To ja się pochwalę choć może i pożalę. Pierwszy raz w zyciu wziąłem udział w triathlonie, dystans 1/4. Cóż mogę powiedzieć. Polecam każdemu świetna zabawa, rewelacja. Ale nie ma co ukrywać, tutaj nikt nie przyjechał się bawić, każdy cisnął ile sił, żadnej kalkulacji, rowery w cenie dobrego samochodu, ja na moim carbonie BMC wyglądałem jak na taniej zabawce dla dzieci. Pływanie, myślałem że odrobiłem zadanie domowe, bo regularnie pływam (oczywiście bez trenera i bez grup) na 1km w czasie około 20-22 minut w zależności od tego czy jestem po jedzeniu czy przed, czas na 500m w granicy około 9-10 minut. Myślę że taki czas pozwoli mi płynąć w połowie pierwszej grupy, ależ nic podobnego byłem dokładnie w grupie pościgowej jakieś 200 metrów za czołówką. Po wyjściu z wody i biegu do strefy zmian zycie ze mnie uszło, ledwo tam doszedłem, rower to już inna para kaloszy. Tutaj czułem się mocny i przejechałem całość trasy ze średnią ponad 34km/h bez siadania nikomu na kole, oczywiście zawodnicy na rowerach właściwych i kaskach i innym sprzęcie jechali swój wyścig, bez szans nawet na dojście lub choć chwilowe nawiązanie walki, to była tak wielka różnica że ciężko tutaj mówić choć o możliwości przejechania nawet jednej pętli podobnym tempem. Najlepsi robili trasę na poziomie 1h, więc sami widzicie. I ostatnie bieg, cóż mogę jedynie napisać że ukończyłem ale temat biegu pomijam bo ciężko to nazwać biegiem. Za szybko ruszyłem po odłożeniu roweru, po 1km myślałem że się uduszę i stracę przytomność na zawsze. Do tego stopnia moja przepona tak szalała że koszulka stała się dwa rozmiary za mała i postanowiłem biec dalej w samych spodniach w zasadzie to się toczyć. Po około 2km marszu udało się uspokoić oddech i pracę serca i mogłem spokojnie truchtem biec dalej stopniowo nabierając odpowiedniego tempa. Niestety, na trasie biegowej zostałem wyprzedzony przez tych których z łatwością minąłem na rowerze. Jako podsumowanie dodam -że była to zabawa aby sprawdzić siebie i zrobić coś dla siebie jako forma walki z chorobą. Od ponad roku leczę się na silną depresję która prawie zaprowadziła mnie na tamten świat, historia jest długa i przykra, ale finał wydaje się szczęśliwy. Zabawa pierwsza klasa, mogę tylko żałować że dopiero teraz nabrałem odwagi aby się w to zabawić. Od poniedziałku wziąłem się za bieganie i już planuję kolejne starty.
Ps. czy może ktoś polecić fajną trasę lub trasy na sobotę bo wybieram sie do Szczyrku na swoim XC.
Czuwaj