Chętnie poczytam o silnikach 2.0 na pompowtryskach (eksploatowanych w normalny sposób ), które padają po 60k km na tyle, że potrzebny jest remont za 30k zł Bo nawet jak w tych pierwszych modelach z początku 2000 lat pękały głowice, to koszt nowej wynosi 5k zł, a nie 30k. Nie jestem aż takim ignorantem, żeby wierzyć w nieśmiertelność jakiegokolwiek silnika - każdy może paść, ale zdecydowana większość silników o które się dba, działają bezawaryjnie latami, a tutaj nawet jak odmawiasz codzienną zdrowaśkę na kolanach dolewając/zmieniając olej i tak nie masz wpływu na prawdopodobnie czekającą Cię usterkę...
Jak wszystko z grupy VW. Ale tutaj dodatkowo dochodzi fakt, że kupno używanego SBD to gra w rosyjską ruletkę, w której na 5 na 6 naboi jest załadowanych, a jak widać nawet nowe egzemplarze z 2013 roku mogą być wadliwe.
Nie chciałbym aby ten temat wkroczył na jakieś bezsensowne dyskusje na temat wyższości jednej marki nad drugą, bo nie o to mi chodziło. Stąd wybaczcie, ale nie będę dalej zaśmiecał tematu swoimi wypocinami, szczególnie że żadna marka nie jest pozbawiona wad. Jeszcze raz szczere współczucia dla autora.
PS. Andrzej, wiesz że jesteś sławny w branży moto? Istnieje wśród mechaników historia o tym, jak pewien przedstawiciel marki stwierdził, że impreza 2.5 sti nie nadaje się do autostradowej jazdy (bo inaczej może się wydmuchać uszczelka spod głowicy). Słyszałem ją dwa razy jako przestrogę jak jeździłem swego czasu po mechanikach, podobnie jak inną (o tym, że "jak forester po puszczeniu kierownicy skręca samodzielnie na prawo, to dlatego, że jak się zaśnie to auto wjedzie do rowu a nie na czołówkę" - autora nie znam). Dopiero teraz skojarzyłem, że chodzi o Ciebie