Miałem dziś dziwną sytuację. Na moim osiedlu są dość wąskie ulice, a samochody zaparkowane są po obydwu stronach. Miejscami mieści się przez to tylko jeden pojazd. Dziś jechałem taką ulicą i w momencie, gdy minąłem ostatnią lukę w jaką mógłbym wjechać, nagle z lewej wyskoczyła mazda. Często takie sytuacje się zdarzają, bo widoczność z tamtej strony jest kiepska. Gdy zdarzy mi się tak wyjechać, to naturalną dla mnie i innych kierowców reakcją jest cofnięcie, i pozwolenie drugiemu pojazdowi na opuszczenie wąskiego gardła. Pan z mazdy jednak jechał dalej, aż dojechaliśmy do swoich zderzaków. Zaczął machać i pokazywać, abym wycofał i mu ustąpił. Myślę sobie: kurcze, to nie ja wpakowałem się tam, gdzie nie było szans się zmieścić. Nie ma opcji. Chwilę tak sobie nawzajem pomachaliśmy, aż w końcu pan ustąpił. Gdy zrównaliśmy się przednimi drzwiami, zapytałem: Dlaczego wjeżdża Pan w ulicę, widząc, że nie mam gdzie zjechać. W odpowiedzi usłyszałem: "To pan nie wie, że ten, kto wyjeżdża z podwórka ma pierwszeństwo?"
Link z mojej perspektywy: https://www.google.pl/maps/@52.2424179,20.9753665,3a,75y,4.53h,86.7t/data=!3m6!1e1!3m4!1sZiCw6QO1LpuzmyjMQ2bbOQ!2e0!7i13312!8i6656
Staram się pogłębiać swoją wiedzę z zasad ruchu drogowego, ale czegoś takiego nie słyszałem. Nie wiem skąd to wytrzasnął, może zrównał ruch drogowy do niepisanej zasady "Wysiadający z tramwaju mają pierwszeństwo"?
Pomijam już absurdalność tego stwierdzenia, to pan wcale nie wyjeżdżał z podwórka, tylko poruszał się normalną drogą. Podwórko jest nieco dalej.
No i teraz pytanie: czy są jakieś przepisy, które regulowałyby sposób zachowania w takich sytuacjach, czy tutaj pozostaje już tylko kultura na drodze?