Kategoria używane
O subaru napisano już całe mnóstwo artykułów, poświęcono im setki stron w czasopismach motoryzacyjnych pod każdą szerokością geograficzną, a połowę z nich stanowią prace o subaru imprezie wrx sti. Model tyle kultowy co prestiżowy, niesamowity i zachwycający, pociągający i uwodzący. Auto tak charakterystyczne i tak rozpoznawalne, że nie sposób go pomylić z jakimkolwiek innym modelem. Ale bądźmy szczerzy, imprezę wrx sti zawsze przedstawia się jako demona szybkości i trakcji, auto do wyciskania ostatniej kropli adrenaliny z kierowcy i to z reguły w konfrontacji ze swoim odwiecznym rywalem, czyli mitsubishi lancerem evo.
Tym razem jednak pokusimy się o nieco inne podejście, o takie którego z pewnością nigdy nie doświadczycie np. w Top Gear i skonfrontujemy topowy model subaru z codziennością. Spróbujemy odpowiedź na pytanie czy tak mocny samochód, o typowo sportowym charakterze, może z powodzeniem służyć na co dzień? Czy może być używany np. w wożeniu dzieci do szkoły i przysłowiowym jeżdżeniu po bułki?
Zacznijmy od początku w takim razie. Oczywiście do testu posłużyło wcielenie z serii GD z początku produkcji, czyli popularny bugeye.
Nadwozie / wygląd.
Impreza wrx sti nigdy nie była produkowana jako kombi, kto chciałby więc posiadać auto w takiej odmianie nadwozia musi ograniczyć się „tylko” do wersji wrx. Pozostaje nam sedan, który w istocie rzeczy jest zwykłym czterodrzwiowym kompaktem, nie odstającym ani in plus ani in minus od ówczesnej konkurencji. Nadwozie jest typową trój-bryłową konstrukcją, z wyraźnie zarysowaną każdą sekcją. Uzbrojono je w potężny spojler tylnej klapy i sporawy wlot powietrza na masce, ułatwiający chłodzenie intercoolera (popularnie zwany kurnikiem). Charakterystyczne dla serii GD, podobnie jak i dla poprzedniej GC, są drzwi pozbawione ramek szyb (wygląda to bardzo stylowo szczególnie przy otwartych drzwiach i opuszczonych szybach).
Bagażnik nie porywa pojemnością zapewniając niecałe 400l, ale za to otrzymujemy możliwość przewożenia dłuższych elementów poprzez otwierany środkowy podłokietnik tylnej kanapy (czego np. potrafi zabraknąć w podstawowych odmianach najnowszej wersji). Otwór załadunkowy jest dość spory jak na sedana klasy c, co ułatwia pakowanie, natomiast w podłodze ukryto dojazdowe koło zapasowe. Lewa kieszeń okupowana jest przez lewarek, prawa zaś przez zbiornik wody do zasilania natrysku intercoolera.
Wnętrze pojazdu jest zdecydowanie ciekawe. O ile może plastiki i tworzywa sztuczne nie rozpieszczają (choć deska rozdzielcza jest dość przyjemna w dotyku), o tyle siedzenia są fenomenalne. Prawdziwe sportowe „kubły” pokryte solidną tapicerką i alkantarą. Zapewniają i świetny komfort i doskonałe trzymanie boczne w każdych warunkach. Do tego wyglądają bardzo rasowo (efekt potęgują np. zagłówki zintegrowane z oparciami) i przez wielu fanów marki uważane są za najlepsze fotele z jakimi wrx sti zostało kiedykolwiek wypuszczone. Pomimo upływu lat nadal zachowują świeżość i właściwy wygląd. Tylna kanapa jest typowa dla swojej klasy i zapewnia średni komfort dwóm dorosłym osobom, trójce będzie już zdecydowanie ciasno. Dwoje dzieci z pewnością będzie podróżowało w bardzo przyjemnych warunkach. Dwa foteliki zmieszczą się bez problemów. Kanapę pokryto również w taki sam sposób jak fotele. Fragmentami alkantary wyłożone są także boczki drzwi. Bądźmy jednak szczerzy i przyznajmy uczciwie, że jeżeli kierowca jest rosłej postury z tyłu będzie ciasno, szczególnie na wysokości kolan.
