H4lik Opublikowano 3 Marca 2013 Udostępnij Opublikowano 3 Marca 2013 O tym, ze o polnocy bede jadl sledzie palcami mialem sie dopiero dowiedziec... Poza panna ma osobista i szwagrem osobistym nie mniej, nikt na Szwecje sie nie skusil, choc informowalem kilkukrotnie, ze mamy dwa miejsca, a wyjazd budzetowy bedzie. Zalujta, no! Spakowani, wyladowani kielbasami, ruszamy na prom. Stowke pyknac w warunkach zimowych, to dla naszej pary - mnie i Outbaczka przyjemnosc, niczym seks z... ...eee, to nie o tym... W miedzyczasie wkraczamy do HongKongu po zakup drewna, na planowane ogniska. Nie wiem, dlaczego sklep sie tak nazywa, ani wiedziec nie chce, wcale, a wcale. Wazne, ze drewno maja. Na odprawie meldujemy sie pierwsi, trzy godziny przed promem. Nie mialem pewnosci, jaki czas obowiazuje na pokladzie, a lepiej nie ryzykowac, wiec czekamy. Pogoda fatalna, ale pelni energii siedzimy w aucie, sluchajac radia. W koncu jest! Rejs trwa dwanascie godzin, umilony jednym piwkiem, przygrywaniem barda i sauna... ...za siedem euro! Az mi galoty opadly, jak sie dowiedzialem. Przyzwyczajony do darmowej sauny na promie do Polski, uznalem to za cios, ale moja duma nie pozwolila mi sie wycofac, a to przeciez jeszcze jedno piwko by bylo. No ale zdrowo zyj! W Sztokholmie meldujemy sie o szostej rano... ...godzine wczesniej, niz myslelismy - roznica czasu. Mamy 111 kilometrow do przejechania, a czasu... ...szesc godzin. Jakbym mial Zaporozca, to chyba akurat, no ale nie mam, tak wiec decyzja - ruszamy do centrum switem bladym, a snieznym: Po dwudziestu minutach mamy dosc szwedania sie bez sensu - aura nie sprzyja, glodni nie jestesmy, pic sie nie chce, takze ruszamy po szwagra na lotnisko w Sztokholmie... ...111 kilometrow od Sztokholmu! W ten oto sposob mozna miec lotnisko we Wroclawiu w Kudowie Zdroju, albo w Warszawie w Plocku. Na szczescie nie robimy wielkiego odchylu i ruszamy, calkiem na spokojnie. Zreszta snieg tak nawala, ze przy 70 na godzine juz zaczyna byc problem z widocznoscia, a nam sie wcale nie spieszy, to dziadkujemy, dojezdzajac okolo dziewiatej do, jak to panna okreslila - Njuszoping, choc szopingu nie planowalem zadnego. Dla mnie to Nykoping, ale po szwedzku to ja znam tylko "Gott fran Finland" - na twarozku, ktory lubie, tak jest napisane, to mi sie zapamietalo. Miasteczko niewielkie, ale ladne, zadbane i znalazlem cos, czego nigdy niewidzialem ani nie zapomne: Toz to pompka pana Kleksa! Podpompowalem sobie troche zmarszczki i bicepsy, a w miedzyczasie dostalem wiadomosc, ze lot jest opozniony. Nerwy szwagra, a nasz strach; do glowy zaczynaja naplywac uporczywe mysli "a co bedzie, jak odwolaja lot?" Staramy sie przelknac te zabe: Kawiarnia naprawde super i raczej z tych, co warto zajrzec, bowiem masa ludzi sie przewinela. A obsluga jaka bajeczna - sliczna dziewczyna, taka Szwedka typowa i jeszcze ten jej glos spiewajacy. Chcialem sobie z nia zdjecie zrobic, ale odpuscilem, zeby ekscesow w zwiazku nie wszczynac. Zjedlismy zabulca, wypilismy kawke i nigdzie sie niespieszac zrobilismy rundke po centrum, zaliczajac to ichnie System Bolaget, czy jak sie to zwie - w celu rozeznania. Spory wybor piw byl, wlasciwie z calego