Poprzez wicher i słotę,Przez bezkresną dal śnieżną,Poprzez żar i spiekotę,Przez pustynię bezbrzeżną,Poprzez kry, poprzez lody,Przez odwieczne zmarzliny,Poprzez bagna i wody,Nieprzebyte gęstwiny,Poprzez leśne dąbrowy,Poprzez stepy i knieje,Poprzez wąskie parowy,W których nigdy nie dniejeI gdzie płoszą się sowy,Gdy złe jęknie, lub strzyga,A dźwięk słysząc takowy,Serce w trwodze zastygaNie zrażony ciemności,Który mrozi głusz dzika,Sam na sam z samotności,Co do szpiku przenika,Pełen hartu i woli,Podpierając sam siebie,Mając zamiast busoli,Krzyż Południa na niebiePokonując złe żądze,Wietrząc wrogów w krąg wielu,Ufny, iż nie zabłądzęIdąc naprzód, do celu.Drogi tej nie wytyczyłyNi głos werbla, ni cytra,Idę póki sił starczy,Idę po pół litra...