Skocz do zawartości

Maroko, czy ktoś z Was już był ?


Adi

Rekomendowane odpowiedzi

  • 2 tygodnie później...

No to wróciłem!!!

Pojechałem tam w 3 pokoleniach, zabrałem córkę, żonę i mamę. :facepalm:

Jak wcześniej wspomniałem, moja wyprawa miała mieć w dużym stopniu charakter kulinarny. Toteż wróciłem nieco cięższy, ale za to z tysiącem inspiracji kulinarnych. ;)

Zaczęliśmy standardowo od Marrakeszu. Wynająłem Riad w uliczce dochodzącej do placu Jamal. Tam też zaczęliśmy chłonąć klimat. Po kilku godzinach miałem serdecznie dosyć nagabywaczy, nie ma możliwości przejść spokojnie 30 metrów, bez propozycji masażu, tatuażu, zdjęcia z małpą, czy tez z innym wężem, kupna rozmaitych nikomu nie potrzebnych rzeczy włącznie z haszyszem. :facepalm:

Ale co tam, przyjechałem tu po inspiracje. Na początek bezpiecznie poszliśmy do restauracji poleconej przez mojego nowego marokańskiego przyjaciela- nieco zboczonego Samira ;) , właściciela naszego Riadu. Zamówiliśmy Taginy z kurczakiem i kiszoną cytryną- rewelacja, z jagnięciną- dobry i kefte- słaby. Do tego oczywiście herbatka zielona z miętą, nalewana z dużej wysokości, żeby stworzyć pianę.

Po posiłku moje dziewczyny wchłonął plac z niekończącymi się straganami, a ja poszedłem do Riadu przygotowywać się na wieczorny posiłek tzn. razem z Samirem wypiliśmy butelkę whiskey na odwagę i ruszyłem na ekstremalny posiłek- głowę kozy. :P

Samir powiedział mi, że najlepszy jest mózg i język- nie mylił się. W związku z tym, że miałem trochę "w czubie" szybko się zaprzyjaźniłem z moimi nowymi przyjaciółmi- współbiesiadnikami. Były misie i chyba nawet tańce. :D:facepalm:

 

Później jeszcze obowiązkowa zupka harira i ślimaki, które przyznam, że jadałem w wielu miejscach znacznie smaczniejsze.

Rzecz jasna co jakiś czas należy wypić świeżo wyciskany sok.

W następny dzień w Marrakeszu postanowiłem, że zjemy w jak najbardziej nieturystycznej knajpie.

Długo szukałem, chodząc po uliczkach, aż urzekła mnie pozbawiona jakiejkolwiek higieny i czystości knajpka. ;) Dostaliśmy taginy na przykryty ceratą stół, który nie był posprzątany po poprzednich gościach, ale kto by się przejmował takimi drobiazgami. Był mega lokalny klimat, a jedzenie najlepsze jak do tej pory.

Tagine z kurczakiem i fasolką i mój z jagnięciną i suszonymi śliwkami. Do tego fasolka w sosie i żołądki baranie, coś jak nasze flaki.

Kelner- dziadziuś bardzo nas polubił, więc skorzystałem i poprosiłem o naukę ich sztuki kulinarnej. Bardzo fajnie z uśmiechem, ale w obcym mi arabskim języku wszystko zostało mi dokładnie wytłumaczone. Nawet sam trochę popróbowałem gotować :bowdown: . Super!!!

Po wyjściu szybka wizyta u pucybuta i znowu plac. Na moją córką wskoczyła małpa, dałem banknot jej opiekunowi i cyknąłem kilka zdjęć i nagle nie wiedzieć czemu na mnie siedziały już dwie małpy. Zazwyczaj jestem asertywny i nie daję się załatwić w ten sposób, ale w tym przypadku nie mogłem oprzeć się temu zwierzęcemu magnetyzmowi :blush: . I poszły następne banknoty dla następnych ludzi od małp, później dla ludzi od tatuaży, i dla wielu ludzi którzy nam co chwile coś sprzedawali. ;)

Wieczorem były szaszłyki-kebaby z jagnięciny, kotlety jagnięce, harira i oczywiście herbatka.

Dziwny naród, wszyscy siedzą w knajpach i piją herbatę, a nie jak my cywilizowany naród alkohol. :evil2:

Ale w niektórych knajpkach można napić się czegoś na rozluźnienie.

Rano wynajęliśmy przepiękną Dacię Logan i :superhero: pojechaliśmy do Al Sawiry.

Wiało bez mała jak w kieleckim, ale było ciepło.