Na koniec ocena samego wyglądu. Co prawda o gustach się nie dyskutuje, ale wg niektórych użytkowników marki brzydszej imprezy nie było jak świat światem. W momencie ukazania się serii GD fani załamywali ręce szczególnie z powodu wyglądu przedniej części nadwozia i lamp w kształcie owadzich oczu (stąd nazwa bugeye). Jednakże obecnie imprezy GD z początków produkcji zaczynają przeżywać swój renesans dorastając powoli do miana kultowych, podobnie jak to miało miejsce z poprzednią generacją GC. Czy auto jest ładne czy brzydkie pozostawiam każdemu do indywidualnej oceny. Niektórzy twierdzą, że jest tak brzydkie, że aż ładne. Co by nie twierdzić, coś w tym jest, szczególnie jeśli będziemy mieli do czynienia z wersją w błękitnym metaliku o nazwie blue mica w zestawieniu z niezwykle typowymi dla subaru złotymi felgami.
Komfort jazdy.
Miejsce pracy kierowcy jest znakomicie skrojone. Wbijamy się w świetny fotel i od razu czujemy się jak u siebie. Ergonomia jest bez zarzutu, wszystko jest pod ręką, przejrzyste i logicznie rozmieszczone. Dwudinowe radio, z którymi imprezy wychodziły seryjnie, obsługuje się bez najmniejszych problemów, tuż pod nim znajduje się panel sterowania wentylacją i układem klimatyzacji (niestety systemy automatyczne nie były oferowane). Widoczność w każdym kierunku jest w zupełności wystarczająca, choć niektórym może przeszkadzać ogromny spojler umieszczony na tylnej klapie, przysłaniający nieco widok w lusterku wstecznym.
Pośród zegarów centralne miejsce zajmuje wielki obrotomierz, którego czerwone pole zaczyna się od ok. 7500 obr./min., z prawej strony umieszczono prędkościomierz, lewa przeznaczona jest na temperaturę cieczy chłodzącej i oczywiście poziom paliwa. Seryjna kierownica momo doskonale leży w rękach, choć jest minimalnie za duża i niestety regulowana tylko w pionie (dość typowe dla aut japońskich z początku wieku). Lewarek skrzyni biegów, zakończony średniej wielkości obszytą skórą kulką, doskonale leży w dłoni, „ręczny” również sam wpada na wyciągnięcie ramienia. Wypada jeszcze wspomnieć, iż między radiem, a górnymi nawiewami mamy do dyspozycji uchwyt na kubek, z którego nie wiedzieć dlaczego Fuji Heavy Industries w późniejszym okresie zrezygnowało. Sterowanie elektryczne wszystkimi szybami i lusterkami nie nastręcza problemów, podłokietnik ze schowkiem jest położony tak nisko, że właściwie pełni rolę tylko tego drugiego.
Subaru impreza wrx sti to auto dość bezkompromisowe i dlatego nie należy oczekiwać zbyt dużego komfortu. Resorowanie jest sztywne i na nierównych polskich drogach potrafi trochę wytrzepać, jednakże nie ma co panikować, gdyż nie jest tak źle. No w każdym bądź razie plomby same z zębów nie wypadają. Należałoby raczej powiedzieć, że zawieszenie tego modelu to udany kompromis między komfortem a osiągami… jak na auto sportowe. Natomiast na równych płaskich jezdniach to sama przyjemność, zestrojenie zawieszenia zapewnia dużą dozę wyczucia i pewności zachowania, pozwalając na dynamiczną jazdę, do której auto zostało przecież stworzone.
Silnik, napęd, prowadzanie.
Tutaj dochodzimy do kwintesencji subaru, do tego co stanowi o marce, jej legendzie i sile. Oczywiście jak każde subaru (z małymi wyjątkami dosłownie i w przenośni) impreza napędzana jest silnikiem w układzie przeciwsobnym popularnie zwanym bokserem. Silnik wraz ze skrzynią biegów umieszczono wzdłużnie z przodu, ale co ważniejsze symetrycznie względem osi auta, a to z kolei przekłada się na doskonałe parametry trakcyjne.
Benzynowa jednostka napędowa dysponuje pojemnością dwóch litrów i jest jedyną dostępną w tym modelu. Oczywiście wspomagana jest turbosprężarką dostarczoną przez japońskiego producenta IHI. Seryjnie silnik legitymuje się mocą 265 koni mechanicznych co zapewnia mu wyśmienite osiągi i dam sobie głowę uciąć, że każdy tatuś wożąc swoje dzieci takim autem będzie przeszczęśliwy.