siwata, no ale polskich nie widzialem. Za to rzucilo mi sie w oczy jakies z Alfredem Noblem, czy kto to tam byl na etykietce i skomentowalem, ze bardzo drogie, jak za 0.33l, bo cena rzeczywiscie jakas nieludzka, po czym udalem sie do ekspedientki zapytac o regionalne. No i czego sie dowiedzialem? Oczywiscie regionalne to to nieludzkie! Kupilsmy butelke Alfreda, jakies z losiem i jakies ze stateczkiem, coby na start miec. Szybko zdazylismy zmarznac, a ze juz nic specjalnego nam sie w oczy nie rzucilo w Njuszopingu, takze zadecydowalem, ze jedziemy na lotnisko i tam juz czekamy - znalazlem miejsce niedaleko od portu lotniczego, bo na samym lotnisku wszystkie parkingi nieludzko platne, niczym Alfred. ...a sam Outback do koczowania nadaje sie idealnie: Zdazylem sie wygnic, dziewuszka przeczytac ksiazke (nie wiem, chyba Antka czytala ) i jest wiadomosc - szwagier sie wznosi w przestworza! No to jeszcze mala drzemka, w zasadzie na sile, i ruszamy na lotnisko. No i w koncu szwagier wyladowal: A g#wno, to nie on! Godzina pietnasta - w koncu jest!! Wstapila w nas nowa energia, telefon do schroniska, ze troche pozniej bedziemy i rura! Kierunek - Karlstad. Tym razem zaczyna nam sie spieszyc - jade lekko naginajac przepisy, ustalajac z dziewczyna plan, a tymczasem zmeczony szwagier spi sobie spokojnie z tylu, tylko czasem dajac o sobie znac lekkim chrrr, chrrr. Przyjezdzamy po trzech godzinach, lekko sie gubiac juz w miescie, bowiem gps zwariowal, no ale szybki telefon i juz mamy namiary, gdzie sie kierowac. Po pieciu minutach meldujemy przybycie, pytamy o stacje paliw i ruszamy po bilety oraz magazyn rajdowy, a pozniej juz prosto na SSS, podazajac mozolnie za tlumem w korku. Ufff, udalo sie - dziesiec minut do startu! Ludzi cala masa, szwagier kupuje czape, idziemy wokolo, badajac teren. Niesiony przeczuciem mojego wielkiego nochala, namawiam reszte Ekipy, zeby pojsc nieco na ubocze, bo jakies dzwieki mnie stamtad dochodza. No i to byl dobry strzal: Na zdjeciu szwagier w calej swej okazalosci. ...no i tak na te auta patrzymy, a tu stoi sobie Mikko Hirvonen! No nic, przeciez mnie nie zje - podszedlem, porozmawialem chwilke, zyczac szczescia. Skrupulatnie skorzystalismy z okazji: Po chwili zjawil sie Jari Matti Latvala, z ktorym takze zamienilem chwile, ale poniewaz widzialem, ze sie przygotowuje do startu, krzatajac sie wokol samochodu, to nie chcialem mu glowy zawracac i tak z doskoku sobie zrobilismy: Za moment i Sebastien Ogier sie pojawil, ale juz nie chcielismy sie wszedzie wpychac. Troche teraz zaluje, ze nie zaczekalismy nieco, bo i samochod Sebastiena Loeba stal, co oznaczalo, ze i sam Mistrz sie lada moment pojawi. To choc na pamiatke: Uznajac wspolnie, ze wystarczy, powedrowalismy juz na wlasciwe miejsce, probujac nasycic sie rajdem i jego atmosfera, bowiem gdzies tam siedzi w nas swiadomosc, ze chyba juz nigdy sie nie pojawimy na Rajdzie Szwecji. Do schroniska wrocilismy okolo 22:00. Szybka kolacja, prysznic, no i testujemy piwa, a wlasciwie to piwka, okraszajac je wrazeniami z pierwszego dnia. Wlasciwie to smieszne to bylo - troje doroslych ludzi walnelo po 0.33 litra piwa i szykuje sie do spania, ale naprawde - na wiecej nie mielismy sil, a wstac chcielismy wczesnie rano, bowiem do OS mielismy okolo 80 kilometrow, a jak to sie czesto zdarza na obcym terenie, na imprezie masowej - bralismy pod uwage pomylenie drogi, korki, czas na znalezienie miejscowki. Podsumowujac - przed polnoca kazdy z nas juz spal. Raniutko ruszylismy w droge, podazajac szybkim (bardzo szybkim ) tempem za rajdowka nr 68, obierajac za cel Hagfors, a dokladnie miejsce, gdzie jest calkiem przyjemna hopka i zaraz za nia ostry zakret, a chwile pozniej konczy sie caly odcinek specjalny i szok - pierwszy pojawia sie Michal Kosciuszko! Az nas ze szwagrem zatkalo, ze mamy lidera! Naturalnie bez dostepu do internetu nie mielismy pojecia, ze losowali miejsca, to choc mielismy podjarke na tym zimnie. Po pierwszym przejezdzie, zmarznieci jak diabli, ruszamy, oproznic nieco zapasy: Nikomu nie przeszkadzalo, ze sobie robimy ognisko, przy okazji pozdrawiajac przejezdzajace obok auta. Ludzie serdeczni - chetnie odpowiadali gestami, ciekawie przekrecajac glowy. Wrocilismy na parking na drugi przejazd i pomimo, ze zewszad bylismy otoczeni przez Volvo i Saaby, cos tam wypatrzylem, poraz drugi kierujac sie duzym nosem Spotkalismy przy okazji Polke mieszkajaca w Hagfors - chwila milej rozmowy i znowu lapiemy w pluca rajd: Lider! Bardzo podobala mi sie jazda Michala Solowowa - odwaznie i szybko. O to wlasnie chodzi! Michala Kosciuszke trapila niestety awaria skrzyni biegow. Po dwoch przejazdach czas bylo wracac, bo wieczorem kolejny SSS w Karlstad: Ogladalismy przejazdy do konca, cieszac sie wystepem trzech polskich zalog na arenie swiatowej. Michal Solowow zrobil masakre z Evo; zastanawialem sie, czy roznica nie byla liczona w godzinach. Wracajac do schroniska zawitalismy w sklepie, zaopatrujac sie w towary roznorakie - piwo i sledzie. Jeden z klientow zyczyl mi wesolych swiat, a kasjerka szczesliwego nowego roku. Maja moc!! Obiecywalismy sobie, ze w piatek musowo do jakiejs knajpki pojdziemy, ale bylismy tak padnieci, ze nikt nie mial ochoty sie szwedac po miescie, totez zgodnie z nowopowstala tradycja - kolacja, prysznic, po Alfredzie i do spania, a ze to mial byc baaaardzo dlugi dzien, postanowilismy sie wygnic - az do calej osmejtrzydziesci! Zgodnie z planem na spokojnie pojechalismy do parku serwisowego, po drodze trafiajac na: ...oraz "Uwaga Dziki", ale sie szwagier nie chcial zatrzymac, komentujac, ze jeszcze cos nas zezre w tych lasach. W parku serwisowym porozmawialismy chwile z Michalem Kosciuszka: Do Michala Solowowa sie spoznilismy z mojej glupoty (bo sie uparlem na Latvale czekac: a nic z tego nie wyniknelo) i tylko zobaczylismy, jak wsiada do Peugeota i nam macha na dozobaczenia, a zespol Lukasza Kabacinskiego akurat jadl, czy tam moze pil to dalismy spokoj. Szwagier poczynil zakupy, tym razem dla syna, no i ruszylismy na nasze ostatnie podrygi Rajdu Szwecji - Hagfors Sprint, a poniewaz mielismy w planach sobie cos na cieplo zjesc, to heja: Zostalo nam chyba z pietnascie kielbas, a ze szkoda bylo wyrzucic, to zaczalem atakowac ludzi - najpierw przestraszonego Czecha, pozniej najedzonych, jak sie okazalo, Wlochow, a na koniec trzech Anglikow, ktorzy