Skocz do zawartości

cham na drodze


GregorBa

Rekomendowane odpowiedzi

 

Facet wpychający się przed Ciebie na stacji - czy zdarza się to co dzień, czy zdarzyło jednokrotnie?

Mniej więcej raz na miesiąc.

 

 

No to dobry jesteś. Szukaj przyczyny u siebie. Bo to nie jest normalne :(

 

 

 

Łebek mu zajechał, po czym oczywiście wyskoczył z auta i chciał się bić.

 

Nic pomiędzy "zajechał" a "po czym wyskoczył i chciał się bić" nie było?

 

Sygnał dźwiękowy, jeśli o to Ci chodzi :)  Ale chyba po coś go zamontowali w każdym aucie?

 

Tak. Aby ostrzec o potencjalnym niebezpieczeństwie. A nie aby "opieprzać"  - a to duża różnica w wydźwięku :)

 

 Dobra, możemy przyjąć, że jestem wariatem, może nawet idiotą, OK? :P

 

To oddaj kluczyka do Subaru. :P:biglol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ale proszę: MOŻE JUŻ DOŚĆ? Wróćmy do tematu wątku, bo zaczynają tu niektórzy robić analizę psychologiczną mojej osoby.

 

Dla mnie luz. Poza tym wziąwszy pod uwagę, że napisałeś 2/3, albo nawet 3/4 wszystkiego, to raczej sam sobie ją zrobiłeś. I nie wiem, czy przypadkiem nie wyszło tak sobie.

Edytowane przez bartosz51
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Nie wiem, czemu twierdzisz, że nie jestem wyluzowany. Chyba masz obraz jakiegoś mianiaka, śliniącego się i przeklinającego, napiętego i z wytrzeszczonymi oczami podczas pisania tych postów   Zapewniam Cię, że jestem wyluzowany, zresztą równolegle naprawiam drugi komputer, a no moim licytuję sobie różne rzeczy na Allegro. Że poglądy mam kontrowersyjne, to nie znaczy, że się spinam, wbrew pozorom nawet za kierownicą jestem zazwyczaj spokojny, a Wy tworzycie obraz jakiegoś potwora
 

 

Nie mam, Tichy, nie mam, tylko jak pisales o jakichs siekierach, maczetach i palach w aucie to nie sprzyja jakos obrazowi czlowieka majacego dystans :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W moim życiu miałem trzy takie sytuacje drogowe, o których pisze Tichy, gdzie właściwie ich eskalację sam sprowokowałem.
No cóż, młody gniewny byłem i chciałem walczyć z niesprawiedliwością tego świata i chamstwem na drodze, może to był u mnie syndrom Janosika i samozwańczego Szeryfa drogowego? Nie wiem, nie piję do nikogo, piszę tu o sobie. Potraktujecie to z przymróżeniem oka, albo jako ku przestrodze, albo jak spowiedź księdza Subarobaka ;)

 

1. Gość siedzi na zderzaku, ja jadę przepisowo i trzymam odstęp do poprzednika. Gość podjeżdża i robi przegazówki, błyska długimi.
Muśnięcie hamulca tylko zaostrzyło sytuację, a więc redukcja i najpierw noga z gazu, gdzie gość o mało mi nie wjechał do d... zderzaka.
Zaczął się więc wyścig moje Clio vs. stary Escort. Dwa kilometry pościgu, wyprzedzanie na gazetę, gość doszedł mnie przy skrzyżowaniu, gdzie była już kolejka na lewoskręcie. Wysiadł z auta, lecz zanim zrobił kilka kroków, by mi coś wytłumaczyć, ja zjechałem do rowu i omijając całą kolumnę bokiem i uciekłem.
Spociłem się.

