Skocz do zawartości

jahu

Nowy
  • Postów

    9
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez jahu

  1. telefon przykładam mu do skroni - moja kobieta jest w ciąży - cedzę przez zęby - mam ochotę cię zatłuc.

    Dobre, dobre, ale...telefonem :?: :shock: :mrgreen: nie lepiej zimną sztachetę w schowku wozić, przynajmniej lufę przypomina :wink: :twisted:

     

    Taaa... sztachetę. Był taki jeden rajdowiec, co woził ze sobą nóż. Miał spięcie na drodze z taksówkarzem, o ile mnie pamięć nie myli to jechał z pasażerką-córką w ciąży, poniosło go trochę i on dzisiaj siedzi w więzieniu, a taksówkarza pochowali. Wyluzujcie trochę, bo widzę, że niektórzy faktycznie byliby w stanie pociągnąć za spust, gdyby mieli pistolet i zastanówcie się czy nie lepiej odpuścić chamowi. Szkoda zdrowia, nerwów, bo jak traficie na jakiegoś tłuściocha to różnie może być z "wychowywaniem chama".

  2. Zerknij na art. 336 KC, np. tutaj, pierwszy link z google:

    http://www.polskieustawy.com/norms.php? ... 113&head=0

     

    A co do terminów, to od jakiegoś czasu jest chyba 6 miesięcy (albo 180 dni, nie pamiętam) na wystawienie mandatu (a nie 30 dni jak było dawniej).

     

    PS. To prawo do posiadania niesie za sobą ogromne konsekwencje, mogę przytoczyć tutaj taką urban legend, nie pamiętam skąd mam tą historię, nie wiem czy to jakaś bzdura, czy najprawdziwsza prawda, ale czyta się przyjemnie

    1.Znajoma jest sędziną i miała kiedyś tak beznadziejny przypadek, że gość, złodziej samochodowy wg kodeksu oczywiście został współużytkownikiem ukradzionego auta. A to wszystko dlatego, że wg owego kodeksu nie lizy się stan prawny posiadania tylko faktyczny. I owy złodziej wytoczył sprawę właścicielowi skradzionego przez niego auta. Złodziej zwinął gościowy kluczyki do auta w markecie. Potem w sądzie przedstawił świadków, którzy widzieli go, że użytkuje owy pojazd. Przedstawił się jako posiadaz zależny (art 336 kc Posiadaczem rzeczy jest zarówno ten, kto nią faktycznie włada jak właściciel (posiadacz samoistny), jak i ten, kto nią faktycznie włada jak użytkownik, zastawnik, najemca, dzierżawca lub mający inne prawo, z którym łączy się określone władztwo nad cudzą rzeczą (posiadacz zależny)). Potem złodziej oparł się na kc Art. 342. Nie wolno naruszać samowolnie posiadania, chociażby posiadacz był w złej wierze. Tu pokazał, że właściciel chce mu odebrać użytkowane przez niego auto. I tak się potoczył.

     

    i druga część:

    A co do mieszkania. Bardzo podobna sytuacja. Mieszkał u mnie syn znajomej mojej mamy. Bez umowy, bez zameldowania, tylko płacił mi miesięcznie do ręki za wynajem. Gdy chciałam żeby wreszcie się wyprowadził - odmówił. Powiedział, że jest użytkownikiem pokoju i ma to gdzieś. I w sądzie wyszło to samo co z w/w autem. Ponieważ miał klucze do domu, tzn że mógł użytkować lokal. Wszyscy widzieli, że użytkuje tylko 1 pokój, więc się go trzymał. I też małe szanse były żeby się wyniósł "bo mu się należy". Każda wymiana zamków w drzwiach, czy wyniesienie rzeczy z mieszkania to było naruszenie posiadania. Ba, ja nawet za to karę w sądzie dostałam- odszkodowanie dla gościa za straty moralne. (wg Art. 344. § 1. Przeciwko temu, kto samowolnie naruszył posiadanie, jak również przeciwko temu, na czyją korzyść naruszenie nastąpiło, przysługuje posiadaczowi roszczenie o przywrócenie stanu poprzedniego i o zaniechanie naruszeń. Roszczenie to nie jest zależne od dobrej wiary posiadacza ani od zgodności posiadania ze stanem prawnym, chyba że prawomocne orzeczenie sądu lub innego powołanego do rozpoznawania spraw tego rodzaju organu państwowego stwierdziło, że stan posiadania powstały na skutek naruszenia jest zgodny z prawem.) Ale na szczęście matka gościa wstydziła się i przepisała na niego mieszkanie. I tu nam się udało, bo sąd stwierdził, że w takiej sytuacji gość ma gdzie mieszkać i zarządził eksmisję. A że gość powiedział, e jego mieszkanie nie nadaje się do zamieszkania i wymaga gruntownego remontu, to eksmisja miała nastąpić w ciągu 3 lat - tyle dostał czasu na zebranie kasy i wyremontowanie. Cała sprawa toczyła się 7 lat. Z odwołaniami .

