Skocz do zawartości

Tichy

Użytkownik
  • Postów

    1062
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    2

Odpowiedzi opublikowane przez Tichy

  1. W Krakowie nie ma (chyba?) odważnych, którzy podjęli by się tematu. Mam dość zasyfiania silnika przez ten patent. Problemem najwyraźniej jest ECU - samo odcięcie (zaślepienie) EGR to nie problem, ale nikt nie wie, czy po tym zabiegu ECU nie zacznie sypać błędami itp.

    Interesuje mnie, czy ktoś:

    1. robił coś takiego w Foresterze SG (silnik 2.0 NA, 158KM, DOHC)
    2. zna namiary na fachowców znających temat i robiących takie rzeczy (może być na Priv)
    3. wie, czy ECU trzeba jakoś specjalnie oszukiwać w tym modelu, a może stosuje się zaślepki z małymi dziurkami, czyli niepełne zaślepienie?
    4. zna koszta takiej przeróbki.

     

    Będę wdzięczny za podpowiedzi.

    • Do kitu 1
  2.  

     

    A kto zabroni rozpocząć (płynnie) zwalnianie przed tablicą obszaru zabudowanego, tak, aby w niego wjeżdżać mając już 65-60 km/h na liczniku? (czyli realnie 50 - 50kilka). To jest właśnie to, o czym mówiłem

    Oczywiście tak właśnie robię, o ile mam szansę dostrzec tablicę z pewnej odległości. Ostatnio - jak widzę, na pomorzu zwłaszcza - jest moda na zasłanianie tablic z "obszarem" krzakami ;-(


     

     

    z jednej strony ograniczyliśmy ilość osób drastycznie przekraczających prędkość, z drugiej wywołaliśmy strach i masę panicznych, bezsensownych zachowań na drodze. Zapewne stąd ilość zadarzeń drogowych się nie zmieniła. Jak śpiewał Jan Kaczmarek - bilans musi wyjść na zero ;)

    No cóż, jak zwykle w tym kraju - byle jak pisane prawo, albo celowo, albo może ci, co go piszą, to idioci, w każdym razie wyszło jak zawsze. Bo też zawsze zabieramy się od d... strony, a w ogóle to urzędasy lubią pisać (papier wszystko przyjmie), a ROBIĆ nie ma kto. Nikt nie weryfikuje przepisów, nie pisze wersji jednolitych, nie sprawdza powiązań, nie weryfikuje stanu dróg, nic z nimi nie robią, ale najlepiej walić kolejny przepis, zakaz, nakaz, karę... Hitem ostatnich tygodni w Krakowie jest np. decyzja o remoncie ul. Cechowej na NAJMNIEJ podziurawionym odcinku! Remont kończy się na skrzyżowaniu, od którego droga ta jest prawie nieprzejezdna od wielu lat (max. to 40 km/h, jeśli ktoś nie chce naprawy zawieszenia, ja tam jeżdżę 30). Co ciekawe, MPK tamtędy jeździ. To była typowa urzędnicza decyzja, bez "wizji lokalnej", z której wszyscy w necie polewali, ale cóż :-( Mamy pewnie najbardziej rozbudowane prawo dot. ruchu drogowego i niedługo nie będziemy mieć innych dróg prócz gruntowych (nie łudźcie się, wybudowane metodą kolesiowsko-złodziejsko-przetargową autostrady niebawem się rozlecą).

     

    Ale wracając do meritum, jednak pewną poprawę zauważyłeś - sam piszesz, że jest "grzeczniej".

  3.  

     

    zobaczył tylko że rower, to dzida

    To faktycznie jest problem, wynikający z ludzkiej niewiedzy (trzeba by w szkołach uczyć, że np. rower POTRAFI jechać 40 km/h, a panowie w peletonach to chyba pod 100 czasem podchodzą, jeśli mnie pamięć nie myli) oraz braku wyobraźni i niechęci do myślenia (z lekarstwem na to będzie pewien problem). Sam w latach 90-tych jeździłem bardzo dużo na rowerze, także na trasach, i zarówno piesi, jak i zmotoryzowani nie mogli pojąć, że można rowerem jechać 30-40 km/h (z górki i 45 bywało). A niestety na szlaurafenach czy innych cieniutkich oponach szosowych hamowanie jest problematyczne, zwłaszcza na kolarce (nieco odciążony tył). Bywało różnie. Po jednej akcji zakończonej w rowie z zagrożeniem mojego życia pożegnałem się z kolarką i jazdami "w trasie" i przeszedłem na melepecenie po chodnikach i ścieżkach rowerowych rowerkiem trekingowym ;-)


    My dzis przejechaliśmy trochę km. 200-230km/h faktycznie wszyscy jeżdżą po prawej stronie. Nasz pas był wolny :)

    Kilku takich wariatów się na trasie trafiło, istotnie, zjeżdżałem takowym faktycznie z drogi :-) Ale jak na całą Polskę w poprzek to i tak byłem w szoku, że tylko KILKU.


     

     

    Z jednej strony jeździ się "grzeczniej", z drugiej raptem pod kołami wyrasta masa "speców", którzy jadą do momentu ograniczenia np 100 - ką, a przy wjeździe w teren zabudowany ostro po heblach.

    Widzisz, to wzięło się z tego, że po pierwsze policja twierdzi, że na wysokości tablicy już masz mieć 50, a nie wytracać dopiero prędkość, po drugie osobiście miałem nieprzyjemność natknąć się kiedyś na fotoradar stojący dosłownie 100 m za tablicą "obszaru" (była tablica tuż przed zakrętem, a za zakrętem od razu radar. Od tego czasu sam tak jeżdżę, jak opisałeś, choć nie hamuję aż tak gwałtownie, żeby ludzie z tyłu po rowach uciekali ;-)

  4. Władysławowo, 12 czerwca: pozdrowienia dla obtrąbionego i obmachanego Forumowicza w srebrnym Foresterze ze świnką na lusterku, z którym minąłem się w centrum miasta :-) Zapewne tubylec, sądząc po (miłej dla informatyków) rejestracji GPU ;-)

  5. Trzeba mieć wyobraźnię i wręcz fantazję żeby mierzyć stoperem cykle świateł i wozić megafon do opieprzania ludzi  :P

    He, he, no tak, mam fantazję i wyobraźnię na dość nieprzeciętnym poziomie, to prawda :-) Bo mnie - w przeciwieństwie do większości ludzi - nie jest wszystko jedno. Wiem, że świata nie zmienię na lepszy, ale mogę przynajmniej dołożyć jakąś "cegiełkę". Po prostu nie wierzę na słowo, że np. nad systemem świateł (czy innymi rzeczami) pracują fachowcy, a wręcz uważam, że nie znają się na swojej robocie (przynajmniej niektórzy) i są z zatrudnienia "rodzinnego", "kolesiowskiego" lub "politycznego". Poza tym jeżeli coś jest na moje pieniądze z podatków, to mam prawo i obowiązek to (choć w małym stopniu) weryfikować, sprawdzać, oglądać ;-)

     

    Ale nikt nie komentuje moich spostrzeżeń (ciut powyżej) dot. poprawy na drogach - nie obserwujecie takiego zjawiska czy wszyscy się zgadzacie, że jest lepiej i dlatego milczycie? :-)

     

    Może ma większą wyobraźnię i (...)