 

2. Ta sama droga, przeciwny kierunek, wieczorna przejażdżka rowerem z pełnym oświetleniem, kask, kamizelka. W lusterku (turystyk) zbliża się Civic, gość wyraźnie ma nerwy, bo z przeciwka parę samochodów, a ja uparty nie zjeżdżam do rowu, tylko trzymam się asfaltu, a on nie może mnie wyprzedzić. W końcu jestem pełnoprawnym użytkownikiem drogi czy nie? Pół metra od krawędzi dziurawej drogi i jadę swoje. Klakson, nawet parę razy, a ja jadę. W końcu luka, gość daje po heblach i z ryjem do mnie. Pyskówka, gościowi język się plącze, musi się drzwi trzymać, a ja do niego: jak chcesz jeździć autem, to najpierw bądź trzeźwy! Trafiłem w dychę, bo gość wyraźnie chwiał się na nogach, a ja powiedziałem, że zadzwonię na policję, czy coś takiego, a gość do mnie: nie dojedzież do domu, zabiję cię! Odburknąłem: spróbuj. No więc w tył zwrot i rura, do domu ponad dwa kilometry, do znajomych cztery. Wierzcie mi, ten gość mówił to serio, zawrócił i za mną. Na pełnej prędkości chciał mnie rozjechać, ratowałem się ucieczką do rowu, nawrót i ucieczka w drugą stronę. Powtórzyło się to jeszcze dwa razy, ale udało mi się dotrzeć do pierwszej posesji i wjechałem przez uchyloną bramę, więc gość odpuścił i zwiał. Numerów nie pamiętam, nie byłem w stanie tego zapamiętać.

 

3. Trzecia sytuacja dwupasmówka, ograniczenie do 70. Ja ruszałem ze świateł, dosyć szybko, na prawym pasie ciągły się TIRy, więc pozostałem chwilę na lewym z zamiarem wyprzedzenia i zjechania w pierwszą lukę. Z przodu osobówki, z tyłu klakson i błyski, jakiś przedstawiciel handlowy Corsą. Zjechał przed nos TIRa, wyprzedził mnie prawym, gdzie właśnie chciałem zjeżdżać, wygestykulował, co mnie myśli i pojechał. 

 

Za pół kilometra to samo: światła, ruszamy żwawo, ciągną się TIRy, a w lusterku poganiacz w BMW, błyski, sygnał dźwiękowy, więc noga na gaz, i do pierwszej luki, puściłem dresa (w moim mniemaniu) i z powrotem na lewy i gaz do dechy. Tego było mi za wiele, nie odpuszczę! Ja też potrafię! Ledwie nabrałem prędkości, a w lusterku kolejny poganiacz, błyski, sygnały, Vectra. Co za ludzie, myślę, wciskam gaz do dechy, szukam luki, ale nie mam zamiaru kolejnemu odpuszczać, tylko dlatego, że mam mniejsze auto. Spojrzenie w lusterko, błyski, sygnały, dyskoteka ze światłami, bo to Vectra, policyjna zresztą. 

 

Zjazd na pobocze i zaproszenie z dokumentami do wozu. W środku Pan Władza do mnie... : Panie, aleś pan to spierd...! Myśmy to BMW gonili od trzech kilometrów, a pan się tak wystawił. Tamtego mamy na filmie, ale pan tak pojechał, że musieliśmy pana ściągnąć z drogi! Efekt: 21 punktów i 1200PLN.

Zapisałem się na szkolenie, żeby zdjąć 6 punktów i cały rok jeździłem z jajkiem na gazie. Tak uleczona została moja głupota, syndrom pouczyciela drogowego, Janosika, Zorro i Szeryfa drogowego. Po tym wszystkim najbardziej boli mnie duma, ale zacząłem po prostu jeździć inaczej.

PS: kamieni nie rzucam, bom bez winy nie jest. To tylko ku przestrodze.




_____
Gesendet vom iPhone mit Tapatalk

Edytowane przez Christoph
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W moim życiu miałem trzy takie sytuacje drogowe, o których pisze Tichy, gdzie właściwie ich eskalację sam je sprowokowałem.

No cóż, młody gniewny byłem i chciałem walczyć z niesprawiedliwością tego świata i chamstwem na drodze, może to był u mnie syndrom Janosika i samozwańczego Szeryfa drogowego? Nie wiem, nie piję do nikogo, piszę tu o sobie. Potraktujecie to z przymróżeniem oka, albo jako ku przestrodze, albo jak spowiedź księdza Subarobaka ;)

1. Gość siedzi na zderzaku, ja jadę przepisowo i trzymam odstęp do poprzednika. Gość podjeżdża i robi przegazówki, błyska długimi.

Muśnięcie hamulca tylko zaostrzyło sytuację, a więc redukcja i najpierw noga z gazu, gdzie gość o mało mi nie wjechał do d... zderzaka.

