SF, to generalnie ciężki temat. Dużo twórczości nic nie wnoszącej do rozwoju (tak literatury, jak i myśli ludzkiej). Jeśli na początku trafi się na jakieś bzdury, to ciężko się później pozbyć tej opinii. Albo decyzje niedouczonych idiotów (za moich czasów, "Bajki robotów" Lema były lekturą w... podstawówce!). Moje ikony? Arthur C. Clark, Asimov ("Fundacja"!), Orson Scott Card (przede wszystkim seria o Enderze - i broń Panie Boże oglądać film!!!), Lem, Zajdel, Paul Anderson (nie jestem fanem fantasy, ale "Trzy serca i trzy lwy" uwielbiam), Robert Sheckley (dla mnie rozrywkowe SF, ale pomysły czasami niesamowite w swojej absurdalności - "Pielgrzymka na Ziemię"), bracia Strugaccy, Ziemkiewicz (tak, ten Ziemkiewicz, który kiedyś pisał genialne political fiction - "Szosa na Zaleszczyki"). Ech, tych autorów jest więcej, ale na szybko nie jestem w stanie sobie przypomnieć. Nie poddawaj się, szukaj [emoji3] Wysłane z mojego Armor 9 przy użyciu Tapatalka