    Dlatego upiera się, że jeśli "władza" nie namalowała ograniczenia do 27,5 km/h to jest obowiązek jechać 50 km/h? Jakoś jedno z drugim mi się nie klei...

     

    To zlikwidujmy w takim razie w ogóle ograniczenia prędkości i niech każdy jeździ wg zasady dopasowania prędkości jazdy do warunków na drodze. Szczerze mówiąc ja bym był zwolennikiem takiego rozwiązania. A ogromna ilość znaków, zakazów i ograniczeń mnie też wkurza jak mało co. Trzeba by jeździć 8 km/h, żeby w niektórych miejscach przeanalizować wszystkie znaki. Do tego dochodzą rozpraszające uwagę "tabliczki" (typu "sklep Real 5 km za 3 rondem"), reklamy (w tym świecące i migające) i (czasami na szczęście) tabliczki i plakaty wyborcze.

  6.  

     

    ograniczenie do 50km/h to nie minimalna prędkość. To prędkość maksymalna jaką ustawodawca przewidział na danym odcinku dla pojazdów się tam poruszających. A jeżeli warunki są utrudnione, a z Twoich zeznań wynika, że są - przez pojazdy tam porzucone przy krawędzi jezdni prawidłowo bądź nie - to powinieneś dostosować prędkość do warunków znajdujących się na drodze.

    Czyli można postawić auto w poprzek drogi dwupasmowej (np. Zakopianki) i wg Twojej wykładni kierowcy mają "dostosować prędkość do warunków na drodze", a ja mogę iść na hot-doga, tak? No sorry, ja tu logiki nie widzę. Dla mnie ograniczenie do 50 km/h oznacza, że przy dobrych warunkach pogodowych MOGĘ BEZPIECZNIE tam jechać 50 km/h.


    Z innej beczki:

    Koleżanki, Koledzy, jestem w SZOKU! Przejechałem właśnie Polskę z południa na północ, od końca do końca, i... JEST LEPIEJ niż 4 lata temu!

    Przyznaję, że z powodów czasowych zmuszony byłem przejechać dużą częścią autostrady Łódź - Gdańsk (w tym odcinkami płatnymi), ale nawet tu widzę szokujący postęp! ANI JEDNEGO szaleńca wyprzedzającego na trzeciego, NIKT nie siedział mi na zderzaku 2 metry za mną (a tak chciałem przećwiczyć podpowiedziany przez Forumowiczów sposób ze spryskiwaczami), nikt nie zajeżdżał mi przed nos i nie wciskał hamulców do oporu, nikt nie wyprzedził mnie na przejściu dla pieszych, nawet używanie migaczy się pojawiło! Na autostradzie owszem, wyprzedziło mnie kilka aut, ale naprawdę niewiele (jechałem w porywach licznikowe 140, czyli rzeczywiste 130) i to w 80% były różne BMW (wiadomo) i Audi Q7 :-) A na innych drogach ograniczeń prędkości nie łamał prawie nikt! Wiem na pewno, bo sam jadę zawsze ciut ponad licznikową poprawność i na tempomacie (czyli np. licznikowe 60 w "obszarze"), więc łamiący ograniczenia siłą rzeczy zawsze mnie doganiali i wyprzedzali. A tu spokój, cisza, bez poganiania, bez przepychania, wszyscy kulturalnie zjeżdżali na prawy pas na dwupasmówkach. Było tak miło, że nawet kilka razy odpuściłem wyprzedzanie ciężarówki i odjąłem gazu, gdy widziałem, że - daleko za mną, ale jednak - jedzie jakiś "szybki" ;-) Co ciekawe, kilka razy mi za to podziękowano!

    Nie wiem, czy to te nowe mandaty, czy co, może taki dzień się trafił. Faktem jest, że nie było w naszą stronę dużego ruchu, ale nie można też powiedzieć, żeby była pusta droga (jechaliśmy w dzień, nie w nocy).

    Zdam relację za jakiś czas z drogi powrotnej, będę wtedy raczej omijał płatne autostrady no i do wakacji będzie wtedy bliżej, zobaczymy, czy będzie też tak dobrze.

  7.  

     

    Przede wszystkim jednoślady na buspasie nie blokują przejazdu ani autobusom, ani karetkom czy innym pojazdom uprzywilejowanym. Taksówki i inne osobówki - tak, zdarza się, że przyblokują buspas, ale jednoślady - nie. I to jest podstawowy argument "za".

    Forestery i Audi Quattro jadące po trawniku też nie blokowałyby przejazdu autobusom ani karetkom ;-)

  8.  

     

    Już wiem, skąd w internecie pojawiają się filmy z szeryfami, blokującymi lewy pas ruchu przy np. zwężeniu lub korku.

    Ale ja tak nie robię! Właśnie dlatego, że... to NIE JEST sprawiedliwe! Jedynym sposobem sprawiedliwego (tj. po równo z każdego pasa ruchu) łączenia dwóch pasów w jeden jest jazda na zamek błyskawiczny - proste i logiczne. Ale potrafię obtrąbić cwaniaka, który (jak przedwczoraj) zobaczył korek na pasie do lewoskrętu, to objechał nas pasem do jazdy na wprost i wjechał przed wszystkich (i przed sygnalizator oraz linię zatrzymania oczywiście), żeby być pierwszym. To z kolei nie jest sprawiedliwe i najchętniej przestrzeliłbym mu wszystkie opony (w snach oczywiście) :-)


     

     

    Tamci są od wymierzania sprawiedliwości, [YOU] od reagowania w sytuacjach, które naprawdę tego wymagają.

    Jak dotąd mało miałem takich sytuacji, ale w tych kilku zapytałem, czy nie jest potrzebna jakaś pomoc (ale to były drobne stłuczki, więc nawet pomocy przy przepychaniu aut nie chcieli), a jeśli byłem świadkiem kolizji (a mam rejestrator), to zawsze się zatrzymywałem i zostawiałem swoje dane jako świadka. Może być? Zaliczasz mi?


