Dwa razy w życiu próbowałem wcielić się w copywritera.
1) Dla agencji TBWA (tej co wymysliła kampanię Żywca). Rekomendował mnie kolega z łódzkiego AKG, to pojechałem do "warsiawki". Wszedłem na rozmowę z dyrektoram generalnym. On siedział po jednej stronie biurka, a ja po drugiej. Za nim stał Łukasz Szajna. Pyta mnie o portfolio, a ja mówię, że "omnia mea mecum porto". Daj mi jakies zadanie a ja na miejscu postram się je wykonać.
Nie był przygotowany. Siedziałem i patrzyłem jak próbuje znaleźć sposób na ripostę, wymysla jakieś dziwne usprawiedliwienia i uzasadnienia, że to nie tak wygląda. Ja siedzę i mówię, że tak właśnie działam - ad hoc - pojawia się problem, potrzeba wymyślenia czegoś i wtedy wymyślam.
Widok Łukasza Szajny totalnie zagotowanego - wijącego się za jego plecami - próbującego powstrzymać atak śmiechu - bezcenne.
2) Zostałem poproszony o napisanie tekstu o kosmetykach na alergie...nawet coś tam napisałem, ale na koniec uznałem, że przecież w ogóle sie na tym nie znam, a ludzie potraktują to jako wskazówki...dlatego na sam koniec artykułu obnażyłem obłudę i hipokryzję tego typu artukułów pisanych przez "internetowych ekspertów"
...ale wciąż są tacy co garść srebrników napiszą wszystko co trzeba i tak jak się od nich oczekuje, a potem inni potraktują te informacje jak dogmat.
Powodzenia!
bo to piwo jest jak uprawianie seksu w kajaku