Skocz do zawartości

Sideways

Użytkownik
  • Postów

    218
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Sideways

  1. Już kolegom odpowiadam.

    1)Korzystałem z tych informacji :

    http://www.disneyland.com.pl/

     

    2)Pomysł był taki aby 2009 był rokiem poznania Francji.

    a)albo w weekend majowy Disneyland a w wakacje lazurowe

    b)albo podróż autem do PAryża a potem zjechać na lazurowe i póki co ta opcja wydaje się sensowniejsza.

     

    A dzieciaki to 6 i 2 lata.

     

    Wiek dzieci dużo wyjaśnia. Dla dwulatka to w ogóle będzie średnio atrakcyjne, a sześciolatek/latka będzie za mały/mała na czołowe atrakcje takie jak rollercoastery. Tak naprawdę wyrobicie się w jeden dzień trzymajac się samego Fantasylandu, potrzeba noclegu na miejscu jest w tej sytuacji znikoma, nie ma też sensu kupienie biletu do "Walt Disney Studios". Zaliczyć koniecznie "It's A Small World" i "Piotrusia Pana" w Fantasylandzie i może - jeśli 2-latek/latka nie będzie zbyt marudny/marudna - jeszcze "Piratów z Karaibów" i "Buzza Lightyeara" (wszystko znajdziecie na mapkach wręczanych przy wejściu). Przejechać się ciuchcią dookoła Disneylandu i ogólnie pospacerować, zaliczając po drodze różne karuzele i huśtawki.[/fade]

  2. Witam

    Czy mógł by mi ktoś pomóc zaplanowac wiosenna podróż ? Chodzi o odwiedzenie na kilka dni Disneylandu w Paryżu.

    Oczywiście chętnie bym tam pojechał subarakiem ale z różnych względów muszę wybrać pociąg bądź samolot.

     

    Byłem w DIsneylandzie dwukrotnie, planuję jeszcze trzeci raz. Moje porady są takie:

     

    1. Hotele w Disneylandzie są drogie, ale trzeba pamiętać, że pokój pozwala w miarę komfortowo nocować rodzinie 2+2 (pokój ma dwa duże dwuosobowe łóżka). Do tego dochodzi całodobowa wejściówka dla całej rodziny - gdyby tak po prostu kupować cztery wejściówki, już wyjdzie fortuna. W cenę wliczone jest bufetowe śniadanie dla wszystkich. Po całym dniu łażenia człowiek jest juź zmęczony i zwyczajnie chciałby już np. posiedzieć w saunie czy popływać na basenie, a nie tłuc się po nocy RERem do Paryża. Dlatego radzę jednak rozważyć te hotele tym bardziej, że mają różne promocje - w sumie gdy podliczyć opcję typu trzygwiazdkowy hotel w Paryżu + cztery wejściówki, nie wyjdzie już dużo taniej.

     

    2. Z mojego doświadczenia wynika, że dwa pierwsze dni łażenia to tylko zwiedzanie typu "co tu w ogóle jest". Dopiero trzeciego dnia już świadomie można wybierać swoje ulubione atrakcje. Dlatego sensowne minimum to opłacenie dwóch nocy w hotelu disneyowskim (wtedy dostajesz trzy całodniowe wejściówki).

     

    3. Najtańszy z disneyowskich hoteli (Davy Crockett Ranch) jest specjalnie zorientowany na klientów zmotoryzowanych. Dla rodziny 2+2 dojazd samochodem zapewne wyjdzie taniej od przylotu.

     

    4. Najtaniej jest zamawiać przez internet, prosto na ich stronie (już przez telefon jest ok. 10% drożej - tak było gdy zamawiałem w zeszłym roku).

  3. Zapomnieli zapiac reduktory? Przeciez uturbione ponizej 3krpm maja moment nizszy, niz wolne ssaki :roll:

    Z drugiej strony zasada wjezdzania pod niegladka gorke jest prosta - ogien i nie zatrzymywac sie! :twisted:

     

    I w tym cały sekret - po prostu zanim się zaczynałeś pakować pod górkę, miałeś paręnaście (dwadzieścia parę?) metrów na wzięcie rozpędu. Wolny ssak po prostu nie miał szans przez ten czas rozpędzić się na tyle, żeby impetu wystarczyło na dotarcie na sam szczyt.

