Skocz do zawartości

Praca - Canada/USA/Australia/Nowa Zelandia


Niedźwiedź

Rekomendowane odpowiedzi

Hej,

 

mamy na Forum międzynarodowe towarzystwo to może ktoś coś podpowie znajomemu.

 

Może zdarzyć się tak, że kumpel pojedzie do jednego z wymienionych w temacie krajów (Canada/USA/Australia/Nowa Zelandia) na studia MBA/LLM. Chciałby zabrać tam swoją narzeczoną, ale w związku z tym, że studia trwają ok 2 lata musieliby tam pracować.

 

Z szybkiego przeglądu info wygląda na to , że bardzo trudno jest dostać wizę pracowniczą, no chyba, że ktoś jeszcze przed wyjazdem ma załatwioną pracę, co także jest bardzo trudne.

W związku z tym pytanie do Was - może ktoś ma jakiś pomysł jak tematem zarządzić?Może wyjechać na kurs językowy (żeby wizę dostać) i już na miejscu starać się o pracę i o pozwolenie, może jakąś szkołę zacząć żeby zebrać punkty (Australia) do wizy, może jakiś internship...

Docelowo chcieliby wyjechać z naszego pięknego kraju i osiąść w tym wybranym.

Żadne z nich nie ma kierunku technicznego/medycznego/budowlańcowego - same magistry, zarządzania i marketingi i inne badziewia :mrgreen:

 

Macie jakieś pomysły?

 

PZDR

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odpowiedż jest trudna, bo wymaga przeanalizowania mnóstwa spraw i trzeba by znać wszystkie szczegóły. Nie wiem, czy w Polsce są t.zw. agenci imigracyjni. Może rzeczywiście najlepiej samemu pojechać i zobaczyć. Jest jednak oczywiste, że zobaczenie jakiegoś kraju z perspektywy turysty to co innego, niż gdy szukamy pracy czy chcemy kupić dom. Ale spróbuję coś naszkicować. Moje uwagi dotyczą przypadku osoby z wykształceniem i ambicjami, która nie zamierza pracować u McDonalda lub latami ukrywać się w US przed urzędnikami imigracyjnymi czekając na amnestię :wink:

 

1. Kraje anglosaskie na ogół wymagają, aby o nowy rodzaj wizy starać się z zagranicy. Trzeba wyjechać i aplikować o wizę imigracyjną wedle aktualnych kryteriów i kwot ilościowych dla poszczegółnych krajów pochodzenia potencjalnego imigranta. Wszystkie wymienione kraje używają własnego systemu punktowego premiującego wiek, wykształcenie, a przede wszystkim przydatność dla własnego rynku pracy. To należy dobrze sprawdzić. Może sie okazać, że warto być ... fryzjerem albo hydraulikiem. Ale inżynierów na ogół zawsze potrzebują. :lol:

2. Arcyważna jest sprawa języka. Angielski należy znać conajmniej bardzo dobrze i nie tylko język, ale także – jeżeli się da i ile się da - mentalność/kulturę anglosaską.

3. Najlepiej jest skończyć w kraju imigracji jakieś studia uzupełniące (bo są one krótkie) :!: Zaryzykowałbym twierdzenie, że jest to prawda niemal uniwersalna. Jeżeli posiadana przez nas specjalność nie jest tam potrzebna, a my nie jesteśmy naprawdę wybitnymi specjalistami, to doradzałbym, aby poważnie zastanowić się nad zmianą specjalności na bardziej przystosowaną do lokalnego rynku pracy. Do tego najlepiej służą t.zw. graduate studies, czyli jednoroczne przekwalifikowanie (na poziomie polskiego licencjatu). Dla przykładu – zrobienie przez polskiego historyka „graduate diploma in information technology”, bo to ostatnie zawsze jest chodliwe. Podobnie jest na poziomie postgraduate. Dwuletnie „postgraduate diploma in environmental impact assessment” zrobi z tego historyka poszukiwanego specjalstę od ocen środowiskowych wszystkich projektów budowlanych czy przemysłowych.

4. Srednio biorąc,uniwersytety anglosaksie posiadają conajmniej 10-15 % studentów zagranicznych, głównie Azjatów studiujących handel i podobne. I niemal wszyscy chcą zostać na miejscu :mad:

5. MBA oferują niemal wszystkie uczelnie anglosaskie. Oczywiście za odpowiednie pieniądze. Ale jakość tego produktu (i jego koszt), który sobie kupujemy, zależy od renomy danego uniwersytetu. Najlepiej więc skończyć MBA na Harvardzie ! - A uzyskanie MBA w podrzędnym uniwersytecie nie robi już takiego wrażenia. Sprawa MBA jest w ogóle bardziej skomplikowana, bo przyjęcie na dobry kurs może zależeć od dotychczasowej praktyki. Wiele uniwersytetów oferuje ekspresowe MBA w ciągu jednego tylko roku (non-stop). Ważniejsza byłaby praktyka managerska w danym kraju, ale oczywiście trudno ją uzyskać.

