Skocz do zawartości

Japonia, Subaru i banda Gajdzinów...


Subaryta

Rekomendowane odpowiedzi

Dzień trzeci czyli Kioto by night....

 

Po jakim takim dojściu do siebie pakujemy się na powrót w Shinkansena, tym razem jedziemy nowszym ( a nie tym starym pudłem co to jedzie tylko 250km/h ;) ) i po niespełna godzince lądujemy w Kioto. Pierwsze wrażenie jest zgoła odmienne niż w Tokio, tu mamy do czynienia z tzw. Starą Japonią czyli świątynie, pałace, posągi a wszystko starsze niż historia naszego kraju ;) Lekko jeszcze zamgleni lokujemy się w hotelu nie ustępującym standardem Prince Sakura Tower, za to w większej skali bo budynek jakiś taki o połowę większy (w sumie nic dziwnego, tu za metr gruntu nie trzeba zapłacić równowartości nowego Legacy ;) ) zaczynamy od znalezienia jakiegoś przystępnie położonego pubu i ku ogromnej radości znajdujemy go nie dalej niż 100m. od nas. I fajnie, lokal mamy ;) Tu muszę się przyznać do pewnego niecnego planu, otóż po 2 dniach „głodówki” (pomimo, że zamówiłem sobie jadłospis „western style”, który ma się jednak tak do naszego jak polski odpowiednik kuchni chińskiej do oryginału ;) ) upatrzyłem sobie Mc Donalda i to z napisem 24h open. Gitarrra! ;)

W Kioto (a w zasadzie w Narze, ale to niedaleko) mamy do obejrzenia największy drewniany budynek na świecie, w którym stoi największy posąg Buddy na świecie (muszę Wam powiedzieć, że Małe Żółte Ludki mają jakiś kompleks wielości i wszystko u nich musi być naj, maja nawet wieżę Tokio Tower, która przypomina Wieżę Eiffela ino co większa jest ździebko bo liczy sobie 333 metry i 3 centymetry ). W ogrodzie otaczającym budynek grasuje cała masa Danieli (znaczy takie ichniejsze sarenki uznane za święte i pod ochroną, szkoda, że turysta też nie jest pod ochroną, bo te gnojki wyrywają z ręki wszystko myśląc, że to żarcie dla nich i tak straciliśmy 2 bilety do gmachu…. ;) )

4a101b75f381cbaam.jpg

(tu Młoda usiłując sie jakoś z bydlakami dogadać ;) )

 

Po tych przejściach wchodzimy na obszar świątyni i tu szok. Budynek jest wielkości naszego dworca centralnego w Wawie ale za to jest cały drewniany i fantastycznie zdobiony. Jakieś posążki, ganki, schody i wszystko w makroskali.

 

aa5cfc4768f75986m.jpg

(zwróćcie uwagę na proporcje ludzi w stosunku do budynku. To jest WIELGACHNE)

 

Już to nas lekko zaniepokoiło, bo u nas takich rzeczy nie ma a my nie lubimy czegoś nie mieć ;) Nic to, składamy ten efekt na błędy percepcji nieco zaburzonej wczorajszym, jakże udanym, wieczorem. O ile na zewnątrz dało się to jeszcze znieść to po wejściu ogarnęło nas przygnębienie już totalne….W środku stoi sobie posąg Buddy…. Ma 23 metry... Przy nim my wyglądamy jak nie przymierzając Japończycy przy Michale. Jak oni to zrobili? I to w czasie, kiedy nasza kultura przeżywała właśnie rozkwit bo udało się zbudować pierwszą tratwę rzeczną? ;) A teraz na serio, wrażenia niesamowite, ogrom budynku jak i jego zawartości budzi nabożny szacunek. Dla uzmysłowienia skali – w jednej z kolumn podtrzymującej dach jest wywiercony otwór wielkości dziurki w nosie Buddy. Przejście przez niego ma oznaczać szczęście na cały rok i moja Młoda oczywiście przez ten otwór przeszła. Rozmach niespotykany na Starym Kontynencie. Fotka nieco ciemna bo nie można używać flesza, mam nadzieję, że coś jednak widać:

 

c2015b2e377c02ffm.jpg

 

Mieliśmy szczęście bo trafiliśmy na jakieś uroczystości odbywające się w świątyni co pozwoliło nam zrobienie większej ilości fotek niż wszystkie wycieczki Japończyków do Polski razem wzięte ;) Na szczęście nie ma zakazu fotografowania a mnisi chętnie pozują z nami do zdjęć.

Potem wsiadamy do autokaru, który zawozi nas z powrotem do hotelu. Tam prysznic, chwila relaksu, piwo…. Jedziemy na lunch do dzielnicy Gejsz. Maja nas obsługiwać Meiko, czyli przyszłe Gejsze ( o ile przejdą jakąś tam ilość imprez między innymi z gajdzinami ;) ) Dziwna rzecz z tymi kobietami, były tylko 2 a nas 18 osób i każdy, ale to każdy, dałby sobie uciąć łeb i lewą stopę, że jedna z nich właśnie przy nim stoi. Nie bardzo wiem jak one to robią ale każde odwrócenie wzroku od stołu skutkuje napotkaniem wzroku Meiko. No cóż szkolą się w tym już od 600lat, znaczy znają chwyty ;) Lunch niezwykle przyjemny i atmosferze minionej już epoki (niestety…) Po zakończeniu jedzenia czeka nas występ Meiko z prezentacją tradycyjnego tańca. Niby nic, bo mało to dynamiczne było, niemniej z podziwem patrzyliśmy jak udaje im się nie zaplątać w kimono o tysiącu warstw. Przygrywa nam ichniejszy instrument strunowy, będący niedorozwiniętą wersją naszej gitary (ma tylko 3 struny i nie ma dziury w pudle ;) ) Po tej prezentacji przechodzimy do czegoś nieco bardziej wesołego mianowicie do gry w „papier, nożyczki, kamień”. Tu zostają zaproszone nasze kobitki do rywalizacji i mecz Polska – Japonia kończy się wynikiem 1:1. Fajnie było ;)

