Skocz do zawartości

Tajlandia i Kambodza 2008


siekla

Rekomendowane odpowiedzi

Skoro zauważyłem nowy dział to wypada mi cos w nim napisać - od razu uprzedzam ze będę rozbudowywał pewnie ten watek, bo na raz wszystkiego nie napisze.

Razem z moja 2 polowa postanowiliśmy sie wybrać w daleka podróż. Kierunek Tajlandia i Kambodża. Plan - pojechać samemu na własną rękę i zobaczyć to, co sie chce.

Bilet zakupiliśmy dosyć późno - bo na miesiąc przed odlotem przez stronę internetową z biletami.

 

Mieliśmy zatem bilet WARSZAWA - AMSTERDAM - BANGKOK - 3200 PLN od os/2 strony. ( gdybyśmy sie zdecydowali wcześniej to wyszłoby 2200 PLN za osobę w 2 strony).

Miesiąc poświęciliśmy na zbieranie wszelkich wiadomości o interesującym nas kierunku – przewodniki, informacje turystyczne itp.

Plan zakładał połączenie zwiedzania z błogim lenistwem w drugim tygodniu pobytu.

Przed podróżą pobraliśmy zalecane szczepienia – WZW A+B, Dur brzuszny, Polio – nie są obowiązkowe, ale wiedzieliśmy, że będziemy w terenie gdzie istnieje zagrożenie – stąd decyzja o szczepieniu.

 

Przed wylotem wyrobiliśmy sobie także wizę 2 krotnego wjazdu ( o tym później dlaczego) do Tajlandii w Ambasadzie w Warszawie – koszt 200 PLN/os – tyle samo co na lotnisku w BKK, ale o wiele szybciej i sprawniej i bez urzędniczych ceregieli – tak, Tajlandia to koszmar administracyjnych procedur…

 

Na podróż wyposażyliśmy się w walutę obcą z kraju „wuja Sama.”

30 października dotarliśmy na Okęcie i wylecieliśmy LOT-em do AMSTERDAMU, gdzie mieliśmy się za kilka godzin przesiąść w JUMBO JETa linii CHINA AIRLINES do Bangkoku. Generalnie wiedzieliśmy, że pierwszy dzień zejdzie nam na podróżowaniu. Z AMS wylecieliśmy o 15 w nasz 10,5 godzinny lot.

 

Miłe panie stewardessy dbały o nasze gardła i żołądki non stop – generalnie zaczęło mnie nawet to drażnić, że znowu trzeba wstać bo jedzenie mi podali.

Do BKK dotarliśmy w godzinach rannych tamtejszego czasu (+ 7 h) i po załatwieniu wszelkich formalności związanych z odprawą wizową i przebrnięciu przez jedno z największych lotnisk zwane SUVARNABHUMI (czyt. su-wan-na-poom) co po tajsku znaczy „złoty ląd”. Lotnisko jest bardzo okazałe i ciekawie architektonicznie – stal i szkło i zieleń na olbrzymiej przestrzeni o wysokości 4 pięter.

 

W warszawie było około 12 stopni i raczej chłodno – tak w BKK było 32 i 90 % wilgotności co od razu dało się we znaki po wyjściu z terminalu. Generalnie zaraz zaczęli nas zaczepiać miejscowi oferując zawiezienie do centrum za „okazyjną cenę”. Jeszcze wtedy nie wiedziałem jak bardzo różni się cena wyjściowa od faktycznej wartości usługi.

 

My wybraliśmy podróż tzw. AIRPORT EXPRESS – podchodzi się do miłej pani Tajki siedzącej w budce – mówi się, gdzie się chce dojechać – my podaliśmy ulicę, gdzie wiedzieliśmy, że jest sporo hoteli – a Pani sprzedaje bilet na konkretny numer trasy. Bilet za całe 200 BHT (baht) /os. 100 BHT to obecnie około 8,50 PLN. Autobus miał tę zaletę, że był klimatyzowany i zawiózł nas na ulicę gdzie chcieliśmy wysiąść. Po drodze widać całą panoramę Bangkoku – i różnice pomiędzy dzielnicami biednymi a bogatszymi a samym tzw. Centrum. Ruch jest lewostronny, jakieś przepisy obowiązują, ale generalnie każdy jedzie jak mu wygodnie – ale ogólnie jakoś ta maszyna działa i nie widziałem przez cały pobyt ani jednej stłuczki ;).

