Takie sobie, ale co mi tam...
Wieś. Facet jedzie do swojego gospodarstwa. Nagle psuje mu się samochód, więc musi go zostawić w warsztacie.
Musi iść do domu na piechotę. Zabiera ze sobą uprzednio kupiony kubełek i puszkę farby.
Po drodze spotyka znajomka, który oddaje mu gęś i dwie kury.
Facet nie bardzo wie, jak się z tym wszystkim zabrać.
Kiedy się organizuje, podchodzi kobitka i pyta go, czy nie wie, gdzie jest gospodarstwo Iksińskiego. Facet odpowiada, że wie i chętnie by ją odprowadził, bo właśnie w tamtą stronę idzie, ale nie wie, jak sobie poradzić z całym tym majdanem.
Kobitka mówi: - Bardzo łatwo. Włóż puszkę farby do kubełka, w drugą rękę gęś, a kury pod pachy. Facet podziękował za radę i, tak zrobił. Idą.
On: - wiesz, zamiast iść drogą, możemy pójść skrótem przez las. Jak myślisz?
Ona, patrząc podejrzliwie: - No, nie wiem, bo cię nie znam. Nie wiem, czy gdzieś nie będziesz chciał oprzeć mnie o drzewo i zgwałcić?
On: - Ależ gdzież! Nawet gdybym chciał, to jak miałbym cię przycisnąć pod drzewem, kiedy mam kubeł, puszkę farby, gęś i dwie kury.
Ona: - Bardzo łatwo. Postawisz gęś na ziemi, przykryjesz ją kubełkiem, na wierzchu postawisz puszkę farby, a kury to ja ci potrzymam.