     

     

    Sprawiedliwości? :huh: Przecież ona stnieje w ...słowniku. ;):)

    Racja. Co nie oznacza, że nie mogę o niej pomarzyć... ;-)

  9.  

     

    Ty naprawdę wierzysz, że w motoryzacji jak mówią o ekologii to chodzi o ekologię :o;)

    Oczywiście nie wierzę, wręcz wiem, że to wszystko ściema i walki różnych grup interesów. Tak złośliwie pytam, bo ostatnio ekologów jakoś nie lubię i chciałem im "wbić szpilę" ;-)


     

     

    @Tichy jak będziesz jechał Alejami Trzech Wieszczy,to zwróć uwagę na znaki zachęcające kierowców samochodów do robienia miejsca dla motocykli między pasami.

    Widziałem, no i co? Robię miejsce motocyklom i bez tego. Inna sprawa: czy polskie prawo przewiduje taki znak?


     

     

    jego zdaniem powinnam stać w korku jak samochody

    Widzisz, ja z kolei jestem przewrażliwiony na innym punkcie: sprawiedliwości. Zawsze wywołuje u mnie odruch niechęci sytuacja, gdy jakaś grupa ludzi jest bardziej uprzywilejowana niż inna, niezależnie od przyczyn tego uprzywilejowania. Dochodzi pomału do tego, że uprzywilejowanych zaczyna być więcej niż zwykłych ludzi ;-) Tylko czemu to nie ja jestem w tych uprzywilejowanych grupach, tylko "inni"? Równie dobrze można by znaleźć argumenty, że buspasem mogą się poruszać nie motocykle, ale Peugeoty 106, a Forestery i Audi Quattro mogą bezkarnie omijać korki trawnikiem. Wystarczy, że odpowiednie lobby i grupy nacisku coś takiego przeforsują (tak jak to zrobili motocykliści). A ja bym wolał, żeby popracowano nad infrastrukturą, żeby WSZYSCY mogli jeździć sprawniej (szybciej i bezpieczniej).

  10. No i sobie wykrakałem: po wymianie świec silnik ledwie pracuje i gaśnie, auto pozostało w warsztacie! Teraz zacznie się śledztwo: czy trafiły się uszkodzone świece? Czy mechanicy się gdzieś pomylili? Czy może ujawniła się nagle jakaś inna usterka? Pewnie się okaże, że wadliwe świece... Jedyna dobra wieść to taka, że nie mam kabli zapłonowych, tylko cewki na każdej świecy :-) Ciekawe, czy jak już będzie OK, to zamulanie się zmniejszy? Bo wiemy już na 100%, że 2 świece miały spore przebicia, a 1 małe, tylko jedna była bez śladów przebić na izolatorze.


    Masz dużo racji. Z moich obserwacji wynika, że sprzęt produkowany w latach osiemdziesiątych to było to. AGD, samochody, elektronika... A od tego czasu równia pochyła.

    I dlatego u mnie lata 80-te i 90-te w domu rządzą ;-) Audio-video, lodówka, pralka, zmywarka, mikrofala, TV, telefon stacjonarny... :-) W pralce już nawet obudowę malowałem, żeby tylko się jej nie pozbywać - przez 20 lat zepsuł się w niej tylko jeden zawór, który wymieniłem sam, a na Allegro (nowy!) kosztował 40 zł z wysyłką :-) Nawet pasek klinowy jest w idealnym stanie!!! Ale nie cieszcie się, producent tej pralki nadal istnieje, ale już tak solidnych modeli nie robi... :-(

  11.  

    Podobno ktoś z Komendy Gł. Policji mówił kiedyś, że dwa motory mogą jechać obok siebie, ale auto i motor już nie. Jestem tylko ciekaw, jak to jest umocowane w prawie.

     

     

    przepisy dość jasno określają, że motocykl ma prawo poruszac się w korku pomiędzy STOJĄCYMI samochodami.

     

    Pewnie tak jest, jak piszesz - nie mam czasu na sprawdzanie tego, więc przyjmuję "na wiarę" ;-) Czyli gdy auta stoją, to motocykle mogą między nimi lawirować, ale gdy auta jadą, to już nie. OK, dzięki, o takie wyjaśnienie mi chodziło.

     

     

    Lol, piekne zdjecie. Tichy, ja to nie wiem jak bys sie odnalazł we Włoszech, najlepiej nie jedź nigdy autem do Rzymu.:-)

    Ani mi w głowie, nienawidzę wyjeżdżać poza Polskę :-)

     

     

    20 motocykli stajacych ciasno to dwa sredniej dlugosci sedany, sam wiec chyba widzisz różnice i to o co chłopaki powyzej staraj Ci sie wytłumaczyć.

    OK, ja tylko pytam, bo nie mam czasu się z tego doktoryzować i uznałem, że ktoś już może przez to przeszedł i WIE, jak jest. Po prostu myślałem, że skoro dwa rowery nie mogą (to na pewno jest w przepisach!) jechać obok siebie, to dwa motocykle też nie, stąd analizowałem wyłącznie długość motocykla i zakładałem, że zgodnie z przepisami przed światłami motocykle powinny stać jeden za drugim. Rozumiem, że stać "w kupie" obok siebie mogą, ale gdy jadą, to nie mogą (wg przepisów) już dwa obok siebie?

     

     

    Wbrew niektórym opiniom, nawet w ramach jednego pasa ruchu (o ile motocykl i samochód mieszczą się na nim) można także wyprzedzać pojazdy.

    Aż mi się nie chce wierzyć, że to prawda, ale skoro tak mówicie... Dla mnie zawsze było jasne: jeden pojazd - przypisany jeden pas (wyznaczony czy nie, obojętne). W sumie jednak nie mój problem, jeżeli jeżdżę po drogach publicznych, to tylko autem, więc zawsze zajmuję jeden pas :-) Jak mnie motor przerysuje, to go pozwę cywilnie za szkody moralne - niezależnie od wypłaty z OC :-)

     

     

    śmieszą mnie te naklejki, serio mam mieć co parę sekund gały wlepione w lusterko bo może raz na ileśtamdziesiąt kilometrów pojawić się motor? na przekór nakleję sobie z tyłu "motocyklisto- zwolnij, skupiam się na drodze a nie na wypatrywaniu motorów za mną!"

    Dokładnie to samo myślę :-)

     

     

    Tichy, jeżeli chcesz, aby ludzie szanowali Twoje zdanie, to nie pisz "według mnie to niedozwolone" tylko "według KRD to niedozwolone". Oczywiście po uprzednim sprawdzeniu w KRD, czy masz rację.