 

Zdziwiony i może zawiedziony nieco byłem faktem, że pomimo takiej bliskości przez cały pobyt zobaczyłem 5 – dosłownie pięć SUBARU na drodze – Forestera, Legacy i Imprezę. Na drogach królują Toyoty wśród osobówek, widoczne są też BMW i MERCEDESY w bogatszych dzielnicach oraz pickupy i cała masa TUK TUKów- (3 kołowy motorek z kanapą, głównie dla turystów) i najróżniejszej maści pojazdy które lata swojej świetności mają daaaaaaaawno za sobą. Tajowie lubią także tzw. Wiejski tuning i generalnie ich samochody w nocy to jeżdżące dyskoteki z zestawami najrózniejszych niekoniecznie pasujących dodatków zewnętrznych (spoilery, spinnery, nakładki na wydechy, antenki, naklejki, maskotki itp.)

 

Wracając do podróży.

Na naszej ulicy przelecieliśmy wszystkie hotele i guest house-y i wybraliśmy jeden, który nam odpowiadał. Wybór polega głównie na tym, że przed podjęciem decyzji idzie się i ogląda pokój. Jeżeli odpowiada to się go bierze. Nam spodobał się jeden z guest house-ów i wzięliśmy w nim pokój –z ciepłą wodą, TV SAT, klimatyzacją, własna toaleta i dwuosobowe łóżko i duże okno od podwórza – czyli tzw. Wyższy standard tamtejszy. Pokój był wystarczającej wielkości, było w nim czysto i dosyć cicho – jak na okolice, w której mieszkaliśmy. Cena 590 BHT/noc – ok. 51 PLN. Do Pałacu Królewskiego, który jest w ścisłym centrum było od nas około 15 minut piechotą.

 

W planie mieliśmy zwiedzanie Pałacu Królewskiego i Świątyń – ale na planach się skończyło, bo jak się przyłożyliśmy na chwilę spać tak wstaliśmy po kilku godzinach – gdy Pałac był już zamknięty – zamykają go o 17. Wybraliśmy się zatem na rejs po rzece MENAM, która przecina miasto wraz ze swoimi kanałami. Wsiedliśmy do długiej i wąskiej łódki tzw. Long tail boat i miły taj opłynął z nami chyba wszystkie możliwe slumsy przez 1,5 godziny – generalnie wszędzie widać syf i nie mogłem zrozumieć jak można żyć w takich warunkach – nie mówiąc o jedzeniu i spaniu. Wzdłuż kanałów ciągną się domki na palach, gdzie toczy się normalne życie. Zabawnie wyglądają takie ledwo trzymające się chałupki z wielkim i nowoczesnym klimatyzatorem na balkonie. A między tymi „lepiankami” co trochę widać jakąś ociekającą złotem świątynię.

 

Sama podróż taką łodzią to niezła frajda – napędza ją ….. silnik samochodowy, diesel lub benzyna, wymontowany z jakiegoś rupiecia i doprowadzony to jakiejś sprawności. Całość razem ze skrzynią biegów zamontowana jest na rufie – a ze skrzyni do wody wychodzi długi wał na końcu którego jest śruba, która wiruja z zawrotną szybkością. Silnik ten jest zamontowany tak, żeby można nim było obracać – przez to jest to bardzo zwrotny i szybki środek transportu. Pierwszy raz widziałem coś takiego ale robi wrażenie, zwłaszcza zmiana biegów w łodce – a kiedy się płynie to ta wirująca śruba wznieca wysoki pióropusz wody – stąd long tail boat.