Prawda jest też taka, że im bardziej poznajemy to auto, im bardziej się z nim oswajamy, tym bardziej nie chcemy z niego wysiadać i tym bardziej prawa stopa zaczyna żyć własnym życiem. Nie łudźmy się, że będziemy tym samochodem jeździć powoli, i wcale nie chodzi tu prędkości maksymalne, ale o frajdę z ucisku na placach. Przyspieszenia dostarczają niezapomnianych wrażeń i to właściwie na każdym biegu.
A tych jest aż sześć, zestopniowanych dość krótko, wchodzących precyzyjnie i szybko, jak cięcia skalpelem. Zapewne są lepsze skrzynie biegów i pewnie można by się spierać o to, który producent oferuje ciekawszą, ale ta w imprezie jest po prostu akurat, a ponadto uchodzi za zespół niezwykle trwały, odporny na brutalne traktowanie… co rzecz jasna niekoniecznie jest domeną statecznych tatusiów… Nie wypada przy okazji nie wspomnieć, iż skrzynia biegów imprezy wrx sti posiada centralny mechanizm różnicowy wyposażony w sprzęgło wiskotyczne, który nie tylko pozwala na rozdział mocy między osiami, ale także wraz ze wspomnianym sprzęgłem stanowi szperę, czyli mechanizm o ograniczonym uślizgu. Przedni dyferencjał został również zeszperowany konstrukcją o nazwie suretrack, co wg konstruktorów miało poprawić prowadzenie auta i zniwelować, przynajmniej w części, tendencję do podsterowności. Tylny dyferencjał także posiada szperę.
Późniejsze wersje imprezy były wyposażane w DCCD, czyli sterowany centralny dyferencjał, który wg znawców marki, przynajmniej na torze, zmienia zupełnie charakter auta pozwalając na ewolucje rodem z rajdów. Również z tyłu stosowano w kolejnych wersjach układ torsena, zamiast suretracka bądź wiskozy.
Reasumując mamy doskonały silnik o dużej mocy, permanentny napęd na cztery koła, sześciostopniową manualną i niemal wieczną skrzynię biegów, trzy dyferencjały o ograniczonym uślizgu, a wszystko zostało okraszone idealną symetrią. Dołóżmy do tego 17calowe obręcze kół ze stopu aluminium i oponę szerokości 225 o profilu 45, a otrzymamy przepis na auto niemal idealne. By zatrzymać to wszystko subaru wyposażyło auto w cztery hamulce tarczowe i wentylowane (tak, na obu osiach), przednie zaciski w cztery tłoczki, natomiast tylne w dwa. Całość sygnowana jest nie przez kogo innego jak tylko brembo. Układ działa bardzo dobrze i jest wystarczająco skuteczny.
Dość krótka przekładnia kierownicza (2,5 obrotu) wspomagana hydrauliką daje świetne wyczucie auta i nawierzchni i co ważniejsze, pozwala na szybkie ruchy, tak przydatne np. podczas nagłego omijania przeszkody (czy to zawsze musi być tor i nawrotka? )
Cóż, ktoś powie, że są auta, które dysponują takimi parametrami, ba, są szybsze, może łatwiejsze w prowadzeniu, ogólnie lepsze. Nawet evo dysponuje taką charakterystyką, a wg wielu wygląda lepiej… Owszem, trudno odmówić racji, ale… jest jeszcze jedna rzecz, która towarzyszy imprezie wrx sti, a której próżno szukać w innych autach. Rzecz, która, co by nie mówić, jestem powodem zazdrości właścicieli trzech diamentów. Ta rzecz to dźwięk. Nic nie brzmi tak jak turbodoładowany bokser. Specyficzna konstrukcja kolektora wydechowego powoduje, że na jego łączeniu między jednym a drugim zestawem rur wychodzących z głowic powstaje zawirowanie gazów, które generuje ten jakże miły dla ucha i pożądany bulgot. Czy będzie przeszkadzał żonie i oseskom? Przy seryjnym wydechu mało prawdopodobne, dźwięk nie jest natarczywy i pozostaje przyjemnie basowy. Jednakże istnieje niemalże nieskończona liczba modyfikacji, która może sprawić, że wrx sti będzie grzmiał jak prawdziwa armada.
Koszty.
Eksploatacja aut sportowych nigdy do tanich nie należała i podobnie jest z imprezą przygotowaną przez należące w całości do FHI Subaru Tecnica International.