Zaczął się więc wyścig moje Clio vs. stary Escort. Dwa kilometry pościgu, wyprzedzanie na gazetę, gość doszedł mnie przy skrzyżowaniu, gdzie była już kolejka na lewoskręcie. Wysiadł z auta, lecz zanim zrobił kilka kroków, by mi coś wytłumaczyć, ja zjechałem do rowu i omijając całą kolumnę bokiem i uciekłem.

Spociłem się.

2. Ta sama droga, przeciwny kierunek, wieczorna przejażdżka rowerem z pełnym oświetleniem, kask, kamizelka. W lusterku (turystyk) zbliża się Civic, gość wyraźnie ma nerwy, bo z przeciwka parę samochodów, a ja uparty nie zjeżdżam do rowu, tylko trzymam się asfaltu, a on nie może mnie wyprzedzić. W końcu jestem pełnoprawnym użytkownikiem drogi czy nie? Pół metra od krawędzi dziurawej drogi i jadę swoje. Klakson, nawet parę razy, a ja jadę. W końcu luka, gość daje po heblach i z ryjem do mnie. Pyskówka, gościowi język się plącze, musi się drzwi trzymać, a ja do niego: jak chcesz jeździć autem, to najpierw bądź trzeźwy! Trafiłem w dychę, bo gość wyraźnie chwiał się na nogach, a ja powiedziałem, że zadzwonię na policję, czy coś takiego, a gość do mnie: nie dojedzież do domu, zabiję cię! Odburknąłem: spróbuj. No więc w tył zwrot i rura, do domu ponad dwa kilometry, do znajomych cztery. Wierzcie mi, ten gość mówił to serio, zawrócił i za mną. Na pełnej prędkości chciał mnie rozjechać, ratowałem się ucieczką do rowu, nawrót i ucieczka w drugą stronę. Powtórzyło się to jeszcze dwa razy, ale udało mi się dotrzeć do pierwszej posesji i wjechałem przez uchyloną bramę, więc gość odpuścił i zwiał. Numerów nie pamiętam, nie byłem w stanie tego zapamiętać.

3. Trzecia sytuacja dwupasmówka, ograniczenie do 70. Ja ruszałem ze świateł, dosyć szybko, na prawym pasie ciągły się TIRy, więc pozostałem chwilę na lewym z zamiarem wyprzedzenia i zjechania w pierwszą lukę. Z przodu osobówki, z tyłu klakson i błyski, jakiś przedstawiciel handlowy Corsą. Zjechał przed nos TIRa, wyprzedził mnie prawym, gdzie właśnie chciałem zjeżdżać, wygestykulował, co mnie myśli i pojechał.

Za pół kilometra to samo: światła, ruszamy żwawo, ciągną się TIRy, a w lusterku poganiacz w BMW, błyski, sygnał dźwiękowy, więc noga na gaz, i do pierwszej luki, puściłem dresa (w moim mniemaniu) i z powrotem na lewy i gaz do dechy. Tego było mi za wiele, nie odpuszczę! Ja też potrafię!

Ledwie nabrałem prędkości, a w lusterku kolejny poganiacz, błyski, sygnały, Vectra. Co za ludzie, myślę, wciskam gaz do dechy, szukam luki, ale nie mam zamiaru kolejnemu odpuszczać, tylko dlatego, że mam mniejsze auto. Spojrzenie w lusterko, błyski, sygnały, dyskoteka ze światłami, bo to Vectra, policyjna zresztą.

Zjazd na pobocze i zaproszenie z dokumentami do wozu. W środku Pan Władza do mnie... : Panie, aleś pan to spierd...! Myśmy to BMW gonili od trzech kilometrów, a pan się tak wystawił. Tamtego mamy na filmie, ale pan tak pojechał, że nie musieliśmy pana ściągnąć z drogi! Efekt: 21 punktów i 1200PLN.

 

Zapisałem się na szkolenie, żeby zdjąć 6 punktów i cały rok jeździłem z jajkiem na gazie. Tak uleczona została moja głupota, syndrom pouczyciela drogowego, Janosika, Zorro i Szeryfa drogowego. Po tym wszystkim najbardziej boli mnie duma, ale zacząłem po prostu jeździć inaczej.

 

PS: kamieni nie rzucam, bom bez winy nie jest. To tylko ku przestrodze.

