Na zjeździe z ronda Waszyngtona we Francuską z trzech pasów robi się jeden, przed rondem ustawiłem się więc na środkowym. Za mną na zyletkę stanął niebieski szmondziak i dusi. W prawym lusterku widzę, że kilka samochodów z tyłu, na prawym pasie dojeżdża policyjna szlifierka. Światła się zmieniły, ruszam złosliwie powolutku, z tyłu mondziak syczy chłodnicą, pokazuje się w lusterkach i ogóle straszy mnie strasznie. Złosliwie (mea culpa) zwolniłem, a on depcze po pedale, wyprzedza kończącym się lewym pasem. Na wypadek gdyby motopolicjant nie zauważył, zasymulowałem hamowanie awaryjne z trąbką (mea maxima culpa). A potem pomachałem kierowcy błękitnej strzały jak w zatoczce wyciągał z portfela kradzione prawko.
Kill dla policyjnej hondy, ale pokuta - dla mnie...? Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że w foresterze mogę sobie pokilować tylko na ślimakach. Albo jak pada :roll:
M