Wiem, że ten temat był już wielokrotnie poruszany ale ciagle nie rozumiem właśnie tego trwania z uporem przy cenach w euro.Wydaje mi się ,że z punktu widzenia firmy ceny w złotych mogłyby spowodować wzrost sprzedaży o jakieś 5-10 procent.
A myślę, że przy w miarę niewielkich wahaniach kursowych jakie są obecnie to ewentualne różnice kursowe znosiłyby się w skali roku.A dla pojedynczego klienta przejrzystość a nie zastanawianie się ,że nie dość ,że słowo rabat to pojęcie czysto geograficzne to jeszcze loteria czy kupi kilkaset złotych drożej czy nie .I wspomniana już szmatka byłaby mniej potrzebna,używana.
Ps. Swoją drogą kilka lat temu w salonie firmy ,która teraz tak szasta rabatami ( padają tu liczby 10-20% ) usłyszałem,że my nie dajemy rabatów bo nie musimy,my jesteśmy...das.....Jak widać to się zmieniło po dieselgate.