 

 

 

 

_____

Gesendet vom iPhone mit Tapatalk

Pouczająca historia, tylko skąd te aż 21 punktów

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Suma wykroczeń i kumulacja, bo w międzyczasie było ograniczenie, linia ciągła, niezachowanie odstępu i za cholerę nie chciałem dać się wyprzedzić tym z tej Vectry ;)

 

 

_____

Gesendet vom iPhone mit Tapatalk

Edytowane przez Christoph
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

a ja uparty nie zjeżdżam do rowu, tylko trzymam się asfaltu

Miałem podobnie lata temu, od tego czasu przestałem jeździć rowerem po ulicach (chyba że b.mało uczęszczanych). Tylko u mnie było to w środku dnia. Nawet chciałbym facetowi zjechać, ale naprawdę nie było gdzie, typowa polska droga za miastem, wąziutki 1 pas, zero pobocza (cały czas trawa i krzaki tuż przy granicy asfaltu), ja na typowej kolarce, kierownica typu baran, oponki cienkie jak żyletki, prędkość ok. 40 km/h ;)  Facet (jechał takim niedużym dostawczym mikrobusikiem) się nie chrzanił jak u Ciebie, zrównał się ze mną i gwałtownie machnął kierownicą w prawo, spychając mnie w te pokrzywy do rowu. Zblokowałem tylne koło, nie dam głowy, czy przednie też, możliwe, bo i tak "szedłem rowem", więc o utracie toru jazdy nie było mowy ;)  Efekt hamowania takim rowerem po zielsku oczywiście był, jaki był, tj. mizerny. A tu zbliża się taki przepust betonowy, bo tam co chwila były wjazdy na pola dla traktorów... Zatrzymałem się ok. 50 cm od tego betonu - jakbym walnął, to nie wiem, czy byłoby co ze mnie zbierać. W rowerze skasowane oba koła i podbity widelec. Podobnie jak Ty nie miałem szans zapamiętać rejestracji. Zaznaczam, że to nie była żadna główna droga, ruch nieduży, a facet musiał przeczekać może raptem 6 aut z przeciwka, potem było pusto i mógł mnie spokojnie wyprzedzać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Miałem podobnie lata temu, od tego czasu przestałem jeździć rowerem po ulicach (chyba że b.mało uczęszczanych). Tylko u mnie było to w środku dnia. Nawet chciałbym facetowi zjechać, ale naprawdę nie było gdzie, typowa polska droga za miastem, wąziutki 1 pas, zero pobocza (cały czas trawa i krzaki tuż przy granicy asfaltu), ja na typowej kolarce, kierownica typu baran, oponki cienkie jak żyletki, prędkość ok. 40 km/h ;) Facet (jechał takim niedużym dostawczym mikrobusikiem) się nie chrzanił jak u Ciebie, zrównał się ze mną i gwałtownie machnął kierownicą w prawo, spychając mnie w te pokrzywy do rowu. Zblokowałem tylne koło, nie dam głowy, czy przednie też, możliwe, bo i tak "szedłem rowem", więc o utracie toru jazdy nie było mowy ;) Efekt hamowania takim rowerem po zielsku oczywiście był, jaki był, tj. mizerny. A tu zbliża się taki przepust betonowy, bo tam co chwila były wjazdy na pola dla traktorów... Zatrzymałem się ok. 50 cm od tego betonu - jakbym walnął, to nie wiem, czy byłoby co ze mnie zbierać. W rowerze skasowane oba koła i podbity widelec. Podobnie jak Ty nie miałem szans zapamiętać rejestracji. Zaznaczam, że to nie była żadna główna droga, ruch nieduży, a facet musiał przeczekać może raptem 6 aut z przeciwka, potem było pusto i mógł mnie spokojnie wyprzedzać.

 

możecie mówić co chcecie o agresji itd, ale ja też to przeżyłem nie raz,  takich stosujących przemoc wobec słabszych należałoby wywozić do lasu i porządnie mordę obić...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja wam powiem, że jeśli chodzi o chamstwo na drodze, czy buractwo jak kto woli, czy wpychanie się bez kolejki, to zawsze miałem przed oczami jakiegoś młokosa, cwaniaka itd. Niestety im dłużej żyję, z przykrością muszę stwierdzić, że zachowujący się w taki sposób, to w głównej mierze kobiety w okolicach 50 lat.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

powiem tak....