 

27e49bce4ad1a67bm.jpg

 

 

Zapomniałem poinformować, że podczas posiłku podawane jest piwo Asahi. Nie jest to może szczyt browarnictwa niemniej powoli wydobywa naszą gromadkę z przygnębiającego nastroju wszechobecnego kaca ;) Po ok. 2 godzinach już z uśmiechami na twarzach wysypujemy się radośnie z lokalu. No i co dalej? Po raz kolejny pada propozycja „W miacho!” ;) i przez część z nas zaakceptowana już w pierwszym czytaniu. Ja oczywiście także idę no bo przecież znalazłem Mc Donalda! Robi się późno i ulice zaczynają pustoszeć. Nie zrażeni tym faktem dzielnie brniemy w gąszczu ulic i tamtejszych kawiarenek w poszukiwaniu „domowego jedzenia” ;) W kole 1 w nocy docieramy do mekki Europejczyka z napisem 24h Open. No i zonk, bo jakaś obsługa jest w środku, światła się palą ale open nie jest zupełnie i nawet pukanie w szybę i próba przywołania jakiegoś człowieczka kończy się fiaskiem….Lekko zeźlony idę do restauracji obok, ewidentnie tym razem czynnej i od progu zadaję pytanie o coś „cywilizowanego” do jedzenia. Rozpacz. Jedyna czynna knajpa z żarciem w Kioto i to z tradycyjnym jedzeniem……chińskim. Nie wiem co gorsze, japońskie wybryki kulinarne czy rodzime szczury za to w polewie octowej…. Horror. Głodny, zły i wyraźną rezerwą alkoholową szukam innych rozwiązań. Bogu dzięki za „Seven Eleven”!!!! Okazuje się, że nie dość, że są czynni to jeszcze serwują podgrzewane w mikrofalówce Hot Dogi z prawdziwą parówką!!!! Wzięliśmy 6. I Asahi…dużo Asahi ;) W lepszych nastrojach udaliśmy się na poznawanie topografii miasta. Jak się okazuje skupisko 1,6 mln. ludków w jednym miejscu wcale nie musi być niebezpieczne i nawet o 3 nad ranem nikt z nas nie czuł się zagrożony. W ogóle będąc w Japonii ciężko uwierzyć, że może istnieć tam jakieś niebezpieczeństwo, łamanie prawa czy Jakuza…. Rozbawiło nas dwóch Japończyków naprawiających drogę (oczywiście nocą, coby nie przeszkadzać ludności w przemieszczaniu się) z czego jeden pracował przy koparce a drugi, pomimo zerowego akurat ruchu kołowego, machał czerwoną świetlówką ostrzegając nieistniejące na drodze samochody. Polak już dawno by sobie odpuścił i może by wstał jakby coś jechało…. a może i nie? Tak czy inaczej dzień zbliżał się ku….początkowi, bo w kole 4 nad ranem zatupaliśmy na schodach hotelu. Były niejakie problemy z namierzeniem własnych kwater ale summa summarum wszyscy nocowaliśmy we własnych łóżkach (chyba…. ;) ) Z mocnym postanowieniem odpoczynku od napojów wyskokowych w dniu kolejnym poszliśmy spać ;)

Reszta jutro ;)

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...
  • 5 tygodni później...

Lekko odkopuję temat, bo zgodnie z obeitnicą jest już gotowa stronka o naszym wyjeździe z pełnymi opisami, zdjęciami i wrażeniami. Zainteresowanych odsyłam tu Komentarze mile widziane ;) Od razu dodam (coby nie było ;) ) że autorką jest moja lepsza połowa i nie wszystko tak wyglądało (przynajmniej z mojego punktu widzenia ;) )

miłej lektury

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałem całość. Gratulacje za fajny opis, bardzo przyjemnie się czyta. :)

 

Teraz chyba się żadne zdjęcie nie ładuje. Jest też problem z niektórymi znaczkami (jak dla mnie, wygląda na problem z użytym edytorem - źle skonwertował plznaczki, czy coś).

 

Dzięki serdeczne za opis - pewnie nie będę miał okazji się wybrać, a tak to człowiek zawsze się czegoś dowie. :)

[edit] Faktycznie już fotki są.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 rok później...
zamarzyło się i mnie do Kraju Żółtego Pracusia.....

Przemyśl temat, po wizycie w Japonii nic już nie jest takie samo ;) Kiedyś np. wydawało mi się, że Niemcy są narodem zorganizowanym i z pomysłem na pracę i życie, cóż konfrontacja z Japończykami wykazała, że generalnie to banda nierobów z 0 zdolnością do ogarniania wykonywanej pracy ;)

A tak na serio: polecam jak tylko umiem, jak dotąd - wycieczka życia ;)

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niezła relacja :)

 

Chciałem jeszcze dodać coś od siebie w temacie Gaidżina. Wyraz ten oznacza tyle co "obcy", "cudzoziemiec" i można śmiało go nazwać pogardliwym. Dlaczego? Bo Gaidżin nie potrafi się zachować, nie zna japońskich zwyczajów i generalnie jest "cham i prostak o białej skórze" :mrgreen:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...