    Przede wszystkim nie twierdzę, że mam rację, tylko zadaję pytanie i jednocześnie podaję, jaki jest mój punkt widzenia. Punkt widzenia opieram przede wszystkim na logice, analizie rozumowej, doświadczeniu i mojej ocenie sytuacji, a co na to przepisy - no właśnie dlatego poruszyłem kwestię na Forum, bo sam nie analizowałem dogłębnie orzecznictwa w tym temacie.

     

     

    okazało się, że ich obecność nie wpływa w żaden sposób na przepustowość buspasa

    Jeżeli to prawda i ktoś wykonał w tym kierunku RZETELNE badania, to oczywiście cieszę się, ale... to wcale nie znaczy, że musi mi się ten pomysł podobać :-) Tym niemniej przyjmuję do wiadomości.

     

     

    to "uprzywilejowanie" motocykli miało zachęcić kierowców do przesiadki z samochodu na jednoślad

    A gdzie ekolodzy? Widziałem kiedyś wyliczenia pokazujące, o ile proporcjonalnie więcej zanieczyszczeń na każdy spalony litr paliwa wyrzuca z siebie nowoczesny motocykl niż nowoczesne auto - to były różnice bodajże kilkukrotne, nie tam 10-20%, tylko x6 czy x8, nie pamiętam, ale dużo! Nie wiem, czy to taki dobry pomysł, gdyby wszyscy przesiedli się na motory...

     

     

    Skupianie się na drodze polega również na obserwowaniu lusterek.

    Ale wg wykładni policji (polecam program "Stop drogówka") należy PRZEDE WSZYSTKIM obserwować przedpole!

  12.  

     

    Tichy - to wcale regułą nie jest. Są takie sygnalizacje, tak jak są rozwiązania, gdzie masz cały czas zielone na głównym kierunku do czasu pojawienia się pojazdu na podporządkowanym. Ale mimo wszystko to raczej wyjątki.

    To właśnie miałem na myśli pisząc "regułą jest" - może są wyjątki, nie znam wszystkich skrzyżowań. Chodziło mi o tryb pracy większości.


     

     

    Wcale nie - bezpieczeństwo. Taką pracę zadaje się w określonych warunkach i wierz mi, że nie bierze się tego z czapki.

    Szczerze? Chciałbym poznać kogoś, kto to wymyślił i powiedzieć mu w twarz, że to idiotyzm. Oraz chciałbym poznać argumentację przemawiającą za takim rozwiązaniem, bo jak na razie uważam to za pomysł typu "człowiek z czerwoną flagą przed każdym pojazdem". Nie no, jasne, jak będziemy jeździć max. 5 km/h, to wypadków nie będzie, tylko do tej pory rozwój szedł w drugą stronę.


     

     

    "Zawieszać" się nie zawieszają. Obecnie standardem są 2 mikroprocesory z których jeden steruje sygnalizacją, a drugi służy tylko do kontroli pracy pierwszego. To już nie czasy automatyki. Inna sprawa, że zdarzyć się mogą awarie detektorów, ale od tego jest konserwator.

    Ale jesteś pewien na 100%, że się nie zawieszają? Dasz sobie za to uciąć rękę? Wg mnie nie ma nic pewnego. Zawieszają się radia, komputery, telefony, zegarki, lodówki (sic!), nawet dziś zawiesił mi się licznik rowerowy. Ja tam elektronice nie dowierzam. Skąd wiesz, że NIGDY nie było przypadku zawieszenia się tych układów?


     

     

    Inna sprawa, że kilka razy sam się naciąłem na sytuację gdzie wydawało mi się, że czekam za długo, a po sprawdzeniu ze stoperem wszystko grało. To efekt taki jak jazda na prawym i lewym fotelu - na prawym zawsze jest szybciej ;)

    Oczywiście znam to i sprawdzałem też ze stoperem - zresztą w jednym przypadku nie musiałem aż tak, bo ludzie normalnie jechali na czerwonym i piesi też przechodzili, bo inaczej się nie dało, więc to nie tak, że się komuś wydawało, tylko po prostu nie było cyklu zielonego, a jak się pojawił, to od razu przeskakiwało na czerwone!


     

     

    Nie bierzesz pod uwagę, że takie było założenie? Może to zła regulacja, a może świadome założenie.

    Masz rację. Nawet słyszałem gdzieś, że to ma "spowalniać" ruch, ale to idiotyzm - światła mają ruch UPŁYNNIAĆ, nie blokować! Chętnie bym sobie uciął pogawędkę z jakimś mędrkiem, który to wymyślił - niemożliwe, żeby nie widział absurdu takiego założenia.


     

     

    Oprócz tego, naprawdę nie rozumiem zachwytu nad licznikiem - jak stoję na światłach to i tak je obserwuję i ruszam jak się zmieni na zielone. Jak jadę to też obserwuję sygnalizatory, serio, jaka jest korzyść tego rozwiązania?

    Już tłumaczę na przykładzie jednego ze skrzyżowań, gdzie licznik zamontowano. Jak widzę, że do zielonego mam 90 sek., to mogę sobie w międzyczasie coś robić, żeby nie tracić czasu w korkach na próżno. Można bez stresu i nerwowego zerkania co 3 sek. pisać maila, SMS-a, golić się, zjeść kanapkę, co kto lubi. A gdy zostaje kilka sekund, to już można wrzucić bieg i przygotować się, żeby sprawnie ruszyć. Podobnie dojeżdżając na zielonym widzę, czy zdążę przelecieć, czy już trzeba kłaść nogę na hamulcu. Mniejsza szansa, że będę musiał ostro hamować.


     

     

    System jest tak zaprogramowany, aby tramwaje przejeżdżały przez skrzyżowanie praktycznie bez zatrzymania (pomijając konieczny postój na przystanku). Jak się przyjrzysz, jak tam wygląda cykl świateł, to wszystko zależy od tego, czy jedzie tramwaj, czy nie. Czasem się nawet zdarzy, że jak tramwaj nadjedzie w "nieodpowiednim" momencie, to prawoskręt z Twardego w Bratysławską wypada z cyklu świateł.