 

Po podróży wodnej pochodziliśmy po mieście a wieczorem zaczepił nas jeden z kierowców tuk tuka i zaoferował podwiezienie do hotelu – a po drodze do stojącego Buddy. Buddę stojącego rzeczywiście nam pokazał, ale potem zamiast do hotelu zawiózł nas do sklepu na przedmieściach z prośbą żebyśmy tylko weszli i popatrzyli to on dostanie talon na benzynę. Do sklepu weszliśmy ale zaraz obskoczyło nas stado arabów i już niosą herbatkę i proszą do stołu i pokazują katalogi (sklep był z materiałami i garniturami – taki krawiec). Gdy połapałem się o co chodzi to powiedziałem, że dziękuję tylko popatrzę chwilę, uzyskałem odpowiedź, że tu się nie patrzy tylko kupuje i generalnie zaczęło się robić gorąco, ale udało się miło wyjść. Pora była późna. Wsiedliśmy z powrotem do TUK TUKA – i się dopiero zaczęło – gdy kierowca zaczął lamentować, że nie ma talonu na paliwo. Potem zaczął wręcz krzyczeć, ze dlaczego nie siedliśmy i nie pooglądaliśmy katalogów. Generalnie poczuliśmy się nietajnie bo jechał szybko – i nie dało się wysiąść a powiedział, że teraz to mu zapłacimy za paliwo. Skończyło się na tym, że nas wywiózł w ciemną uliczkę i kazał wysiadać. Rzucił się do nas z pięściami gdy usłyszał, że nic więcej nie dostanie niż to co się umawialiśmy – a poza tym nie wywiązał się z umowy. Na szczęście udało się nam uciec przed nim, ale nie czułem się w ogóle fajnie w mega mieście -8 mln mieszkańców – o 23 w nocy w jakiejś ciemnej uliczce w nieznanym miejscu. Do hotelu wróciliśmy taxi z licznikiem.

 

Generalnie w Tajlandii na wszystko się trzeba umawiać z ceną, bo jest ona umowna. Jedynie w sklepach spożywczych czy sklepach sieciowych jest taka jak na metce, w reszcie sklepów jest targowanie. W taksówce jest targowanie przed trasą – chyba że jest licznik – w tuk tuku targowanie itp.Tajowie są generalnie spokojni i bardzo mili i uśmiechnięci i życzliwi – ale jak się wkurzą to potrafią nawet zabić. Ot taka natura.

 

Drugiego dnia postanowiliśmy wybrać się do AJUTTAJI – dawnej stolicy Tajlandii sprzed 400 lat. Miasto założone 1350 przez króla Ramę Thibodi I. Do 1767 stolica Syjamu, w tymże roku zniszczona przez wojska birmańskie.

 

Można tam się dostać na 3 sposoby – taxi, autobus lub pociąg. My wybraliśmy ten trzeci bo chcieliśmy poznać lokalny folklor – dostaliśmy się na dworzec kolejowy w centrum i kupiliśmy bilet do Ajjutaji – 20 THB/os czyli niecałe 2 PLN. – a do przejechania mieliśmy około 70 km. Pociąg zwany był ekspresem – ale nie wpływało to raczej na jego szybkość. W pociągu ścisk. Ludzie jechali też na zewnątrz uczepieni drzwi. Co trochę przechodził ktoś przez przedział i oferował picie i jedzenie tutejsze. Co trochę chodził też konduktor i sprawdzał bilety – miał skubany pamięć bo wiedział mneij więcej kto się dosiadał. Pociąg nie miał Klimy a jedynie wentylatory pod sufitem a nasz wagon miał nawet toaletę, ale szczerze powiedziawszy pomimo tego, że dokładali do niej papier toaletowy to jej czystość pozostawiała wieeeeeeeeeeeele do życzenia. Nasze PKP jest pod tym względem prymusem w takiej sytuacji. W pociągu sielska atmosfera, ludzie bardzo pomocni i pomimo słabej znajomości angielskiego przez nich próbują zagadać i pomóc w razie potrzeby.