  3. @jahu a nie jest tak że kosztem jest tylko auto osobowe do 20.000 Euro (w kredycie) a powyżej tej kwoty już nie jest tak liczone?

     

    Masz rację, a będąc precyzyjnym: do kosztów uzyskania przychodu, zalicza się tylko kwotę amortyzacji nie przekraczającą równowartości 20 tys. Euro.

    Czyli rozpatrując auto warte powyżej 20.000 tys. Euro korzystniej jest mieć auto w leasingu lub sprzedać je przed zamortyzowaniem 20.000 Euro. Wtedy trzeba się trochę gimnastykować, odpowiednio zaliczać odpisy amortyzacyjne jako koszt i odpowiednio sobie parę rzeczy zinterpretować.

  4. A ja mam wrażenie, że przy kredycie jest to dość podobnie. Cała część odsetkowa jest kosztem, dodatkowo całe auto amortyzuję. Sumarycznie, zatem wartość całego auta i całych odsetek pomniejsza mój przychód.

    Dobrze napisałeś: "wrażenie".

    1. W kredycie TYLKO odsetki są kosztem, za to (aktualnie) ok. 4 razy większe niż w leasingu (np. 3-letnim) :D

    2. Nie możesz amortyzować krócej niż 5 lat, czyli odliczanie trwa dłużej (zakładam, oczywiście, leasing krótszy niż 5 lat)

    Wolę sprostować. Używane auto o wartości 60.000 zł amortyzuję przez 30 miesięcy, czyli miesięcznie rata amortyzacji to 2000 zł, to jest mój koszt uzyskania przychodu. Dodatkowo przyjmijmy koszt kredytu (odsetki i prowizja) 6.000 zł - to także jest mój koszt, odliczany miesięcznie, zależnie od wielkości części odsetkowej raty kredytu.

    Gdy biorę leasing na 30 miesięcy (przyjmijmy dla uproszczenia 3.000 zł opłaty wstępnej i 3.000 zł wykupu, i całkowity koszt taki sam: 6.000 zł), mam ratę miesięczną 2000 zł (która jest kosztem) + dodatkowo 3000 zł kosztu na początku i 3000 zł na końcu. Zatem podatek zapłacę dokładnie tak samo mniejszy w obu przypadkach, co do złotówki (jeśli przyjmę koszt kredytu=koszt leasingu).

     

    Różnica w leasingu zatem jest:

    - zwykle koszt leasingu jest tańszy od odsetek kredytu

    - leasing dla osób mających słabą przeszłość ubezpieczeniową daje możliwość korzystniejszego ubezpieczenia

    - inaczej wpływa na wynik firmy

    - dla osób prowadzących działalność gospodarczą kredyt wpływa na zdolność kredytową

    - auto będące w kredycie jest moje, ja jestem właścicielem, bank ma "tylko" założony zastaw na samochód (nie jest współwłaścicielem jak to było napisane), zatem spłacając wcześniej kredyt bank musi zwolnić zastaw, nie ma dodatkowych opłat, sama spłata dotyczy tylko kapitału itd. Ja z tego korzystałem, gdy miałem szkodę całkowitą.

    - amortyzacja nowego samochodu to 60 miesięcy, używanego 30, a leasing dobieramy sobie jak chcemy (możemy skalkulować zależnie od zakładanych przychodów)

     

    Myślę, że inaczej niektóre z tym wad i zalet traktują osoby mające działalność tylko do fakturowania różnych ekstra zleceń, inaczej osoby będące na samozatrudnieniu, a inaczej mające kilku i kilkudziesięcioosobowe firmy.

  5. Do tego, inni forumowicze wspominali, CAŁA rata leasingowa stanowi koszt uzyskania przychodu, co oznacza, że przy 18% podatku dochodowym, auto kosztuje mnie o właśnie tyle MNIEJ! Trzeba jednak pamiętać, ze taki pojazd, PO wykupie, a przy sprzedaży stanowi PRZYCHÓD, co oznacza, że podatek od wartości sprzedaży TRZEBA ZAPŁACIĆ, tyle tylko, że 1: mniej (no bo sprzedajemy raczej za mniej niż kupujemy, chociaż wolelibyśmy odwrotnie :-)), 2: PÓŹNIEJ, 3: "zniesie się" z podatkiem za zakup kolejnego autka... :-)

     

