Dobra, bo się przeterminuje. Chciałbym się wyspowiadać z mojej ostatniej wesołej przygody.
Ze dwa miechy temu, była taka sobota co Marynarską leciałem w stronę Al. Krk. nie oszczędzając na paliwie. Pamiętam dobrze ten dzień, bo miałem wrażenie że sami Brytyjczycy wyjechali na Warszawskie drogi. Enyłej, zbliżam się do wiaduktu ze Żwirkiem i Muchomorkiem, na blacie... powiedzmy, gdzieś w przedziale 100 a 200, zmieniam pas na lewy żeby łyknąć następnego, i nagle zza krzaka, tuż za wiaduktem (50m) z emblematem POLICJA, wyskakuje mi taki jeden na lewy pas - hebel, 90/50, halt (kolejność przypadkowa). Pierwsza myśl, że popsuł mi cały plan, bo jeszcze miałem Sabinę z rybką na klapie Druga myśl już była bardziej mroczna. Dalsza akcja na miejscu to istna komedia. Pogadałem z chłopakami, pośmialiśmy się, podaliśmy sobie ręce i pojechałem... rzecz jasna 0/0, wstępnie miało być 500 / 8