 

mam 190cm, ważę 130kg - kilka lat Kyokushin, 7 lat Kickboxingu, 4 lata boksu i dalej trenuję... i wiecie co - to uczy takiej pokory, że nie masz ochoty być agresywnym. Zgoda, jest potrzeba wiesz co robić, ale wszystkich "mocnych" gości których znam, łączy jedna cecha - spokój. Nie oszukujcie samych siebie że jesteście kozakami - bo nie jesteście. Nie oszukujcie samych siebie że jesteście bandziorami - bo nie jesteście. Nie oszukujcie samych siebie, że jesteście groźni - bo groźni możecie być tylko dla siebie i najbliższych. Nie oszukujcie samych siebie, że posiadanie pałek, gazów zrobi z Was stronę dominująca w konflikcie, bo nie zrobi. Największa siła nie tkwi w mięśniach, ale w głowie. Jeśli macie potrzebę, to mogę paru z "Was" "kozaków" wziąść na sprawdzenie, spuszczę łomot i zobaczycie jak to jest być agresorem, ale takie podejście do współuczestniczenia w życiu codziennym jest ostatecznościa, która powinniscie się kierować.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

powiem tak....

 

mam 190cm, ważę 130kg .

Bracie:D wreszcie ktoś słusznych rozmiarów. :D (prawie dokładnie moje dane) Ja teraz już co prawda nie trenuję, ale kilka lat zapasów, wiet vo dao i aikido również nauczyło mnie z jednej strony pokory, z drugiej dało spore poczucie pewności siebie. Prawda jest taka, że wystarcza mi sama świadomość, nic nikomu nie muszę udowadniać. To trochę jak jechać STI - wiesz, że prawie każdego jesteś w stanie objechać, ale bez mrugnięcia okiem dasz się wyprzedzić Pandzie w dieslu i nawet nie przyjdzie Ci do głowy, aby z nią rywalizować:) Także podpisuję się wszystkimi kończynami pod Twoim postem.

 

 

Wysłane z ajfona za pomocą tapatoka

Edytowane przez sjak
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@carlos-wrx święte słowa :) Jeśli na ulicy wyciągasz pałkę musisz brać pod uwagę że druga strona też wyciągnie sprzęt. Każda akcja budzi reakcję ;) Ja po kilku latach boksowania zawsze mam z tyłu głowy, że konfrontacja to ostateczność i wolę "czasem" ustąpić.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak zaczynałem trenować zapasy ważyłem ponad 80 kg, byłem dość wysportowany i ogólnie czułem się kozakiem. Do czasu, kiedy na jednym z pierwszych treningów miałem sparować z gościem 52 kg. Podszedłem na pewniaka, po czym nie bardzo wiedziałem gdzie jest góra a gdzie dół i dlaczego swoje nogi widzę na tle sufitu ... Także kozakowanie może się bardzo nieoczekiwanie skończyć, i obawiam się, że z każdy wyciągnięty przez Ciebie przedmiot może być użyty przeciwko Tobie. Jak Carlos napisał - wszelkie potyczki wygrywa się tylko i wyłącznie mózgiem. Na ulicy wygrana to nie dopuścić do konfrontacji :)

 

 

Wysłane z ajfona za pomocą tapatoka

Edytowane przez sjak
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak działa pewność siebie - przytoczę jeden przykład. Wiele lat temu idziemy z kumplem przez Ścianę Wschodnią w Warszawie. Środek nocy, zaczepia nas 3 ewidentnie szukających pieniędzy (albo guza) gości. Niespiesznie spojrzeliśmy się po sobie i nieco teatralnym gestem uśmiechnęliśmy się do siebie i zaczęliśmy zdejmować kurtki. Panowie spojrzeli się po sobie, stwierdzili, że z kimś nas pomylili i grzecznie odeszli.