chetnie sie do nas przylaczyli i tym sposobem bogaty narod polski nakarmil kielbasami biedny narod angielski. Najedzeni, chwytalismy ostatki rajdowej uczty: Zostalismy do samego konca, zmarznieci, ale szczesliwi, z akumulatorami naladowanymi do pelna! Jeszcze tylko zakupy w lokalnym sklepie, wyslanie pocztowek i w droge na lotnisko. Ustalilismy ze szwagrem, ze ja jade polowe i zamianka. Zaraz za Hagfors, z przeciwnej strony, utworzyl sie korek wracajacych z OSu, dlugi na siedem kilometrow i to wlasnie tutaj hamowalem naprawde awaryjnie, pierwszy raz trabiac na innego kierowce, choc w tym wypadku lepiej pasuje okreslenie "barana" - wyskoczyl z podporzadkowanej lesnej drogi pikapem, niemalze pod moje kola, az mi sie wlosy zjezyly! Przez chwile zapanowala cisza, ktora przerwal szwagier stwierdzeniem "Dobre masz hamulce". Dziekuje ci Subaru, dziekuje panie Marku! Reszta trasy juz bez przygod - w polowie zmiana kierowcy, a nie wiedzial, ze przyjdzie mu leciec w nadswietlnej: U mnie warunki byly w porzadku. Wiedzialem, kiedy sie zmienic. Alez ja jestem przebiegly! Docieramy na miejsce okolo 22:00. Samolot o siodmej rano, prom o siodmej rano. Mamy kilka wolnych godzin, co nas wcale nie cieszy. Zostawiamy samochod w tym samym miejscu, w ktorym dwa dni wczesniej koczowalismy we dwojke i idziemy na lotnisko. W srodku wlasciwie pusciutko, no to zajmujemy miejsca, skracajac sobie czas rozmowa. Okolo polnocy nachodzi nas glod, no i wlasnie wtedy pojawia sie pomysl zjedzenia sledzi. Sloiczek nieduzy, a widelcow oczywiscie nie mamy. Naturalnie - w samochodzie zostalo ze czterdziesci plastikowych, no ale tutaj nie mamy i juz. Coz poczac - mozolnie wygrzebujemy je palcami, nakladajac sobie na kromki chleba. Moja dziewuszka w tym udzialu postanowila nie brac. Widocznie nie lubi sledzi. Po chwili slyszymy przez megafony "Drodzy pasazerowie, uprzejmie prosimy nie wyjadac sledzi palcami". ...a nie, to juz nasza wyobraznia. Zmeczenie daje o sobie pomalu znac. Zjadamy wlasciwie wszystko, co nam zostalo, na koniec zagryzajac taka metrowa, kwasna guma, w dlugasnym opakowaniu, ktora kupilismy na promie i o godzinie drugiej zegnamy sie ze szwagrem, ruszajac na prom. Pogoda sie zdecydowanie wyklarowala, dojechalismy spokojnie do Sztokholmu, a byla to godzina trzecia i nagle obled - stoimy w megakorku w centrum miasta! O trzeciej w nocy!! My i tysiac taksowek!!! Boze, co ja tam wygadywalem z nerwow. Wyskoczylem z samochodu do jakiejs panny, z pytaniem, co jest grane, ale chyba czesc po szwedzku mi nawijala, bo nic nie zrozumialem. W ten sposob zostalismy zablokowani na pol godziny przez stado dzikich taksowek! No paranoja po prostu i do dzisiaj nie wiem, o co chodzilo. Podejrzewam, ze jakis koncert duzy byl, albo moze dyskoteki pozamykali, bo tego to sie po Szwedach mozna by spodziewac. No ale wydostalismy sie z tego zakletego kregu, obskakujac na szybko kilka miejsc, tak zwanym rzutem na tasme: Pod muzeum az dziaaadyy warte wystawily. Bali sie, ze przyjechalismy odebrac zrabowane rzeczy. Na to przyjdzie jeszcze kiedys czas! No i zgodnie z tradycja - na odprawe znowu stawilismy sie jako nadgorliwi: ...co bylo pretekstem do ponownego koczowania w samochodzie - spiworek i czterdziestominutowe spanko, bo juz naprawde padalem z nog. I w ten oto sposob pozegnalismy goscinna Szwecje. My i nasze Subaru: P.S. Zapomnialem dopisac, ze ciezko jest znalezc paliwo 98! Bylismy na kilku stacjach, ale na wiekszosci tylko olej napedowy, 95 i jakies dziwadlo - Eco85. Na takich wiekszych to jednak mozna i 98 kupic, w cenie okolo 15 koron za litr. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