 

W Ajuttaji znajdują się ruiny pałaców i świątyń buddyjskich (XIV-XVIII w.) oraz kompleksów świątynnych z dzwonowatymi stupami, m.in.: Wat Phra Sri Sanphet (największa, na terenie pałacu królewskiego), Wiham Phra Mongkol Bopit, Wat Phra Mahathat, Wat Rajburana; kamienne posągi siedzącego Buddy.

Na stacji poszukaliśmy sobie TUK TUKA – i za 1000 THB zgodził się obwozić nas cały dzień po świątyniach a potem odwieźć na pociąg. Zrobiliśmy sobie więc rundkę po wszystkich zabytkach, a podczas gdy my zwiedzaliśmy świątynie, nasz kierowca co trochę kupował nam albo wodę albo owoce żeby zredukować duchotę i pragnienie. Ruiny pałaców i świątyń były dla nas wstępem do Kambodzy, którą zamierzaliśmy odwiedzić w kolejnych dniach. Na stacji w Ajjutaji spotkaliśmy grupkę Polaków, z którymi potem się jeszcze wielokrotnie mijaliśmy. Do BKK wracaliśmy też pociągiem, też za 20 THB i też w takiej samej sielskiej atmosferze.

W BKK udaliśmy się do jednego z hoteli – gdzie mieściło się biuro podróży, gdzie chcieliśmy kupić bilety na transport do Kambodzy. Oferowali nam całą wycieczkę, ale my chcieliśmy jedynie bilet. Po udanych negocjacjach stargowaliśmy cenę do 800 THB/2 os na transport BKK – SIEM REAP w Kambodzy.

Cdn….

 

galeria I + II dzien

http://picasaweb.google.com/piotr.siekl ... directlink

 

dsc00091bb6.th.jpg

dsc00077avq0.th.jpg

dsc00048io0.th.jpg

dsc00122cc6.th.jpg

dsc00123pa5.th.jpg

dsc00076akz3.th.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hallo tuk tuk rzondzi :mrgreen: . W okresie noworocznym (moze również w pozostałe dni) przystrojone w setki lampek jak choinki :mrgreen:

 

Bylismy z żonką na Phuket dokładnie rok przed tsunami, piekne miejsce, bardzo tanie na miejscu, ciekaw jestem jak teraz wygląda bo spustoszenie było wielkie. Rajska wyspa phi phi podobno została zmieciona ale może juz ją odbudowali.

 

wkurzające jest tylko to że wszedzie biora cie za rosjan, plus jest tego taki ze mozna robic wioche na "ich koszt" :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hallo tuk tuk rzondzi :mrgreen: . W okresie noworocznym (moze również w pozostałe dni) przystrojone w setki lampek jak choinki :mrgreen:

 

Bylismy z żonką na Phuket dokładnie rok przed tsunami, piekne miejsce, bardzo tanie na miejscu, ciekaw jestem jak teraz wygląda bo spustoszenie było wielkie. Rajska wyspa phi phi podobno została zmieciona ale może juz ją odbudowali.

 

wkurzające jest tylko to że wszedzie biora cie za rosjan, plus jest tego taki ze mozna robic wioche na "ich koszt" :wink:

 

pamiętam zdjęcia z plaży w TVN byłem tam 10 lat temu i ciary mnie przeszły, a tuk tuki w Bangladeszu są ze best... te w Bangoku odpadają...