Koszt samego zakupu już nie przeraża. Za bugeye’a trzeba wydać około 40 tysięcy złotych. Oczywiście wszystko zależy od stanu auta i podejściu sprzedającego. Pamiętajmy też, że auta te były produkowane w latach 2000-2002 (w Europie oferowane od 2001), a więc są to już dziesięciolatki i bywa, że będą zmęczone życiem. Poważne awarie mogą się zdarzyć, a wtedy drenują kieszeń właściciela i to bardzo. Teoretycznie najbardziej wrażliwym punktem napędu są panewki silnika, które ze względu na krótki wał korbowy i podyktowane tym faktem rozmiary nie wytrzymują obciążeń i z czasem odmawiają posłuszeństwa. Prawie niezniszczalna skrzynia biegów również może się popsuć, podobnie jak tylni dyferencjał. Bywa, że „klęknie” sprzęgło wiskotyczne na centralnym dyferencjale, które pomimo stosunkowo prostej budowy i wysokiej trwałości może ulec uszkodzeniu. Element jest nienaprawialny i trzeba go wymieniać w całości. Auta z napędem na cztery koła powinny zawsze posiadać to samo ogumienie na wszystkich felgach, a więc w przypadku poważnego uszkodzenia opony, z braku pojedynczej sztuki wymieniać trzeba cały komplet. Hamulce również do tanich nie należą, sprzęgło, napęd rozrządu, to elementy, które trzeba co jakiś czas wymienić i nawet markowe zamienniki potrafią być drogie. Olej w silniku, choć niektóre źródła podają co 12500km, powinno się wymieniać co 7500. Co 50000km należy wymienić olej w skrzyni biegów i w tylnym moście. Są to absolutnie podstawowe zabiegi serwisowe każdego właściciela sti, a ich zaniedbanie może przyczynić się do awarii.
Jednak… nie popadajmy w czarny nastrój i spójrzmy na to z drugiej strony. Auta subaru ogólnie uchodzą za niezwykle trwałe i podobnie jest z imprezą wrx sti. Regularny serwis i właściwe użytkowanie auta sprawiają, że imprezy potrafią odwdzięczyć się długą i bezproblemową jazdą. Nawet brutalne traktowanie od czasu do czasu nie wpływa niekorzystnie na ich stan. Pamiętajmy jednak, że turbina wymaga rozgrzania i schłodzenia. W zimowe dni dajmy autu po rozruchu parę chwil na rozprowadzenie oleju, nie katujmy go od razu na starcie. Sprawdzajmy regularnie stan ciśnienia w ogumieniu i poziom oleju w silniku. Od czasu do czasu zerknijmy też do skrzyni. A wówczas jedynym naszym zmartwieniem będzie konsumpcja paliwa i to, co powiemy żonie próbując żałośnie się tłumaczyć, że przecież jeździmy powoli
Podsumowanie.
Wróćmy zatem do pytania postawionego na początku: czy subaru imprezą wrx sti da się jeździć na co dzień?
Do dyspozycji mamy niemałe stadko koni pod maską, świetną skrzynię biegów, stały napęd na wszystkie koła, sportowe wnętrze i takież osiągi. Środek nie rozpieści nadmiarem przestrzeni, ale w zupełności wystarczy dla dwójki dorosłych i dwójki dzieci, a w dodatku ma czworo drzwi (co bynajmniej nie jest regułą dla auta sportowego), kufer przy rozsądnym pakowaniu również pomieści niezbędne bagaże.
A do zaoferowania impreza ma bardzo dużo, radość z jazdy nieporównywalną z innymi autami, wyborną trakcję i świetne zachowanie. Tego nie można opisać, to trzeba poczuć i doświadczyć, całym sobą.
Jazda imprezą sti wywołuje coś na kształt „efektu axe”. Wszyscy, zawsze i wszędzie, oglądają się za autem, odprowadzając wzrokiem przejeżdżający samochód i patrząc z utęsknieniem jak odjeżdża zastanawiają się „dlaczego?”. Dlaczego to nie ja siedzę za sterami tego cywilnego bolidu nawet jeżdżąc tylko po bułki… Dlatego odpowiedź brzmi tak, da się, a nawet trzeba
Rekomendowane komentarze
Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto
Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.
Zarejestruj nowe konto
Załóż nowe konto. To bardzo proste!
Zarejestruj sięZaloguj się
Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.
Zaloguj się