  4. Organizacyjnie dramat, na każdym kroku

     

    Organizacyjne fakapy na Plejadach to jakaś normalka, do której zaczynam się przyzwyczajać (to były moje trzecie). Już nawet nie chce mi się narzekać na warunki noclegowe czy na korki przed próbami. Wygląda na to, że tego się po prostu nie da uniknąć przy imprezie na dwieście ileś załóg, trzeba się z góry nastawić, to przynajmniej nie będzie rozczarowań.

     

    Trasa terenowa w tym roku wymiatała i to dosłownie. W zeszłym roku gdy na jednej próbie przejadu jeden samochód urwał plastikową osłonę na jednym odcinku specjalnym, to od razu odwołano cały odcinek. Teraz były odcinki literalnie usłane walającymi się plastikami, które pechowcy sobie pourywali, a jeden Foryś zgubił w terenie nawet tę masywną stalową płytę (podobno centralnie przydzwonił płytą o kamień i wybił śruby - hardkor). Ja straciłem tylko jedną mało istotną plastikową owiewkę, więc jestem zadowolony. Nie wiem czy ci, których ten rajd kosztował dodatkowe parę stówek na nową oponę (dużo opon poleciało w starciu z ostrymi głazami i to tak, że wulkanizator nic nie poradzi) czy nową osłonę też są zadowoleni, ale w tym roku na terenowej nie można się było skarżyć na niedostatek adrenaliny. Każdy błąd pilota groził ugrzęźnięciem i koniecznością wysiadania prosto w błocko, żeby wyciągać auto na linie. Ja w każdym razie już się nie mogę doczekać przyszłorocznej imprezy i serdecznie gratuluję zwycięzcom.

  5. Czyli 9,5 h o tzw. suchym pysku. A po drodze bieg-bieg-bieg, zero szansy na przekąszenie czegoś.

     

    Pamiętając poprzednie Plejady, gdzie z cateringiem też było tak sobie, kupiliśmy zapas paczkowanych kanapek na stacji benzynowej. Wydaje mi się, że na przyszłość powinno jednak być tak, że punktacja w turystycznej zależy prawie wyłącznie od prób dodatkowych, a w szosowej i terenowej prawie wyłacznie od jazdy. Mimo to bawiłem się świetnie, bo po prostu nie ma lepszej okazji, by w przemiłym towarszystwie pojeździć Foresterem w lekkim terenie. Trasa terenowa biegła przez drogi, na które w normalnych warunkach nie dałoby się (legalnie) wjechać - przy granicy z Białorusią, przez las, a nawet na jednym odcinku przez drogę z wyraźnym znakiem "zakaz wjazdu, nie dotyczy administracji lasów państwowych". Zainteresowani trasą terenową mogą zobaczyć w youtube mały filmik :)

     

    http://www.youtube.com/watch?v=EJU1FaVpkxY

  6. Jak te lata lecą! Mam wrażenie, że pamiętam jak przed nabyciem Forestera szukałeś porad na innym forum! Gratulacje z okazji poszerzenia rodziny. Nad Outlanderem sam się zastanawiam, ale tytułem anegdoty powiem, że na Plejadach była ekipa z napisem "Outlander - jazdy próbne". Bardzo się ucieszyłem i zapytałem ich czy pozwolą zrobić jazdę próbną na SS1, położonym tuż obok Bobrowej Doliny terenowym odcinku specjalnym przykrojonym specjalnie pod Forysia i Outbacka. Ekipa Mitsubishi zamachała rękami, że lepiej nie. Teraz się zastanawiam, czy nie byli podstawieni przez padre direttore :-). W każdym razie, nowy Outlander jest chyba jeszcze mniej terenowy od starego. Nie imponuje miejscem z tyłu.

     

    Z alternatywnych średnich SUV-ów jedyny z tych, które dotąd sprawdzałem, przy którym poczułem, że faktycznie miejsca jest zauważalnie i imponująco więcej niż w Forysiu, to Hyundai Santa Fe. Nie mówię, że w związku z tym polecam, po prostu relacjonuję rozmiar kanapy. Grand Cherokee Cię rozczaruje rzeczoną kanapą.