Ale program artystyczny w klubach bije na głowę wszystkie inne, nie mamy tego w Polsce, świTYNIE swoją drogą, ale show jest show, bez apelacyjnie, tylko uwaga na koszta...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Wycieczka Tajlandia/Kambodża jest warta polecenia, tak jak generalnie cała Azja jest ciekawa, bo to zupełnie inna cywilizacja. Możnaby dużo pisać, ale nawiązując do tematyki samochodowej, to warto przejechać się drogą z granicy tajsko-kambodżańskiej w POIPET do SIEM REAP, które jest oazą w bezkresach błota (kurzu) i pól ryżowych. Rzeczona droga jest gorszej jakości niż większość OS-ów szutrowych w WRC. Najwięksi kozacy taksówkarze w jedynym słusznym pojeździe na tamte drogi - TOYOCIE CAMRY - robią 150 km w około 3 godziny. Autobus jedzie 7,5 godz:) Polecam, przeżycie niezapomniane.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja wraz z emgie i kilkoma jeszcze kolegam planujemy wlasnie taka wycieczke do Tajlandi w pazdzierniku.. mysle ze po powrocie tez podzielimy sie wrazeniami, planujemy kupic tylko bilety a za noclegiem bedziemy rozgladac sie na miejscu, to chyba dobra opcja??? bo gdy ogladam oferty na internecie to nie wyglada to na tanie miejsce na wakacje... bynajmniej oferty z UK.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Znalazlem w koncu chwile czasu to moge kontynuowac opowiesc:

 

Jak juz wspomnialem wybralismy sie do Kambodzy. Mial nas do granicy zawiezc tzw. „Yes sir, big air con bus”. Wstalismy rano i poszlismy na miejsce, z ktorego mieli nas odebrac. Na miejscu okazalo sie ze- BIG BUS- sie zepsul i jedziemy minibusem.

 

W tym miejscu musze dodac – o czym zapomnialem wczesniej – ze akurat nasz pobyt zgral sie w czasie z uroczystosciami krolewskimi – a mianowicie z pogrzebem siostry krola. W tym celu w srodku miasta, na placu, w niedalekiej odleglosci od Palacu Krolewskiego wybudowano swiatynie krematorium na te ceremonie- krematorium tylko dla rodziny królewskiej. Dodam, ze siostra krola zmarla w styczniu, a my bylismy na poczatku listopada – i dopiero wtedy byl pogrzeb.

 

