Wklejam Gdzies znalezione w necie
I absolutnie nie chce zaczynac dyskusji Od Nowa
Nie wiem czemu nam się wydaje, że polska wieś to jakiś dramat, który trzeba schować za parawanem z wielkich miast (od razu przypomina mi się błyskotliwa wypowiedź Magdy Mołek, że na wsiach są starzy kawalerowie a w miastach single, ciekawy podział droga celebrytko TVN..). Objeździłem juz parę krajów i powiem Wam jedno – tak jak wszyscy inni backpackerzy szukałem w nich głównie przejawów lokalnej kultury, odpowiedników właśnie takich babin w chustach, wozów drabiniastych i bocianich gniazd na dachu drewnianej remizy. Ubzduraliśmy sobie, że wieś to wiocha, prowincja to zaścianek, że w miastach sami lepsi, mądrzejsi i fajniejsi. Tymczasem miastowi jakoś nie popisali się z autostradami i wymianą taborów w PKP, a na wsi jak było mleko, tak jest, i to coraz lepsze. Gdybyście spojrzeli na Polskę z zewnątrz, pokiwalibyście głowami z uznaniem dla naszego wioskowego przywiązania do tradycji, dla czystych rzek i lasów, i dla ekologicznej uprawy ziemi, która jeszcze – choć ostatkiem sił – wytrzymuje napór farm GMO i syfiastej masowej produkcji dla hipermarketów. To nie miastowe podróby Gucciego i sieciowe kawiarnie są u nas ciekawe, a właśnie góralszczyzna, kaszubizna i mazowiecczyzna, baby z chustkami, chłopy w beretach, widły, gumna i sękacz na święta. Nota bene: jakoś nam nie przeszkadza flamenco, będące symbolem Hiszpanii, a to przecież tradycja paru wiosek w Andaluzji. I nie kwękamy jakoś na widok pięknych czerwonych skandynawskich domków z trawą na dachu, wręcz przeciwnie, zachwyt nas zdejmuje, a to przecież wioska na całego, tyle że norweska. Bez kompleksów, ludzie, bo to właśnie powinno być dla was wstydliwe – że wciąż nie potraficie się wyrwać z niskiej samooceny, którą przez lata w was wypracowano.