  7. Zastanawiam się kto z forum wybrał wersję terenową. Może ktoś, kto jechał terenową w ubiegłych latach napisze czy ryzyko uszkodzenia auta w istocie jest tak duże jak ktoś wspominał na forum

     

    Nie mogłem być w legendarnym 2005 - byłem dopiero w zeszłym roku i w zeszłym roku było absurdalnie lajtowo. Po prostu polne dróżki plus ze dwa odcinki specjalne, też w sumie łatwe ale nieobowiązkowe. Jedyna interwencja ekipy z wyciągarkami to samochód, który zmylił drogę. Ja też zmyliłem, bo przedtem mijając ten zakręt widziałem, jak się w niego pakowały samochody z oznakowaniem organizatora - nie wiedziałem, że pakują się wyciągać zbłąkanego :-). No ale wyjechałem o własnych siłach, niechaj żyje wolny ssak z reduktorem. Podobno w tym roku ma być ostrzej - mam nadzieję!

     

    Co do uszkodzenia, to jadąc przez krzaki praktycznie nie unikniesz jakichś drobnych pamiątek na lakierze (zwłaszcza jeśli masz zderzaki w kolorze nadwozia - zdaje się, że Subaru już skasowało jedynie słuszne rozwiązanie, jakim jest czarny niepolakierowany plastik od pasa w dół). Nie powinieneś też wyruszać w nawet lajtowy teren bez płyty osłaniającej silnik od spodu. Jeśli ją masz a nienaganny lakier nie jest według Ciebie najważniejszą cechą samochodu, to... śmiało! W razie czego serwis jest na miejscu :)

  8. Dzieki, ale ja bede drazyl temat katalizatora - tyle razy slyszalem o pokruszonych katach w innych markach po przejechaniu glebszej kaluzy, a na tym forum ani jednego wpisu w tym temacie.

     

    Drąż drąż, sam chętnie poznam wyniki :). W takich sprawach czasem jednak brak wiadomości sam w sobie już jest pewną wiadomością. Przeglądam różne fora związane z tym tematem - na przykład subaruforester.org - i jeszcze nigdy nie slyszałem o uszkodzeniu katalizatora w Foresterze od kontaktu z wodą. Jeśli Ci się to uda, to będziesz najprawdopodobniej pierwszym takim przypadkiem w Polsce :)

  9. A jak ze szczelnoscia drzwi (uszczelki oraz otwory odprowadzajace wode) oraz wrazliwoscia wydechu (szczegolnie katalizatora rozgrzanego)?

     

    Nikt Ci nie da odpowiedzi uniwersalnej dla każdego Forestera niezależnie od jego stanu technicznego - w zależności od zużycia samochodu oraz pecha użytkownika, wszystko się może zdarzyć. Bród na Plejadach 2005 wytyczano z myślą o tym, żeby _sprawny_ Forester sobie poradził. Pamietaj o poradzie pan(a)klexa, że to nie jest samochód terenowy, więc na pewno go uszkodzisz pakując się w wodę, której nie znasz albo jadąc w niej za długo (wzdłuż rzeczki zamiast w poprzek) albo dopuszczając do zgaśnięcia silnika. W sprawnym Foresterze kilkadziesięciosekundowy przejazd przez płytką rzeczkę z bezpiecznym dnem nie powinien jeszcze niczego uszkodzić - poza obligatoryjnym spłukaniem przedniej tablicy rejestracyjnej (nie żartuję, sam kiedyś ją musiałem wyławiać).

  10. Chodzi mi nie tylko o wlot powietrza, ale i alternator, cewke, kable WN i inne elementy nieodporne na zalanie. Rowniez ciekaw jestem jak sprawuja sie takie zalane tlumiki i katalizatory w Subaru.

     

    Sam możesz sobie na to pytanie odpowiedzieć po prostu podnosząc maskę i patrząc, gdzie masz np. świecie w silniku. Z tego co sam pamiętam ze swoich przymiarek wyszła mi taka "reguła kciuka", że wszelaka woda, którą da się przed przejechaniem wysondować standardowymi kaloszami do kolan, jest jeszcze stuprocentowo bezpieczna. Z drugiej strony, to nie jest tak, że od samego chluśnięcia wodą na świece czy sondę lambda od razu wszystko wysiądzie - te elementy są zabezpieczone przed np. chluśnięciem z kałuży czy rzęsistą ulewą (na świecach masz przecież grubą gumową izolację). Chwilowe narażenie przez wodę, tak jak np. podczas forsowania owego słynnego brodu na Plejadach, jeszcze powinno być OK - ale tutaj już bezpieczeństwa stuprocentowego nie ma.