Z uwagi na powyzsze w miescie bylo bardzo duzo policji i wojska do pilnownia porzadku, oprocz policji i wojska, ktora w niektorych dzielnicach pilnowala porzadku w zwiazku z zamieszkami przeciwko premierowi – glosno potem bylo w mediach o tym i u nas w Polsce. W oczekiwaniu na reszte zalogi, ktora miaal z nami jechac do Kambodzy, czekalismy w hallu hotelu, kiedy nagle rozlegl sie olbrzymi huk – pomyslalem czy to bomba czy co ? Okazalo sie ze wojsko lufy sobie czyscilo strzelajac do ptactwa. W zyciu jeszcze nie widzialem tylu policjantow i wojskowych na raz w jednym miejscu. Wszedzie barierki i strefy, ale przynajmniej co troche staly toalety prznosne – z tym ze wyglada to jak duzy autobu do ktorego sie wchodzi i tam sa kibelki i zlew, a także wokolo byly dystrybutory z woda, ktora rozdawali wszystkim wokolo. Kiedy juz zebrala sie nam grupa ruszylismy w strone granicy z Kambodza do Poipet. W busie oprocz nas byly 2 Australijki, 3 Niemcow i Francuz (ten to byl aparat – po angielsku nei bardzo potrafil mowic i rozumiec i kazdego pytal czy „parle franse” - ale w Tajowie nie bardzo wiedzieli co do nich mowi, wiec mu odpowiadali po angielsku. Do granicy jechalismy sobie szeroka asfaltowa autostrada – i po okolo 3 godzinach dotarlismy w okolice POIPET – tam mielismy wysiadke – poniewaz tajskie minibusy i autousy- w sumie zadne samochody nie wjezdzaja przez te granice do Kambodzy. Przed granica odebral nas jakis Taj i powiedzial ze teraz nam pomoze zalatwic wizy do Kambodzy – i musimy mu zaplacic tyle i tyle – wiedzialem ze normalnie wiza kosztuje 20 USD, ale jak sie okazalo samemu ciezko ja juz w okolicach granicy zdobyc – wiec trzeba zaplacic okolo 30 USD i ma sie od razu. Trudno. Potem juz na piechotke zaprowadzil nas w strone przejscia granicznego. Szlismy przez jakis bazar, na ktorym zaczepialy nas male dzieci – zeby im cos dac – oczywiscie najchetniej widzialyby dolara – a co niektore zaczely nawet obmacywac kieszenie. Generelanie wokolo bylo juz duzo inaczej niz w Bangkoku – duzo brudniej, ludzie na bosaka ciagali za soba wielkie drewaniane wozy, chyba caly dobytek zycia na nich. Weszlismy do budynku granicznego i po odprawie moglismy przejsc na tzw. Ziemie niczyja – a tam po prostu sodoma i gomora- przechodzac przez most na rzece – w rzece wiecej plywalo smieci itp. niz bylo wody, ale szlo sie jeszcze po asfalcie – przed naszymi oczyma wzbijaly sie w gore wielkie budynki – które okazaly sie wielogwaizdkowymi kasynami. W Tajlandii hazard jest zakazany, wiec wszyscy przyjedzaja na granice dorobic sie fortuny lub przepuscic wszystko. Ogolnie stanowilo to wielki kontrast bogactwa i biedy. Tutaj wielkie kasyna – a wokolo ludzie ubrani w co sie da, ciagnacy towar na wozkach, na bosaka. Dotarlismy o stanowiska odprawy Kambodzy. Tam trzeba bylo wypelnic karte pobytu i usmiechnac sie do fotki. Pan popytal o kilka rzeczy i kazal isc dalej. I tak oto weszlismy na terytorium Kambodzy. I to co zobaczylem pozwolilo mi sie poczuc jak na przelomie XIX/XX wieku. Asfaltu niet – wszedzie klepisko z gliny i blota. Poczekalismy na autobus, który mial nas zawiezc do SIEM REAP. To co podjechalo z autobusem, mialo wspolna tylko nazwe, ale nic lepszego nie bylo. Wsiedlismy do srodka i ruszylismy. Poruszalismy sie w wielkiej blotnistej mazi ktora byla droga. Przejechalismy moze 800 metrow i kazano nam wysiasc. Okazalo sie ze ten autobusik tylko nas przewiozl do jakiegos mini dworca – z ktorego dopieor mial nas zabrac wlasciwy autobus do Siem Reap – i rozpoczxelo sie czekanie. W miedzyczasie tajowie – ktorzy nadal nam towarzyszyli namawiali nas do rzekomo najlepszej wymiany walut jaka mielismy miec – bo w glebi kraju to jak jestesmy „biali i z europejskim nosem” to przeplacimy i stracimy. Uleglem ej namowie i wymienilem troszke dolarow – na szczescie niewiele jak sie potem okazalo. I dalej czekalismy – co gorliwsi, zaczeli pertraktowac ceny na taxowke, ktora chcieli