    Tak, jeżdżę właśnie na tym prawoskręcie i szlag mnie trafia, bo jak nadjeżdża tramwaj, to pewne, że będę stał i stał :-(  Rozumiem wydłużenie cyklu, ale wypadnięcie (a faktycznie tam tak jest) to gruba przesada. Zresztą jeżdżę też tamtędy MPK i powiem - szału nie ma. Jak potem tramwaj utknie w korkach np. na Westerplatte czy Kalwaryjskiej, to te całe "priorytety" są psu na buty, a tylko spowalniają kierowców, którzy w międzyczasie mogliby przejechać. Zresztą MPK w Krakowie wlecze się potwornie: dziś wyprzedziłem rowerem na Kapelance tramwaj - jechał poniżej 25 km/h! Tramwajem (bez przesiadek) jadę do domu 45 min. (to rekord szybkości, bywało do 70 min.), autem w 30 min. się czasem udaje (max. 50 min. przy dużych korkach). Gdyby nie priorytety MPK, pewnie jechałbym o 5 min. krócej ;-)

  13. Tichy zrozumiesz w końcu, że dwadzieścia motocykli to dwadzieścia aut mniej w korku? Naprawdę to taki ból doopy zatrzymać się tak by zostawić miejsce dla moto? A to nadzieranie paszczy przez megafon w mieście to do końca legalne jest? :)

    A czy Ty umiesz czytać ze zrozumieniem? Przecież na samym początku moich wątpliwości napisałem WYRAŹNIE, że nigdy nie blokuję motocykli. Zawsze bez problemu obok mnie przejeżdżają, chyba że jest ciasna droga, a obok stoi autobus, ale to są wyjątkowe sytuacje i nie moja wina. Nie mam nic przeciwko temu, żeby motor przejechał. Ale po prostu zastanawiam się, czy to jest dozwolone formalnie wg przepisów, bo wg mnie nie jest - ja w każdym razie, jadąc na motorze, nie jechałbym między samochodami, bo uznaję, że tak nie wolno. Może dlatego nie mam motoru ;-) Zawsze mnie uczono, że jeden pojazd - jeden pas, nie wolno slalomować między pasami, zajmować dwóch pasów (po kawałku każdego) ani jechać stale po liniach (także przerywanych). Nie wiem, czy wszystkie te zasady mają umocowanie w przepisach, ale wydają mi się słuszne, logiczne, praktyczne i się ich trzymam, bo uczyli mnie zawodowcy i dobrze na tym na razie wychodzę. Pytanie zadałem, bo jestem ciekaw, jak to jest OFICJALNIE - czy faktycznie pojazd (auto, motor - obojętne) może częściowo zajmować pas ruchu, na którym stoi inny pojazd?

     

    A co do megafonu, to wg mnie nie jest to zabronione. I powtarzam: użyłem go w sumie 2 razy, ale tylko raz do ochrzanienia pirata drogowego (ale w kulturalny sposóB). Więc daruj sobie mało uprzejme teksty z "nadzieraniem paszczy", bo ani to wesołe, ani kulturalne.

     

     

    TO niestety jest stan umysłu, który prezentuje m.in. Tichy i sądzę, że żadna argumentacja tego nie zmieni. Z tym się po prostu ludzie rodzą i zabiorą ta frustracje do grobu.

    Do cholery, gdzie ja napisałem, że blokuję motocyklistów?! Ludzie, nauczcie się czytać! Ja tylko PYTAM, zastanawiam się, bo wg mnie motocykliści tak nie powinni robić i zapytałem, co na to przepisy!

    Tu np. znalazłem taki tekst - punkt 6 polecam:

    http://www.word.siedlce.pl/artykuly/zasada-ruchu-prawostronnego,2,2,782,739,782

    Podobno ktoś z Komendy Gł. Policji mówił kiedyś, że dwa motory mogą jechać obok siebie, ale auto i motor już nie. Jestem tylko ciekaw, jak to jest umocowane w prawie.

  14.  

    więc czemu motor może być na buspasie, a auto nie?

    bo jak sie auto rozkraczy to stoi, a MOTOCYKL mozna zepchnac na bok.

    bo MOTOCYKLE nie tworza korkow

    bo na buspasie MOTOCYKLE sa bardziej bezpieczne i nie musza sie przeciskac miedzy samochodami

     

    Pierwszy argument naciągany, ale niech będzie ;-)

    Trzeci - OK, słuszna argumentacja, ale z drugim się nie zgodzę. JESZCZE nie tworzą, bo nie jeździ ich tak dużo jak samochodów. Jak na buspasie będzie stało 20 motocykli, to już korek zrobią. Może mniejszy, bo motocykl jest krótszy niż auto, ale jednak.

     

    Wg mnie jest to więc niedozwolone.

    co nie jest zabronione jest dozwolone:P

     

    Hmmm, tylko ja uważam, że to właśnie jest zabronione. Jeżeli np. na prawym pasie stoi sobie spokojnie samochód, a ja samochodem, lewym pasem, wjadę tak, żeby moje prawe koła stały na prawym pasie, to mi tak wolno? Wg mnie przepisy nie pozwalają na zajęcie pasa ruchu (nawet częściowego) już zajmowanego przez inny pojazd, a tak właśnie de facto robią motory. A jeżeli nie zabraniają, to ładny numer - znaczy można się wciskać ludziom na ich pas? Czyli "cwaniaczki" ryjące się ze wszystkich stron są "w prawie"?

  15.  

    Zastanawiam się, czy jazda motocyklem pomiędzy stojącymi autami jest w ogóle legalna?

    Oczywiście, to przecież omijanie. Omijać samochody można.

     

     

     

    Zajmowanie dwóch pasów ruchu, jazda po liniach itp. - można tak?

    Motocykl zajmuje dwa pasy ruchu?

    Po liniach można jeździć, o ile są to linie przerywane.

     

    Ale podczas tego omijania motocykl zajmuje ten sam pas co jadące obok auto - wolno zajmować pas ruchu, na którym już znajduje się inny pojazd?

    Motocykl zajmuje dwa pasy ruchu w tym sensie, że nie sposób, określić, którym jedzie, bo robi slalom lub jedzie po linii. Wg mnie należy zająć konkretny pas ruchu, a zmieniać go z uprzednią sygnalizacją migaczami (tych to w ogóle mało który motor używa) i z upewnieniem się, że pas, na który wjeżdżamy, nie jest zajęty (ciekawe, skoro motor jedzie między autami, więc zawsze wjeżdża na pas ruchu już zajęty przez inny pojazd). Wg mnie jest to więc niedozwolone.

    SJAK chwalił się dużą wiedzą na ten temat, chciałbym usłyszeć Jego wypowiedź :-)

     

     

    Tichy, nie wiem co Ci przeszkadza motocykl na buspasie? Odjeżdża dużo szybciej niż auto o rowerzystach nie wspominajac. Nie jestem jednak przekonany czy rowerzyści zupełnie legalnie moga tak jeździć, pamietam, ze po tym jak my wywalczylismy miejsca na buspasach "lobby" rowerowe podniosło, że skoro my to czemu nie oni. A no dlatego, ze rower porusza sie b. wolno i naturalnie blokuje autobusy. Motocyklista jest, po chwili go nie ma

    Ja tylko pytam, bo nie wiem, czy rowery oficjalnie mogą. Wg mnie to głupota, bo zablokują autobus, ale wielu jeździ w ten sposób.