6. Natomiast wymienione wyżej LLM jest przecież dla prawników i osobie bez anglosaskiego LLB nie na wiele sie przyda, chyba że do pracy w jakiejś administracji. Zarówno MBA jak i LLM to osobne tematy i ponieważ je postawiono razem, wskazywać to może, że osoby zainteresowane emigracją jeszcze nie przeanalizowały wszystkich kryteriów.

7. Jeżeli ma się pieniądze, to można dostudiowywać n.p.w Australii. A może zrobić to w Wielkiej Brytanii, gdzie studenci z Unii Europejskiej (a więc i Polski) płacą tylko tyle samo, co i Brytyjczycy, a nie komercyjne stawki dla „foreign students” ? No i nie ma problemów z wizą :!:

8. Który kraj wybrać ? – Tam gdzie jest małe bezrobocie. N.p. Nowa Zelandia jest na ogół mniej atrakcyjna od Australii, ale ta przeżywa ostatnio kryzys. Kolejność: Australia, Kanada, Nowa Zelandia, USA. Mogą być wyjątki. Dobrze by było mieć na miejscu jakąś rodzinę, jest dużo pozytywnych przykładów, ale nie zawsze. Te wszystkie rady są oczywiście uśrednione dla średniego przykładu. Wszystko, jak zawsze, zależy od szczegółów. Można jednak zaryzykować hipotezę, że dobrze znający język młody człowiek (niepalący - bardzo pomaga !) z wykształceniem na poziomie polskiego licencjatu, który wyjedzie do Australii i w ciągu roku-dwóćh uzupełni/ukierunkuje wykształcenie na kierunek poszukiwany na australijskim rynku pracy, to ma on duże szanse na stosunkowo bezstressowe zaaklimatyzowanie i w miarę szybką stabilizację. Polacy na ogół nie rozumieją potrzeby właściwego (= chodliwego) wyboru kierunku studiów - więc na to uczulam. Przykładowemu Australijczykowi czy Amerykaninowi do głowy by nie przyszło, aby zacząć studiować kierunek, o którym nie wie, jaka jest zatrudnialność ubiegłorocznych absolwentów i ile oni średnio zarabiają i jakich mogą w przyszłości oczekiwać podwyżek. Przykładowy Australijczyk buduje także swoje CV już od szkoły średniej i ma tam rozmaite wolontariaty i praktyki zawodowe. CV młodych Polaków są natomiast z reguły egzotyczne dla miejscowych pracodawców, szczególnie gdy napisane bez znajomości idiomatyki angielskiej.

W tekście tym robię wiele skrótów myśłowych i nie udowadniam szczegółów. Mozna bowiem sobie wyobrazić, że chce wyemigrowac ktoś, kto ma już wykształcenie takie, jakie jest poszukiwane w kraju wyjazdu. Ale na ogół uderzy wtedy głową w ścianę wymogu t.zw. lokalnego doświadczenia, którego przecież nie ma. Dlatego czynię tu i w innych radach - skróty i od razu proponuję uzupełnienie wykształcenia na miejscu, które daje lokalną akceptację, a przy okazji można wyretuszować lub nawet zmienić kierunek na potrzebny lokalnie, aby zmaksymalizować własne szanse.

9. Z pewnością warto pojechać i zobaczyć. Nawet trzeba. Rozglądnąć się. Za wszelką cenę nabrać doświadczenia zawodowego czy uzupełnić wykształcenie. Jeżeli nasze wysiłki sie powiodą i podoba się, to zostać dłużej, ale bez zrywania mostów, co jest cechą emigrantów z doświadczonych przez historię i słabych ekonomicznie krajów. Należy pamiętać, że zakorzenienie się w nowym kraju jest zawsze bardzo trudne, szczególnie dla Polaków, którzy mają z powodów historycznych i edukacyjnych zbyt duże (a z braku "zachodniego" doświadczenia często mylne) oczekiwania. Dla pewności zachowałbym raczej samopoczucie i styl „expatriate” a nie zdesperowanego imigranta. Pamiętać bowiem trzeba, że Herling-Grudziński (i wielu innych) nigdy nie spotkał "szczęśliwego polskiego imigranta”. - Co innego popracować sobie 10 lat jako dobrze płatny specjalista z Polski. Ale to juz inne, zbyt poważne, dywagacje.

Good luck :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Polecam Australie - moge dac namiar na kogos kto tam wyjechal 3 lata temu i zna okolicznosci co i jak zrobic by wyjechac. Sam tak zrobil. Wyemigrowal legalnie. Mysle ze warto do ambasady Australii sie udac - sa tam informacje dla studenckiej braci.

Australijczyc chetnie przyjmuja mlodych wyksztalconych z Europy ludzi.

Jak tam sie wyjedzie to juz sie zostaje na stale. To najlepszy kraj do miezkania.

Na priva podam Ci namiar na mieszkanca melbourne co tam mieszka sobie calkiem wygodnie.

Zapodam mu ze sie zglosisz.