     

    Stuprocentową gwarancją uszkodzenia samochodu jest zassanie wody przez kolektor powietrza lub uszkodzenie komputera, ale do pierwszego musisz mieć lustro wody (lustro - nie chwilową falę!) na poziomie maski a do drugiego wodę chlupoczącą w kabinie. Gdzieś między tymi dwoma ekstremami (czyli między poziomem maski a poziomem świec - z tego co pamiętam, to najniższy "wrażliwy punkt"), masz ciągłość ryzyka od zera do stu procent.

  11. Dlaczego ten Borat w tym Camebridge mówi po naszemu ?

     

    Bo on w ogóle mówi po naszemu. To jest najśmieszniejsze z polskiej perspektywy. Kolega Sacha Baron Cohen swój fikcyjny język kazachski wzoruje na polskim, który poznał w dzieciństwie dorastając na przedmieściach Londynu m.in. wśród żydowskich emigrantów z Polski. W dodatkach do DVD mówi, że mało co w Stanach nie został przez to zdemaskowany przez kogoś, kogo wkręcał. Ten ktoś poznał, że "djendobree" to "good morning" po polsku. Ale Boratowi udało się tego kogoś zakrzyczeć, że "djendobree" jest po polsku, ale "djendobr'ee" to już po kazachsku :). Natomiast "hello" to po kazachsku "yagzhemash" :)

     

    Ale oczywiście i tak najfajniejszy jest jako Bruno :)

  12. A tak wogóle polecam przejażdżkę Outlanderem Turbo :mrgreen: i sprawdzenie aktualnej ceny.

     

    Toteż jak się będę rozglądał za następcą Forysia, na pewno zajrzę też do dealera Mitsu. A co do Nissana i jego zgubnych wpływów to przypominam, że mają też w ofercie Murano. X-Trail to faktycznie porażka, ale samochód zrobiony przez Subaru w ramach rozwoju Murano w General Motors... to mogłoby być coś!

  13. Prasa mowi ze jedyny prawdziwy przeciwnik Forestera to Outlander.

    Mimo tego najczescie porownuja Forestera do Ravek, X-trail lub CR-V.

    Mi takze Oulnader najlepiej lezal jako alternatywa do Forestera tylko byl zbyt plastikowy.

    Ten nowy wyglada jednak o niebo ladniej. Tylko tyl ma taki Ravkowaty. Juz mi sie zyyyygac chce od tych tysiecy RAV4 na ulicach!

     

    No, Foresterów ostatnio na polskich ulicach jak mrówków, więc czynnik "fajne bo rzadkie" mamy już za sobą. Dzisiaj jadąc do pracy mijałem trzy Forysie. Outlander dla mnie zawsze był najpoważniejszym konkurentem, ale kiedy stałem przed kluczową decyzją, mieli w ofercie tylko wolnossącego 2.0 (w wersji Mitsu to porażka, nie mylić z wolnossącym 2.0 Subaru). Bardzo jestem ciekaw zmodyfikowanego Outlandera i nie wykluczam, że u mnie to kiedyś będzie następca Forysia.

  14. Otóż, Ty twierdzisz (jak rozumiem) że każda dawka alkoholu "wywołuje efekt" - bezprogowo. Sideways zaś obstaje przy tym, że (przy małych dawkach przynajmniej) euforyzujące działanie alkoholu można skompensować zdrowym rozsądkiem, oraz -co ważniejsze!- że poniżej pewnych dawek, ewentualny wpływ alkoholu na zachowanie człowieka jest niezmierzalny (= mieści sie w granicach błędu pomiarowego) - zatem, realnie rzecz biorąc, jednak można mówić o "działaniu progowym".

     

    Nie mam zamiaru rozstrzygać kto z Was "ma rację" - mam wrażenie że jednak mówicie (dyskutujecie) "nie do końca o tym samym" - a dyskusja trwa trochę "siłą przyczyn pozamerytorycznych".

    (Ale to tylko moje odczucia i wcale nie upieram się że mam rację.

     

    Oczywiście że masz. Gal zresztą w tym swoim rozwlekłym poście potwierdził to, co ja pisałem - że hipotetyczne działanie jest poniżej błędu, a więc nie ma o czym mówić. Jakieś tam działanie na drogę hamowania to ma nawet grawitacja Marsa, ale inteligentni ludzie ja pomijają. Efekt niemierzalny to brak efektu. Na ścisłych kierunkach studiów często się na kolokwiach laboratoryjnych oblewa studenta, który z nadgorliwości obliczając wynik eksperymentu przepisuje wszystko co mu kalkulator wyświetlił - bo po prostu jeśli facet nie rozumie w zakresie jakiej dokładności się porusza, to nic nie rozumie (wśród takich nadgorliwców sporo jest studentów medycyny, nawiasem mówiąc).