    Ale o aucie też można powiedzieć, że odjedzie dużo szybciej niż autobus, więc czemu motor może być na buspasie, a auto nie?

     

     

    Czy to nie Ty opierniczasz ludzi przez megafon? o_O

    Teoretycznie ;-) W praktyce jak dotąd tylko raz wykorzystałem tę technologię :-) Ale nie zrezygnuję i w razie potrzeby wykorzystam ponownie, mam takie prawo.

  16.  

     

    Generalnie, cały układ można podzielić na trzy bloki: silnik, sterowanie silnikiem i układ kontrolujący pracę całości. Całe życie, uwierzcie mi, zaczynałem od szukania usterki w układzie kontrolowanym. Jeżeli byłem pewien na 300%, że jest wszystko O.K., zabierałem się za układ kontrolujący. Z reguły, układ kontrolujący, czyli jakby nadrzędny, jest dużo bardziej niezawodny.

    Pozwolę sobie nie zgodzić się z Twoją tezą - to BYŁO prawdziwe lata temu, ale już nie jest ;-)  Żaden ze mnie mechanik, ale opinie swoje opieram na rozmowach z kilkoma zaprzyjaźnionymi fachowcami, rozmowach ze znajomymi oraz własnym doświadczeniu. Dawniej (np. w latach 80-tych czy 90-tych) robiono trwałe silniki o nieskomplikowanej budowie (mało "osprzętu", żadnych katalizatorów, sond lambda, zmiennych faz rozrządu, pierdyliarda czujników itp.). Potem zaczęło robić się dziwnie: silniki jako "żelastwo" były dobre, ale zaczął się psuć osprzęt: komputery, czujniki, regulatory itp., a nawet w skrajnych przypadkach okablowanie (vide zamakające przewody do komputera w Fabiach). A z tego, co zauważyłem, to najnowszy trend to zamierzona nietrwałość zarówno osprzętu, jak i silnika (plastikowe ślizgi łańcuchów rozrządu, coraz delikatniejsze tłoki i zawory itp.). Teraz silnik projektowany jest na 150 tys. km i potem ma "stwarzać problemy". Z tego, co wiem, moje Subaru (2007 r.) jest na granicy, gdzie jeszcze same silniki były dobre, wręcz niezniszczalne (przynajmniej w Japończykach, przy czym nie liczymy japońskich diesli), ale już pojawiło się sporo elektroniki i czujników. Moim zdaniem obecnie trzeba patrzeć na WSZYSTKO, bo nie wiadomo, co jest przyczyną w danym przypadku. Dziś nawet świece mogą być podejrzane, bo to już nie są TE świece, co przed laty, jakość produkcji znacząco spadła.

  17.  

     

     

    Zapomniałbym: regułą jest, że na skrzyżowaniach w nocy jest wszędzie czerwone (idiotyzm) oraz że są momenty, gdy przy b.dużym ruchu wszyscy mają czerwone i rozglądają się niespokojnie na boki, bo przez skrzyżowanie nikt nie jedzie. Ewidentnie te systemy się zawieszają. Oczywiście po co jakiś człowiek by się miał fatygować na okresowe (nie rzadziej niż tydzień) sprawdzanie sygnalizacji na skrzyżowaniach, nie, to przecież nieważne, kierowcy to barany i niech stoją - bo w Polsce ciągle auto przez władzę jest uznawane za "luksus", a prawo jazdy za "przywilej".

     

     

    A ja uważam, że to bardzo dobra sprawa bo nikt Ci nie poleci 100-120 km/h przez skrzyżowanie bo przecież jest pusto tylko jest zmuszony zmniejszyć prędkość a jak się zbliży do skrzyżowania to system go puści - u nas w B-B zdejmiesz nogę z gazu do tych 60-70 km/h i zielone zdąrzy się zapalić żebyś nie musiał bardziej hamować.ale jak będziesz leciał 100 km'h to będziesz zmuszony to sporego zmniejszenia prędkości bo system nie zdąrzy (lub ma nie zdąrzyć) odpalić Ci zielonego światła.

     

    Jakby to tak działało, to bym się nie czepiał. Na drodze, gdzie jest ograniczenie do 70, muszę hamować do ok. 40, żeby się pojawiło zielone (zakładając, że jadę przepisowe 70, gdybym jechał 100, to musiałbym zahamować do 0).

  18. Chojny - nie da się mieć ciastka i zjeść ciastka. Nie da się zarządzać procesem przez regulację i sterowanie naraz. To nie jest kwestia postępu tylko logiki matematycznej niestety :)

     

    A przykład niezły, ale w znaczenia słowa "alegoria" niestety się nie wpisuje.

    Kiedyś też mówiono, że się nie da polecieć na Księżyc czy przekroczyć bariery dźwięku... Bez kitu, nie uwierzę, że nie da się zamontować licznika sekundowego do sygnalizatorów sterowanych. Przecież takie światło nie zmienia się na zielone "spontanicznie", musi być jakiś "cykl", choćby po to, że na drodze z (obecnie) zielonym trzeba wyświetlić na pewien (znany przecież!) czas żółte, potem czerwone i potem poprzeczna dostaje żółte i zielone. Nie ma też czegoś takiego, że zapala się komuś zielone i OD RAZU zmienia na czerwone, jest chyba określony jakiś minimalny interwał, tak? Czyli jednak CZAS gdzieś się tu pojawia. Jakiś układ sterowania "wie", kiedy zapali mu się zielone. To nie można tego wyświetlić? Przecież tu wszystko jest w jakimś sensie funkcją czasu. Nie mówię, że ma się wyświetlać 2 minuty naprzód, ale niech chociaż pokaże kilkanaście sekund wyprzedzenia. A nawet jeśli by "dodawał" sekundy, to mnie by to pasowało, bowiem... pomogłoby zidentyfikować usterki tych "inteligentnych" świateł. Otóż wielokrotnie w Krakowie jest tak, że nagle w idiotycznych miejscach (np. wylotówka z jakiegoś osiedla) robi się tytaniczny korek, bo światła inteligentne jakoś zgłupiały i nie podają zielonego na wylocie lub podają go na 2 auta, raz na 7 minut! Osobiście znam dwa takie skrzyżowania, które notorycznie się rozjeżdżają, w tym jedno główne, a jedno poboczne. Problem o tyle, że potrafi to wywołać nieprzewidywalne korki i bywa, że o tej samej porze i przy mniej więcej podobnym natężeniu ruchu "po drodze" mam albo prawie pusty przelot przez skrzyżowanie, albo stoję 10 min. w korku! Nawet liczyłem zegarkiem i to nie złudzenie. Bywa, że kierowcy tracą cierpliwość i jadą na czerwonym, co ma miejsce np. przy wylocie ul. Słomianej. Zgłaszałem to wielokrotnie telefonicznie, ale jakoś się to nie zmienia :-( A w nocy jazda po Krakowie bywa koszmarem, np. pusto ze wszystkich stron, widzę z daleka, że co dopiero na moim kierunku zaświeciło się zielone, a tu złośliwie tuż przede mną wywala czerwone. Stoję, czekam - nic przez skrzyżowanie nie przejeżdża, za 40-60 sekund wrzuca mi zielone. Ekolodzy jakoś nie protestują, że od hamowania i rozpędzania zanieczyszczam środowisko?

