Jak dla mnie bogacz, który wypasionym wozem jedzie jak szalony, wypada z drogi i rozwala w drobny mak wiatę autobusową, nie zrobił tego przez przypadek, to było CELOWE, wariackie jeżdżenie z pełną świadomością tego, co może się wydarzyć. Jeśli ma za małą świadomość/wyobraźnię, to jego problem. Dlaczego ja mam takową mieć, a on nie? Niech się szybciej uczy. Powinien więc moim zdaniem być karany surowo, dokładnie tak samo, jakby na tym przystanku było 5 osób, które właśnie zabił. Swoim stylem jazdy zamiast minimalizować, zwiększał prawdopodobieństwo, że coś pójdzie "nie tak".

  13. W dniu 19.02.2020 o 20:07, kruque napisał:

    pozdrawiam lokalsów współcierpiących w popołudniowym korku jakuszyckim.

    gdyby nie wyjazd z parkingu na suwak przypadkiem jechałyby 3 subaryny pod rząd.

    IMG_20200219_133433.jpg

    O rany, to gdzieś w Polsce jest zima? :blink:  Widziałem w tym roku śnieg, gdy byłem na nartach w Spytkowicach, ale tam był "sztuczny". Na drodze w tym roku ani razu :-(

  14. 16 godzin temu, aflinta napisał:

    A nie ma to przypadkiem związku z totalnym rozkopaniem głównych szlaków komunikacyjnych z powodu budowy dodatkowych torów kolejowych, niekończącego się remontu Krakowskiej, budowy trasy Łagiewnickiej?

    Może tak, nie zaprzeczę, ale ktoś wydał pozwolenia na wszystkie te budowy jednocześnie, ktoś odpowiada za to, że trwają nieprawdopodobnie długo. Chińczycy szpital budują w 10 dni, u nas nawet członków komisji przetargowej nie da się wybrać w 10 dni :-( Poza tym remonty bywały już wcześniej, ale tak źle jeszcze nie było. Mnie nie interesuje tak naprawdę, DLACZEGO tak jest, tylko stwierdzam fakt, że jest źle.

  15. 21 godzin temu, GREGG napisał:

     

    Może jakaś dobra dieta pomoże? 

    Tekst generalnie dobry, ale... gdybyś mnie kiedyś widział, to byś wiedział, że totalnie nietrafiony :biglol: Koledzy z pracy się śmieją, że skoro ja się już nie mieszczę do MPK, to naprawdę musi być źle ;)

    • Lajk 1
  16. W dniu 25.01.2020 o 23:17, GREGG napisał:

     

    Ale z Ciebie malkontent :) Wskaż jakiekolwiek miasto na świecie, gdzie każdy pasażer komunikacji publicznej ma gwarancję miejsca siedzącego ;) A wydaje mi się przy tym, że w Krakowie komunikacja miejska jest i tak nieźle rozwinięta

    Ale czemu musimy się zawsze oglądać, jak jest u innych? Ja mówię, jak powinno być, żeby było naprawdę dobrze. A co do komunikacji miejskiej w Krakowie, to za "moich czasów" dobrze było ok. 1988-1995, kiepsko (mniej więcej jak teraz) było tylko raz, gdzieś w latach 1996-2000, potem było znacznie lepiej, a od ok. 3 lat jest totalna zapaść, przy czym nastąpiła drakońska zmiana na gorsze w ciągu ost. roku. Dam przykład: moja droga do pracy w ciągu ostatnich 4 lat wydłużyła się z 45 do 70 min., zmieniłem trasę na taką z przesiadkami, ale krótszą i szybszą, która w ciągu tego roku zmieniła się z 45 min. do 60 min. (liczę oczywiście przejazd w 1 stronę). Zaznaczam, że cały czas obracam się w centrum miasta, to nie są peryferia! Autem pokonuję tę trasę w 25 min. przy małych korkach i 45 min. przy ekstremalnych korkach. Rowerem potrafię zejść do 35 min., ale ryzykownie (głównie dla pieszych i konstrukcji roweru, bo straszne wyboje), zazwyczaj rowerem 40-45 min. Zaznaczam też, że MPK ma dodatkową cechę obcą autom czy rowerom - często się nie mieszczę do pojazdu :-(

  17. 17 godzin temu, fulcrum napisał:

    po pierwsze mentalność jak za głębokiej komuny, po drugie brak taboru, a potem remonty...

    Po czwarte obsada części kierowniczych stanowisk z klucza politycznego - co ciekawe, często z "poprzedniej opcji" politycznej, bo jakoś "swoich" trzeba było poupychać, aż przyjdą "lepsze czasy"... Oczywiście większość takich "obsadzeń" to ludzie bez kompetencji. Zapewniam Was, ci ludzie nie myślą w ogóle o tym, żeby nam - zwykłym obywatelom - było cokolwiek lepiej ani nawet żeby kolej miała się lepiej.

  18. 23 godziny temu, Piotr_ek napisał:

    Trudno się przekopać przez ponad 340 stron, pewnie już było, ale zapytam

    Jakie świece przy LPG polecacie?

    Jeżdżę na takich, jakie zalecają normalnie do mojego silnika. W czasach Golfa (1-punktowy wtrysk) próbowałem takich "do LPG" i mam złe doświadczenia. Gaziarze też nic nie mówili o zmianie na inne świece.