     

    Czy powody są pozamerytoryczne? Nie do końca jednak. Faktycznie, mam uraz do popularnej u nas postawy "zakazać! zakazać! zakazać!". Wolę, żeby ludzką wolność ograniczano tylko gdy są jakieś bardzo poważne powody (niemierzalne efekty do takowych oczywiście nie należą). Dla mnie meritum w tym przypadku jest zwalczanie tej postawy.

  15. Reszty nie czytam. nie wiem po jaką cholerę Wam ten intelektualny lub pseudointelektualny bełkot, mniej lub bardziej wyszukane inwektywy i udowadnianie sobie jacy to jesteście elokwentni, obyci i ochlani dobrymi alkoholami. Przemawia przez Was już tylko potrzeba na siłe udowodnienia tego co od początku jest jasne - alkohol szkodzi.

     

    Och, ja mam jeszcze kilka innych tez do wykazania.

     

    Ciekawe ilu z Was ma za sobą takie doświadczenia. Te plastyczne opisy pieszych rozjechanych po pijaku :roll: :lol: A jak to pieszy będzie najebany i wlezie Wam trzeźwym jak świnia ale wyprzedzającym pasem do skrętu w prawo? No i co wtedy?

     

    No i ja na przykład po obszarze zabudowanym poruszam się z takimi prędkościami, że nawet zdesperowany samobójca nie ma u mnie większych szans - w najgorszym wypadku wyhamuję na tyle, że lekko go potrącę, ale nie zabiję. A jak widzę, że ktoś się zatacza w pobliżu drogi, w ogóle zdejmuję nogę z gazu (zasada ograniczonego zaufania).

  16. To jedna lampka już jest najmniejszą dawką? A co z połową lampki albo co więcej, z jedną dziesiątą lampki? Nie są to aby dawki jeszcze mniejsze od całej lampki?

     

    To samo co z jedną lampką. Efekt odpowiedni do współczynnika dzielenia lampki - połowa lampki, to połowa efektu.

    Wyjaśnione to było zresztą w dwóch następnych punktach, które byłeś łaskawy pominąc w swojej odpowiedzi. Typowo.

     

    W dwóch następnych punktach były rozwlekłe wywody potwierdzające to, co ja napisałem wcześniej - że nie ma mierzalnego wpływu. Typowo.

     

    Dawka jest całkowicie standardowa i zalecana przez Ciebie, więc nie mogłem pisać o niczym innym. Chcesz teraz napisać, że wypijasz do obiadu 1/10 lampki wina?

     

    Są longdrinki zawierające ułamek standardowej dawki.

     

    Poza tym - to nie ma znaczenia - efekt jest adekwatny do dawki, ale efekt jest zawsze.

     

     

    Niezauważalny efekt to brak efektu.

     

     

    Kolejne cytowanie w Twoim stylu (Maruda! :wink: ) Oczywiście od początku (od pierwszego posta) pisałem o "działaniu euforyzującym"...

    Dla ułatwienia, link:

    http://www.forum.subaru.pl/viewtopic.php?t= ... c&start=39

    Ponieważ to nie jest dysertacja a Forum, nie uważałem za konieczne powtarzać za każdym razem "działanie euforyzujące". Szczególnie dwa razy w jednym zdaniu.

    Na pewno nie zauważyłeś...

     

    Z użyciem słowa "euforia" polemizowałem od kiedy użyto słowa "euforia"

     

    Możesz oczywiście powiedzieć, że czepiam się słowek i nie chcę zrozumieć Twoich skrótów myślowych. Ale chyba nie wypadałoby tak pisać tej samej osobie, która czepiała się, że zwrot "do tego posiłku pasuje ten napój" nie zawierał dopisku "moim zdaniem" (a podobno jak sie tego nie doda, to już znaczy zupełnie co innego itd itp)?

    To jest znacznie szerszy temat.

    Jakoś nie przypadła mi do gustu ta Twoja wypowiedź, więc pozwoliłem sobie zwrócić Ci uwagę, że stwierdzenia o pasowaniu "czegoś do czegoś" w wypadku win, to wiedza z nalepek z tyłu butelek.