    Powiem tak: w latach 80-tych i 90-tych było lepiej i to znacznie. Jak się na widnokręgu zapaliło zielone, to człowiek na pewniaka dojeżdżał i jechał przez skrzyżowanie, bo wiedział, że czerwone będzie za NIE MNIEJ NIŻ np. 30 sek. Teraz zupełnie nic nie wiadomo.

     

    Zapomniałbym: regułą jest, że na skrzyżowaniach w nocy jest wszędzie czerwone (idiotyzm) oraz że są momenty, gdy przy b.dużym ruchu wszyscy mają czerwone i rozglądają się niespokojnie na boki, bo przez skrzyżowanie nikt nie jedzie. Ewidentnie te systemy się zawieszają. Oczywiście po co jakiś człowiek by się miał fatygować na okresowe (nie rzadziej niż tydzień) sprawdzanie sygnalizacji na skrzyżowaniach, nie, to przecież nieważne, kierowcy to barany i niech stoją - bo w Polsce ciągle auto przez władzę jest uznawane za "luksus", a prawo jazdy za "przywilej".

    • Lajk 1
    • Do kitu 1
  19. pojeździłem dzisiaj po Poznaniu tak ze 100 km po mieście na moto. Qrwa ludzie nie puścicie motocykla, to jutro pojadę autem i będzie jedno więcej do korka! Naprawdę gryzie niektórych to, że nie muszę stać w korku?

    Hmm, to zależy ;-) Jeśli o mnie chodzi, to jadę zgodnie z przepisami, mieszczę się w swoim pasie, nie blokuję nikogo złośliwie, nie przekraczam wyznaczonych pasów ruchu, ja i tak w korku stać muszę, więc jeśli ktoś motocyklem się obok mnie zmieści i może korek ominąć, to proszę bardzo. Ale jeśli już jadę, a między mnie i pojazd na pasie obok wbija się motor czy skuter, to zawsze lekko zatrąbię - żeby wiedział, że inni użytkownicy dróg nie spodziewają się takich akcji. Że już nie wspomnę akcji z Zakopianki, gdzie między jadącymi 100 km/h pojazdami przelatuje motor ok. 180 km/h! Zastanawiam się, czy jazda motocyklem pomiędzy stojącymi autami jest w ogóle legalna? Zajmowanie dwóch pasów ruchu, jazda po liniach itp. - można tak? Bo przy samochodach będących w ruchu to już wg mnie na pewno nie wolno. I nie lubię, jak motor ryje się między mnie a autobus, prawie ocierając się o moje lusterko - to już nie może chwilę poczekać? I tak omija ok. 90% korka, ale kto powiedział, że motor ZAWSZE ma być pierwszy na skrzyżowaniu?

     

    A, jeszcze coś mnie wkurza: w Krakowie, o ile wiem, motory mogą legalnie jeździć pasem dla autobusów. Nijak tego pojąć nie mogę: niby co, że motor autobusu nie przyblokuje? Przecież jak stanie na światłach, to autobus się koło niego nie zmieści  i musi stanąć za nim. Więc zamiast motoru mogłoby być po prostu auto, np. ja :-) W Krakowie pasami dla autobusów może jeździć policja i inne "służby", autobusy, busy, taksówki, motory i rowery chyba też (w każdym razie nagminnie jeżdżą, nie wiem, czy legalnie). Wychodzi na to, że uprzywilejowanych jest naprawdę sporo i ostatnio widziałem, jak taksówkarze wbijają się ze "swojego" pasa na zwykły. To nie fair, niech zajmują swój pas, jak jest na nim korek z taxi i autobusów, to ich pech, ja się nie ryję na ich pas, gdy na moim "zwykłym" jest korek! Poza tym nie widzę powodu, czemu znowu zwykli, szarzy obywatele (których jest w dodatku WIĘKSZOŚĆ!) mają być pokrzywdzeni, a mniejszość może mieć wydzielone pasy. Ja też jeżdżę w ramach pracy, podobnie jak taksówkarze, im szybciej się przemieszczam, tym więcej zarabiam, więc czemuż to niby taxi ma być "lepsze" ode mnie? Przebolałem autobusy MPK, choć i tak średnio mi się to podoba, ale reszcie nic do buspasów (gdyby to ode mnie zależało).

    • Do kitu 2
  20.  

     

    Ciekawe jest też, że owe "żółwie" terenów niezabudowanych w terenie zabudowanym automatycznie stają się piratami drogowymi, gdyż dalej pocinają z przelotową 70 km/h.

    Tego nie mogę od lat zrozumieć: poza obszarem, jadę dozwolone 90, doganiam kogoś, kto się "wlecze" 70. OK, może początkujący. Nie wnerwiam się, czekam spokojnie na dobry moment, wyprzedzam. Ale za chwilę wpadam w "obszar", więc jadę licznikowe 58 ;-) Nagle ten wyprzedzony siada mi na zderzaku, a bywało, że i wyprzedził! Potem znów go doganiam, bo poza obszarem ja 95, on 70... Taki sam wariant jest, gdy nie uda mi się go wyprzedzić: na 90-tce mnie blokuje, na obszarze mi ucieka... Czemu tak robią? i Czemu to jest zawsze magiczne 70?

    • Lajk 1
  21.  

     

    Moim zdaniem jeżeli jakieś zmiany miałyby być wprowadzane, to mandaty powinny być zależne od zarobków jak w Finlandii czy Szwajcarii i to zadziałałyby na każdego jednakowo.