Tak samo dam Ci adres do Toronto w kanadzie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wg mnie przed emigracja nalezy odpowiedziec sobie na podstawowe pytanie : czy jade po pieniadze czy lepszy klimat zycia? Nie jest przekonany czy ludzie chcacy emigrowac dalej niz do UK czy Irlandii zdaja sobie sprawe z realnych kosztow wyjazdu i czasu po jakim on nastapi?(procedury trwaja,kupno biletow, oplacenie kursow jezykowych,oplaty w ambasadzie i wiele wiele innych).

Czy zamiast bawic sie w bieganie po ambasadach nie lepiej ten czas i pieniadze spozytkowac na poprawe swojej sytuacji w Polsce ?. Majac kilkadziesias tysiecy PLN mlody czlowiek naprawde musi wyjezdzac?Dla wielu przecietnych mlodych Polakow takie kwoty daja jakies poczucie stabilizacji.

Czytalem na forumach wypowiedzi ludzi zyjacych w Australi czy NZ i wielu pisalo ze finansowo jest gorzej (wiecej zarabiasz ale wiecej wydajesz) ale klimat zycia z reguly jest lepszy.Trzy lata temu byl w GW artykul gdzie podawali ze w NZ minimalna placa to ok 15 tys PLN ale co z tego jak nie starcza to np na bilet do Polski a w miesiacu tez nie jest wcale tak rewelacyjnie bo koszty zycia sa spore.

Moze mam nieco filozoficzne podejscie do sprawy ale emigracja to nie zawsze ziemia obiecana,tłuste konto i wogole och ach.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pieniadze sa wszedzie - natomiast lepszy klimat zycia wszedzie nie jest.

Siedzenie w Polsce na dupie bez perspektyw poznania innego swiata to slaby pomysl.

Swiat sie skurczyl i czy mieszkamy w Posce, Australii czy Wielkiej brytanii to nie ma wiekszego znaczenia. Natomiast bezcenne jest poznawanie nowych ludzi, miast, przyrody. tego nikt nie zabierze.

Wiec jak ktos chce wyemigrowac to nie widze problemu. Zawsze mozna wrocic. Zawsze mozna pojechac dalej.

Zwiedzilem sporo swiata. Australia jest najlepsza.

P.S. ceny sa nizsze jak w Polsce - zywnosci, ubrac, papiwa, drogie sa tylko domy

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jasne ze siedzenie na dupie to slaby pomysl ale nie kazdego realnie stac na wyjazd. Inna sprawa ze zycie nie trwa wiecznie, tulanie sie po swiecie z dziecmi bo moze tam bedzie ok i zaczynanie od nowa w kolejnym kraju tez nie zabawa dla kazdego. Ale to wszystko zalezy od czlowieka przeciez:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiec jak ktos chce wyemigrowac to nie widze problemu. Zawsze mozna wrocic. Zawsze mozna pojechac dalej

Niezupełnie. Nie wielu zdaje sobie sprawę, że emigracja Polaka do n.p. Australii, to nie to samo co migracja Anglika do tejże Australii. Ten ostatni nie zmienia strefy kulturowo-obyczajowo-językowej, a Polak przez całe życie pozostanie z definicji ... imigrantem. A to balast często nie do uniesienia bez boleści. Z tego własnie nie zdają sobie sprawę osoby, które mają powierzchowne wyobrażenie o życiu w krajach anglosaskich. Bycie imigrantem do końca zycia, "nie na swoim", "bycie obcym", a w przenośni jakby wiecznym tułaczem, to bardzo duży, czasem za duży ciężar, którego na ogół nikt wcześniej nie zna i nie wie, czy go zniesie bez obniżenia komfortu psychicznego. A liczenie na to, że jest się chlubnym wyjątkiem może sie okazać mylne, ale wtedy jest najczęściej za późno.

Wrócić także nie łatwo: szkoły dzieci, kredyty na dom, obawa przed uzyskaniem pracy i t.p. A komfort życia ? - W Australii wakacje są króciutkie (max 4 tygodnie) i można je z taką samą łatwościa realizować dojeżdżając z ... Polski. Radziłbym raczej wybić się w Polsce, a nie łudzić, że sama emigracja coś rozwiąże. A jak dorabiać sie za granicą z pewną dozą komfortu - napisałem już wyżej :wink:

 

A czemu by to nie założyć firmy dostarczającej jakiś produkt lub usługę na terenie Unii lub uzyskać chodliwe (koniecznie !) kwalifikacje i dorobić się w Europie? - Wreszcie to można robić, trzeba tylko chęci. Nie wszystkie marzenia można spełniać tylko i koniecznie na "polskiej emigracji". Cos myślę, że niektórzy zapomnieli, że wreszcie mają paszporty w domu, że w Unii nie potrzeba wiz i że nie muszą już po staremu wyrywać do "Hameryki", a "Kanadę" można sobie stworzyć dużo bliżej :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy zamiast bawic sie w bieganie po ambasadach nie lepiej ten czas i pieniadze spozytkowac na poprawe swojej sytuacji w Polsce ?. Majac kilkadziesias tysiecy PLN mlody czlowiek naprawde musi wyjezdzac?Dla wielu przecietnych mlodych Polakow takie kwoty daja jakies poczucie stabilizacji.

