Niestety szukam lakiernika... Na szczescie nie szukam blacharza ani mechanika Bylo to juz tydzien temu, ale dopiero teraz mam czas sie tym zajac i opisac swoje perypetrie.
Jechalem sobie Domaniewska w Wwie. Ruch maly, widocznosc znakomita, nic nie pada, ale zaczyna sie sciemniac. Jade od Woloskiej do Niepodleglosci. Mijam budynek Zeptera, wzdluz ulicy stoja zaparkowane samochody. Dojezdzam na wysokosc Expandera, gdy nagle jeden z nich wysuwa sie ze swojego miejsca i wjezdza na moj pas. Robi to w ostatniej chwili, nie mam szans wyhamowac. Uciekam na pas dla jadacych z naprzeciwka. A co robi gosc? Zaczyna zawracac i wjezdza takze na ten pas! Oczami wyobrazni widze masakre, bo gosciu, jak samobojca, precyzyjnie podstawia swoje drzwi pod uderzenie... Ozesz kur... Uciekam dalej, mijam jego przod o centymetry, wpadam na trawnik biegnacy wzdluz ulicy. Jak to bywa sympatycznym polskim zwyczajem, wzdluz ulicy ktos madry zasadzil zdrzewa. Na szczescie nie uderzam w zadne z nich, udaje mi sie wyprostowac tor jazdy i jadac po trawniku wzdluz ulicy usiluje wytracic resztke predkosci w glebokim na 30cm sniegu. Galezie drzew z subtelnoscia boksera muskaja moj dach Zatrzymuje sie. Samochod caly, spodnie suche. Nie jest zle.
Biegne do goscia. Zszokowany, nie wie co powiedziec, no moze poza tym, ze nie wie, jak to sie stalo i ze mnie nie widzial. Zatrzymuje sie tez swiadek (wielkie dzieki dla Przemka z Primery!). Wszyscy, na czele ze mna, sa zdziwieni, jak udalo mi sie ominac goscia. Facet pisze oswiadczenie, przeprasza itd. W sumie sie ciesze, bo moglo byc duuuuzo gorzej. Gdyby facet podjechal jakiejs babce, zapewne nie zdarzylaby nawet zatrabic i z cala sila wprasowalaby go w pogrzebowego koloru plastiki w jego Renault.
Wracajac do meritum. Uciekajac na trawnik, wjechalem na kraweznik i w gleboki, zmrozony snieg. Nastepnego dnia pojechalem do Asko i... ufffff. Kilka ruchow kluczem i piekna zielen na calym ekranie! Geometria fabryczna, felgi i opony cale Kamien spadl mi z serca. Mechanik ze stoickim spokojem wzrusza ramionami i na moja uwage, ze dobrze sie skonczylo, mowi: "A mogl pan miec europejskie swiatla!".
Suma sumarum jedyne straty to bardzo drobne rysy na dachu i paskudnie zdarty lakier z dolnej czesci zderzaka od zmrozonego sniegu, w ktory zarylem wjezdzajac na trawnik. Pizetju placi, ale kurwica mnie bierze, bo bede mial dodatkowe lakierowane elementy. I w koncu pora zadac pytanie: gdzie w Wwie sugerujecie polakierowac ten nieszczesny dach i zderzak?
P.S. Magia Subaru dziala takze na rzeczoznawcow - pan z PZU byl tak oczarowany samochodem, ze gdyby moj WRX mial jakies inne skazy na urodzie i chcialbym je naprawic na koszt jego firmy, na pewno by sie zgodzil