I właśnie po tak zakończonych sytuacjach kryzysowych człowiek czuje się najlepiej psychicznie, duma ani ciało nie bolą, jesteś bezapelacyjnym zwycięzcą :)

 

Wysłane z ajfona za pomocą tapatoka

Edytowane przez sjak
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

To trochę jak jechać STI - wiesz, że prawie każdego jesteś w stanie objechać, ale bez mrugnięcia okiem dasz się wyprzedzić Pandzie w dieslu i nawet nie przyjdzie Ci do głowy, aby z nią rywalizować

 

Wracamy na forum Subaru :) sjak piękne słowa, również inne dziedziny życia nie tylko sporty walki maja wpływ na pokorę, spokój oraz opanowanie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

130 kg i 190 cm to naprwade gora miesni. Ja przy swoich 184 cm i 90 kg  trenuje 5 razy w tygodniu. No moze wiek jusz nie najmlodszy. Tez kiedys trenowalem Taekwondoo ale  uzyc tego na ulicy to jestes z automatu winny. Zreszta tylko glaby sie bija na ulicy

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

powiem tak....

 

mam 190cm, ważę 130kg - kilka lat Kyokushin, 7 lat Kickboxingu, 4 lata boksu i dalej trenuję... i wiecie co - to uczy takiej pokory, że nie masz ochoty być agresywnym. Zgoda, jest potrzeba wiesz co robić, ale wszystkich "mocnych" gości których znam, łączy jedna cecha - spokój. Nie oszukujcie samych siebie że jesteście kozakami - bo nie jesteście. Nie oszukujcie samych siebie że jesteście bandziorami - bo nie jesteście. Nie oszukujcie samych siebie, że jesteście groźni - bo groźni możecie być tylko dla siebie i najbliższych. Nie oszukujcie samych siebie, że posiadanie pałek, gazów zrobi z Was stronę dominująca w konflikcie, bo nie zrobi. Największa siła nie tkwi w mięśniach, ale w głowie. Jeśli macie potrzebę, to mogę paru z "Was" "kozaków" wziąść na sprawdzenie, spuszczę łomot i zobaczycie jak to jest być agresorem, ale takie podejście do współuczestniczenia w życiu codziennym jest ostatecznościa, która powinniscie się kierować.

Tylko widzisz, Ty jesteś "mądry", bo razie NAPAŚCI (nie mówię o tym, że atakujesz pierwszy, tylko ktoś atakuje Ciebie!) masz większe szanse - o ile ktoś nie wyciągnie kałacha ;)  Ciebie jakby ktoś próbował wyciągać z auta, to sądzę, że nawet chętnie sam byś wysiadł :biglol:  Postaw się (jeśli potrafisz) w sytuacji człowieka w porównaniu z Tobą słabego fizycznie, nie znającego żadnych sztuk walki, typowego "mózgowca", którego jedyną siłownią jest podnoszenie myszy komputerowej :D  Jak ktoś mnie atakuje fizycznie, to nie mam szans się obronić gołymi rękoma, podobnie - o czym wspomniał inny Kolega - żadna pewność siebie ani ściąganie kurtki (a co zrobić w upalny dzień?) nie pomoże, bo gość naprzeciw Ciebie może być naprawdę jakimś pakerem, też pewnym siebie i się nie zlęknie. Nie jestem żadnym kozakiem, przeciwnie! Wszystkie moje działania oraz ew. "akcesoria" mają służyć wyłącznie obronie własnej i rodziny! Skoro miałem w życiu kilka przypadków agresji fizycznej wobec mojej osoby, postanowiłem zwiększyć zwoje szanse z "mięśniakami" poprzez dodatki. Chcę się bronić, nie chcę być ciągle popychany, terroryzowany, atakowany - tak ciężko to zrozumieć? Oczywiście jeśli gość mnie od razu zaatakuje maczetą to nawet nie będę próbował sięgać po żadne pałki, tylko wieję ile sił w nogach, ew. mogę podczas biegu próbować rozpylać gaz za siebie, może choć trochę gość załzawi czy się przydusi i zwolni :biglol:  A żadne moje środki ani Twoje techniki walki nie pomogą, jeśli ktoś od razu wyjmie giwerę (znam osoby, które takie coś przeżyły, pisałem już kiedyś o tym). Co wtedy zrobisz? Zachowasz spokój czy jednak trochę się przestraszysz? Zakładam, że gość z giwerą stoi na tyle daleko od Ciebie, że nawet wyczyny w stylu Brucee Lee czy Norrisa nie pomogą. I pamiętaj: ja cały czas mówię o sytuacji, w której MNIE ATAKUJĄ, nigdy jeszcze np. do nikogo nie wyszedłem z auta (nawet zwrócić uwagę), nawet gdy mi nie wiem jak zajechał, wymusił itp., a co dopiero OD RAZU iść do kogoś z maczetą!!! A swoją drogą zazdroszczę siły fizycznej - gdybym miał taki "atut", też bym był spokojnieszy, bardziej wyluzowany w sytuacjach konfliktowych itp. Widzisz, ci słabsi (czyli np. ja),  zaatakowani, po prostu nie mogą zachować spokoju ze strachu, bo gdy masz świadomość, że nie masz szans, to trudno być opanowanym. Jeździj ze mną jako ochroniarz i w razie czego tylko wysiadaj z auta (w samym t-shircie i bokserkach), a zapewniam Cię, że żadnej więcej "sytuacji" nie będę miał okazji opisywać :biglol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