Jako, że nad oceanem to zjedliśmy tagina rybnego- kiepski i mix ryb i owoców morza- takie sobie. Pobyczyliśmy się trochę na plaży, pozwiedzaliśmy miasto i znowu na rybki. Tym razem do portu.

Zamówiłem, wybierając surowe ryby i owoce morza chyba wszystko co żyje w oceanie. Ale przyrządzał je jakiś ignorant. Bo jak można tak spieprzyć tak dobry i wdzięczny produkt. Jedzenie poprzypalane i ogólnie bez wyrazu. :th_dash:

Następny dzień- wodospady Ouzoud. Widoki przecudowne, taginy poprawne.

Po powrocie do Marrakeszu doszliśmy do wniosku, że zmieniamy miejsce.

Pojechaliśmy na południe do Sidi Ifni, miasteczka nad oceanem. Tam oczywiście na polecanej przez Szczura75 plaży Legzira popływałem nieco w wysokich falach oceanu, moje dziewczyny pozostały na plaży.

Potem postanowiliśmy dać jeszcze jedną szansę rybom. Znaleźliśmy niewielką knajpkę gdzie tagine rybny okazał się wybitnym dziełem kulinarnym, a pozostałe ryby, kalmary, krewetki małże i homar obłędne :drool: . Jak wychodziłem to niemal nie mogłem się ruszać z przejedzenia.

Mieszkaliśmy w hotelu nad brzegiem oceanu i w następny dzień specjalnie nic nie zjadłem na śniadanie, żeby zrobić sobie więcej miejsca na te pyszności. Przez 2 dni stołowaliśmy się niemal wyłącznie tam, z wyjątkiem jednego wypadu do eleganckiej restauracji na coś co przypominało paellę. Dobra, ale w Hiszpanii i w swoim domu jadam lepsze. :P

Wracając do Marrakeszu wkradł się mój brak odpowiedzialności. Na autostradzie Zapaliła się rezerwa i przejeżdżając koło stacji powiedziałem spokojnie, dojedziemy do następnej- nie dojechaliśmy. Samochód stanął ok 3 kilometry od zjazdu z autostrady.

Pomyślałem- dopchamy, ale po 100 metrach doszedłem do wniosku, że to debilny pomysł. Aż tu nagle stanął koło nas samochód. Wysiadł z niego, jak się później okazało bardzo miły Berber i zaoferował pomoc. Chciał mnie ściągnąć, ale nie mieliśmy linki. Z jego samochodu wysiadły tradycyjnie ubrane kobiety i zaczęły ściągać chustki, myśląc, że nimi zastąpią hol. Ale zatrzymaliśmy pick-upa, który miał upakowaną na kilka metrów w górę pakę i mój nowy przyjaciel z nim pogadał w niezrozumiałym dla mnie narzeczu, odcięli kawałek linki z jego przewiązanej paki i na 1,5 metrowym holu mnie ściągnął do zjazdu.

Jednak po drodze przechodziła pod autostradą droga poprzeczna. Zatrzymaliśmy się i Taoufik-tak się nazywał, głośnym arabskim krzykiem zatrzymał przejeżdżającego człowieka na motorku. Wysłał swojego syna do niego po stromej skarpie i razem na motorku pojechali na stację benzynową. Wrócili z 3 butelkami po 2 litowej coli z benzyną. Nalali mi, wyciągam pieniądze, za paliwo i na podziękowanie (każdy w Maroko czeka zawsze na pieniądze) a Taoufik nie chce przyjąć, mówi, że to pomoc-prezent dla mnie. Ganiałem go z tymi pieniędzmi, ale pozostał twardy. Otworzył jeszcze bagażnik, dał mi kilka pomarańczy i własnej roboty duży słój masy orzechowej z miodem. Jego żona ściągnęła z szyi naszyjnik z jakimiś świecidełkami i dała go mojej mamie. Niesamowite!!! Wszyscy się strasznie cieszyliśmy, że nam zabrakło paliwa, dzięki temu spotkaliśmy tych ludzi i nasz pogląd o Marokańczykach diametralnie się zmienił. :)

Wróciliśmy do Marrakeszu, zjedliśmy kilka taginów, pastillę z gołębiem- niezła, i couscous z kurczakiem- średni.

Rano samolot i bye bye Maroko.

 

Generalni to bardzo fascynujący kraj, pełen kontrastów, pomieszanych kultur, a dzięki temu wielkiej tolerancji. Na pewno tu wrócę. Tymczasem zabieram się za odtworzenie nowo poznanych smaków w swojej kuchni. Wszystko rzecz jasna umieszczę na www.kulinarnatv.pl

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...