 

stabilizacji ? na podstawie czego jakis drobnych za ktore mozna co najwyzej jako takie auto kupic ? stabilizacje to daje wlasne mieszkani/dom godnie zycie i praca platna adekwatnie do twojego wyksztaucenia/wiedzy/i doswiadczenia.

Niedźwiedź, bylem w australi przez rok.Uczylem sie tam , pracowalem i zwiedzalem ale napisze ci moje spostrzezenia jutro bo dzij juz nie mam sily

Dzis ci napisze tylko tyle.jest jedna zaleta i jedna wada.

Dostac sie tam niezmiernie ciezko.AU maja ogromny problem z naplywem emigrantow z azji i nie tak latwo daja pozwolenia i wizy.zazwyczaj trzeba miec rodzine bez tego sa male sznse ( przynajmniej byly 4 lata temu ) .Duzy plus o to ze tam nie jestes polakiem tylko europejczykiem !!!

 

 

A wiec nie wiem jak jest teraz ale 4 lata temu najlatwiejszym sposobem dostania wizy z pozwoleniem na prace bylo posiadanie kontraktu z pracodawca.To tez jednak nie jest takie proste bo musial bys miec nagrana prace juz przed wyjazdem.Aby nie bylo tak latwo pracodawca musi udowodnic ze nie mogl znalesc odpowiadajacej osoby na to stanowisko.Oglasza wiec wkat co tez zajmuje troche czasu.Taki troche pic na wode ale pokazuje ze australijczycy bardzo chronia swoj rynek pracy.Moze teraz cos sie zmienilo ale za moich czasow bylo naprawde ciezko.

Kolejna sprawa to zarobki.Srednia krajowa to cos kolo 40 tys aud netto ale z wlasnego doswadczenia tez wiem ze np.wszlekiego rodzaju desinerzey , architekci ( to co bylo w obrebi e moich zainteresowan ) zarabiaja dosc slabo.Dobrze natomiast tzw. Contractorzy czyli ogolnie w budownictwie.

Wszystko jednak tez zalezy jakie masz wyksztaucenie.Standard zycia jest calkiem calkiem ale znam miejsca gdzie jest zdecydowanie lepiej.Dolar australijski jest dosc slaby i niestety gdziekolwiek jada overseas to jest dla nich drogo.Np europa.

Kolejny problem to jezyk.Niby angielski ale osoby z bardzo zaawansowana znajomoscia miewaja ogromne problemy ze zrozumieniem.

Nastepna bariera jak dla mnie jest jedzenie-wszechobecny bialy tostowy chleb brak kwasnych produktow ( np: smietany :roll: ) Dle nas europejczykow to jest meczarnia nie zmienia ta jednak faktu ze kuchnia australijska uznawana jest z jedna z lepszy w swiece.W duzych miastach zjesz potrawy z calego swiata.

O klimacie ciezko cos pisac bo wszystko zalezy gdzie bedzie twoje miejsce docelowe.Jest to kontynent wiekszy niz europa wiec to tak jak bys wybiral czy bedziesz mieszkal w Irlandi , w Grecji , czy moze w szwecji lub finlandii :smile: Ja mieszkalem w Melbourne i przez wiele osob jest ono uznawane jako najbardziej przyjazne europejczykom.

Na koniec chyba najwazniejsza sprawa to odleglosc.Nawet do stanow leci sie dwa razy krocej.Jest to tak daleko ze dla nas nawet nie mozna powiedziec ze wrony tam zawracaja i psy dupami szczekaja , one tam nie dolatuja :roll: przez ta odleglosc jest prawdziwym emigrantem przez duze E nie masz kontaktu z nikim ze znajomyni rodzina widizsz ich moze raz na dwa trzy lata.

Australia jest piekna ale dla mnie wlasnie to bylo nie do przeskoczenia i z tego wzgledu wybralem skandynawie.Jak sie upre to dzis po pracy lapie samolot i godzine 40 min. pozniej pije sobie browar z moimi znajomymi na krakowskim kazimierzu :grin:

 

[ Dodano: Pią Lip 24, 2009 7:41 am ]

W związku z tym pytanie do Was - może ktoś ma jakiś pomysł jak tematem zarządzić?Może wyjechać na kurs językowy (żeby wizę dostać) i już na miejscu starać się o pracę i o pozwolenie, może jakąś szkołę zacząć żeby zebrać punkty (Australia) do wizy, może jakiś internship...

Docelowo chcieliby wyjechać z naszego pięknego kraju i osiąść w tym wybranym.