     

    Moje gusty to moje gusty. Nic nie poradzę na to, że są za mało oryginalne. Ponieważ to nie jest dysertacja a Forum, nie uważałem za konieczne dodawać "moim zdaniem".

     

     

    Więcej sobie na wycieczki, które mogłyby być traktowane jako osobiste, nie pozwoliłem.

    Na Twoje - nie odpowiadałem.

     

    Toteż nikt nie twierdzi nic o żadnych wycieczkach. Po prostu dowodziłeś, jakoby brak dopisku "moim zdaniem" zasadniczo zmieniał treść wypowiedzi "ten napój pasuje do tego posiłku". Jeśli ktoś się chce czepiać słówek - nie powinien rzucać skrótami myślowymi typu "każda dawka, znaczy się, każda większa od lampki".

  17. Zauważ Pan, że dyskusja od jakiegoś czasu nie toczyła się na temat bezpieczeństwa (takiego "na zdrowy rozum") kierowania po małych dawkach alkoholu, ale na temat faktów, w części przynajmniej - medycznych.

     

    Powiedziałbym, że raczej matematycznych i semantycznych - a konkretnie czy "każda dawka" jest tożsame "każda dawka większa lub równa dawce wynoszącej jedną lampkę". Oraz czy "działanie euforyzujące" jest tożsame "euforii".

  18. Moją tezą jest to' date=' że alkohol (w każdej dawce), wpływa na naszą ("kierowców") zdolność do kierowania pojazdem.[/quote']

     

    Na pewno nie w każdej. Poniżej 0,2 promila nie ma wykrywalnych testami zmian w czasie reakcji (hipotetyczne skutki są poniżej błędu pomiarowego).

    Na pewno w każdej.

     

    1. Najmniejsza dawka alkoholu (1 drink, 1 lampka wina, 1 piwo itp.) powoduje u człowieka o przeciętnej wadze (60-80kg) stężenie alkoholu we krwi >0.2 (czyli powyżej poziomu, który Ty akurat ustaliłeś sobie jako graniczny).

     

    To jedna lampka już jest najmniejszą dawką? A co z połową lampki albo co więcej, z jedną dziesiątą lampki? Nie są to aby dawki jeszcze mniejsze od całej lampki?

     

    Co więcej, dlaczego już nie mówimy o bezpiecznym jeżdżeniu z postulowanym przez Ciebie poziomem 0.5?

     

    Dlatego, że fałszywie napisałeś o "każdej dawce". Prostuję po prostu błędną wypowiedź. Jeśli kiedyś napiszesz coś błędnego o poziomie, dajmy na to, 1,6 - też pozwolę to sobie sprostować.

     

    Powyżej 0,2 faktycznie zaczyna się już osłabienie czasu reakcji (choć do euforii jeszcze jest ciągle bardzo daleko).

    Co do "euforii":

    W kilku już postach dramatyzowałeś to słowo. Znowu sugerujesz binarne stany: "normalny" i "euforia". "Działanie euforyzujące" o którym pisałem, nie jest absolutnie jednoznaczne z "euforią" rozumianą klinicznie ani nawet potocznie.

     

     

    Rzecz w tym, że najpierw fałszywie napisałeś o "euforii". Dosłownie Twoja wypowiedź brzmiała tak: "rausz - rozumiany jako euforia, zmniejszenie kontroli nad własnym działaniem, podwyższenie nastroju". Dopiero potem "euforię" zmieniłeś na "działanie euforuzyjące". Azrael ze swoim świeżo poznanym aparatem filozoficznym mógłby Ci wyjaśnić rożnicę między pojęciami takimi jak "sen" i "środek nasenny" lub "euforia" i "działanie euforyzujące". Mi się trochę nie chce, ale może uwierzysz na słowo, że to niezupełnie to samo?

     

    Możesz oczywiście powiedzieć, że czepiam się słowek i nie chcę zrozumieć Twoich skrótów myślowych. Ale chyba nie wypadałoby tak pisać tej samej osobie, która czepiała się, że zwrot "do tego posiłku pasuje ten napój" nie zawierał dopisku "moim zdaniem" (a podobno jak sie tego nie doda, to już znaczy zupełnie co innego itd itp)?

×
×
  • Dodaj nową pozycję...