powiem tak....

 

mam 190cm, ważę 130kg - kilka lat Kyokushin, 7 lat Kickboxingu, 4 lata boksu i dalej trenuję... i wiecie co - to uczy takiej pokory, że nie masz ochoty być agresywnym. Zgoda, jest potrzeba wiesz co robić, ale wszystkich "mocnych" gości których znam, łączy jedna cecha - spokój. Nie oszukujcie samych siebie że jesteście kozakami - bo nie jesteście. Nie oszukujcie samych siebie że jesteście bandziorami - bo nie jesteście. Nie oszukujcie samych siebie, że jesteście groźni - bo groźni możecie być tylko dla siebie i najbliższych. Nie oszukujcie samych siebie, że posiadanie pałek, gazów zrobi z Was stronę dominująca w konflikcie, bo nie zrobi. Największa siła nie tkwi w mięśniach, ale w głowie. Jeśli macie potrzebę, to mogę paru z "Was" "kozaków" wziąść na sprawdzenie, spuszczę łomot i zobaczycie jak to jest być agresorem, ale takie podejście do współuczestniczenia w życiu codziennym jest ostatecznościa, która powinniscie się kierować.

Tylko widzisz, Ty jesteś "mądry", bo razie NAPAŚCI (nie mówię o tym, że atakujesz pierwszy, tylko ktoś atakuje Ciebie!) masz większe szanse - o ile ktoś nie wyciągnie kałacha ;)  Ciebie jakby ktoś próbował wyciągać z auta, to sądzę, że nawet chętnie sam byś wysiadł :biglol:  Postaw się (jeśli potrafisz) w sytuacji człowieka w porównaniu z Tobą słabego fizycznie, nie znającego żadnych sztuk walki, typowego "mózgowca", którego jedyną siłownią jest podnoszenie myszy komputerowej :D  Jak ktoś mnie atakuje fizycznie, to nie mam szans się obronić gołymi rękoma, podobnie - o czym wspomniał inny Kolega - żadna pewność siebie ani ściąganie kurtki (a co zrobić w upalny dzień?) nie pomoże, bo gość naprzeciw Ciebie może być naprawdę jakimś pakerem, też pewnym siebie i się nie zlęknie. Nie jestem żadnym kozakiem, przeciwnie! Wszystkie moje działania oraz ew. "akcesoria" mają służyć wyłącznie obronie własnej i rodziny! Skoro miałem w życiu kilka przypadków agresji fizycznej wobec mojej osoby, postanowiłem zwiększyć zwoje szanse z "mięśniakami" poprzez dodatki. Chcę się bronić, nie chcę być ciągle popychany, terroryzowany, atakowany - tak ciężko to zrozumieć? Oczywiście jeśli gość mnie od razu zaatakuje maczetą to nawet nie będę próbował sięgać po żadne pałki, tylko wieję ile sił w nogach, ew. mogę podczas biegu próbować rozpylać gaz za siebie, może choć trochę gość załzawi czy się przydusi i zwolni :biglol:  A żadne moje środki ani Twoje techniki walki nie pomogą, jeśli ktoś od razu wyjmie giwerę (znam osoby, które takie coś przeżyły, pisałem już kiedyś o tym). Co wtedy zrobisz? Zachowasz spokój czy jednak trochę się przestraszysz? Zakładam, że gość z giwerą stoi na tyle daleko od Ciebie, że nawet wyczyny w stylu Brucee Lee czy Norrisa nie pomogą. I pamiętaj: ja cały czas mówię o sytuacji, w której MNIE ATAKUJĄ, nigdy jeszcze np. do nikogo nie wyszedłem z auta (nawet zwrócić uwagę), nawet gdy mi nie wiem jak zajechał, wymusił itp., a co dopiero OD RAZU iść do kogoś z maczetą!!! A swoją drogą zazdroszczę siły fizycznej - gdybym miał taki "atut", też bym był spokojnieszy, bardziej wyluzowany w sytuacjach konfliktowych itp. Widzisz, ci słabsi (czyli np. ja),  zaatakowani, po prostu nie mogą zachować spokoju ze strachu, bo gdy masz świadomość, że nie masz szans, to trudno być opanowanym. Jeździj ze mną jako ochroniarz i w razie czego tylko wysiadaj z auta (w samym t-shircie i bokserkach), a zapewniam Cię, że żadnej więcej "sytuacji" nie będę miał okazji opisywać :biglol:

