Podnoszę nieco stary temat, ale coś mi się zdaje że niechcący uszkodzilem tylny dyfer.
Kupilem mojego forestera z letnim kompletem kól o średnicy większej niż w standardzie (i tym samym w zapasie). Pewnego pieknego dnia zlapalem gwozdzia w tylnym kole i nie swiadomy niczego zalozylem zapas... i srrrruuuuu do przodu. Po kilkunastu km poczulem wyraźne opory toczenia, a chwile później lampka informująca o temperaturze tylnego dyferencjau wprawila mnie w ostateczny stan strachu. Zatrzymaem się, poczekalem aż ostygnie i dowloklem się 20 km/h do serwisu.
Na dzień dzisiejszy po dluższej jeździe, przy manewrowaniu na parkingu często towarzyszą mi solidne opory toczenia, a czasami nawet cos stuknie, lub raczej strzeli (jakby z tylu). Z lektóry powyższych postów wynika że najprawdopodobniej zabilem wiskozę. Rozumiem że poprzez podniesienie tylnego kola i sprawdzenie oporów kręcenia owym kolem mogę uzyskać wstępną diagnozę?
A tak na przyszlość, jeśli nie zdążę zaopatrzyć się w prawidlowy zapas, jak uchronić się od kolejnego przegrzania? Podobno zmniejszenie ciśnienia w pozostalych kolach pomaga. Czy tak???