 

Widzisz nie doczytalem.Ja wlasnie mialem taka wize studencka.Jest to wiza pozwoleniem na prace ale tylko w wymiarze 50%.Malo tego obecnosc ze szkoly wysylana jest do emigration i jesli spadnie ponizej 80% w miesiacu to ja tracisz.Zajecia sia tak zorganizowane ze siedisz w szkole od 9 rano do 17 z dugimi przerwami co uniemozliwia ci prace w ciagu dnia.Jedyne co zostaje to praca w knajpie ( ja tak zrobilem ) i szukanie pracy juz na miejscu.Jednak z moich doswiadczen wiem ze jesli nie masz tam zadnej rodziny i nikogo u kogo mozesz sie zatrzymac do czasu az staniesz na nogi , musisz miec ze soba min. 50 tys PLN na start miedzy innymi dlatego ze wynajmujac jakiekolwiek mieszkanie zazwyczaj trzeba zostawic depozyt zazwyczaj z 3 miesiace.Nie wiem jakie sa stawiki w AU ale u mnie w Oslo na dzien dobry wyjchalem z 30 tys pln.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jednak z moich doswiadczen wiem ze jesli nie masz tam zadnej rodziny i nikogo u kogo mozesz sie zatrzymac do czasu az staniesz na nogi , musisz miec ze soba min. 50 tys PLN na start miedzy innymi dlatego ze wynajmujac jakiekolwiek mieszkanie zazwyczaj trzeba zostawic depozyt zazwyczaj z 3 miesiace.Nie wiem jakie sa stawiki w AU ale u mnie w Oslo na dzien dobry wyjchalem z 30 tys pln.

 

To mniej wiecej chcialem powiedziec,ze mlodzi ludzie zarabiajacy 3,4,5 tys majacy jakies oszczednosci pozwalajace normalnie przezyc miesiac ale bez szalenstw i bez wiekszych perspektyw na przyszlosc nie specjalnie musza(ale oczywiscie moga) wybierac sie na koniec swiata. Wszystko zalezy co czlowiek potrzebuje :) Czytajac opinie ludzi ktorzy pojechali i wrocili bo sie zawiedli mam wrazenie ze decyzje o wyjezdzie czesto sa nie do konca przemyslane.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lisek,w moim przypadku byla doskonale przemyslana.Wyjechalem na rok zaraz po obronie dyplomu.Tylko wtedy noglem sobie pozwolic na to aby wyjachac tam na wiecej niz miesiac bo nie bylem jeszcze uwiazany urlopem i praca.Ja z zalozenie nie mialem w planach tam zostawac i mial to byc bardziej przygoda niz wyjazd w celu polepszenia syt. materialnej.Cel zostal osiagniety w 100% - kraj jest piekny ale dla mnie zdecydowanie za daleko.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Krótko na temat przyczyn wyjazdów - osoby spośród moich znajomych, które wyjeżdżały (do Australii i Kanady), robiły to legalnie, ale nigdy za pieniądzem - tutaj im się wiodło bardzo dobrze, wyjazd był raczej umotywowany lepszym standardem, stabilizacją i jakością życia w ww. krajach.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Krótko na temat przyczyn wyjazdów - osoby spośród moich znajomych, które wyjeżdżały (do Australii i Kanady), robiły to legalnie, ale nigdy za pieniądzem - tutaj im się wiodło bardzo dobrze, wyjazd był raczej umotywowany lepszym standardem, stabilizacją i jakością życia w ww. krajach.

 

Nie mogłem sie nie odezwać. Życie jest bowiem pełne dziwnych przykładów, które układają sie wręcz w powtarzająca się zasadę. Aż podejrzane. Powiedziałbym, że 80-90% opisanych przez tzd moich znajomych ląduje a później żyje w wymarzonej Australii w dość dziwny sposób.

 

KIlka przykładów. Naprawdę bogaty ex-pieczarkarz z Trójmiasta od samego poczatku swojej emigracji jeździ dzień-noc taksówką. Juź 10 lat. Teraz dorobił sie drugiej, ale kupił ją (wiem to) za pieniądze z Polski. Ma względnie przywoity dom, ale tylko przywoity. Oceniłbym go na 5 (na skali 0-10 poziomu życia w Australii, n.p. żadnych wakacji !). Inny przykład. Zaawansowany fizyk z żoną profesjonalistką, oboje z Warszawy (przyjechali "do rodziny"), w zasadzie od lat klepią biedę na zasiłkach, ale - przyznam to - dobrze pchaja dzieci, które już pokończyły studia. Są w dolnych 20% społeczeństwa, jeżeli chodzi o poziom życia. Żadnych wakacji. Inny, dawniej młody inżynier (niestety nie uzupełnił wykształcenia) na wiecznych bezpłatnych lub fundowanych przez urząd pracy praktykach, od lat bez stałej pracy. On wręcz dziaduje. I t.d. Wszyscy, na ogół, kończą karierę o stopień niżej niż mogłiby to zrobić w Polsce. Z pewnością są wyjątki, ale one też tylko potwierdzają regułę, która dla konkretnego emigranta może byc nader bolesna. Bardziej pozytywnym przykładem jest rodzina krakowiaków. On inżynier, ona nauczycielka. Przyjechali do ciotki i od razu dostali niewielki ale znaczący spadek. Kupili więc dom, na reszte wzięli pożyczkę, która trzyma ich na miejscu. Po 20 latach (znam ich od początku) przygodnych prac, wreszcie dostał stałą prace w zarządzie miejskim i z kreśłarza awansował na urzędnika w dziale zatwierdzania projektów bydowalnych. Żona jego pracuje dorywczo, i co roku przyjeżdza do Polski objeżdżając krenych i znajomych, wśrod których budzi zachwyt, no bo "Marysia przyjechała aż z Australii i musi siedziec na dolarach" :grin:

 

Na odległość, z Polski, "Australia" czy "Kanada" brzmią pięknie, ale realia są dość brutalne. Są oczywiście wyjątki, ale w praktyce trzeba się "przemęczyć" przez wiele lat, na ogół przekwalifikować, najlepiej coś skończyć, a i tak zawsze będzie sie imigrantem, z czego niemal nigdy nikt nie zdaje sobie sprawy. Choćby to, że nie znamy perfect języka, że nie mamy normalnego grona znajomych, znajomków i kolegów, że tęsknimy do normalnego chleba, że nie rozumiemy lokalnych głupstewek, że wreszcie nie mamy poza sobą takiej kariery, jak nasi lokalni konkurenci.

 

To wszystko powoduje, że warto wpierw pojechać, zobaczyć, spróbować i być bardzo ostrożnym w paleniu mostów. :smile:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Krótko na temat przyczyn wyjazdów - osoby spośród moich znajomych, które wyjeżdżały (do Australii i Kanady), robiły to legalnie, ale nigdy za pieniądzem - tutaj im się wiodło bardzo dobrze, wyjazd był raczej umotywowany lepszym standardem, stabilizacją i jakością życia w ww. krajach.

 

Nie mogłem sie nie odezwać. Życie jest bowiem pełne dziwnych przykładów, które układają sie wręcz w powtarzająca się zasadę. Aż podejrzane. Powiedziałbym, że 80-90% opisanych przez tzd moich znajomych ląduje a później żyje w wymarzonej Australii w dość dziwny sposób.

 

Nie mogłem nie odpisać ;) i pokrótce opisać przykłady, jakie znam:

- kolega i koleżanka z liceum (obecnie małżeństwo), którzy wyjechali do Kanady, wiedli sobie wielkomiejskie życie w Warszawie, piastując sensowne stanowiska (on - jakiśtam developement manager w firmie konsultingowej, ona - dyr.finansowy / główny księgowy w BMW Polska). W Kanadzie dość szybko dostali pracę - ona jako kontroler finansowy w Shell Canada, on jako development / revitalization manager w urzędzie miasta Calgary (a urząd miasta / city hall to dość prestiżowa firma). Kupili przyzwoity dom w ładnej cichej zielonej spokojnej dzielnicy, ok. 20-30 minut autem od centrum miasta, na wakacje jeżdżą (bądź jeździli, bo już powili nowych mieszkańców tej ziemi) kilka razy w roku, regularnie narty czy hiking w okolicznych Górach Skalistych. Żyje im się o niebo lepiej, pod różnymi względami. M.in. zamiast pracować jak w Wawie do 9 do 21, pracują od 9 do 5. I okolica jest ładniejsza :) wiem, bo u nich byłem w odwiedziny...

 

- kolega w Australii - był tylko niecały rok i wrócił (taki był cel wyjazdu), ale robił różne rzeczy, raczej mu się udało "nie zmywać naczyń" tylko pracować przy komputerze jako logistyk.

 

- koledzy w USA / NY, bracia, starszy i młodszy, po architekturze na Politechnice Gdańskiej. Trzepią niezłą kasę, pracując w zawodzie i nie przemęczając się za bardzo, mając czas na sporty motorowe i wycieczki na Florydę, , Tajlandię, Kubę czy Hawaje.

 

 

Myślę, że skończyły się czasy Polaka jeżdżącego na taksówce czy na zmywaku, chyba, że z wyboru, jako pomysł na biznes... chyba, że wyjeżdża się nielegalnie, bez języka i wykształcenia... lub do zagęszczonej Polakami Wielkiej Brytanii / Irlandii...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A kto by się porywał na "robienie kariery" za granicą bez znajomości języka i wykształcenia???

No halo... samo "wyjechanie zagramanice" dularów nie przynosi. To nie czasy gorączki złota, gdzie wystarczyło wbić łopatę i wyciągnąć 10 kg złota z ziemi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że skończyły się czasy Polaka jeżdżącego na taksówce czy na zmywaku, chyba, że z wyboru, jako pomysł na biznes... chyba, że wyjeżdża się nielegalnie, bez języka i wykształcenia... lub do zagęszczonej Polakami Wielkiej Brytanii / Irlandii...

Byłbym sceptyczny wobec wzorca, jakim chcielibyśmy widzieć opisany supersukces pary w Calgary. Zyczymy im jak najlepiej. Ale w praktyce, to niemal zawsze sie okazuje, że musieli przejść i jeszcze przejdą wiele gorzkich sytuacji.