 

Tichy przykro mi stary, że spotykają cię takie niemiłe sytuacje, współczuję ci. Zastanów się jednak czy można było ich uniknąć? Te wszystkie dodatki, które teraz wozisz ze sobą dają ci tylko złudne poczucie bezpieczeństwa, dlatego m.in. jestem kompletnym przeciwnikiem uczenia doraźnej samoobrony dla kobiet, bo to daje tylko złudne poczucie siły, co może jedynie sprowokować napastnika i sprzyjać pojawieniu się sytuacji zagrożenia. Piszesz, że zazdrościsz siły fizycznej, pytanie tylko po co, byłbyś bardziej wyluzowany, teraz nie możesz, mając tą świadomość tym bardziej powinieneś sobie odpuścić. Napisze ci coś, ja trenuję sporty i sztuki walki od 15 lat, zaczęło się od karate, potem boks tajski, mieszane sztuki walki a od jakichś 5 lat już tylko brazylijskie jiu jitsu - wiek już nie ten, zatem spokojniej :), po tych tysiącach godzin treningu, sparingów, walk na zawodach, w życiu codziennym unikam jak tylko mogę jakiejkolwiek konfrontacji, nawet werbalnej. Siła właśnie na tym polega, że odpuszczasz, przewidujesz sytuacje zagrożenia, nie dopuszczasz do nich a jak się coś dzieje to lepiej uciec, chronić i siebie i napastnika. Nie szlajam się po nocach w niebezpiecznych miejscach, unikam pijanych kolesi, często obchodząc ich kilkanaście metrów nadkładając drogi, w nocy w komunikacji miejskiej siadam jak najbliżej kierowcy, po co sprzyjać takim sytuacjom. Naprawdę czasem lepiej zrobić uszczknięcie na swojej dumie niż zrobić sobie czy komuś krzywdę, której będziesz żałował całe życie. Kiedyś Żakowski dostał w ryj na mieście i został okradziony, po całej sytuacji powiedział, że bardzo się cieszy, że nie miał ze sobą broni, bo żałowałby tego całe życie. Mam kolegę z klubu, w którym trenuję, jest obecnie jednym z niewielu zawodników polskich w UFC, nie muszę dodawać, że bić to on się umie :) miał na ulicy taką sytuację gdzie koleś go zaczepił i chciał się bić, wejście w nogi, obalenie na glebę, dosiad i sadzi kolesiowi ciosy na głowę i go masakruje, nagle nie wiadomo skąd pojawia się panna kolesia i sadzi mu kopa na łeb, nos złamany a kolega budzi się po chwili i nie wie co się dzieje. W rzeczywistości naprawdę nie przewidzisz co się może stać. Jeśli miałbym polecić tobie sporty czy sztuki walki, to tylko po to abyś zadbał o własne zdrowie, miał więcej opanowania, spokoju i wyluzowania, pokory, świata i ludzi nie zmienisz, szkoda zdrowia. 

Edytowane przez Herostrates
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Święte słowa. Świetny przekaz dla tych, którzy po 10 godzinach nauki którejś ze sztuk walki czują się kuloodporni:) A trzeba się pogodzić z tym, że przeciętny adept Karate i tak dostanie manto od mistrza Mordobicia Podwórkowego :)

 

 

Wysłane z ajfona za pomocą tapatoka

Edytowane przez sjak
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...