jechac do Siem Reap. Oczywiscie taxowka byla Toyota Camry – notabene nigdy jeszcze nigdzie nie widzialem tylu Toyot Camry w jednym miejscu. W Kambodzy co 3 auto to Camry.W koncu po jakims czasie przyjechal wynalazek zwany autobusem – i kazano sie pakowac do srodka – na zasadzie – najpier bagaz, a potem siadaj gdzie ci sie uda. Okna otwarte na osciez a w autobusie goraco jak diabli. Ruszylismy w trase. I bylo to zarazem najdluzsze 130 km jakie przejechalem po najgorszej drodze w zyciu. Ową drogę stanowiło uklepany piach z gliną, gdzieniegdzie mający kawałek asfaltu. Autobus jechał wolno ze wzgledu na wyboje i kurz, przez który tez trzeba bylo zamknac okna wszystkie. Zatem bylo duszno, goraco i czeerwono w srodku – bo droga ma kolor zblizony do czerwonego. Po drodze przejezdzalismy przez miasteczka – w ktirych obok skleconych z europalet mieszkan stala ...... toyota camry. Po drodze tez mijalismy ciezarowki ciagnace olbrzymie ladunki na przyczepach, a szoferki tych ciezarowek zalepione byly czarna folia – z pozostawieniem szczeliny z przodu i z boku zeby bylo cos widac, a sluzylo to temu zeby nie bylo goraco. Po kilku godzinach jazdy stanelismy na popas. ( przy okazji trzeba bylo zrobic serwis autobusu, bo sie pozatykal od tego pylu.) Stanelismy w srodku jakiejs wioski, gdzie od razu obiegly nas dzieci – oferujac pierdolki do sprzedania, byle dostac dolara. Zadziwilo mnei to ze calkiem niezle te szkraby mowily po angielsku – ale potem okazalo sie ze ucza sie go w szkole od najmlodszych lat. W knajpie naszla mnei ochota na krewety – wiec zamowilem – i skoro to pisze to nadal zyje – ale dobrze ze zjadlem je zanim poszedlem do toalety, mijajac po drodze cos na ksztalt kuchni... Na miejscu poznalismy tez realny przelicznik waluty – 1 USD = 4000 ichniejszej waluty. Bylo to pomocne w pozniejszych zakupach i targach. Oczywiscie przelicznik ten jest obowiazujacy dla turystow, miejscowi maja inne ceny. Ale puszka coli wszedzie kosztowala dolara. Przygladalem sie także jak male dzieciaczki serwisuja naszego trupa, ktorym jechalismy – i szlo i m to rewelacyjnie. Podstawowe narzedzia i male raczki czynily cuda. Wszedzie wokolo biegaly gekony i pomimo ze wszedzie widac bylo wielkie ubostwo, wszyscy sie do Ciebie milo usmiechali, podchodzili zagadac i popatrzec na zjawisko dla nich – bialego czlowieka.;) Przez srodek wioski przebiegalo klepisko, ktor udawalo droge. Wszystko jednak zamienilo sie w bloto bo konczyla sie pora deszczowa. Wsiedlismy do autobusu i ruszylismy dalej – powiedziano nam ze jeszcze kilka godzin – chociaz tylko 60 km. Po drodze zjawiskowe byly mosty. Jedzeimy sobie droga – przd nami widac rzeczke i most, ale most jest w budowie – stercza tylko slupy i kawalki konstrukcji – a autobus nagle zjezdza obok mostu i jedzie nasypem obok mostu nasypanym i ubitym na tej rzeczce. Po drodze mijalismy tez roboty drogowe – pelna profeska – walce, spychacze – jezdza i ubijaja zwir z glina. W koncu okolo 22 dotarlismy do SIEM REAP – i bylem w szoku – piekny, rowny asfalt na ulicach, wszedzie 4,5 i 6 gwiazdkowe hotele – zupelnei inny swiat w porowaniu z bieda ktora widac po drodze. Te hotele sa dla gosci przyjezdzajacych, ktorzy przylatuja na pobliskie lotnisko, zwiedzaja swiatynie i sie w tych hotelach zatrzymuja. Wjechalismy do srodka miasta – na ulicach gwar i ruch jak w poludnie – zasady sa takie ze nie ma zadnych zasad. Kazdy jedzie jak chce – ale przynajmniej jezdza ostroznie i nie widzialem zadnej stluczki. Autobus dowiozl nas pod jakis hotel – mily pan powiedzial ze mozemy sie tu zatrzymac lub szukac sobie sami dalej. Wszedlem, pytam o pokoj, pytaja sie czy ma byc klima czy wiatrak – wybieram wiatrak, wszak caly dzien bede zwiadzal – proawdza mnie na gore i pokazuja mi sporej wielkosci pokoj z osobna lazienka – wszsytko czystko ladnie i schludnie, nawet TV bylo. Pan mi mowi ze jak mi sie podoba to moge brac – cena 5 USD za noc. To biore w ciemno.