 

A bo też i dlaczego Kanadyjczycy mieliby faworyzować parę cudzoziemców a nie swoich zasiedziałych, przewidywalnych i lokalnie wykształconych kandydatów, a szczególnie kolegów ? - Warto także pamiętać, że w Kanadzie panuje jednak nieprzyjemny stereotyp Polaka, którego wiatr niesie dość mocno z pobliskiego USA. Mimo aktualnego zatłoczenia polskimi imigrantami, to dość wysoko stawiam Wielką Brytanie, która jest pełna jednostkowych i spektakularnych karier młodych polskich informatyków i bankowców. Ale nie jest to oczywiście regulą. Uśredniając, to najwyżej stawiam Australię, właśnie z powodu nieco lepszego klimatu (socjologicznego) i nieco lepszych szans, bo tam najmniej polonofobii i są ogólnie bardziej przychylni imigrantom (wszystkim).

Słowem, byłbym sceptyczny, ostrozny i sprawę bardzo dobrze przygotował. Własnie dlatego, że Kanada czy Australia jest daleko i trudno stamtąd wrócić. Często-gęsto (a z mojego doświadczenia to na ogół) ludzie nadrabiają miną, szczególnie w kontaktach z tymi, co zostali w Polsce.

 

Wątek ten zaczął sie pytaniem,, co mogą najlepszego zrobić kandydaci, którzy chcieliby teraz kończyć MBA albo LLM. :smile:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Byłbym sceptyczny wobec wzorca, jakim chcielibyśmy widzieć opisany supersukces pary w Calgary

 

Oczywiście, żeby osiągnąć sukces, trzeba mieć też szczęście, ale ja bym raczej to określił determinacją, umiejętnością zachowania się w różnych sytuacjach, i kuszeniem dobrego losu właśnie wykształceniem i umiejętnościami. Sukces sam nie przychodzi, trzeba na niego zapracować.

 

dlaczego Kanadyjczycy mieliby faworyzować parę cudzoziemców

 

No widzisz, i to jest to "polskie" myślenie... ich nikt nie faworyzował. Brali udział w konkursie na stanowisko jak każdy, i po prostu byli lepsi - przekonali swoich pracodawców wiedzą i doświadczeniem - zawodowym i życiowym.

 

Ponadto kto w Kanadzie jest Kanadyjczykiem? tam 50% obywateli jest napływowa, w tym, poprzednim (rodzice) badź jeszcze poprzednim (dziadkowie) pokoleniu. I to widać, nikt nikogo nie ocenia, nie dyskryminuje, nie faworyzuje.

Chyba tylko Indianie mogą uznać się za rdzennych amerykanów :)

 

byłbym sceptyczny, ostrozny i sprawę bardzo dobrze przygotował

 

Oni byli bardzo sceptyczni i do wyjazdu przygotowywali się około roku. Internet, ambasady, fora, rozmowy. Może własnie dlatego odnieśli sukces, bo go sobie przygotowali.

 

co mogą najlepszego zrobić kandydaci, którzy chcieliby teraz kończyć MBA albo LLM

 

Zależy, czy stać ich na wyjazd za granicę i studiowanie (a właściwie rozpoczęcie, do czasu znalezienia pracy) TAM, a nie TU. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

hnery napisał/a:

dlaczego Kanadyjczycy mieliby faworyzować parę cudzoziemców

 

No widzisz, i to jest to "polskie" myślenie... ich nikt nie faworyzował. Brali udział w konkursie na stanowisko jak każdy, i po prostu byli lepsi - przekonali swoich pracodawców wiedzą i doświadczeniem - zawodowym i życiowym.

 

Niezupełnie. Polacy (i inni cudzoziemcy) z reguły muszą mieć kwalifikacje dużo wyższe niż reszta kandydatów. Ale znaczy to także, że są przyjmowani poniżej swoich możliwości i w tym cały kłopot. Uważa się, że na ogół (statystycznie rzecz biorąc, wyjątki zawsze mogą być) emigranci plasują się średnio na nieco niższych pozycjach i dlatego nie osiągają od razu pełnego potencjału. Dopiero drugie pokolenie ma mniej więcej równe szanse. Stąd tak ważna jest rada (nie ja ją wymyśliłem), aby imigrant czym prędzej uzypełnił wykształcenie lokalnie (pisałem o tym wyżej). Jest to najlepsza rada, którą można dać potencjalnemu emigrantowi spoza danego kręgu kulturowo/językowego, a Polacy z definicji mówią i myślą po polsku, a nie po angielsku. Dlatego co innego jest, gdy Australijczyk emigruje do Kanady.

Tej parze z Calgary oczywiście wszyscy dobrze życzymy, ale znam dziesiątki przykładów, jak ciężko i żmudnie jest osiągnąć jakąś stabilizację w tejże Kanadzie. Mogą nawet zajmować stanowiska kierownicze, ale na ogół, powtarzam - na ogół -są one nieco niższe (niż by mogli osiągnąć w Polsce) i emigranci dobrze wiedzą, że osoby nad nimi nie mają ich umiejętności.