    Mam odmienne zdanie - otóż większość "bogaczy" ma np. firmy przynoszące oficjalnie same straty, wszelkie dobra materialne mają przepisane na żony, dzieci, rodziców, szwagrów etc., auto (warte ok. 300 tys. zł) oczywiście "pożyczone od kolegi", a gościu oficjalnie jest na utrzymaniu żony (oczywiście mają rozdzielność majątkową) i nie ma nic własnego, o dochodach nie mówiąc. Wiem, co mówię, mam pewne źródła z pierwszej ręki. On zapłaci najniższy mandat, a zwykły obywatel, tyrający po 10 godzin za 2300 zł/mies. i uczciwie płacący podatki, zabuli więcej, bo okaże się nagle, że ma wyższy dochód, choć jeździ 14-letnią Mazdą :-(

    Moim zdaniem mandat zależny od wartości auta (są przecież na to tabele, z których korzystają ubezpieczyciele). Jak pożyczył od kumpla brykę za 500 tys. zł, to ma pecha - mógł pożyczyć Poloneza, proste :-) Mnie jakoś nikt takich aut nie "pożycza". Myślicie, że wtedy wszyscy bogacze przerzucą się na Thalie? O nie, dla nich bryka to wyznacznik poziomu życia, bez najnowszej Audicy "na alumach" lub Beemy "w blaku" nie są wstanie funkcjonować, uważają, że to czyni z nich lepszych ludzi, nigdy z tego nie zrezygnują - i dzięki temu zabulą uczciwie ;-)

  22.  

     

    Kiedyś koncerny produkowały auta, teraz zarabiają pieniądze.

    He, he, prawdziwe :-) Może ujmę to jeszcze tak: kiedyś koncerny produkowały auta i zarabiały pieniądze (nie oszukujmy się, biedni nigdy nie byli), teraz mają przede wszystkim zarabiać pieniądze ;-)

  23. Uzasadnie moja niechec do Skody BartZ, wlasciwie do calego VAG. Najciekawsza w mororyzacji byla roznorodnosc, charakterystyczne cechy danej marki, smaczki techniczne. Roznorodnosc i oryginalnosc. VAG niszczy motoryzacje w obrzydliwy sposob. To unifikacja majaca na celu osiagniecie maksymalnych zyskow poprzez redukcje kosztow. Skoda, Audi, VW, Seat - te marki w zasadzie sie nie roznia. Ale to sa produkty typu masowka, wielkiej straty nie ma. Jednak  przejmowanie legend motoryzacji i ich niszczenie jest niewybaczalne. Lamborghini, Bentley z czesciami VAG? To jak psia kupa wewnatrz bezcennego jaja Faberge. Nawet tutaj ociezalym ksiegowym niemieckim braklo minimum polotu. Potrafia liczyc, ale nigdy nie slyneli wyobraznia i klasa, wyczuciem stylu. Anglicy i Wlosi  potrafili stworzyc to, co najtrudniejsze - wizerunek. Stworzyli samochody z dusza, wykraczajace daleko poza zwykly srodek transportu. Pojazdy wyjatkowe. Niemcy bezmyslnie to sprofanowali, rujnuja dorobek dziesiatek lat. To juz nie jest parwdziwe Lambo, czy Bentley. Kretni daza do jak najwiekszej produkcji dla zwiekszenia zysku. To kolejny cios w wizerunek marki. Bentley nie moze byc pospolity jak Mercedes, czy BMW. I pewnie nie bedzie, ale maksymalizacja produkcji to droga donikad i dalsze rujnowanie wizerunku. Bugatti to nieco inna sprawa - nabyli prawa do marki i zrobili swoj vagowoz. Z Bugatti nic wspolnego to nie ma poza nazwa. Rolls _ Royce od BMW to tez tragedia. W wymienionych markach nie powinno byc nawet srubki od VAG, czy BMW. Duzo lepiej sparwdza sie koncepcja inwestowania w rozwoj bez ingerencji w technologie. JAk rewelacyjny rozwoj Volvo z chinskim kapitalem, czy Jaguara po inwestycjach indyjskiego Tata.

    Sporo w tym racji. Ja bym dorzucił jeszcze jeden element: cena i jakość. Ale zacznę od "legend motoryzacji": dla mnie marka jako taka czy też jej "prestiż" ówdzie "legendarność" nie ma żadnego znaczenia, chyba że wynika z jakości produktu (tak jak lata temu Technics, Sony czy JVC były synonimem jakości w RTV). Bentley może być dla mnie na częściach VW, problem w tym, że od wielu lat mam zastrzeżenia do jakości tychże części. Koncern VW wkurza mnie, gdyż w latach 80-tych czy 90-tych patrzyło się na Passata czy Golfa jak na dobrą inwestycję, mówiło się: ooo, teraz to pojeździ nim lata! A człowiek przeklinał Malucha czy Poloneza z wiecznie przebijającymi przewodami czy klekocącymi zaworami. VW był autem drogim, ale nie abstrakcyjnie drogim jak Porsche czy Lambo, za to jak ktoś już go kupił, to miał pewność, że przez kilka lat nie dołoży nic lub prawie nic, w dodatku duży wybór części zamiennych w dobrych cenach. To dotyczyło wszystkich aut niemieckich. Ale obecnie czy to Mercedes, czy to VW, czy Audi, czy Opel - każde ma jakieś problemy i jest zaprojektowany wg zasady planowego postarzania i zamierzonej nietrwałości produktu. Problem w tym, że ceny nadal pozostały wysokie w stos. do innych marek. Rozumiem, że auto marki Tata czy jakiś chiński wynalazek kupuję np. za 20 tys. zł i wiem, że pojeżdżę w miarę bezawaryjnie 5 lat. Kupuję Astrę za 40 tys. i mam 8 lat spokoju, Passata za 50 tys. i 11 lat spokoju, Mercedesa za 80 tys. i 18 lat spokoju :-) Ceny podałem takie, jakie te auta wg mnie POWINNY mieć w polskich realiach :-) Dlaczego? Dlatego, że za tak straszne pieniądze oczekuję naprawdę czegoś więcej niż jeździdełka na kilka lat - akurat jestem ubogi i na używane auto zbieramy całą rodziną przeciętnie 8-10 lat, więc dla mnie to są "zakupy życia". Zresztą są to naprawdę duże pieniądze. Gdzie te czasy, gdy Volvo NIE KORODOWAŁO? Naprawdę, miałem sąsiada z osiedla z Volvo tak starym, że nie przypominam sobie, kiedy takie jeździły nowe i to auto nie miało grama korozji! A jeździł nim normalnie, nie stało w muzeum domowym ;-) Pewnie wtedy kosztowało majątek, ale było warto. Teraz - nie warto, lepiej kupić najtańszy szit.

    Dodatkowo auta z grupy VW różnią się tylko budą - przecież wszystko jest na bazie tych samych konstrukcji, części, silników! Co za różnica? Wiadomo, że wybiorę najtańszą "markę" i dlatego ludziska masowo kupowali Skody TDI z tym samym silnikiem co w dużo droższych Passatach :-) I dlatego postanowiłem spróbować Japończyków - podobno jeszcze jako tako trzymają jakość i bezawaryjność, przynajmniej te roczniki, na które mnie było stać ;-) Zobaczymy za kilka lat, czy to było dobrym wyborem.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...