Pozniej okazalo sie tylko ze w pokojach z wiatrakiem nei ma cieplej wody – jest tylko letnia. Zeby miec ciepla trzeba pokoj z klima wynajac. Podsumowujac – wyjechalismy z BKK o 8 rano a do SIEM REAP dotarlismy dopiero kolo 22. masakra. Wykonczeni poszlismy spac bo rano czekala nas wyprawa do swiatyn ANGKORU.

 

Cdn....

 

PS. Robo - kupuj tylko bilet - noclegami sie nie przejmuj, na miejscu znajdziesz wszsytko - jakby co sluze pomoca

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
  • 2 miesiące temu...

Kiedy my bylismy w Bangkoku to w niektorych dzielnicach porozstawiane byly juz bojowe posterunki policji - bo sytuacja wtedy byla dosyc napieta, ale dochodzilo tylko do drobnych incydentów. Szczerze powiedziawszy nie poczulem sie jakos zagrozony. Dla turystow sa oni bardzo pozytywnie nastawieni, wiec nie powinno byc problemow, chociaz powiem szczerze, ze gdy sa wzburzeni to potrafia byc agresywni. Co prawda kilka dni po naszym odlocie zaczely sie zamieszki na lotnisku i wiem ze wtedy nie bylo milo. W sumie jakiekolwiek zagrozenie dla Was stanowic tylko moze Bangkok - i ewentualne zamieszki - reszta kraju zyje racej duzo dalej od polityki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Na lotnisku w Bangkoku jest dosyc napieciowo i bardzo formalnie. Pamietajcie o wizach. Samo miasto warto zobaczyc, ale raczej nie warto sie tam na dluzej zatrzymywac - na prowincji jest zdecydowanie bardziej luzno (doslownie i metaforycznie), duuuzo taniej i jeszcze bardziej egzotycznie. Lokalersi szczerze kochaja swojego krola, ale reszte polityki maja przewaznie w powazaniu (zeby nie napisac: w dupie). Bylismy 2 tygodnie w okolicach Hua Hin i serdelecznie polecam. Meczace jest jedynie oganianie sie od notorycznie natarczywych sprzedawcow garniturow szytych na miare.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co od wizy to proponuje sie wybrac do Ambasady Tajlandii w Wawie i wyrobic na miejscu - na drugi dzien odbior - trzeba tylko miec zdjecie ze soba. BArdzo wazne - jezeli planujecie sie wybrac do Tajlandii a potem zahaczyc o Kambodze lub inne panstewko sasiadujace to kupcie od razu wice 2 krotnego wjazdu. Na przejsciu z Kambodza na przyklad nie mozna jej nabyc i jest mega problem, bo trzeba sie wracac do ambasady Tajlandii w Kambodzy albo na lotnisko w stolicy. Tak jak pisal T8lek - na loitnisku jest bardzo urzedniczo i trzeba sie trzymac zasad bo moga byc problemy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obecnie nie ma już opłat za wizę tzw. on arrival do Tajlandii. My chcieliśmy taką wielokrotnego wjazdu (żeby wjechać właśnie z Kambodży), ale w ambasadzie kręcili nosem. Skończyło się na tym, że wyrobiliśmy sobie dodatkową w urzędzie imigracyjnym w Bangkoku i już. Ale spróbowałbym przycisnąć ludzi w ambasadzie, bo my dostaliśmy wizę pierwszego dnia po zniesieniu opłat - może teraz zasady są bardziej przejrzyste i nie ma problemu z wielokrotną.

 

Ze swojej strony serdecznie polecam też Laos :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...
  • 3 lata później...

przed 15 ni zdaze - bo o 20 listopada jestem w Indonezji i sie przemieszczam, wiec ciezko pisac. ;)

 

Ale moge Ci powiedziec, ze teraz jest zupelnie inaczej - Kambodza sie troche skomercjalizowala w tamtych rejonach pod turystów. Jest duzo latwiej. Wybudowana została autostrada z Tajlandii do Siem Reap - więc masz lajcik

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...