    A ja mam wrażenie, że przy kredycie jest to dość podobnie. Cała część odsetkowa jest kosztem, dodatkowo całe auto amortyzuję. Sumarycznie, zatem wartość całego auta i całych odsetek pomniejsza mój przychód. Nazywa się to inaczej (przy leasingu to po prostu koszt, przy amortyzacji odpisy + odsetki jako koszt), ale matematycznie zapłacę podatek o tyle samo mniej w obu przypadkach. Różnica polega tylko w okresie amortyzacji (przy nowych autach amortyzacja jest mniej korzystna, bo dłuższa, ale przy używanych to tylko 30 miesięcy). Dla mnie jako mikro-przedsiębiorstwa nie ma dodatkowych różnic (dziś nie stanowi dla mnie różnicy to jak jeden i drugi sposób finansowania wpływa na wynik mojej "firmy", ale wiem że może to też mieć dla kogoś znaczenie).

     

    Podobnie ze sprzedażą, w obu przypadkach od wartości sprzedaży muszę zapłacić podatek.

     

    Dla mnie największą wadą leasingu to kłopot, gdy mam szkodę całkowitą lub taką, po której nie chciałbym już tym autem jeździć. Mając leasing zawsze opłacalniej jest naprawić auto.

  6. A ja właśnie podrążę. Lewy pas służy do jazdy w sytuacji, gdy nie ma możliwości jazdy innym. Prędkość jest sprawą drugorzędną. Natomiast do szału mnie doprowadzają ludki, którzy za wszelką cenę chcą wymusić przestrzeganie przez innych przepisów. Wiele razy spotkałem się z sytuacją, że ktoś jadący lewym pasem z max dopuszczalną prędkością za nic nie chce "puścić" tego szybszego. Wiem, że w 99% przypadków "ten szybszy" będzie tak jechał, bo ma takie widzimisię. Ale pozostają przypadki np jazdy z dzieckiem do szpitala czy z rodzącą żoną. :evil: Od wymuszania stosowania się do przepisów są odpowiednie służby a nie cywilni kierowcy. Z tego punktu widzenia nie zgadzam się z Twoim twierdzeniem.

     

    OK. Czyli Ty śpiesząc się i łamiąc przepisy masz prawo zmuszać innych użytkowników do respektowtania przepisu o lewym pasie, a gość, który jedzie lewym pasem, nie ma prawa zmuszać cię do respektowania przepisów dot. prędkości? Obaj łamiecie przepisy, tylko inne, obaj chcecie zmusić drugą stronę do respektowania przepisów jednocześnie łamiąc je. Inna sprawa, że nie wiem o jakiej drodze mówimy. Jeśli mówimy o autostradzie, drodze ekspresowej czy np. gierkówce, to absolutnie nie pochwalam jazdy lewym pasem i w 100% się zgadzam z Tobą. Ale miasto rządzi się innymi prawami, w szczególności małe czy średnie ze skrzyżowaniami co 200 metrów. I właśnie o sytuacji w takim mieście piszę. Zresztą nawet w wielkim mieście przy dużym ruchu zjeżdżanie co chwilę na prawy pas to jest jakieś nieporozumienie. Dla mnie EOT, bo to chyba nie miejsce na takie dywagacje.

  7. Pozdro dla wszystkich pieniaczy i blokujących lewy pas, który przypominam służy tylko do wyprzedzania, a nie do jechania z przepisową prędkością. :razz:

     

    Gość który jedzie lewym pasem w miarę przepisową prędkością wybrał sobie do łamania inne przepisy niż Ty chcąc jechać szybciej przekraczając prędkość. Spójrz na to z tej strony. Obaj łamiecie przepisy. A kwestią sporną jest co jest bardziej niebezpiecznie. Ale to tylko mała dygresja - inaczej sprawa wygląda w mieście, inaczej w trasie a jeszcze inaczej na autostradzie. Nie ma co drążyć tematu.

     

    [ Dodano: Sob Mar 28, 2009 5:23 pm ]

    kto powoduje większe zagrożenie na drodze, gość który jedzie pewnie np.180 km/h, czy ktoś, kto się boi jezdżić i jedzie np. 60km/h i nie wie gdzie i jak jechać?

    Hmn. Jeśli sytuacja nie dzieje sią na drodze ekspresowej i na autostrdzie to zdecydowanie gość jadący 180 km/h. Żaden użytkownik drogi nie jest zobowiązany do zakładania, że "za rogiem" będzie jechał gość 180. Czy to w mieście, czy na zwykłej drodze poza miastem. Wielokrotnie miałem sytuacje, gdy jadąc sporo powyżej dopuszczalnej poza obszarem zabudowanym musiałem ostro hamować, bo z przeciwka wyprzedzał ktoś kto uważał, że zmieści się przede mną - ja w takiej sytuacji dostrzegam przede wszystkim swoją winę, a nie emeryta, który nie dostrzegł, że 5 km przed nim zbliża się pirat drogowy (czyli ja).