Uważa sie także, że najlepiej to nie mieć żadnych (lub niewielkie) kwalifikacji ! - Ktoś bez wyraźnej specjalizacji może bowiem równie dobrze zostać sprzedawcą w sklepie, albo agentem ubezpieczeniowym albo komiwojażerem - zależnie od możliwości. Gorzej być wykształconym i mieć kilka lat zainwestowanych w siebie, bo wtedy nie ma takich możłiwości manewru. No ... chyba zostanie taksówkarzem, co jest nader często dalej praktykowane i w Kanadzie i w Australii. Szybko, łatwo i troche męczące :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niezupełnie. Polacy (i inni cudzoziemcy) z reguły muszą mieć kwalifikacje dużo wyższe niż reszta kandydatów. Ale znaczy to także, że są przyjmowani poniżej swoich możliwości i w tym cały kłopot. Uważa się, że na ogół (statystycznie rzecz biorąc, wyjątki zawsze mogą być) emigranci plasują się średnio na nieco niższych pozycjach i dlatego nie osiągają od razu pełnego potencjału.

 

a statystycznie to znaczy ze sprawdziles to empirycznie czy bazujesz na zasyszanej opinii ?

Statystycznie to jestesmy o wiele lepiej wyksztauceni ( wiec moze dlatego wydaje sie ze pracujemy ponzej kwalifikacji ) , mamy o wiele lepsza odpornosc na stres i ogolnie potrafimy sie szybko zaadaptowac i odnalesc w kryzysowych sytuacjach.Przyklad moze z nie z tej czesci swiata ale nikt z moich polskich znajomych w NO tak jak i ja , nie pracuje ponizej swoich kwalifikacji.Tak samo jak nikt kogo znam ze znajomoscia jezyka i po studiach kto wyjechal do UK lub Irlandii.Wszyscy pracuja lub pracowali na stanowiskach odpowiadajacych ich wyksztauceniu.

Podajesz jakies zasyszane przyklady ciotek lub krewnych nie z naszego pokolenia ktorzy emigrowali 30 lat temu bez jezyka i z 50 dolarami w portfelu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a statystycznie to znaczy ze sprawdziles to empirycznie czy bazujesz na zasyszanej opinii ?

I jedno i drugie. Mam wiele lat profesjonalnego (własnego) doświadczenia w wymienionych krajach, a także tyleż lat półprofesjonalnego zajmowania się sprawami emigracji polskich absolwentów szkół wyższych (szczególnie na poziomie podyplomowym).

To co napisałem, jest moją skróconą syntezą sytuacji. Życze powodzenia :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam sie calkowicie z Hnerym. Obijam sie juz po swiecie prawie 25 lat ale nigdy nie przyszlo mi do glowy emigrowac. Pracuje jako wolny strzelec na kontraktach, czasem z Rodzina czasem sam ale wtedy dbam o dobra rotacje praca-urlop zagwarantowana w kontrakcie. Owszem, zajelo mi troche czasu przebicie sie i wyrobienie pozycji takiej, ze w zasadzie moge "przebierac" w propozycjach pracy. A pieniadze wydaje w Polsce, rodzina szczesliwa bo jestem czesto w domu na dlugich urlopach. A jak juz nie da sie dluzej wytrzymac to.... wlasnie trzeba wracac do pracy i tak w kolo Macieju do nastepnego razu. :smile:

Czyli jezyk, wiedza/fach, cierpliwosc i jak zwykle troche szczescia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obijam sie juz po swiecie prawie 25 lat ale nigdy nie przyszlo mi do glowy emigrowac

Czy spotkałeś naprawdę i pod każdym względem szczęśliwego polskiego emigranta ? - Podkreślam ostatnie słowo i zakładam, że się taką osobę zna trochę dłużej i nie tylko z jej wypowiedzi. :grin:

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie, nie spotkalem. Pracowalo ze mna dwoch gosci, ktorzy wyemigrowali do RPA (lata stanu wojennego). Wyemigrowali tam a pracowali na Bliskim Wschodzie. Ja tez tam pracowalem, zarabialem tak samo jak Oni bez skazywania Rodziny na tulaczke i stress. Malo tego, dorosly syn jednego z nich pojechal do Polski w odwiedziny do dziadkow i juz nie chcial wrocic. Zyje i pracuje w Polsce. Na konieczny zabieg chirurgiczny corka jechala do Polski. Drugi z nich "kreci" jakies interesy w Polsce gdzie zalozyl z bratem firme. Do czego wiec ta cala emigracja byla im potrzebna?

Inny przyklad, bliski kolega, nieprzecietnie zdoly, moglby "swiat zawojowac". Ulegl namowom zony, przerwal zaawansowane robienie doktoratu i wyemigrowal do Kanady. Moze przez wrodzony brak sily przebicia wyladowal jako kontroler jakosci w fabryce, mieszkaja w bloku "socjalnym", zona prcuje na nocnych zmianach bo nie bardzo sobie radzi z jezykiem, etc. Nie przyznaje sie na glos, ale w rozmowach przez Skype'a widac ze nie moze sie tam, po z gora 15 latach, odnalezc.

Gentlemen, choice is yours!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...