  19. 3 godziny temu, aflinta napisał:

    W Krakowie ucząca się lokalnie młodzież i dzieci (czyli w zasadzie od 0 do dwadzieścia kilka) nie płaci za komunikację - więc nie kupują biletu ani go de facto nie mają :) Podatków raczej też jeszcze większość nie płaci... to tak, mają miejsce stojące lub na przystanku :D

    A widzisz, dobrze zauważyłeś - no to w takim razie młodzież na stojąco :-)

  20. 2 godziny temu, hak64 napisał:

    Tu już nie o telefon chodzi. To kompletny brak wychowania, zero empatii. Sąsiadka miała operację kolana i chodzi o kulach. W autobusie jakiś szczyl był uprzejmy odpyskować facetowi, który mu zwrócił uwagę, że powinien ustąpić miejsca: "a co ja mam bilet na miejsce stojące!?" 

    To prawda, ale jakoś nie odczuwam, żeby poziom chamstwa w tej materii się zmienił - gdy byłem młodzikiem, to też pamiętam, że ja - "dobrze wychowany" - prawie zawsze stałem, ale były typki w moim wieku, które siedziały rozparte na siedzeniach, a na zwróconą uwagę odpowiadały "spadaj, dziadku". Tekst typu "zapłaciłem, więc sobie siedzę" też jest stary jak świat i słyszałem go wielokrotnie. Ja patrzę na to wszystko trochę inaczej: w zasadzie wszyscy jesteśmy równi, tak? Każdy chciałby siedzieć. Jeżdżę (z przerwami) od ok. 35 lat na "miesięcznym" i co z tego mam? Komunikację nabitą tak, że często (co najmniej 3x w tygodniu) nie udaje mi się wsiąść do pojazdu, którym zamierzałem jechać, a gdzie tam o miejscu siedzącym mówić! Tak to mogło być zaraz po wojnie lub ewentualnie... gdybym jeździł za darmo. Jak płacę, to wymagam, mało sobie zresztą nie liczą :-( W dodatku krakowskie MPK od wielu lat kupuje tak tramwaje, jak i autobusy ewidentnie przystosowane tylko do jazdy na siedząco, miejsca stojące są trochę "na siłę" i powodują wielki dyskomfort pasażerów. Dawne autobusy (Jelcze, Ikarusy) były wyraźnie przystosowane do siedzenia i stania. Skoro tak kupują, to powinni zorganizować MPK tak, żeby każdy mógł usiąść, a nie iść w drugą stronę - żeby w ogóle się nie dawało wsiąść :-( Omawiany tu problem z panią o kulach nie miałby w ogóle miejsca, gdyby komunikacja zbiorowa była taka, jak powinna być - i do tego zmierzałem. Zawsze poszukuję PIERWOTNEJ przyczyny. To tak jak z kłótniami w kolejkach w czasach PRL: problemem nie byli niesympatyczni ludzie, tylko fakt, że istniały kolejki.

  21. W dniu 14.01.2020 o 09:10, markos007 napisał:

    odkopuję temat. Poszukuje czegoś do Forestera, nie potrzebuję miejsca na narty także może być coś krótszego ale musi się mieścić składany wózek spacerówka.

    Może ktoś coś może polecić nie za miliony monet? :)

    Ponieważ w 2014 r. kupiłem i do dziś dobrze służy, szczerze polecam stosunkowo niedrogi a solidny i pakowny Taurus:

    http://sklep.auto-mont.com.pl/boksy-dachowe/2287-taurus-extreme-400-tytanowy-z-polyskiem.html

    Ciekawostka: od 2014 r. nadal kosztuje tyle samo, znaczy się jest tańszy (uwzględniając inflację) ;-)

    • Lajk 2
  22. W dniu 7.12.2019 o 20:28, aflinta napisał:

    A ma się to natężenie jakoś znacząco zmienić? Nie wygląda na to, by urządzenia 5G miały jakieś większe moce do transmisji bezprzewodowej niż to co obecnie.

    Ależ zmienia się i to radykalnie! Trzeba patrzeć nie na moc pojedynczego nadajnika, tylko na energię docierającą do naszych ciał i innej materii ożywionej. Tak w skrócie to po pierwsze W OBIE STRONY (i to mocno) poszerzają pasmo częstotliwości, po drugie wchodzą na zakres mikrofal (czyli kuchenki mikrofalowe wszędzie wokół nas - nie zapominajmy, że telefony sąsiadów, ludzi w komunikacji zbiorowej itp. też są nadajnikami), po trzecie nadajniki będą bardzo gęsto, zwłaszcza w miastach. Wysyp nowotworów (pewnie z lekkim opóźnieniem, tak z 10-15 lat), mutacje roślin i cholera wie co jeszcze. Na pewno nic dobrego :-(

    • Zmieszany 1
    • Smutny 1
  23. W dniu 6.12.2019 o 11:20, kubanow napisał:

    jak wdrożą 5g w całym kraju to będziemy szli w kierunku permanentnej inwigilacji

    Bez obaw, długo to nie potrwa, bo wtedy od natężenia promieniowania elektromagnet. wszyscy szybko pomrzemy :cry:

×
×
  • Dodaj nową pozycję...