kowal Opublikowano 3 Marca 2013 Udostępnij Opublikowano 3 Marca 2013 Super relacja Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
MieszkoD Opublikowano 3 Marca 2013 Udostępnij Opublikowano 3 Marca 2013 Super że byliście! Super relacja! Niestety nie byłem w tym roku na rajdzie ponieważ byłem w tym czasie w Polsce a mieszkam i pracuję w Karlstad. Pozdrawiam serdecznie! Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Pan Dziedzic Opublikowano 3 Marca 2013 Udostępnij Opublikowano 3 Marca 2013 Świetny wyjazd,świetna relacja Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
DymekRTsport Opublikowano 3 Marca 2013 Udostępnij Opublikowano 3 Marca 2013 wzorowa relacja !!! aż miło sie czyta Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Pablito79 Opublikowano 6 Marca 2013 Udostępnij Opublikowano 6 Marca 2013 Super opis z wypadu, pozazdrościć... chociaż też bywałem na rajdach WRC. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Mont Opublikowano 7 Marca 2013 Udostępnij Opublikowano 7 Marca 2013 No ładnie, Ciebie się tu nie spodziewałem Kiedy przeszedłeś na ciemną strone mocy zamieniąjąc merola na legasia I jeszcze taka relacja z wymarzonego Rajdu, pięknie !! Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Kubeusz Opublikowano 7 Marca 2013 Udostępnij Opublikowano 7 Marca 2013 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
H4lik Opublikowano 7 Marca 2013 Autor Udostępnij Opublikowano 7 Marca 2013 Dziekuje za opinie. Mont - kurcze, ile razy do Ciebie na gg pisalem, ale nigdy nie dostalem odpowiedzi... Wlasnie w jednej z nich bylo o tym, ze mam na oku OBK, a pozniej, ze juz jest moj. Szkoda, motyla noga, bo mielismy dwa miejsca i naprawde budzetowo bylo. Fajnie by bylo sie spotkac po latach. No i w koncu bym Ci dwa euro oddal za naklejke. Pozdro! Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Mont Opublikowano 7 Kwietnia 2013 Udostępnij Opublikowano 7 Kwietnia 2013 Mont - kurcze, ile razy do Ciebie na gg pisalem, ale nigdy nie dostalem odpowiedzi... Wlasnie w jednej z nich bylo o tym, ze mam na oku OBK, a pozniej, ze juz jest moj. Szkoda, motyla noga, bo mielismy dwa miejsca i naprawde budzetowo bylo. Fajnie by bylo sie spotkac po latach. No i w koncu bym Ci dwa euro oddal za naklejke. Pozdro! Z Gadulcem to jest u mnie różnie, prędzej mnie tu przez PW złapiesz. Teraz, mam nadzieję,będziemy mieli lepszy kontakt. A może się w Walimu spotkamy? Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi
Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto
Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.
Zarejestruj nowe konto
Załóż nowe konto. To bardzo proste!
Zarejestruj sięZaloguj się
Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.
Zaloguj się