     

    Wszystkie analizy potwierdzają, że Polacy potrafią w miarę właściwie ocenić prędkość innego pojazdu poruszającego się z prędkością nie większą niż 140 km/h. Jazda powyżej tej granicy (na naszych drogach) niestety pociąga za sobą bardzo duży wzrost ryzyka, powtarzam jeszcze raz - z powodu braku umiejętności oceny Twojej prędkości przez innych, a nie dlatego, że Ciebie przerośnie.

    Zaskakujące jest że 90% kazaków z polskich dróg (nazwijmy tak roboczo wszystkich, którzy jeżdżą zdecydowanie powyżej dopuszczalnej prędkości), gdy wyjadą do Niemiec czy Norwegii to nagle potulnieją i potrafią jechać zgodnie z przepisami. 140 km/h poza drogami ekspresowymi i autostradami to zdecydowanie za dużo. Wielu z nas jeździ właśnie z taką prędkością przelotową - sam nie jestem święty. Miejcie świadomość, że jest to zdecydowanie za szybko w wielu sytucjach na polskich drogach.

     

    Wracając do tematu mandatów: ostatnio 200 zł i 2 (chyba ?) punkty karne za wjazd na zakazie na stacje benzynową jadąc samochodem bez dokumentów. Jakiś służbista jechał właśnie na służbę (było za 10 siódma). eh. życie. dobrze, że z lawety się wykręciłem.

  8. Ale z tym co pisalem ze kupowanie takich samochodow jak M5 to glupota to przy tym pozostaje. Nawet jak sie ma pieniadze sa fajniejsze wozy z klasa. XJR to znam ale jako XJR1300 to mialem przed CBR ale byla mi za ciezka :evil:

    a potem:

    mile,

    nie zrobilem nawet kilometra bo to auto mnie wogole nie rajcuje.

     

    Trochę dziwny ten wątek i ta dyskuja. Rozumiem, że auto może Ciebie nie rajcować, ale to nie znaczy, że jego kupno jest głupotą, albo właściciel jest głupcem. A może kupno każdego auta jest głupotą? Takie STI to przecież czyste marnowanie kasy. Motoryzacja dlatego jest taka różnorodna, żeby każdy mógł znaleźć coś dla siebie, albo odwrotnie. I to jest fajne. Gdyby ludzie kupowali tylko auta racjonalne to jeździlibyśmy VW, Skodami, Citroenami, Peugeotami i Fiatami.

     

    Naprawdę spójrzcie na świat trochę szerzej, nie poprzez pryzmat stereotypów. Rozumiem własne preferencje, ale to nie znaczy, że ktoś z innymi preferencjami jest głupcem, nie wszyscy muszą mieć najszybsze auto na 1/4 czy na zakręcie, nie wszyscy muszą mieć super napęd 4x4.

     

    Inna sprawa, że w tym wątku aż śmierdzi dresiarstwem.

  9. Ale wracajac do rankingow, to tam jest wszystko jasne, czyli renault nigdy nie zajmuje czolowe miejsca i tyle. W liderach mamy mazde,subaru,toyote, porsche, ostatnio cos z bmw tam trafilo, a nie jakies tam laguny. to ze komus udalo sie kupic lagune , ktora sie nie psuje, to raczej ma troche szczescia w zyciu, bo przeciez nie moze sie psuc 100% lagun.

    pozdro

     

    A co powiecie na to:

    Ranking niezawodności DEKRA?

    To już nowe renault, które według zapewnień miało zrywać ze stereotypem awaryjnego auta. I jak widać udało się.

  10. Ja tam nie narzekam na francuskie samochody. Mam taki jeden na LPG i nic się to auto nie chce psuć, paliwo kosztuje tyle co nic, przeglądy też, auto śmiga u mnie już trzeci rok po 40 kkm rocznie. Czasem trzeba jakąś naprawę wykonać za 100 albo 200 zł, dla mnie super-ekonomiczny samochód. Nie daje takiej frajdy z jazdy co GT, ale nie mogę o nim złego słowa powiedzieć. Taki fajny tani kompakcik.

     

    Nie ma sensu wrzucać wszystkich francuzów do jednego wora. Nawet w Renault dostrzegli problem z jakością i sporo poprawili w ostatnich latach. Zresztą spójrzcie na Subaru obiektywnie - np. skrzynia i panewki w GT też nie należą do najtrwalszych, serwis nie najtańszy, części..... "nic do subaru kosztuje tyle co drobiazg do BMW" (czy jakoś tak) itd.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...